Adrenalina, epinefryna, jakkolwiek jej nie nazwiesz- przyspiesza bicie serca, podnosi ciśnienie krwi, rozszerza oskrzela i źrenice. To pewnie wiesz . Nie zawsze podejmujemy rozsądne decyzje, gdy jesteśmy pod jej wpływem. A co jeśli jesteś od niej uzależniony i jest stałą częścią twojego życia? Dodaj jeszcze do tego lekko szalonego współlokatora socjopatę i wyobraź sobie, że oto dokładnie sytuacja w jakiej znajduje się Dr. John Hamish Watson. John doskonale wiedział, że pan Holmes nie będzie łatwym współlokatorem, ale dla tego wspaniałego uczucia krwi buzującej w żyłach, niezwykłego pobudzenia i przede wszystkim tak szczęśliwego i beztroskiego Sherlocka jest warto. W tym momencie nie jest w stanie wyobrazić sobie innego życia.
Nigdy nie myślał o sięganiu po narkotyki. Historia jego siostry działała na niego wystarczająco, aby odstraszyć go od alkoholu, pomijając rzadkie okazje. Poza tym, czasy studiów dawno minęły. Nie oznaczało to jednak, że myślał o ustatkowaniu się. To nie wchodziło w grę. Po latach spędzonych w armii nie myślał o małżeństwie, dzieciach i domu na przedmieściach. Dla niektórych mogło się to wydawać dziwne, ale bieganie ulicami Londynu, skakanie po dachach i nacisk broni gotowej do użycia na jego plecach- nie wiedział jak długo to potrwa ale zamierzał cieszyć się chwilą, bo w tym momencie był wyrwany z szarej rzeczywistości. Nie potrzebował już pomocy psychologa. To była dla niego najlepsza terapia. W końcu coś się działo.
Jeżeli mówimy już o adrenalinie przejdźmy do momentu, w którym John uświadomił sobie coś bardzo ważnego. Przez całe życie myślał o sobie jako o modelowym mężczyźnie- był lekarzem i żołnierzem. Myślał też, że mogą interesować wyłącznie kobiety. Jednak kiedy twoje życie obraca się o 180 stopni i przez większość swojego czasu biegasz za swoim genialnym współlokatorem, nie wiesz już dłużej co o sobie myśleć. To był jeden z momentów euforii, gdy po sprawie wbiegli do 221b szybko oddychając, śmiejąc się i uśmiechając, jakby byli parą nastolatków. Włosy Sherlocka były lekko wilgotne i potargane, tworząc na głowie detektywa jeszcze większy bałagan niż zwykle. Jeżeli miałbyś okazję przyjrzeć się bliżej, to zauważyłbyś, że jego policzki są lekko zaróżowione od dziko pulsującej krwi, a źrenice rozszerzone tak, że jasna tęczówka prawie znika. Sherlock zdążył też pozbyć się już płaszcza i zdejmując szalik zahaczył i rozpiął 2 górne guziki koszuli odsłaniając część swojego torsu. John był opalony słońcem Afganistanu, ale Sherlock był blady nawet jak na kogoś, kto większość życia spędził w Anglii. Można powiedzieć, że jego skóra była wręcz alabastrowa, praktycznie bez skazy, miękka, sporadycznie zaznaczona małymi znamionami. John zrozumiał, że po prostu się gapił. Sherlock też chyba to zauważył, bo po rzuceniu doktorowi spojrzenia zapiął niższy guzik. Mimo tego pozostali ciężko oddychający, oparci o ścianę, z głową odrzuconą do tyłu i wyeksoponowanymi szyjami. Zwłaszcza długa i smukła szyja Sherlocka z wyraźnie zarysowanym jabłkiem Adama była czymś, na co nawet John zwrócił uwagę. Dla postronnego obserwatora wyglądaliby jakby właśnie mieli za sobą męczący i bardzo satysfakcjonujący seks. John musiał odwrócić swoją uwagę, bo zaczął czuć się odrobinę niezręcznie.
- Skoro jest już po sprawie, możesz w końcu coś zjeść. Angello Ci odpowiada, czy masz jakieś inne pomysły?
- Wiesz, że to tylko transport. Skoro już muszę jeść, możemy pójść gdziekolwiek Ci się podoba.
- Więc Angello. Pewnie znowu wystawi nam świece.
- Ten facet jest uosobieniem współczesnego romantyzmu.
Mimo że dopiero skończyli się śmiać, to znowu nie mogli złapać oddechu. Cieszyło to Johna, bo Sherlock naprawdę rzadko szczerze się uśmiechał, a to było warte każdego ryzyka jakie dziś podjęli. John jednak czul, że zacierają powoli granicę przyjaźni. Mieszkali razem, dzielili rachunki, jedli i rozwiązywali sprawy, troszczyli się o siebie i chronili nawzajem. John może nie był tak mądry jak jedyny na świecie detektyw konsultant ale był bystry i jego pytania niejednokrotnie nasuwały Sherlocka na nowy tor myślenia. Będąc szczerym, to jedyne czego nie dzielili to życie seksualne. Co Johnowi wydawało się niemożliwe, bo to przecież Sherlock, zawsze poślubiony swojej pracy. Tak rzadko zawracał sobie głowę tak błahymi czynnościami jak sen, czy jedzenie, że czytelnicy jego bloga czasami zastanawiali się, czy nie jest to przypadkiem postać fikcyjna, więc dlaczego miałby sobie zawracać głowę tak czymś zwierzęcym jak seks, gdy dla świata zakładał maskę zimnego i niedostępnego wysokofunkcjonującego socjopaty. Nie mógł przecież pozwolić sobie na utratę kontroli, zwyczajne zatracenie się i zdjęcie maski. Musiał zawsze i wszystko trzymać w garści, mieć dopracowane i zaplanowane. Nawet jeśli zdobył by się już na takie coś, to John nie miał pojęcia, dlaczego miałoby paść akurat na niego. Był niskim doktorem, zakopanym pod warstwą swetrów. Sherlock z kolei mógł mieć każdego. Pomijając istotę detektywa, którą był masywny intelekt, to był on cholernie seksowny. Znaczy się, oczywiście, obiektywnie mówiąc, z anatomicznego punktu widzenia. A jednak to dopiero pojawienie się w jego życiu doktora Watsona zainicjowało w nim widoczne zmiany i nie widział tego tylko on. Cały cholerny Scotland Yard, gazety i połowa, jeśli nie cały blog brał ich za parę. Jak czuł się postawiony przed tym faktem? Cóż, dla doktora nadszedł czas przepełniony nierozładowanym napięciem seksualnym.
