Prolog
W grze w karty zwanej życiem,
jeden jest ręką, drugi jest rozdaniem,
zgodnie z ich najlepszymi zdolnościami.
Tym, którzy nalegają, aby grać, nie dano
być ręką, ale tymi, którzy są rozdaniem.
Nikt nas nie pyta, czy będziemy grać.
Tu nie ma wyboru. Grać musimy.
Pytanie tylko jak.
Anthomy De Mello
Modlitwa Żaby
Migoczące światła ulicznych latarni rozpraszały zimowy mrok. Śnieg, niczym koc okrywający ziemię, skrzył. Dochodziła dwudziesta. Bezwietrzna, wigilijna noc zdawała się być wypełniona magią. Rozpoczynały się święta i londyńskie ulice już od ponad godziny ziały pustkami. Świat pogrążył się w ciszy.
Cichy trzask niespodziewane zmącił misterny spokój i z jednego z zaułków wynurzyła się odziana w czarny płaszcz postać. Mężczyzna poruszał się szybko. Skórzane buty przy każdym kroku wywoływały skrzypienie śniegu. Jego jasne, zazwyczaj idealnie ułożone włosy, teraz w nieładzie rozsypały się na ramiona. Twarzy nie przykrywała tradycyjna maska lodowatej obojętności. Targające czarodziejem uczucie niedowierzania, przemieszanego z wściekłością dawało się odczytać z niej, niczym z otwartej księgi. Gdyby którykolwiek z jego znajomych go teraz spotkał, z pewnością stwierdziłby, że nigdy wcześniej nie widział Lucjusza Malfoy'a tak wściekłego.
Smukłe palce mocniej zacisnęły się na trzymanym w ręku kawałku pergaminu. Kiedyś z pewnością nosił on zaszczytne miano listu, ale teraz daleko mu było do tego.
Twój syn żyje.
Gdy wiele razy już odczytywana treść niczym echo powróciła do niego, po raz kolejny poczuł jak jego zmysły wypełnia to przeklęte uczucie.
Nadzieja.
Zdawał sobie sprawę, że tego rodzaju list, bardzo łatwo spreparować. Nie chciał się łudzić, jednak nie potrafił powstrzymać wzbierających uczuć. Z tego też powodu, nie wspomniał o niczym Narcyzie. Był przekonany, że ona nie przeżyłaby ponownego rozczarowania. Już raz pochowała dziecko i nie zdołałaby przebrnąć przez taki stres ponownie. Zanim odważy się jej chociażby wspomnieć o czymkolwiek, sam musi mieć pewność.
Absolutną.
- Na potwierdzenie tego wszystkiego jest tylko jeden sposób – wyszeptał w przestrzeń, zatrzymując się przed niepozornie wyglądającym budynkiem. Szyld nad jego drzwiami głosił: "Pod Srebrnym Kociołkiem".
Pchnął je, a te ustąpiły bezszelestnie. Owiało go przyjemne ciepło rozchodzące się z wnętrza. Wszedł do środka, otrzepując się ze śniegu. Lustrując pomieszczenie, nie bez cienia ulgi, zauważył, że nie ma żadnych gości. Było mu to na rękę. Im mniej osób go tej nocy zobaczy, tym lepiej.
Kierując się w stronę umieszczonego w rogu kominka, skinął przelotnie barmanowi. Ten, odpowiedział podobnym gestem. Wrzucił w buzujące płomienie garść proszku. Ogień przybrał intensywnie zieloną barwę. Po raz ostatni rozejrzał się i wkraczając w płomienie, wypowiedział dwa słowa:
- Ministerstwo Magii.
Wszystko zawirowało.
x x x
Tak jak przewidywał, Główny Hol był opustoszały. Uśmiechnął się do siebie z satysfakcją. Dzięki paranoi Knota o bezpieczeństwo własnego tyłka, Ministerstwo miało znikomą ochronę.
Odpowiadało mu to.
Mijając absurdalnie złotą fontannę, zerknął na nią z odrazą i nie oglądając się już więcej za siebie, wszedł w jeden z ciemnych korytarzy. Jego kroki echem odbijały się od ścian. Schodząc coraz niżej czuł jak napięcie z całego dnia, powoli z niego uchodzi. Im bliżej był celu, tym stawał się spokojniejszy. Zatrzymując się w końcu przed obdrapanymi drzwiami, przyświecił sobie różdżką odczytując napis na wypłowiałej tabliczce: Archiwum. Nieupoważnionym wstęp wzbroniony.- Alochomora – wyszeptał i prychnął, gdy drzwi otworzyły się bez najmniejszego oporu, a w jego nozdrza uderzył swąd stęchlizny. – Jak do najważniejszych dokumentów w magicznym świecie może być tak łatwy dostęp? Ciekaw jestem, jak długo Knot utrzymałbysię na stanowisku, gdyby tak informacja o tym przeciekła do Proroka?
Przestępując próg zapuszczonego pomieszczenia, omiótł wzrokiem rzędy półek pełne zakurzonych teczek. Wszystkie z pozoru zdawały się identyczne, dobrze wiedział jednak, jak mylne jest to wrażenie. Odruchowo, ponownie zgniatając trzymany w ręku pergamin, wyciągnął przed siebie różdżkę i powoli wypowiedział zaklęcie:
- Accio dokumentacja - Harry Potter.
Sekundy oczekiwania zdawały mu się wiecznością. Opanowanie ponownie zaczynało go zawodzić. Czuł nagłe przyspieszenie bicia własnego serca. Nie zauważył nawet, w którym momencie zaczął wstrzymywać oddech. Zawartość teczki miała odpowiedzieć na kołaczące się w jego głowie pytanie i coraz bardziej obawiał się zawodu. Nie chciał, aby nadzieja, którą wzbudził w nim otrzymany list, prysła niczym bańka mydlana.
Kiedy po stanowczo dla niego zbyt długim momencie, podleciała do niego teczka, już na oko zbyt cienka niż być powinna, odetchnął. Był już praktycznie pewien, co w niej ujrzy, jednak i tak, otwierając ją, nie zdołał opanować drżenia własnych dłoni. Wewnątrz była tylko jedna kartka. Odczytał ją trzy razy, zanim jej treść, w pełni do niego dotarła:
AKT TOŻSAMOŚCI
Imiona: Harry James
Nazwisko: Potter
Urodzony: 31.07. 1980 r
Ojciec: James Hubert Potter
Syn: Harolda Artura Potter'a i Marianny Elizabeth Potter z domu Finning
Matka: Lily Evelyn Potter z domu Evans
Córka: Wiktora Lucjana Evans i Fiony Anny Evans z domu King
Zmarł: 4. 08. 1980 r
Papiery wysunęły mu się z nagle zdrętwiałych palców. W ostatniej chwili chwycił się ściany, by nie upaść.
- Coś ty zrobił Dumbledore? Coś ty, do cholery, zrobił?! - Zabiję cię. Już jesteś martwy – Tego rodzaju myśli powoli przynosiły mu ukojenie. Jeszcze przed ukończeniem Hogwartu zorientował się, że Albus nie jest osobą godną zaufania, nigdy jednak nie sądził, że jest zdolny posunąć się tak daleko. W swoim życiu wiele razy był świadkiem jego manipulacji, ale to przechodziło jego wszelkie wyobrażenia.Wiedział, że on nigdy tak naprawdę nie przebierał w środkach, zawsze dążąc do wyznaczonego sobie celu, mim tego… Nie przypuszczał, że czarodziej mieniący się przedstawicielem jasnej strony może z czystym sumieniem bawić się ludzkim życiem.
Powoli dochodząc do siebie, rozwinął zmięty pergamin po raz kolejny odczytując otrzymaną wiadomość, chociaż jej treść znał już praktycznie na pamięć:
Lucjuszu,
Pisząc ten list z całego serca modlę się o to, byś kiedyś ty i cała twoja rodzina zdołali mi wybaczyć. Wiem, że od dawna nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, proszę jednak byś przynajmniej tym razem doczytał mój list do końca. Nie jest mi łatwo o tym pisać i nie jestem nawet pewna, czy taką wiadomość da się przekazać na piśmie. Nie będę jednak owijać w bawełnę.
Twój syn żyje.
Zdaję sobie sprawę, że ciężko ci będzie w to uwierzyć, ale nie kłamię. Chłopiec, którego ponad czternaście lat temu pochowaliście razem z Narcyzą, nie by Twoim dzieckiem. Sama odkryłam to przypadkowo. Chciałam Ci o wszystkim powiedzieć, jednak nie mogłam. Chyba pamiętasz jak działa Klątwa Przodków, prawda? Teraz jednak już to nie ma zbyt wielkiego znaczenia, umieram i mam pełną świadomość tego, że nie pozostało mi więcej niż tydzień życia.
Wracając do sprawy. Tamtej pamiętnej nocy stałam się mimowolnym świadkiem poczynań Dumbledore'a. Albus w czasie naszych ostatnich lat w Hogwarcie nie bez powodu tak troszczył się o Gryffonów. Sądzę, że już wtedy w jego głowie kształtował się plan. Przez nieustanne ataki Czarnego Pana magiczne społeczeństwo było na granicy poddania się i potrzebował on zbawiciela. Kogoś za kim wszyscy podążą.
Wybrał syna Potter'ów.
Chłopiec miał stać się ikoną jasnej strony. Marionetką, za którą niczym pieski, podążą czarodzieje i czarownice. Jego plan przebiegał bez zarzutu, do chwili, gdy mały Harry, ledwie w kilka dni po narodzinach, zmarł. Tak Lucjuszu. Syn Potter'ów nie żyje. Chyba już domyślasz się, co nastąpiło potem?
Dumbledore potrzebował dziecka, które nie tylko zajmie miejsce Harry'ego, ale i stanie się nim. W tamtym okresie urodziło się trzech chłopców. Harry Potter, Nevil Longbotom i Alexander Malfoy. Nie wiem, jakie kierowały nim pobudki, ale wybrał Twojego syna. Ilość zaklęć, jakich użył, aby wyglądał jak Potter, była przerażająca. To prawdziwy cud, że chłopiec to przeżył.
Zabierz mu go.
Wiem, że po tylu latach Potter nienawidzi Ciebie oraz wszystkiego, co wiąże się z Czarnym Panem. Zdaję sobie sprawę, że bardzo ciężko będzie pokazać mu jak wiele kłamstw wpaja społeczeństwu Dumbledore. Wierzę jednak, że wciąż jest dla niego szansa. Dzieciństwo, jakie zgotował Twojemu synowi Albus spokojnie można określić mianem piekła. A teraz jest jeszcze gorzej. Jeszcze trochę i chłopak tego nie wytrzyma. Jeżeli chcesz uratować własnego syna, nie pozostało Ci na to zbyt wiele czasu.
Zrób coś nim Dumbledore wykona swój plan do końca. Zrób coś i wybacz mi, że tak długo zmuszona byłam milczeć. Jeżeli zdołasz mnie zrozumieć, to w momencie zemsty na Albusie, podaruj mu jedną klątwę ode mnie.
Twoja siostra
Aleta Krystiana Malfoy
Tak. To właśnie z tego powodu był tu dzisiaj. By zdobyć to, co już właściwie udało mu się uzyskać. Pewność, że Aleta nie kłamała. Ponownie kierując różdżkę w przestrzeń, miał wrażenie, że jakiś ciężar został mu zdjęty z piersi.
- Accio dokumentacja - Alexander Malfoy.
Kolejne papiery zaciążyły mu w rękach. Tym razem jednak teczka była znacznie grubsza, co samo w sobie przeczyło temu, że mogłaby należeć do kogoś, kto zmarł wkrótce po narodzeniu.. Nie otworzył jej. Nie widział takiej potrzeby.
Kiedy kilka minut później opuszczał duszne pomieszczenie na jego zwykle poważnej twarzy błąkał się delikatny uśmiech. Uśmiech niewróżący nic dobrego.
- Zabiję cię Albusie. Przyrzekam.
Nikt nie będzie bawił się moją rodziną. Nigdy. Zabiję cię, jednak najpierw będziesz bezradnie oglądał jak twój Złoty Rycerzyk odwraca się od ciebie.
Obiecuję ci to.
Niestety wiedział, że minie jeszcze kilka długich miesięcy, zanim będzie miał możliwość rozpocząć jakiekolwiek działania. Oddałby wszystko, by móc jeszcze tej nocy zabrać syna do siebie. Mimo wszystko zdawał sobie jednak sprawę, że przed nastaniem wakacji, nie ma najmniejszych szans na przedostanie się do chłopca. Nie dopóki ten przebywa w Hogwarcie. Na razie mógł mieć jedynie nadzieję, że dzieciak przetrwa to, co do tego czasu jeszcze zgotuje mu Albus.
- Musi. W końcu to Malfoy.
x x x
Koniec Prologu
