Słowem Wstępu

Jest to Parodia Parodii pisana na KĄKÓRS [pisownia celowa] tejże parodii Harrego Pottera, innym znana pod nazwą 'Rafael Bielecki'. Kto zna Rafa ten we z czym się to je, kto nie zna - niech się strzyże. Strzeże...whateva.
Napisałam to-to na tenże Kąkórs [No Bez Mydła!] bardzo dawno temu. Serio dawno. Ale całkiem niedawno sobie o tym przypomniałam więc weszłam na stronę popatrzyłam na wyniki i pomyślałam 'a jakby tak skatować użytkowników FF tym cholerstwem i przekształcić to w dłuższą historię?'
I tym oto sposobem znalazło się to tutaj.
Pierwszy rozdział to rozdział konkursowy. Resztę będę tworzyć na bieżąco.

Komedia absurdu, komedia pomyłek

Sensu tu nie szukaj - nie znajdziesz.

Postacie z Uniwersum Pottera należą do J. K. Rowling
Rafael Bielecki, Angelo Malfoy, Anika i Sita Darckmond należą do Aniki 'Anix' Stasińskiej
Reszta [whoooa aż dwie postacie] należą do mnie. Shina znacie z Pamiętnika, ale w tym przypadku tylko wygląd i nazwa własna się zgadzają.
Moje postacie wzorowałam na osobach istniejących, ale kazano mi napisać że wszelkie podobieństwa do osób i miejsc istniejących to fikcja literacka.

Enjoy~!


TUTAJ ZAPEWNE TRZEBA BYŁO WPISAĆ TYTUŁ…


Jebudup, mada faka!
Coś miękkiego spadło na mnie z łoskotem.
Cofam. To miękkie 'coś' wcale nie jest już takie miękkie, gdyż kości owego czegoś przypomniały o swoim istnieniu. 'Coś' jęknęło i zaczęło się ze mnie podnosić.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam…. – Popatrzyłem spod grzywki na chłopaczka, który giął się przede mną w ukłonach. Aż chciałem się wyrwać z tekstem z mugolskiego filmu, czyli po prostu krzyknąć „JAK JEŹDZISZ TY PENISIE!", ale obawiam się, że nikt by mnie nie zrozumiał.
- Zamknij się się na chwilę. – Warknąłem, niezbyt uprzejmie. Sorry. Nie każdy lubi jak się na niego wpada po męczącej podróży. – A teraz odpowiesz na moje pytania, jasne?
Chłopak spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem i przytaknął. Aż cud, że nie zwiał.
- Z której jesteś klasy?
- P…Pierwszej… – Tak jak myślałem. Ach, te nierozważne bachory…
- Zgaduje, że jesteś Puchonem, da? – Spojrzałem krzywo na jego szatę.
- Tak… – szepnął.
- I wpadanie na ludzi to twoje jakieś ulubione zajęcie, czy coś? – Wyszczerzyłem się wrednie.
- N…nie… ja tylko…. Bo… tak jakoś… przepraszam, przepraszam, przep….
- Jeszcze raz powiesz przepraszam, a zgwałcę cię, poćwiartuję a twoje zwłoki przywiązane do drewnianego pala rzucę gryfom na pożarcie, rozumiesz? – Kurwa. Jak ja nie lubię dzieci.
- Tak. – Pisnął cofając się nieznacznie. Niezły jest. Rozmawia ze mną tak długo i nie zwiał. Hmm… Może nóżki odmówiły mu posłuszeństwa? Blondynek cały czas wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami. Oczyma. Jeden chuj jak się to odmienia. Po prostu wlepiał we mnie swoje niebieskie gały. Skrzywiłem się. Cherubinek się znalazł. Do bólu kanoniczny. Nawet ma lekkie loczki. Wystarczy założyć mu…
-… pieluchę, dopiąć skrzydełka i zawiesić w Wielkiej Sali nad stołem nauczycielskim w walentynki… – Chwila. Ja o tym tak na głos? O fuck.
- C..Co proszę?
- Nic gówiniarzu. Idź i już nie wpadaj na ludzi, bo cię znajdę i spełnię groźbę. – Chłopak niemal rzucił się w stronę pustego korytarza, jedynej 'drogi ucieczki' – Ach, bo zapomnę! – Krzyknąłem za nim – MINUS 10pt DLA PUCHONÓW – wydarłem się tak, że słychać mnie było pewnie na drugim końcu Zakazanego Lasu. Ma się te super-zajebiście-wytrzymałe-i-wydajne-struny-głosowe-które-mają-od-groma-myślników-w-nazwie. Mrau.
Leniwie machnąłem różdżką na lewitujący w pobliżu kufer. Chyba nikt nie myślał, że będę go ręcznie taszczył..
Niemal spacerowym krokiem ruszyłem w stronę gabinetu dyrektora. Jak ja się za gościem stęskniłem! A jak już mówimy o dyrku… to czy tylko mi przypomina Papę Smerfa?
W expressowym tempie, jak na spacerowy krok, dotarłem do gargulca, gdzie zatrzymałem się nie wiedząc, co dalej robić.
- Mordożujkoklejki? – Mruknąłem niepewnie. Krzywy ryj marmurowego maszkara stał się chyba bardziej krzywy niż normalnie jakby chciał ze mnie szydzić. No tak. Dumblek na 100000% zmienił hasło. Tak z 20 razy. – Kurwa. – Oparłem się o potwora, a ten o dziwo, zaczął się przesuwać. – Tylko mi nie mówcie, że 'kurwa' to nowe hasło. – Jęknąłem cicho. Wiedziałem, że całe ciało pedagogiczne ma nie równo pod sufitem, ale nie myślałem, że aż tak, by demoralizować młodzież.
- Nie. To nie jest hasło. Po prostu wyszedłem Panu na spotkanie, Panie Yoshihira. – Ughrrr…. Dumbledore we własnej zarośniętej osobie. Szłodko.
I znów mi się przypomniał tekst, tym razem piosenki.
„Kto dla ciebie nosił brodę, spodnie w kwiatki włożył modne. Kto…? No powiedz: kto…."
- Ależ oczywiście, że się cieszę, dyrektorze. – Posłałem mu wymuszony uśmiech.
- Miło mi. – Rzygam! Aż mnie telepie, tam w środku. – W takim razie, oto twój plan lekcji, hasło do Domu… – wciskał mi po kolei jakieś karteczki. Chyba nie muszę mówić, że totalnie gościa olałem, prawda? Kiedy tylko skończył swój wywód, czego to on też mi nie dał, rzuciłem jakby od niechcenia
- Co z obroną przed czarną magią? – Dyrektor zamyślił się na chwilę.
- To nie jest rozmowa na szkolny korytarz. Przyjdź do mnie jutro, to wszystko omówimy. – Aha. Już. Podwijam kiece i lecę. – Życzę miłego dnia.
- Wzajemnie – mruknąłem i ruszyłem w stronę dormitorium. Mam nadzieję, że przez moją krótką, takie tam 8 miesięcy, nieobecność nic się tam nie zmieniło.
- Gryfonom różdżka w dupę. – Wydukałem hasło, zaraz po znalezieniu odpowiedniej karteczki. Nie, no ja pierdole, kto wymyśla te hasła? Dresy Podolskie? Żule spod Biedronki? Gimbusy? Niewyżyte dzieci z przeciętnej polskiej podstawówki?
Gdy tylko wszedłem do Pokoju Wspólnego Ślizgonów z kufrem lewitującym nad głową, wszystkie rozmowy ucichły, a oczęta tych moich 'kochanych współbraci', wpatrywały się we mnie, jak w plakat z zapowiedzią przeceny w Tessco.
- Shin, to ty żyjesz? – Wydarł się Black.
- Chciałbyś, żebym nie żył, pierdolony nekrofilu! – Warknąłem – Ty tylko o gwałceniu zwłooooo – moje spojrzenie zjechało z Regulusa i spoczęło na chłopaczku niemal identycznym jak Potter – O! Wiedziałem, ze Potter jest czyjąś niedorobioną, żałosną kopią! Teraz już wiem czyją! – Ucieszyłem się jak małe dziecko i przyskoczyłem do chłopaka oglądając go z każdej strony, pomimo jego protestów. – A jak ci na imię, słonko? – Zrobiłem z ust dzióbek, zginając lekko kolana i patrzyłem na niego w skupieniu, przekrzywiając lekko głowę.
- Rafael Bielecki. – Mruknął naburmuszony chłopak. How Sweet!
- Źle. – Uśmiechnąłem się do niego chytrze dostrzegając na schodach zszokowaną postać. No dobra… zaskoczona to ona była na początku. Teraz to osóbka na schodach była wkurwiona. No cóż. Nie każdy lubi jak się mu maca zabaweczkę.
- Proszę? Co to kurwa ma znaczyć 'źle'? No ja chyba wiem jak się nazywam.
Zaśmiałem się cicho. Mrużąc moje 'pikne óczki' w kolorze sraczkowatego złota wymieszanego z zielenią porannych wymiocin i malachitem nieba po trawce.
- Powinieneś powiedzieć: Rafael Bielecki, obecny kochanek Lucjusza Malfoy'a. Mam rację, Lu? – Wyszczerzyłem się chamsko w stronę schodów. Coś mi się wydaje, że mieli tu zbyt spokojnie od mojego zniknięcia pod koniec tamtej klasy… Nu, nu, nu. Trzeba im dodać nieco rozrywki… Hue Hue Hue. Ach ta moja główka pełna mrocznych pomysłów, jak urozmaicić dzieciaczkom żywot…
Chłopak ciskał oczkami pioruny. I nawet parę osób uciekło z piskiem, ale na mnie to, niestety, albo stety, wrażenia nie zrobiło. Blondas chyba to zauważył, bo, zamiast zabijać wzrokiem, walnął mnie z sierpowego między żebra.
- Też się cieszę, że cię widzę. – Wymruczałem zmysłowo. Niestety uwodzicielski efekt zepsuł nieco mój skrzyw, gdy dotknąłem miejsca, w którym łapa 'Elfa' spotkała się z moim seksownym ciałkiem. W pokoju Wspólnym zostało parę osób, w tym cała ekipa Lucka, powiększona o nowego członka. *Skojarzenia mile widziane* – macie pozdrowienia ze skrzydła szpitalnego od Vince'a.
Rozprostowałem plecy z uśmiechem stwierdzając, że nadal jestem najwyższy. W końcu ma się te swoje 198,5 cm, co daje jakieś 6 stóp, lub 78 cali [oczywiście w przybliżeniu do 0 miejsc po przecinku]. Jak kto woli. Ale w jardach nie podam! W łokciach też nie!
W ogóle jestem zajebisty, ale nikt, przez tą moją zajebistość, nie chce uwierzyć, że mam japońskie korzonki. W sensie, że w rodzince, nie w kufrze.
Czemu nie wierzą? No, bo kto widział wśród Azjatów naturalnego blondyna, który ma prawie 2 metry wzrostu? No i te moje oczka…. Nie jedna i [nie jeden(!)] Utonęła w tym sraczkowatym złocie z domieszką zieleni porannych wymiocin i malachitu nieba po trawce…
- Co? Jak to Vince w Skrzydle Szpitalnym? – Zapytała Anika. Ojej. Czy ona przejawia okruchy dobrego sera? Eee… znaczy serca.
No, co? Głodny jestem!
- Czy to ważne? I Tak go nie odwiedzicie, bo nie ma go w Hogwarcie. Leży w tej budzie, w której byliśmy na przeszpiegi… znaczy na wymianie uczniowskiej. – Odchrząknąłem nie wiedząc, co dalej robić. Pięknie Shinowaty. Jak zwykle potrafisz się odnaleźć w każdej sytuacji. – To ten… gdzie ja mam spać? Nie wiecie może czy moja komnatka jeszcze stoi w jednym kawałku?
- Nie wiem. Ale jak na razie możesz spać u nas. Lu i tak, prędzej czy później, właduje się Bieleckiemu do łóżka. AŁA! MALFOY DEBILU! NIE BIJ MNIE, NIEWINNEGO STWORZONKA, JAK BOGA KOCHAM! – Jęknął Black senior-junior.
- Ty NIE kochasz Boga, więc nie odstawiaj tu herezji. – Syknął blondyn, zakładając ręce na piersiach i odwracając lekko głowę w wyrazie ostentacyjnego focha. Szkoda, że nie z przytupem…
- Spokojna głowa, Lulu. Jeśli będę u was spał, to tylko w łóżku Snape'a, prawda Sevciu? – Uśmiechnąłem się szarmancko do czarnowłosego, który właśnie w tym momencie oderwał się od jakiejś książki. Przybrał taki ciekawy, czerwony kolor. – Ładnie ci w buraczkowym słońce – wymruczałem mu do ucha i zaśmiałem się jak chochlik. Cała reszta mi zawtórowała. Odwróciłem się żeby powiedzieć coś do drugiej z Demonicznych Bliźniaczek, z którą się jeszcze nie witałem i z impetem walnąłem głową, w, nadal lewitujący koło mnie, kufer. Ostatnie, co zapamiętałem to uradowany krzyk tego nowego. Wrzeszczał coś w stylu. „Ha! Nie tylko ja mam takiego pecha, biczys". O kurwa. Oni chyba nie chcą mnie zanieść do tego quasimodo, którego zwą również Pigułą…?!
Boże ratuj me biedne bezwładne ciałko!
Aha. Fuck. Przecież ja w Ciebie nie wierzę… A NIECH CIĘ, PEPE PANIE DZIOBAK