Autor: Tilia Snapeerka
Tytuł: Seria Czterech Żywiołów – Powietrze (I)
Bety: euphoria i Zilidya (dziękuję bardzo ;* )
Rodzaj: crossover HP/Twilight; Snape mentors Harry
Parringi główne: HP/JB; EC/BS
Ostrzeżenia: +18: tortury, śmierć bohaterów pierwszo- i drugoplanowych; ogólnie pojęty wampiryzm idealny – kto nie znosi Twilighta niech nie czyta; przy rozdziałach bardzo brutalnych pojawią się indywidualne ostrzeżenia.
Długość: seria składająca się z czterech części; nie mniej niż 30 rozdziałów w jednej części.
N/A: Akcja dzieje się pomiędzy Czarą Ognia a Zakonem Feniksa. Wszystkie wydarzenia, które dzieją się w Zakonie i dalszych częściach, zostały zignorowane lub zmienione.
Harry nie wie o istnieniu Zakonu. Całe wakacje spędzał u swojego wujostwa. Dzieci Weasleyów i Hermiona także nie zostały poinformowane o Zakonie.
N/A: Tekst ten zaczął powstawać w roku 2011, czyl dawno, bardzo dawno temu. Późnej, jak to zazwyczaj bywa, zabrakło weny, chęci i czasu. Mimo że minęły 4 lata (!) czały czas jestem maniakiem ff, choć nie takim jak kiedyś i dlatego postanowiłam dokończyć to co kiedyś zaczęłam. Nie obiecuje co tygodniowych, ba nawet co miesięcznych aktualizacji, ale postaram się by Żywioły nie umarły śmiercią naturalną, chociaż było blisko ;-)
Tekst powstał na Życzenie Wiany. Mam nadzieję, że Ci się spodoba.
Nie przedłużając, życzę przyjemnej lektury.
Prolog
Kilka dni po rozpoczęciu roku szkolnego.
Nad Hogwartem pogrążonym w mroku nocy, szalała burza. Mimo później pory, Albus Dumbledore nie spał. Siedząc za dyrektorskim biurkiem, rozmyślał nad ostatnim zebraniem Zakonu Feniksa.
- Oh, Fawkes. - Czarodziej odwrócił się do feniksa. Stworzenie obserwowało go uważnie. - Nie wiem co robić! Harry odgrywa najważniejszą rolę w tej wojnie. Musimy posłać go na pole walki. Tyle osób już zginęło. Tylu wspaniałych czarodziei i czarownic poświęciło swe życie dla Jasnej Strony! Musimy pokonać Toma za wszelką cenę... - Faweks przerwał mu swoim śpiewem.
- Masz rację stary przyjacielu. Nie możemy posłać tego chłopca na śmierć. Ale teraz jest już za późno. Byłem zbyt uległy i zgodziłem się na to.
Kwatera Główna Zakonu Feniksa - Zebranie.
- Albusie! - Molly Weasley uderzyła swoją pulchną pięścią w stół, wstając. Zdziwiony czarodziej spojrzał na nią. - Zdaję sobie doskonalę sprawę z tego, że Harry jest niepełnoletni i, że nie ma żadnego specjalnego przygotowania, by brać czynny udział w wojnie, ale... Nie mogę dłużej narażać moich dzieci na niebezpieczeństwo! Przyjaźń z Harrym takie za sobą niesie! Chłopak musi stanąć do walki i pokonać Sam-Wiesz-Kogo. Inaczej zabiorę dzieci z Hogwartu!
- Molly... - zaskoczony Lupin zwrócił się do kobiety. - Wiesz dobrze, że Hogwart to...
- Najbezpieczniejsze miejsce na ziemi – Weasley przerwała mu. - Nie prawda Remusie. Przypomnij sobie co miało miejsce, gdy Harry i Ron byli w pierwszej klasie. A kolejny rok?! Ginny o mało nie zginęła przez dziennik Sam-Wiesz-Kogo! A śmierć Cedrika?!
Zapadła cisza. Rozmowy prowadzone na boku, przerwano. Zszokowani członkowie Zakonu patrzyli jak Molly Weasley, czerwona na twarzy, wraca na swoje miejsce.
- Albusie – głos Moody'ego przerwał ciszę - muszę zgodzić się z Molly. Im szybciej wrzucimy Pottera w wir walki tym, być może, szybciej pozbędziemy się Voldemorta. Chłopak będzie miał wsparcie wykwalifikowanych i wtajemniczonych aurorów. W tydzień mogę mu zapewnić przyśpieszony kurs obrony.
- Słyszałeś Albusie. Harry będzie przeszkolony. Ja wierzę, że da sobie radę. Zawsze dawał – odezwała się Tonks.
- Może zróbmy głosowanie – zaproponował Kingsley. - Kto jest za tym, żeby Harry Potter wyruszył na wojnę?
Molly bez wahania pierwsza podniosła rękę. Za nią zaś Moody, Tonks, Kingsley i Mundungus Fletcher. Weasley spojrzała na swojego męża.
- Kochanie... - zaczął Artur - wiesz, że nie chcę, by dzieciaki znajdowały się w niebezpieczeństwie, ale czy w zamian za to możemy posyłać Harry'ego na pole bitwy?
- Arturze, Alastor przed chwilą zapewnił nas, że Harry będzie miał bardzo dobrą ochronę.
Pan Weasley pokręcił głową, ale podniósł rękę.
- Harry da se radę. – Hagrid również podniósł rękę.
- Pewnie, że tak Hagridzie – zapewniła go pani Weasley.
W tym momencie do kuchni wpadł zdyszany Syriusz Black.
- Hardodziob zaczął hałasować i nie mogłem go uspokoić. Czy coś mnie ominęło?
- Syriuszu, jesteś za czy przeciw temu, by Harry zaczął brać czynny udział w wojnie? - zapytał go wprost Kingsley.
- Co?! Czyj to pomysł?! - Zszokowany mężczyzna rozglądał się po pomieszczeniu.
- Mój Syriuszu – odpowiedziała spokojnie pani Weasley. - Harry otrzyma wsparcie aurorów. Przejdzie specjalny trening. Wierzę, że da sobie radę.
- Czy wyście poszaleli?! To przecież jeszcze dzieciak!
- Dzieciak, który już raz pokonał Sam-Wiesz-Kogo Syriuszu! I za każdym razem radził sobie z przeciwnościami! Wszystko zostało już ustalone. Możesz głosować przeciw, jeśli tak jest twoja decyzja.
- Oczywiście, że nie zgadzam się na to! Luniak, a ty jak głosowałeś?
- Jeszcze nie oddałem głosu. Ale popieram Syriusza. Jestem przeciw.
- Nie rozłączni jak zwykle. - Po raz pierwszy odezwał się Snape. Mężczyzna stał w kącie kuchni i wszystko bacznie obserwował. - Mimo, że Potter często wykazuje skłonności samobójcze, nie sądzę by tym razem, na wasze życzenie, oddał się w ręce Czarnego Pana. Jednak nie widzę żadnych przeciwwskazań, żeby walczył. Jestem za.
- Snape! JAK śmiesz?! - Syriusz chciał już rzucić się na niego z pięściami, ale powstrzymał go Remus.
- Opanuj się Syriuszu – odezwał się Albus. - Na razie mamy osiem głosów za i dwa przeciw. Minerwo, jakie jest twoje stanowisko?
- Jestem za – odpowiedziała kobieta.
- Dziewięć do dwóch. Mój głos nic nie zmieni, więc wstrzymam się od głosowania. Alastorze? – Dumbledore zwrócił się do aurora. - Kiedy, najszybciej jak to możliwe, jesteście w stanie przygotować szkolenie dla Harry'ego?
- Możemy zacząć nawet jutro rano. Jednak Potter musi zostać przeniesiony w jakieś bezpieczne i sprawdzone miejsce. Proponuję Kwaterę Główną. Jeśli Syriusz nie ma nic przeciwko. – Szalonooki spojrzał na Blacka. Ten tylko kiwnął głową. - W takim razie ja już muszę wyjść i przygotować to i owo. - Stary auror podniósł się. - Tonks za mną. Pomożesz mi.
- Tak jest. – Kobieta zasalutowała żartując. Kiwnęła głową na pożegnanie i wyszła za Moodym.
- Ja również muszę wrócić do swoich obowiązków. – Snape spojrzał znacząco na Blacka. - Nie to co inni. - Syriusz zmrużył oczy, ale nic nie odpowiedział.
- W taki razie zebranie uważam za zakończone.
Biuro dyrektora
Błyskawica przecięła niebo. Albus Dumbledore zamknął zmęczone oczy.
- Przepraszam Harry.
W dyrektorskim gabinecie rozbrzmiał smutny śpiew feniksa.
W tym samym czasie
- Albusie, ty stary głupcze. – Severus Snape nerwowo przeglądał swoje papiery, klnąc cicho pod nosem. - Nie lubię tego bachora, ale to samobójstwo. Bezmyślna Weasley. Durny Albus...
Mistrz Eliksirów za pomocą różdżki lewitował do podróżnego kufra tony papierzysk. W walizce znajdowały się dość mugolskie ubrania, mały kuferek z zestawem polowym do ważenia eliksirów.
Snape odwrócił się od biurka i zaczął grzebać w szafce z eliksirami.
- To bezużyteczne, to nie potrzebne. To muszę wziąć. I to. Merlinie, nie wiedziałem, że to jeszcze tam jest. - Część fiolek lądowała w kufrze mężczyzny.
Po kilku minutach Severus był już spakowany.
Powinienem się jeszcze przebrać, ale nie ma na to czasu. Samolot startuje za półtorej godziny – pomyślał.
Zaczarował swoje szaty, by wyglądały na mugolskie ubranie.
Resztę załatwię na lotnisku.
Snape zmniejszył swój kufer i schował go do kieszeni. Wychodząc, ustawił silne bariery ochronne na drzwiach swoich kwater.
Teraz po tego bachora.
Koniec prologu.
Ciąg dalszy nastąpi...
