Ostrzeżenie: Autorka tego opowiadania jest "psychicznie chora". Może pojawić się w nim duża ilość krwi, tortur, znaczące zmiany w fabule, śmierci naszych ulubionych postaci, wskrzeszanie trupów, demony, a nawet sporo demonów, specyficzne poczucie humoru, które nie dociera do każdego.
Beta: Brak.
Kanon: Polazł na spacer do lasu i więcej go nie widzieliśmy. *spogląda znacząco na Cebera*
Zastrzeżenia: Nie mam nic. Jestem tylko biedną studen... um, nie. Studentką jeszcze nie jestem. Jestem tylko biedną uczennicą, która lubi się bawić cudzymi światami, a ma za małe wąsy, żeby tykać Tolkiena. Świat Harry'ego należy do Rowling. Moja chora wyobraźnia należy do mnie.
Zamruczała zadowolona, patrząc na pierwsze promienie wschodzącego słońca padające na dziedziniec zamku. Wyciągnęła przed siebie dłoń, zupełnie jakby chciała któryś załapać i zaraz ją cofnęła, wybuchając przy tym radosnym śmiechem. Zerwała się na równe nogi, okręciła wokół własnej osi i zawołała donośnym głosem:
- Chochliku! Chochliku, zakało jedna, gdzież się włóczysz powsinogo? Nie widzę cię ani na dziedzińcu, ani w naszej sali. Może na wieży się skryłeś? Nie, tam też cię nie ma. Jakże to?! Słońce wyrusza już na swój obchód, a ty jeszcze śpisz, nicponiu? Tak być nie może! Migiem do mnie albo przez najbliższy tydzień będziesz Cebra wyprowadzał!
Nie minęła chwila, a już przy dziewczynie pojawiła się mała, pokraczna istota ubrana w najdziwniejsze szaty, jakie drogi czytelniku, możesz sobie wyobrazić. Skórę to to miało zielonkawoniebieską, pomarszczoną, zupełnie jakby zbyt długo się w wodzie moczyło, oczy wielkie, czarne, mały nos i usta( a raczej coś, co usta przypominało) i wielkie uszyska, przypominające trochę te mysie. Niedokładny jest to opis tego stworzenia, jednakże autorka widziała je tylko przez chwilę i nie miała czasu się dobrze przyjrzeć, pochłonięta przysłuchiwaniem się rozmowie.
- Wzywałaś pani, Chochlika? – zapytał przybyły.
- Ano wzywałam, powsinogo. Gdzież się włóczyłeś? Nie! Nie odpowiadaj, nie chcę wiedzieć, pytam, bo wypada. Niemniej jednak, nie po to cię tu wezwałam, byś mnie zanudzał opowieściami o piwie kremowym czy tym, jakie to bezczelne dzieci się w tym zamku uczą. I bez tego zdaję sobie z tego sprawę, rzeknij mi jednak, mój drogi Chochliku, czy wykonałeś mój rozkaz? A może wolałeś bawić się na wietrze i zignorowałeś to, co mówiłam? Hym? – spytała, patrząc na niego niby srogim wzrokiem, w którym jednak kryły się iskry rozbawienia.
- Oczywiście, że wykonałem! – zaskrzeczał z oburzeniem, jakby sama myśl, że mógłby rozkazu nie wykonać była dlań bolesna. – A bo i czemu miałbym go nie wykonać? Przecie to nic złego, księgi dostarczyłem tam, gdzie było trzeba, szepnąłem to i owo tym, co wiedzieć musieli, zasiałem ziarenko, to i teraz musimy czekać na plon. A będzie on obfity, oj będzie, no chyba że panicz się dowie. Wie pani, że paniczowi się to nie spodoba? On strasznie nie lubi, gdy pani się w ten sposób bawi. Będzie zły, oj będzie i wtedy zamknie Chochlika u tego świra, którego panicz przyjacielem nazywa. Doprawdy, przyjaźnić się z kimś, kto jest w połowie olbrzymem! Powinien panicz ostrożniej dobierać przyjaciół – dodał pod nosem, kręcą głową i umilkł, patrząc z obawą na panią, zupełnie jakby spodziewał się kary.
Ta jednak nie nadeszła. Zamiast tego dziewczyna roześmiała się głośna, wołając:
- Owszem, panicz ma dziwnych przyjaciół, jednak jego to wybór, nie nasz, Chochliku i jeżeli on uważa, że są godni, niechaj tak będzie. A co do tego, że będzie zły… Nie lękaj się, mój drogi, trochę się pogniewa, podąsa, jak to dzieciak i mu przejdzie, tego możesz być pewny. A skoro mówisz, że rozkaz wykonałeś, chodźmy, nie możemy się spóźnić! – I ruszyła w stronę Wielkiej Sali, śpiewając pod nosem jakąś starą piosnkę, w języku, którego od tysięcy lat nie słyszano na Ziemi. Skąd więc ona go znała? Cóż, to już jest jedna ze spraw dalekich, które zwyczajnych śmiertelników takich jak ty czy ja, mój drogi czytelniku, nie dotyczą. Co prawda udało się autorce poznać tę tajemnicę, jednak nie dane jej będzie zdradzić tego w tej historii, bowiem zajęłoby to zbyt wiele czasu, a przecież mamy go tak mało! Może innym razem.
Na całe szczęście żaden z uczniów i nauczycieli nie mógł ani dziewczyny, ani towarzyszącego jej Chochlika zobaczyć, bo mogłoby to wywołać niemałe zamieszanie, chociaż… w tej chwili wszyscy byli zbyt pochłonięci plotkowaniem i wyrażaniem swych przypuszczeń o tym, dlaczego zostali wyrwani z łóżek o tak skandalicznej godzinie, by zauważyć nieznajomą. Wślizgnęła się do pomieszczenia na chwilę przed zamknięciem drzwi, skryła w rogu i słuchała, jak mężczyzna w meloniku wyjaśnia mieszkańcom zamku, co się dzieje. W chwili, w której wspomniał o księgach odnalazła w tłumie panicza i uśmiechnęła się, widząc rezygnację mieszającą się z obietnicą długiej i bolesnej śmierci w jego oczach. Przeniosła z powrotem wzrok na mężczyznę, który oznajmił:
- Zdaje się, że możemy zaczynać. – I wypowiedział odpowiednie zaklęcie.
- ,,Harry Potter i Kamień Filozoficzny" – przeczytał Głos. – Rozdział pierwszy. Chłopiec, który przeżył…
Nie będzie to typowe "Hogwart czyta Pottera". Będą rozdziały, w których czytania nie będzie, będą też takie, w których oryginalny tekst zostanie zmieniony. Ja tu się tylko bawię. Głównie zamierzam skupić się na postaci Nimrodel, więc sporo rzeczy będzie z jej perspektywy.
