Ten fanfic chciałabym poprowadzić inaczej niż większość piszących o tzw. „self-insert"'. Z początku może brzmieć bardzo filozoficznie lub prawie tak jakbym zarzucała komuś jego irracjonalny sposób myślenia, z góry przepraszam. Miejscami może brzmieć zuchwale i impertynencko.
Zwykle bohater tego typu fanowskiego opowiadania od razu po wspaniałym odrodzeniu od razu wie gdzie jest, kim jest i dokładnie wszystko pamięta jak to leciała fabuła danego fandomu. Taki bohater planuje albo sprawić, że wszystko będzie perfekcyjnie i jeśli trzeba to uratuje wszystkich przed śmiercią, jeśli oczywiście dane postacie fabularnie umierają, taka postać chce się bawić w boga. Ukaże tutaj jak ja wyobrażam sobie takie zjawisko. Po prologu rodzaj narracji może się zmieniać. Przepraszam jeśli przynudzam. Pewnie i tak większość ludzi pominie ten fragment od autorski. Przejdźmy do prologu. Jeszcze raz przepraszam za to, że prolog nie jest w klimacie YoI.
…Pierwszą twoją myślą po odrodzeniu na pewno nie będzie „Oh, odrodziłem się w tym konkretnym anime, sprawię, że ten świat będzie lepszy, wszystko co mi się nie podoba po naprawiam."Absolutnie nie. Nikt przy zdrowych zmysłach po śmierci nie będzie myślał o swojej ulubionej serii. Najpierw będziesz w szoku po niedawnej śmierci i uświadomieniu sobie faktu, że mimo to jednak żyjesz. Później trafia do ciebie, że straciłeś, bądź straciłaś, wszystko co posiadałeś w poprzednim życiu. Nie ma odwrotu. Możliwe, że przed pierwszy rok, a może dłużej, będziesz bardzo płaczliwym dzieckiem. Każdy znosi taki fakt inaczej. Nie zajęłoby ci długo skojarzenie, że nie rozumiesz niczego co do ciebie mówią, nawet jeśli bardzo dobrze opanowałeś dany język w przeszłości. Szok zrobiłby swoje, na pewno przyćmiłby ci jasność myślenia. Wszystko co będziesz widzieć przez jakiś czas będzie wyglądać dla ciebie prawdopodobnie strasznie, ponieważ wzrok dziecka dopiero naprawdę rozwija się po narodzinach. Możliwe, że przez ten rok w trakcie którego będziesz wychodzić szoku i starać się doprowadzić wszystko do jednego mianownika będziesz koszmarem dla swoich nowych rodziców i przez długi czas spędzisz im sen z oczu. Nie będą widzieli o co ci chodzi, czy ci coś dolega, a ty poza rozpaczą nad swoją nieodwołalnie utraconą przeszłością i możliwym przyszłym życiem jako dawny ty, będziesz również wyrażać swój gniew i frustracje wobec utraty kontroli nad ciałem. W końcu niemowlę nie potrafi kontrolować swojego pęcherza, mówić czy chodzić. Jedyne co możesz zrobić to tylko leżeć i machać swoimi, w tamtym momencie, bezużytecznymi kończynami.
Przez jakiś czas myślisz, że to szansa od losu na nowy star. Rozmyślasz o tym co zrobisz lepiej w tym życiu, w końcu dla ciebie spełniła się możliwość „gdybym mogła cofnąć się czasie to bym zrobiła to inaczej". Myślisz jaki to będziesz drogi bohaterze wspaniały, albo może zacznie poszukiwać zemsty za to co zrobiono ci w poprzednim życiu. Powiem ci prawdę, jeśli nie będziesz mieć odpowiednich motywacji to wiedz, że raczej nic nie zrobisz. Utkwisz w sposobie swojego postępowania z poprzedniego życia. Jeśli w poprzednim życiu „płynąłeś z nurtem rzeki" to i w tym to zrobisz. Jeśli byłeś nudny dalej będziesz, jeśli nieśmiałość odbierała ci szanse na zawierania nowych znajomości i bycie bardziej zauważalny i „cool" to dalej będziesz szarą eminencją otoczenia. Akceptowałeś ból jaki ci zadawano w poprzednim życiu? Zaakceptujesz i w tym. Stworzysz tło dla innych. W sumie doprowadzisz do tego, że postać w którą z taką radością chciałaś się wcielić jest przez ciebie psuta, bo nie jesteś taki jak osoba w której ciele się odrodziłeś. Smutne czyż nie? A może będziesz bardziej porywczy, będziesz uważał, że skoro raz się odrodziłeś to i odrodzisz się ponownie, więc śmierć ci nie straszna. Wiedz, że jeśli odrodziłeś się uniwersum w którym ludzie regularnie giną to właśnie ty będziesz tą pierwszą ofiarą dzięki, której zwykle dowiadywałeś się w trakcie oglądania swojej ulubionej serii, że to anime to nie bajka ze szczęśliwym zakończeniem i morałem, który powtarza się dzieciom ku przestrodze. Zwykle gdy oglądałeś serie albo krytykowałeś idiotyzm tej postaci lub byłeś smutny, bo nawet zaczynałeś lubić tą postać. Człowiek nie zmienia się od tak, bo tak postanowił. Zawsze w twoim zachowaniu będzie się przebijało twoje dawne „ja". Tylko ludzie z jego otoczenia mogą na niego wpłynąć, jednak by wywrzeć jakikolwiek efekt muszą być naprawdę charyzmatyczni. To czy zmienią cię na lepsze czy gorszę zależy od tego w jakie towarzystwo się wkręcisz. Może wyciągną ze środka ciebie kogoś wspaniałego, przywódcę wolnego świata, albo może od zawsze miałeś w sobie psychopatę i staniesz się zmorą tego uniwersum, bo skoro wiesz niby wszystko to będziesz w stanie wszystko zniszczyć. Jesteś anomalią tego świata. Sądzę jednak, że ze wszystkich opcji i tak wybierzesz obojętność i pozwolisz historii tego świata żyć swoim życiem. Może poddasz się chwili i przypadkiem staniesz się identyczny jak postać w którą się wcieliłeś czyli oczywiście nic nie zmienisz w biegu swej historii. Po co w ogóle się odrodziłeś skoro nic nie zrobisz?
Co odnośnie fabuły? W końcu mimo wszystko odradzamy się w naszej kochanej serii i prawdopodobnie jako ktoś bliski głównemu bohaterowi lub może nawet jako główny bohater. Skoro odrodziłeś się w samym centrum tego uniwersum to nawet jeśli początkowo nie będziesz kojarzył tego co się dzieję i gdzie jesteś to mimo wszystko doznasz olśnienia, że gdzieś to wszystko już widziałeś. To nieustające uczucie deja vu. Wspomnienia odnośnie serii choć początkowo mgliste będziesz odbierać jako bardzo dobrą intuicje w swoich wyborach, których na pewno się podejmiesz. Będziesz uznawał większość tego co robisz za dobry instynkt. Możliwe, że będziesz śnił o niektórych fragmentach z serii i będziesz uważał to za „pokręcone" sny, które mimo wszystko będą się ciebie trzymać cały czas w przeciwieństwie do innych. Możliwe, że zmienisz bieg fabuły, ale co ciebie to w tamtym momencie będzie obchodzić.
Przejdźmy z tego długiego wywodu do tego co w tym momencie jest chyba najważniejsze, czyli do tego dlaczego w ogóle to opisuje i tego dlaczego nadal to czytasz. Rozpocznijmy wreszcie historie o mnie, o wciągniętym do swej ulubionej w tamtym momencie serii i tego jak to nowe życie jako reinkarnacja poprowadziłem. Zacznę może od tego, że standartowo w poprzednim życiu byłam dziewczyną, którą niechybnie pokręcony los osadził w ciele chłopca.
Nic w ciągu tego felernego dnia nie zapowiadało, że skończy się on dla mnie tak tragicznie. To, że kierowcy w swoich używanych samochodach z Niemiec usiłowali mnie potrącić w każdym możliwym miejscu gdzie przechodziłam przez drogę nie było dla mnie wystarczającym sygnałem. W końcu to miasto tu każdy chce cię zabić. Musisz być stale czujnym, jak to mawiał Alastor Moody z Harryego Pottera. Tak poza tym spoko gość. Nie wspomnę nazwy miasta, ponieważ to nie jest istotne dla fabuły, zdradzę tyle, że kraj w jakim żyłam by po wschodniej stronie europy, dlatego w moim nowym życiu stałam się poliglotą. Dobrze, wracając do tematu. Jak to mówią do trzech razy sztuka, odnośnie tego, że prawie potrącił mnie samochód. Za trzecim razem „coś" w końcu mnie trafiło. Nie wiem co, bo wiecie kto w momencie śmierci zastanawia się czy trzasnął go stary pordzewiały samochód z Niemiec czy może ślicznie wylakierowane Porche, prawdopodobnie najnowszy model. Jedyne co wtedy czułam to w sumie był szok. Nie mogłam ruszyć nawet trochę moim ciałem, prawdopodobnie jak mnie trafił ten ktoś to był bardzo celny, skasował, że tak to kolokwialnie ujmę, mi kręgosłup. Mogłam tylko leżeć i wsłuchiwać się w te przytłumione z oszołomienia głosy, które prawdopodobnie wzywały pomocy. Ktoś do mnie podbiegł, kto chciał pewnie pomóc, ale cóż nie należał do tych umiejętnych i tylko pogorszył sprawę, bo przetrącił mi kark. Po tym urwał mi się film. W ten oto sposób zakończył się żywot dziewiętnastoletniej studentki pochodzącej z mało znanej miejscowości, która realizowała program z nieistotnego w tym momencie kierunku wydziału nauk społecznych, a zaczął się żywot pewnego małego Japończyka, którego przeznaczeniem było zostanie kimś wielkim w świecie jazdy figurowej.
I tu standardowy self-insert zaczął by opisywać jak to wyglądało jego odrodzenie, ja osobiście nie pamiętam. Dziecięca pamięć wycina ci to traumatyczne zjawisko jakim jest poród. Ja osobiście zaczęłam cokolwiek kojarzyć dopiero po standardowym klapsie od lekarza, który dają każdemu noworodkowi by sprawdzić czy z nim wszystko w porządku jeśli jest zbyt cichy po urodzeniu. Ja byłam, bo jeszcze niedawno w mojej świadomości przeżywałam śmierć. Ten klaps był niczym strzał w policzek na otrzeźwienie myśli. Wszystko było strasznie rozmyte, więc myślałam wówczas, że musiałam ostatecznie stracić wzrok. Odczułam radość, że czuje moje plecy i całe ciało, uznałam wtedy, że jest to bardzo pokręcony sen, albo jestem w śpiączce. Na początku tego nowego życia myślałam, że jestem w trakcie śpiączki, a to co się wokół mnie dzieje jest po prostu dziwna projekcją mojego umysłu. Moje wątpliwości zostały rozwiane, gdy poczułam pierwsze inwazyjne badania odnośnie mojego nowego ciała, gdy zaczęto mnie kuć i dotykać w sposób jaki to zwykle robią lekarze, niby to delikatnie, bo niemowlak, ale i tak jak dla mojego nowego i delikatnego ciała boleśnie. Słyszałam wokół mnie mnóstwo głosów, które brzmiały dla mnie jak bełkot spod powierzchni wody. Zaczęłam wtedy płakać, bo skojarzyło mi się to z wypadkiem, nawet jeśli wówczas uznawałam to za sen.
Jako niemowlę doprowadzałam moich rodziców do skrajności. Płakałam, bo tęskniłam za poprzednim życiem, choć to była hipokryzja z mojej strony w końcu tak wiele razy chciałam wtedy urodzić się kimś innym. Wyrażałam moją frustracje nad tym jak bardzo niekomfortowe dla mnie było robienie w pieluchę czy to, że nie długo po „jedzeniu", gdy mi się odbijało, to co wcześniej wypiłam potrafiło na nowo znaleźć się w na zewnątrz. Nie lubiłam też smaku mleka, od zawsze w poprzednim życiu od niego stroniłam. Nawet nie musicie wyobrażać sobie mojej histerii, gdy odkryłam, że moja pielucha zawierała nie ten zestaw narządów co powinna. Po czasie moich histerii i rozpaczy naszła mnie filozoficzna apatia. Myślicie, że moi nowi rodzice mogli w końcu zacząć spać spokojnie? Niestety nie, teraz sami się zadręczali przez co nie mogli spać, bo w końcu dziecko, które notorycznie krzyczało zupełnie zamilkło, co znowu było oznaką, że cos jest nie tak. Zaczęli jeździć ze mną po lekarzach by odkryć przyczynę mojego nagłego milczenia. Niestety nie wiem co powiedzieli im lekarze, bo mój rozproszony zbyt dużą ilością bodźców dziecięcy umysł, nie pozwolił mi tego zarejestrować. Nieważne jednak co powiedział im lekarz, ważne że ich uspokoiło. Cudem jest w ogóle to, że pamiętam cokolwiek z tego okresu czasu, przecież człowiek tak naprawdę rejestruje co się dzieje i jest świadomy wydarzeń dopiero po drugim roku życia, to co było wcześniej jest tylko w naszej podświadomości. Pewnie to, że pamiętam jest skutkiem ubocznym mojej reinkarnacji.
Mój okres niemowlęcy można określić trzema słowami: płacz, sen, jedzenie. Dopiero po jakimś czasie mojej ciszy zaczęłam próbować mówić, gdy oczywiście wyszłam z depresji o utracie na zawsze mojego bycia dziewczyną, choć kto wie, matka natura lubi płatać biologiczne dowcipy. Może zacznę mówić o sobie w formie męskiej, bo zaczyna mi się mylić, gdy opowiadam.
Gdy zacząłem moje pierwsze próby mówienia, po tym jak wreszcie mój mózg zaczął rejestrować, że język jakim mówią ludzie, którzy mnie otaczają to japoński, starałem się być epicki i powiedzieć co ekstra. Niestety nic nie wychodziło tak jak powinno i krzyknąłem wtedy donośne „kuwa", co pewnie domyślacie się czym miało być. Moi rodzice odczytali to oczywiście jako moje pierwsze słowo, nawet jeśli nie znają jego prawidłowego i zamierzonego znaczenia. Me serce rozpiera radość, że nie wiedzą, że pierwsze słowo ich syna to obcojęzyczne przekleństwo. Poza tym byłem dosyć muzykalny, nie chodzi mi o granie na nerwach. Lubiłem sobie nucić ulubione utwory, które w poprzednim życiu uwielbiałem słuchać. Choć była to niemowlęca interpretacja to uważam, że brzmiała dobrze.
Na dziś skończę, może z moim wykładem. Nadszedł czas by nareszcie przejść do fabuły i prawdziwych wydarzeń niż wysłuchiwać wewnętrznych przemyśleń na temat wielu niedorzeczności ludzkich.
Jeszcze raz przepraszam, jeśli początek tego opowiadania jest nudny, ale nigdy nie byłam dobra we wprowadzeniach oraz wyraźnie wyrzuciłam tu z siebie mój wielki bunt. Obiecuje, że zachowam - postaram się - klimat YoI.
