Rozdział I

Szła ulicami slumsów, rozglądając się ostrożnie. Mimo że była jednym z najpotężniejszych magów Gildii, nadal odczuwała mieszankę strachu i niepewności, przemierzając najbiedniejsze ulice miasta.

- Ej, mała, nie zabawisz się z nami ? – Na dźwięk schrypniętego głosu mężczyzny stojącego pod spelunką , zacisnęła rękę na sztylecie ukrytym w fałdach czarnego, zniszczonego płaszcza. Przyspieszyła kroku i wzmocniła tarczę wokół siebie.

Od ponad półtora roku pracowała w slumsach jako Uzdrowicielka. Urodziła się tu , znała tutaj każdy kąt. Była pierwszym od stuleci magiem, który nie pochodził z Domów. Wyszła spośród nich i po ukończeniu studiów magicznych wróciła, aby im pomagać. Jednak nie była jeszcze gotowa chodzić do slumsów bez przebrania. Z westchnieniem spojrzała na płaszcz, który ukrywał zielone szaty Uzdrowiciela. Bylcy zdawali sobie sprawę z tego, że jest magiem, jednak odnosili się do niej przyjaźnie. Ale ilekroć pojawiała się w samych szatach, tworzył się miedzy nią, a nimi dystans, który ciężko było pokonać. Spojrzała w górę na słońce, które ostatnimi promieniami żegnało się z Imardinem. Było późno, powinna już być w Gildii, w swoim mieszkaniu. Jeszcze bardziej przyspieszył , pragnąc znaleźć się już w ciepłym łóżku. Skręciła w ciemny zaułek, w którym znajdowało się wejście prowadzące do Ścieżki Złodziei. Uśmiechnęła się mimowolnie na myśl, że odkąd Cery został Złodziejem, miała nieograniczony dostęp do dróg używanych przez przestępczy półświatek. Już odsuwała kraty zagradzające wejście na Ścieżkę, gdy usłyszała rozmowę prowadzoną przez dwójkę mężczyzn:

- Czy Gwardia się dowiedziała ?

- Nie, ale wszędzie węszą.

- Ty durniu, miałeś załatwić to po cichu! Jeszcze ich Wielki Mistrz się dowie…

Zamarła przerażona. Dopiero po dobrych paru minutach odzyskała panowanie nad sobą , aby sięgnąć do kieszeni płaszcza, gdzie ukryty był krwawy pierścień jej byłego mentora. Wsunęła go szybko na palec, starając się uspokoić.

~ Akkarin!

~ Sonea ?! Gdzie jesteś ? – W jego mentalnym głosie pobrzmiewał niepokój.

~ Jeszcze w slumsach.

~ Jest już późno , powinnaś wracać wcześniej.

~ Wiem , wiem. Ale chyba będziemy mieli ważniejsze problemy niż moje powroty w późnych godzinach nocnych. Zresztą słońce dopiero co zaszło. - Zanim zdążył jej cokolwiek odpowiedzieć, wysłała mu fragmenty podsłuchanej rozmowy.

~ Czy ci ludzie już odeszli?

~ Ni , jeszcze tu są – wysłała i ponownie skupiła się na rozmowie.

- Kariko nie odważy się zaatakować dopóki ten Wielki Mistrz ma pomocnika.

Sonea poczuła niepokój czarnego maga mieszający się z niezadowoleniem.

- Akkarin i jego kobieta nie są tak potężni. Ukrywają fakt posługiwania się czarną magią przed resztą Gildii.

- Hm… do niego trudno będzie się dostać , ale do niej…Słyszałem, że była podopieczna Wielkiego Mistrza często odwiedza te rejony.

Sonea poczuła, jak jej zasycha w ustach. Strach sparaliżował ją całkowicie.

~ Wycofaj się po cichu. Natychmiast!

Zmusiła zdrętwiałe nogi do ruchu, wykonała jeden krok do tyłu i przez przypadek potrąciła kamień, który potoczył się po bruku ulicy.

~ Mówiłem po cichu. Nie panikuj.

~ Tak, opanowanie kluczem do sukcesu – pomyślała kąśliwie.

~ Wróć na główną ulicę, staraj się nie zwracać na siebie uwagi. Nie korzystaj dziś ze Ścieżki, idź przez miasto. Jak znajdziesz się na terenie Gildii, masz udać się do Rezydencji… - Coś zwróciło jego uwagę. – Lorlen do mnie przyszedł . Muszę z nim porozmawiać. Pierścień zdejmij dopiero na terenie Gildii.

Gdy zamilkł, poczuła się dziwnie osamotniona. Nie zawracała sobie głowy dalszym podsłuchiwaniem. Starając się zachować spokój, wyszła na ulicę i ruszyła w kierunki Dzielnicy Północnej. A już myślałam, że to wszystko się skończyło, pomyślała z goryczą. W tej chwili nie marzyła o niczym innym prócz kubka z gorącą raką, ciepłego łóżka i paru dni snu.