SKARB LASU

Wstęp – czyli dawno, dawno temu…

Dawno, dawno temu Królestwo i Las były jednością. Mieszkańcy obu krain żyli w zgodzie tuż obok siebie, przyjaźniąc się, pomagając sobie i obdarowując się wzajemnie tym, co mieli najpiękniejszego. Ludzie z Królestwa i Stwory z Lasu byli w tamtych czasach braćmi. Siła i oręż Królestwa broniły niejednokrotnie Lasu przed chciwymi smokami z odległego południa, a magia i uroki Lasu służyły Ludziom w leczeniu chorób, uspokajaniu kapryśnej pogody i do upiększania codzienności niezwykłością. Delikatne, łagodne Stwory uczyły się, jak bronić się przed drapieżcami i swój wdzięk przekuwać na niezawodną broń, a mocarni Ludzie za przykładem pięknych przyjaciół zamieniali krwawą walkę w zachwycający taniec rąk i ostrzy, malowali swoje siedziby wszystkimi kolorami natury, stroili posępne zbroje w misterne hafty. Ludzkie plemię założycieli Królestwa przybyło z najodleglejszej północy, a jedyna magia, jaka przetrwała w ich potomkach, była zimna i niepodobna do tęczowych czarów Stworów. Nieczęsto i kapryśnie trafiali się wśród nowych pokoleń czarodzieje, a zawsze byli to Władcy Lodu: posiadali smutną, choć przepotężną władzę nad wodą, która jest życiem Lasu, a każdą ciepłą kroplę potrafili zamrozić w lodowaty sopel. Stawy i strumienie mogli owi czarodzieje zestalić jak lodowy głaz, aby można było przejść przez rwącą rzekę czy z wód wodospadu zbudować fortecę broniącą domostwa. Władcy Lodu byli bardzo szanowani przez lud Królestwa, ale nie lubiano ich ani przy wspólnym stole, ani w gospodarstwie, ani przy rycerskich treningach. Zwykle byli więc osamotnieni ze swoją straszną mocą, jak górskie wilki patrolowali granice Królestwa i spoglądali z tęsknotą na wesołe, gwarne zgromadzenia ludzkie, które obawiały się ich lodowych czarów. Niejeden czarodziej stracił życie w walce ze smokiem. Czasem jedynym sposobem na płomienistą bestię stawało się zamienić wroga i siebie w lodowy posąg, a wiernego towarzysza prosić, aby bez litości rozbił go na srebrne okruchy, niech nikt już nie zdoła uwolnić strasznego smoczyska – i jego pogromcy, który przepadał razem z nim. O takim bohaterstwie opowiadano trwożnie i z ogromnym szacunkiem, ale tym większy lęk budzili czarodzieje, od których inni Ludzie uciekali w ramiona barwnych, ciepłych Stworów władających przyjaźniejszą magią. Wydawało się czasem, że w granicach jednej ojczyzny mieszczą się aż trzy światy – Królestwo i Las, zjednoczone w przyjaźni i beztroskich przyjemnościach, oraz zimny, samotny krąg granic, które przemierzali Władcy Lodu, odepchnięci od codziennych radości i skazani na samotną służbę. Magia jednak, jak zgodnie przyznają Najstarsi, zawsze ciągnęła do magii. Czy to przyciąganie, czy to przeznaczenie, a może kaprys losu po prostu – dość, że na skraju lasu piękne dziecię Stworów spotkało chmurnego czarodzieja, który zatrzymał się przy strumieniu, by obmyć rany odniesione w walce ze zbójcami. Tradycja i prawo nakazywały, by tylko do obcych najeźdźców kierować lodową magię, więc z rzezimieszkami z gościńca musiał sobie czarodziej radzić mieczem i oszczepem. Zbrodniarze wszędzie się wylęgną, nawet w sielankowych zakątkach Królestwa, byli więc tu i nie szanowali nietykalności Władcy Lodu, strzegącego ich własnych granic. Mężczyzna nie dał się zabić, napastników mocno poturbował, wyrwał się i umknął, ucieczka zagnała go jednak aż do Lasu, gdzie zwykle czarodzieje starali się nie zapuszczać, by nie zepsuć pięknego uroczyska swoją oziębłą aurą. Mieszkaniec Lasu, który wyszedł rannemu na spotkanie, nie dbał, czy lodowaty dotyk obcego mężczyzny starga jego szafirowe skrzydła. Współczuł nieznajomemu i uczynił wszystko, co tylko zdołał, aby uleczyć jego rany. Na brzegu strumienia tańczył godzinami, niezmordowanie i cierpliwie, aby zachwycić duszę Lasu i wyjednać błogosławieństwo dla nieznajomego wojownika. Serce Władcy Lodu rozgrzało się pierwszy raz od dawna, kiedy spoglądał na piękno tego tańca i urodę skrzydlatego baletmistrza. Nigdy wcześniej nie dane mu było obcować z czymś tak doskonałym i ponad wszystko zapragnął stać się częścią tego piękna. Cóż jednak jego zimne tchnienie mogłoby uczynić dobrego dla cudownej urody tańca wróżki? Jedni mówią, że tamtej nocy wydarzył się cud. Inni, że już od dawna rozmyślano o takich eksperymentach, jednak nikt się nie odważył spróbować. A Najstarsi wiedzą, że coś tak wspaniałego można tylko wielbić, nawet nie rozumiejąc do końca. Ciemnooki czarodziej i tancerz z klanu skrzydlatych wróżek złączyli dłonie nad szemrzącym strumieniem i zaślubili magiczny taniec z lodowym czarem. Władca Lodu nie kalecząc ani jednego źdźbła trawy stworzył taflę lodu, okoloną ścianami niezwykłej urody pałacu. Zbudował z lodowego szkła niemal świątynię, godną pomieścić całą chwałę piękna emanującego z wróżki. Oszczep zabójcy smoków przekuli razem na ostrza łyżew i wspólnie wstąpili na lodowisko, odtańczyć podziękowanie dla świata: za uleczenie skaleczeń, samotności i nieporozumień. Nigdy żadne dziecię Lasu tak pięknie nie zatańczyło, jak wówczas pod czułą opieką czarodzieja. Nigdy dotąd Władca Lodu takich cudów nie stworzył swoją mocą, jak owe nieprzeliczone lodowiska i tafle wyrzeźbione do magicznego tańca. Zarówno Ludzie, jak i Stwory ze zdumieniem obserwowali narodziny nowej sztuki, łączącej magię Królestwa i Lasu. Kto mógł, ten naśladował, albowiem sztuka ujarzmienia lodu tańcem była niezwykłym wyzwaniem dla każdego, zaś jej najwspanialsze dokonania stały się kunsztem wielkich mistrzów. Czarodzieje wyszli z odosobnienia, znaleźli u Stworów Lasu wdzięczność, miłość i zachwycenie. Pasja do łyżew i tańca na lodzie ogarnęła wszystkie zakątki Królestwa – rzemiosło rycerskie również przeniosło się na lodowiska, a trening władania bronią był nie do pomyślenia bez treningu walki figurowej na lodzie. Wróżki ochoczo popisywały się za pomocą łyżew swoim wdziękiem i niebywałą urodą, a tańce magiczne przeniosły się z mchu i igliwia na lodowe tafle. Moc Władców Lodu okazała się stosownym i jedynie słusznym narzędziem do ukazania prawdziwego piękna i wykwintnego kunsztu tancerzy Lasu. Piękne były to dni, kiedy gale lodowe odbywały się ku uciesze ludu niemal co tydzień, a wzajemna rywalizacja prowadziła do odkrywania coraz to nowych figur, piruetów i sekwencji. Tańczono w pojedynkę, parami i grupami, tańczyli na lodzie rycerze i czarodzieje, wróżki i elfy, książęta i driady. Przyjaźń Stworów i Ludzi wydawała się teraz prawdziwą jednością, scementowaną oswojonym nareszcie lodem.

Aż do chwili, kiedy zdrada na zawsze skaziła niewinne piękno.

Ludzie i Stwory dzielili się zawsze po równo swoimi osiągnięciami, odwiedzali się chętnie i żyli w zgodzie, a małostkowość rzezimieszków Królestwa lub złośliwych upiorów Lasu omijała to piękne przymierze. Ludzie nie wykradali magicznych artefaktów, nie krzywdzili leśnych dzieci i nocnych listonoszy marzeń. Stwory nie oszukiwały urokami rzetelnych ludzkich oczu, nie rozkradały owoców ciężkiej pracy, nie mamiły dzieci nieistniejącym blaskiem. Uczciwie dawali sobie wzajemnie piękno i tylko piękno brali w zamian. Aż pewien Władca Lodu pokochał leśną wróżkę tak bardzo, że za nic nie potrafił znieść myśli o dzieleniu się jej urodą z innymi. Miłość zmieniła się w smutek, smutek w złość, a złość w szaleństwo i czarodziej, nauczony bronić, ostrzegać i ozdabiać świat, potrafił już tylko stawiać mury i mordować wszystko, co wzbudziło jego zazdrość. Latami chronił ukochaną przed złem i krzywdą, służył jej pokornie, aż wreszcie zażądał nagrody stosownej do tak wielkich uczuć. Porwał wróżkę do swojej lodowej fortecy, uwięził na zawsze i wielbił w swoim obłędzie. Karmił ją ptasim mlekiem, czesał jej włosy lodowymi iskrami, stroił w korony z sopli i diamentów, a chciał tylko jednego: by kochała go jak on ją kochał, by tańczyła dla niego już zawsze i doceniła wspaniałe labirynty, które zbudował na tło dla jej piękna. Jednak dziecię Lasu miało serce dla ciepła, dla słońca i kwiatów, a nie potrafiło odwzajemnić straszliwej obsesji czarnoksiężnika. Tańczyła dla niego wróżka godzinami, tygodniami, tańczyła wytrwale, bo bała się śmiertelnie jego potęgi. Z tęsknoty za rodzinnym domem w pył rozsypały się tęczowe skrzydła, a roześmiane oczy zmieniły się w smugi szarej rozpaczy, jednak Władca Lodu ufał, że dzięki temu zatrzyma ukochaną na zawsze przy sobie. Próbowali ją uwolnić inni rycerze i czarodzieje, on jednak był najbardziej z nich bezlitosny i nie wahał się dotknąć ostrzem lodu bijących serc własnych braci. Próbowali odbić utraconą siostrę mieszkańcy Lasu, wróżki, elfy, upiory i wodniki, ale wszyscy przepadli w okowach lodu. Mijały lata, a mury rosły. Forteca czarnoksiężnika cała zmieniła się w lód twardy jak czarna skała, nieprzenikniony dla nikogo. Najstarsi powiadają, że nieszczęsny szaleniec i jego ofiara tkwią tam gdzieś w środku jako zastygnięte w tańcu figury i będą czekać całą wieczność, aż jakiś śmiałek wejdzie do labiryntu, odnajdzie ich i uwolni od strasznego przeznaczenia, rozbijając lód w pył i niepamięć. Na odległych krańcach Królestwa straszy zimnem ten pomnik zdrady, przypominając straszną prawdę: zaufanie to zbyt cenny dar, by każdemu go powierzać. Nigdy już ufnie i ciepło nie potrafiły spoglądać Stwory na zdradzieckich ludzi, którzy pokazali taką chciwość i szaleństwo. Nigdy też Ludzie Królestwa nie bratali się ze Stworami tak ochoczo, posądzając ich o niewdzięczność i niestałość. Skończyły się wspólne święta, wyplatanie wieńców, śmiech i muzyka – a co najsmutniejsze, skończyły się magiczne tańce na lodowych taflach. Ludzie zatrzymali łyżwy, doskonalili swoje umiejętności i siłę, ale piękno i fantazja magicznych istot nie dawały im już więcej pociechy i natchnienia w wysiłku. A Stwory odeszły w głąb lasu, przeklinając okrutnych ludzi. Czary wyplatano tylko na potrzeby Lasu i jego mieszkańców, już tylko pod chmurnym księżycem odbywały się wdzięczne tańce wróżek, ulotne jednak i rozmglone bez lodowych ram ludzkiej przemyślności. Las odciął się od Królestwa, a Królestwo wyparło się lasu. Rozstali się w niechęci i nienawiści. Lodowy mur oddzielił Stwory od Ludzi.

A to, co za murem, zawsze kusi.

Tradycyjnie już najlepsi rycerze Królestwa, biegli w sztuce walki i tańca na lodzie, muszą udowodnić swoją siłę podczas dorocznej wyprawy w granice Lasu. Zadaniem rycerza jest przynieść władcy Królestwa najpiękniejsze, co zdoła znaleźć: magiczny artefakt, włos jednorożca, kwiat paproci czy jakikolwiek inny skarb będący dziełem magii Lasu. Ten ze śmiałków, który przynosi najpiękniejszą zdobycz, ogłaszany jest mistrzem i nadzieją Królestwa, zdobi go medal ze szczerego złota, a przez cały następny rok należą mu się przywileje, chwała i nagrody. Rok w rok młodzi wojownicy w zapale i zadufaniu wdzierają się w granice Lasu, do reszty kalecząc dawne idee braterstwa dwóch światów: co kiedyś dawano Ludziom ze szczerego serca, teraz jest wydzierane Stworom przemocą i orężem, dla uciechy dworu Królestwa i ulotnej sławy Mistrzostwa. Coraz śmielej sięgają Ludzie w głąb Lasu. Nie umiejąc docenić piękna ukrytych dzieł Stworów, porywają się na przemoc, kaleczą białoskóre pegazy i ucinają głowy sowom, aby przewyższyć swoich rywali w oczach władcy.

Nie ma nadziei na pojednanie.

Najstarsi tylko i najmłodsi wiedzą, że zawsze jest jakaś nadzieja. Wielu młodych zamiast orężem i siłą próbuje oswajać nieufne driady ciepłem ludzkiego serca, a ich zdobycze z Lasu nie pochodzą z kradzieży, lecz są podarunkiem. Mało kto jednak waży się wracać do leśnych przyjaciół, podtrzymywać więzi i przekonywać innych, że warto nad lodowym murem budować lodowe mosty. Przelotne przyjaźnie pojawiają się, ale szybko giną, gdy ludzie lgną do innych Ludzi, a wróżki do innych Stworów.

Miłość może zakończyć tę separację.

Najstarsi mówią to każdemu, kto chce słuchać, i uczą tego swoich następców. Nikt już nie wierzy w tę bajkę, ale nie zapomniano o niej zupełnie. Jeśli istota z Lasu, wolna i piękna jak promień księżyca, pozna prawdziwą miłość i obdarzy nią dziecię Ludzi – przełamana zostanie klątwa zdrady. Jeśli jej wybranek odpowie szacunkiem na ten dar, pozostawiając dziecięciu Stworów wolność i swobodę, jakiej oni zawsze łakną nade wszystko – przepaść zniknie, a rozdzielone bratnie plemiona znowu się połączą. Jakże jednak uwierzyć w taką bajkę? Mieszkańcy Lasu kochają gorąco – kochają życie, kwiaty, słońce, kochają siebie nawzajem i innych, wszystko kochają naraz tak bardzo, że nie potrafią oddać całego serca jednej osobie na zawsze. Nie mogą poświęcić swobody leśnych gąszczy i pójść za ludzkim wybrankiem do jego domu, bo zawsze prześladuje ich tęsknota za rodzinnym uroczyskiem. Ludzie zaś nie potrafią zaufać ulotnym uczuciom Stworów, pozwolić im na swobodę i frywolność zarówno w tańcu, jak w życiu. Nie do zniesienia jest dla nich niepewność i niestałość. Rozdzielone światy już nigdy się nie połączą.

Nie ma nadziei na pojednanie.