Castiel był przerażony. Rzadko mu się to zdarzało, ale teraz był człowiekiem, nie mógł po prostu zniknąć i pojawić się setki kilometrów dalej w bezpiecznym miejscu.
- Wszystko okej, Cas? – zapytał Dean.
Przytaknął szybko. Dean był blisko, tak blisko, że ich czoła niemal się stykały.
- Wszystko okej, Dean – zapewnił, wyciągając drżące ręce w stronę Deana, którego złapał za ramiona. – Po prostu trochę się boję.
- Nie ma czego. – Dean złapał go mocniej, Castiel czuł na twarzy jego ciepły oddech. – To naprawdę aż tak nie boli.
Castiel mu wierzył, ale wciąż był przestraszony. Najbardziej obawiał się właśnie bólu. Jako anioł nie czuł go, dopóki nie został zraniony bronią zabijającą anioły. Teraz wszystko mogło go zranić.
- Jesteś pewien, że chcesz to zrobić? – zapytał Dean. Trzymał go mocno i pewnie, od czasu do czasu masował go po ramieniu, by go uspokoić. Castiel zbliżył się do jego ciała, jak najbliżej mógł.
- Chcę się dowiedzieć, jak to jest – powiedział. – W końcu jestem człowiekiem.
Dean uśmiechnął się delikatnie. Ten jeden uśmiech uspokoił Castiela, który przestał drżeć. Wziął głęboki wdech i skinął głową, dając znać Deanowi, że może zacząć.
- Powiedz, jeśli będziesz chciał skończyć – poprosił jeszcze, nim zaczęli. Bardzo powoli, spokojnie i cierpliwie.
O dziwo nic go nie zabolało tego wieczora, ale to była zasługa Deana, który był bardzo ostrożny i pilnował, by nic mu się nie stało.
Gdy skończyli, Castiel uznał, że pierwsza jazda na łyżwach wcale nie była taka zła.
Ktoś napisał o tym na tumblrze i podchwyciłam pomysł. Niestety nie mogę teraz znaleźć autora myśli.
