Ten koszmar wracał coraz częściej.
Sen, retrospekcja ostatniej wojny.
Tak wyraźny, tak realny, że czuł, jakby znów brał w tym wszystkim
udział. Głośne krzyki, wołanie o pomoc, nacierający ze wszystkich
stron Amanto.
A on już powoli tracił siły, nie umiał ustać na nogach. Nie mógł
już nikogo obronić.
Otworzył oczy. Kagura klęczała nad nim. Jej włosy ocierały się o jego
nos, powodując irytujące swędzenie.
- Gin-chan - zawyła - znów zapomniałeś naprawić ogrzewania.
Był jednocześnie zły i wdzięczny za to, że go obudziła. Spojrzał na
zegarek. Dochodziła północ.
- Jutro się tym zajmę, teraz jest na to za późno.
- Ale mi jest zimno, nie mogę przez to zasnąć!
- To zabierz sobie jeszcze jeden koc - obrócił się na bok. - Daj mi
spokój, chcę spać.
- Wzięłam już dwa, ale to nic nie daje.
- Więc ubierz grubszą piżamę.
- Gin-chan, pozwól mi spać ze sobą.
- Ech? - Zanim zdążył cokolwiek zrobić Kagura leżała już obok
niego. - Nie wygłupiaj się, wynoś się do siebie! Kagura! Kagura!
Odpowiedziało mu ciche chrapanie.
Nie mogę zasnąć? Dobre żarty. Chyba raczej nic nie może mnie obudzić.
Spróbował jeszcze raz. Przez chwilę szarpał ją za ramię, ale w końcu
się poddał.
To na swój sposób niesamowite.
Obrócił się plecami do niej, zacisnął powieki tak mocno, jak tyko
potrafił i błagał samego siebie, żeby ta noc już się skończyła.
To było złe.
Bardzo złe. Nie powinien nikogo wpuszczać do swojego łóżka, to nigdy
nie wróżyło niczego dobrego.
Z drugiej strony to tylko Kagura, chyba nic złego... przeklął swój
optymizm w chwili, gdy poczuł jak jej ręka obejmuje go w pasie. Aż
poczerwieniał ze złości.
- Sadaharu... - Usłyszał jak mamrocze przez sen.
To tylko sen. Trochę się uspokoił. Na swój sposób ra groteskowa
sytuacja zaczęła go bawić. Zastanawiał się od kiedy tak bardzo unikał
bliskości z innymi.
Teraz, kiedy stosunki między Amanto, a ludźmi były stabilne, a jego
przeszłość była już naprawdę tylko przeszłością, nie miał się
czego bać.
W końcu mógł się pogodzić z tym co było i znów zaufać innym...
Zastanawiał się, czemu nie zrobił tego wcześniej, to takie miłe
uczucie, zbyt miłe... Jednak po raz pierwszy od wielu lat czuł się
naprawdę bezpiecznie. Czuł, że może zamknąć oczy i spokojnie
przespać całą noc, bo w tych ramionach nic mu nie grozi. W tych
ramionach nawet największy koszmar pozostaje tylko snem, który zniknie
wraz z nastaniem ranka.
Jednak troszkę go to przerażało. To w jego ramionach dziewczyna powinna
czuć się bezpiecznie, komfortowo. Nie na odwrót. Ale kogo to obchodzi?
Złapał ją za rękę. Jej dłoń była tak drobna - idealnie mieściła
się w jego.
I jakkolwiek dziwnie by to nie wyglądało, poczuł, że zdecydowanie chce
więcej. Przerażające, ale nie mógł nic z tym zrobić.
Po prostu nie chciał.
Pocałował jej malutką dłoń i złapał jeszcze mocniej, tak jakby bał
się, że ktoś mu to wszystko zabierze.
- Gin-chan? - Z przerażenia aż podskoczył. - To boli.
- Przepraszam - puścił jej rękę, przeklinając samego siebie, że taka
sytuacja w ogóle ma miejsce. W ułamku sekundy wrócił na ziemię. Co on
sobie myślał? - Coś mi się przyśniło.
Usłyszał jej cichy śmiech. Nie powinien, po prostu nie powinien.
Wiedział, że jeżeli teraz się obróci, to już nie przestanie.
Ale nie mógł się powstrzymać.
Jej ogromne granatowe oczy były w niego wbite.
- W porządku.
Nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Przez chwilę po prostu się
na nią gapił. Na jej błyszczące, wesołe oczy. Na jej włosy w kolorze
mandarynek, których część zasłaniała jej twarz, a część opadała
na poduszkę. Gdy nie spinała ich, sięgały już łopatek.
Na jej bladą i gładką skórę, która w świetle księżyca wydawała
się wręcz biała.
Na rowek pomiędzy jej piersiami... natychmiast odwrócił wzrok. Kagura
znów się zaśmiała.
Jak mógł to przeoczyć? Czy jest aż tak głupi? Minęły już cztery
lata odkąd tu mieszka. To normalna kolej rzeczy, że prędzej czy
później ta mała, hałaśliwa dziewczynka wyrośnie na kobietę.
Dlaczego wcześniej tego nie zauważył? Było naprawdę źle. Postanowił
skupić się na śniegu, który właśnie zaczął padać. To na nic...
- Jesteś strasznie blady, znów miałeś koszmar?
Biedna, biedna Kagura. Nie wiedziała, w jakim jest niebezpieczeństwie.
Nie wiedziała, że jeśli zaraz stąd nie ucieknie, to on na pewno się
nie powstrzyma.
Chciało mu się płakać.
- To zły pomysł, wracaj do siebie - jego głos był ochrypły jak u
starego zboczeńca. I tak właśnie teraz się czuł.
- Gin-chan, nie musisz się wstydzić, to zdarza się każdemu - jej mała
rączka dotknęła jego policzka. O ironio!
To na nic. Nie ucieknie przed tym. Już nigdy nie spojrzy na niątak jak
dawniej.
Sam był sobie temu winny, ale teraz miał to gdzieś. Nie ma już odwrotu,
później przyjdzie czas na wyrzuty sumienia.
- Tylko nie mów, że nie ostrzegałem.
Gintoki odgarnął jej włosy z twarzy i zatrzymał rękę na podbródku.
Zawahał się jeszcze, ten ostatni raz. Ale w końcu to zrobił.
Przyciągnął jej twarz do swojej i pocałował ją.
Najpierw delikatnie, jakby to był jej pierwszy pocałunek. Może tak
właśnie było? Może był pierwszym mężczyzną który ją całuje?
Boże dlaczego tak mało o niej wiedział?
Trwało to kilkanaście sekund, ale dla niego były one jak wieczność.
Bardzo przyjemna wieczność.
W końcu z trudem oderwał od niej usta. Była zaskoczona, ale nie
protestowała.
Mało tego.
Może to przypadek, a może tylko jego wyobraźnia, ale delikatnie
rozchyliła wargi, zupełnie tak, jakby dawała mu do zrozumienia, że chce
jeszcze.
A więc niech tak będzie. Czując się odrobinę usprawiedliwiony,
pocałował ją jeszcze raz. I jeszcze raz. I kolejny. Z każdym następnym
pocałunki były coraz to dłuższe i bardziej namiętne. Tak, jakby
nadrabiali ostatnie lata.
Niewiele myśląc, a wręcz poddając się temu całkowicie, złapał ją
za nadgarstki i wciągnął na siebie. Trochę żałował, że to zrobił,
ale spojrzał na nią.
Była trochę przerażona. Zupełnie, jakby zrozumiała co właśnie się
dzieje. I co zaraz się stanie.
Już miał zrezygnować, kiedy obiema dłońmi złapała jego głowę.
Przez chwilę się zawahała, ale była to tylko sekunda. Bardzo bolesna
dla niego sekunda.
Jednak szybko zapomniał o bólu, gdy pocałowała go w czoło. Niewinnie i
delikatnie. Spojrzała się na niego i zaśmiała. Następny pocałunek
był w nos. Znów śmiech. Kolejne w policzki, najpierw lewy, potem prawy.
Gintoki czuł, że pod wpływem tych miękkich i słodkich pocałunków
coraz bardziej wariuje. Jego ciało przeszywały dreszcze. Na przemian
było mu zimno i gorąco. Krew uderzała mu do mózgu. Prawie tak, jakby
umierał. Bo coś w środku jego umysłu naprawdę umierało.
Poczuł ból. Ugryzła go w ucho.
- Nie odpływaj - skarciła go przed kolejnym pocałunkiem, tym razem w
usta.
Nic nie mógł na to poradzić. Złapał ją za koszulkę i jednym ruchem
zdjął ją. Śnieg za oknem zaczął padać coraz mocniej, zupełnie tak,
jakby odzwierciedlał jego coraz mocniejsze poczucie winy.
Czuł, że powinien kogoś za to przeprosić. Umibozu? To raczej nie był
najlepszy pomysł.
Boga? Jeżeli ktoś taki faktycznie istnieje...
Samą Kagurę?
Ale czy będzie w stanie jeszcze kiedykolwiek spojrzeć jej w oczy?
To z każdą następną minutą przestawało mieć jakiekolwiek znaczenie.
W przeciągu minionej godziny czuł jak wszystko się zmienia. Kagura
otworzyła mu oczy. Już nie musiał być samotny. Właściwie to od
dłuższego czasu nie był.
Po prostu nie zauważył jak ta mała osóbka wyrwała go ze świata
koszmaru i pomogła zmierzyć się z rzeczywistością. Już doskonale
wiedział, że była tu tylko dla niego, że rozumiała go jak nikt inny.
W końcu był szczęśliwy. Przez tą chwilę nareszcie to odkrył. Nigdy
nie rozumiał innych ludzi, ale teraz w końcu i on to znalazł. Nawet
jeżeli miało to trwać tylko tą krótką noc, nawet jeżeli wraz ze
wschodem słońca to wszystko zniknie.
To nie miało teraz najmniejszego znaczenia, bo w tej chwili on i Kagura
byli jednym. Miał ją tylko dla siebie i wiedział, że szczęśliwszym
już nigdy nie będzie.
Bo w końcu ją odnalazł. Jedyną taką dziewczynę na świecie.
XXX
Krople zimnej wody spływały mu po brodzie.
Spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Jednak mógł to zrobić.
Wciąż wyglądał tak samo, a nawet troszkę lepiej, żywiej.
Świat nie zatrzymał się w miejscu i nie rozpadł na kawałki, nikt nie
wyważył drzwi i nie osądził go za to co zrobił. To był najzwyklejszy
wieczór w Edo.
Wszystko zdawało się być tak jak dawnej.
Pomijając fakt, ze pięć minut szukał swoich bokserek. Oparł ręce na
umywalce i spróbował poczuć cokolwiek. Nic. Może troszkę gryzło go
sumienie. I troszkę bał się tego, co będzie dalej. Ale wcale się tym
nie przejmował.
Usłyszał jak Kagura wchodzi do łazienki, więc obrócił głowę w
stronę drzwi. Dziewczyna oparła się o ścianę i czekała na niego.
Teraz jednak go trochę to wszystko przeraziło.
- Przepraszam - ledwo go usłyszała.
- Za co?
Gin wzruszył ramionami.
- Za to co się stało - odwrócił się w jej stronę, tak że teraz
patrzyli prosto na siebie.
Podeszła do niego i złapała za ręce.
- W porządku, cieszę się, że to był Gin-chan.
- Nie wiesz co mówisz - zaprzeczyła kiwając głową.
- Nie jestem już dzieckiem. Naprawdę się cieszę.
- Nie wiem co teraz robić - oparł głowę w miejsce gdzie kończyła się
jej szyja i zaczynał obojczyk. Wobec Kagury był bezsilny. Przytuliła
go.
- Myślę, że powinniśmy wrócić do łóżka - poczuła jak zadrżał. -
Nie, tym razem będziemy spać. Ale coś mi mówi, że od dzisiaj będziemy
to robić częściej.
