Ciemny i mroczny pokój oświetlony jedynie przez niewielką lampkę w kącie. Stare zniszczone biurko z porozrzucanymi zdjęciami robionymi z ukrycia. Korkowa tablica, a na niej kilkanaście fotografii z krzyżykami zrobionymi czerwonym markerem. Na każdym z nich piękna kobieta, która

powalała na kolana swoją naturalnością i prostotą. Piękno, którego nie ma już wśród nas. Każda inna, a mimo to tak do siebie podobne. Swoją urodą zachęcające do tego, by je mieć. Nieświadomie uwodzące niewielkim szczegółem.

Sophie Connor – dziewiętnastoletnia szatynka o zapachu pomarańczy. Pierwsza ofiara.

Mary Collins – blondynka w wieku dwudziestu dwóch lat o oczach w kolorze głębi oceanu.

Meg Loren – drobna brunetka, niezwykle nieśmiała dwudziestolatka.

Amber Cameron – dziewiętnastolatka o pięknym i szczerym uśmiechu.

Przypadkowe spotkanie. Minięcie się na ulicy… schemat jest ten sam. Od zawsze. Dowiedzieć się o niej wszystkiego. Gdzie mieszka, pracuje, z kim się spotyka. Co lubi, czego nie. Najdrobniejsze szczegóły z jej życia. Śledzić, szpiegować. A potem? To proste. Zauroczyć, uwieść, a następnie

patrzeć na to zlęknione ciało, przestraszone oczy, łzy bólu i cierpienia…

Zawsze wszystko dopięte na ostatni guzik. Nie ma tak, że się nie udaje. Komplikacje zawsze można łatwo i szybko rozwiązać. Nie chce? Wystarczy jeden drink z 'dodatkiem' i już zmienia zdanie. To nie jest trudne, ale wtedy gorzej dla niej. Raz zauważona musi być zdobyta. Nie ważne ile

czasu to zajmie. Ile wysiłku. Nie ma odwrotu.

Mistrz kamuflażu. Za każdym razem inna tożsamość, a mimo wszystko prowadzący normalne życie. Lecz to tylko przykrywka. Prawda jest… No właśnie, jaka?

Kolejny krzyżyk postawiony na zdjęciu. Tym razem ruda dziewczyna o dużych zielonych oczach. Leżała naga, przykuta kajdanami do łóżka i szarą taśmą na ustach, patrząca oczami pełnymi lęku i łez. Ale to już koniec jej przyjemności. Czas na śmierć…