Patrzyła na niego. Idealnie skrojona fioletowa koszula, eleganckie czarne spodnie i zwichrzone włosy jedynie podkreślały jego urodę, choć dobrze wiedziała, że pociągałby ją nawet gdyby był łysy i chodził w podartych jeansach.
Spójrz na mnie!
Ale on nie patrzył. Jedyne co go interesowało to martwe ciała, wybuchowe mieszanki i w ostateczności John. Lubiła Watsona, ale czasem czuła irracjonalną złość – dlaczego właśnie on miał wszystko czego chciała?
Poświęć mi choć chwilę!
Zwracał się do niej tylko wtedy kiedy czegoś chciał. Wykorzystywał ją, wiedziała o tym. Ale miękła za każdym razem gdy bladoniebieskie oczy choć musnęły ją spojrzeniem.
Ładnie ci w tej fryzurze.
Czego mógł chcieć tym razem? Kostnicy otwartej na całą noc, czyjegoś ciała?
Masz dziś wolny wieczór?
Iskierka nadziei. Och niebiosa, pozwólcie...! Choć raz!
Opuszki jego palców muskają delikatnie policzek Molly.
Kocham Cię...
Z jej ust wydostaje się cichy szept.
Och, Sherlock!
Dotyka jej, jego miękkie futerko ociera się o jej szyję... Chwila...! Futerko?
Molly gwałtownym ruchem unosi głowę i otwiera oczy. Toby – mały kociak rozkosznie ociera się o jej szyję i cichym miauczeniem domaga się uwagi. To był tylko sen... wzdycha ciężko.
Jesteś głupia Molly. - mówi sama do siebie. - Bardzo głupia.
Przed oczyma staje jej Sherlock z jej snu – wpatrzony w nią, zafascynowany (i to w dodatku nie tak jakby wyobrażał sobie jej zwłoki na sekcyjnym stole), na jego twarzy maluje się lekko drapieżny uśmieszek zapowiadający niezliczone chwile przyjemności, w oczach ma wesołe iskierki.
- Może jednak nie tak bardzo głupia...
