Prusy, Polska, Nyo!Polska, Litwa; LietPol, PolPol twins; humor
Albinos spojrzał na zwykłe, brązowe drzwi, tak bardzo nie pasujące do jego wyobrażenia o tym miejscu. Spodziewał się, że będą chociażby dwuczęściowe, jak te w stajniach, a nie takie... normalne. Nie było na nich nawet grama różowego, co zaskoczyło go jeszcze bardziej. Rozejrzał się dla pewności, że jest we właściwym miejscu. Jasna, drewniana furtka pomalowana na 'dziewczęcy' kolor wciąż stała na miejscu, co utwierdzało go w przekonaniu, iż osoba tak wspaniała jak on się nie gubi.
Gdyby nie fakt, że West poprosił go o zajęcie się tą sprawą to nawet by nie spojrzał w stronę tego kraju. Był zbyt wspaniały, by plątać się w tak pospolitym i niedorównującym mu towarzystwie. Szefowa jednak siła wyższa, a Bruder obiecał mu kilka kolejek piwa w zamian za przekonanie Polski do przyjęcia choć kilku tysięcy uchodźców. Przecież nie może być tak, że im będą sprawiać kłopoty, a jemu nie!
Nawet nie przejmował się pukaniem do drzwi. W końcu kiedyś to były jego ziemie, więc mu wolno!
- Feliks, Bruder powiedział, że masz pilnie przyjąć tych uchodźców! - zawołał od progu, przechodząc przez przedpokój, nawet nie zatrzymując się, by zdjąć buty - Gdzie jeste... - zaczął, wchodząc do pomieszczenia, które zapewne było salonem, jednak gwałtownie urwał, gdy otworzyły się drzwi, znajdujące na przeciwległej ścianie.
Wyszła z niej niewysoka postać o półdługich, blond włosach, przyozdobionych kolorowym wiankiem. Gilbert ku swojemu bezgranicznemu zdziwieniu rozpoznał w niej Feliksa. Personifikacja Polski pochyliła się, poprawiając kwiecistą, czerwoną spódnicę sięgającą jej do pół łydki i biały fartuszek.
Albinosowi zajęło chwilę ogarnięcie wzrokiem i umysłem co przed sobą miał. Zielonooki stał wpatrując się w niego z zaskoczeniem. Ubrany był w płócienną koszulę z krótkimi, bufiastymi rękawami i czarny, bogato zdobiony wielokolorowymi haftami gorset, zaś na szyi miał trzy rzędy intensywnie czerwonych korali. Na jego nogach natomiast znajdowały się długie, trzewiki na niewysokim obcasie, tej samej barwy co biżuteria.
- Feliks, na moją wspaniałość, myślałem, że Toris wybił ci z głowy takie przebieranki! Moja zagilbistość nie zniesie czegoś takiego! - krzyknął. Nie był to pierwszy raz, kiedy Polska przebierał się w sukienki, ale w strojach ludowych zawsze wyglądał nie dość, że dziewczęco, to jeszcze całkiem nieźle. Czego bynajmniej Prusak nie miał zamiaru nigdy na głos przyznać - Co to w ogóle za ciuchy są? - spytał, lecz nie dał Polakowi dojść do głosu - Stanik sobie wypchałeś? Wiem, że nie będąc mną można mieć kompleksy, ale przesadzasz!
- Co ja? - odezwał się głos, a zaraz po nim rozległo się chrupanie. Gilbert odwrócił się szybko, ku swojemu jeszcze większemu szokowi widząc... Feliksa, wyglądającego zza rogu, który wpychał sobie paluszki do ust.
- ...co? - albinos nie potrafił więcej z siebie wykrztusić. Odwrócił się w stronę postaci w spódnicy, jednak okazała się nie być ona tylko wybrykiem jego wspaniałej wyobraźni - Że jak?
Postać w stroju ludowym podeszła do niego i dźgnęła go lekko w policzek, jakby sprawdzając czy jest prawdziwy. Zachichotała, widząc, iż Prusy będąc w ciężkim szoku nawet nie reaguje.
- Tak jakby totalnie zepsułam Julchen - stwierdziła głosem bardzo podobnym do Feliksa, lecz niezaprzeczalnie dziewczęcym.
- Mnie tam to totalnie nie przeszkadza - rzucił przez ramię Polska, znikając w kuchni, by zaraz pojawić się z tacką, na której stały dwie filiżanki kawy i paczka paluszków - Niedługo powinien przyjechać Liet
- Licia! - zaklaskała dziewczyna, po czym rozsiadła się na kanapie, zakładając nogę na nogę. Dopiero wtedy albinos zdołał się otrząsnąć częściowo z szoku - Moja Licia przyjedzie! - Polak zmrużył oczy, wycelowywując w blondynkę paluszkiem.
- O nie! Tak jakby Liet jest totalnie mój!
- No chyba nie! Mój! - oburzyła się dziewczyna
- Erdiwelas!* - zaklął Prusak w wymarłym języku - Nigdy więcej nie piję! Moja zagilbistość nie zniesie dwóch Poli* na raz! - krzyknął, ale został całkowicie zignorowany przez kłócące się Polski. Czy tak właśnie wyglądała wojna domowa?
- Liet to mój chłopak, łapy od niego z dala, bo totalnie ci trzasnę, nie patrząc na płeć!
- Chciałabym to zobaczyć! Licia jest moja!
Albinos nie wiedział co robić. Dwoje blondynów kłóciło się coraz zajadlej, kompletnie ignorując jego wspaniałość. Po raz pierwszy w życiu nie miał nic przeciwko temu. Potrzebował trochę czasu, by zrozumieć co się dzieje.
- Nie zniszczysz unii polsko-litewskiej! - rozległ się krzyk dziewczyny, a następnie szczęk zderzających się mieczy. Gilbert nie miał pojęcia skąd je wytrzasnęli, ale tego było dla niego już za wiele. Odwrócił się na pięcie i rzucił do pełnego gracji odwrotu.
To wcale nie było tak, że rzucił się do drzwi. Ani, że gdy je otworzył i zobaczył Torisa, to złapał go za przód munduru i potrząsnął nim.
- Ratuj mnie! Nigdy więcej nie będę pić, nigdy, obiecuję! Tylko zrób coś, żeby ona zniknęła! - zawołał zdesperowany.
- Gilbert? - zdziwił się Litwin - Co się...
- Dwójkę widziałem! Dwójkę! Za dużo!
- Ale kogo... - zaczął brązowowłosy, jednak słysząc bojowy okrzyk "za Litwę!" i szczęk broni dochodzący z salonu urwał i zbladł. Odepchnął Prusy, który wylądował na komódce na buty, po czym pobiegł w kierunku walki - Feliks, w co tym razem...
Blond dwójka spojrzała na niego, ze skrzyżowanymi mieczami. Torisowi opadła szczęka, gdy zobaczył dwie personifikacje Polski różnych płci. Chociaż co do tego ostatniego nie był pewien, bo gdy Polakowi wpadał do głowy pomysł na przebieranki i wypychanie staników, to wyglądał identycznie jak domniemana dziewczyna.
Blondynka wykorzystując chwilowe rozproszenie chłopaka uderzyła płazem miecza w jego dłoń, wytrącając mu broń.
- Wygrałam! - zawołała, wbijając miecz w podłogę - Licia jest totalnie moja! - personifikacja Litwy spojrzał na nią z zaniepokojeniem, po czym zakrył sobie oczy ręką.
- Feliks, czego właśnie zostałem świadkiem? - zapytał, siląc się na spokój. Blondyni spojrzeli po sobie. Oboje dobrze znali ten ton i wiedzieli, że nie wróży on nic dobrego.
- Liet, to Felicja. Felicja jest tak jakby mną, ale z innego świata, czy coś w ten deseń, dlatego jest dziewczyną. I tak jakby totalnie przegrałem ciebie w pojedynku z nią.
Laurinaitis schował twarz w dłoniach, biorąc głęboki, powolny oddech, po czym zaczął masować sobie skronie. Polski skuliły się w sobie na ten widok, przygotowując się mentalnie na to co miało nadejść.
- Tydzień. Zostawiłem cię samego na tydzień - zaczął pozornie spokojnie Litwin - Dievas, to był tylko tydzień! A ty się bliźniaczki dorobiłeś!
- Ale to Anglii wina! - zawołali jednocześnie blondyni. Zamilkli na moment, patrząc na siebie, po czym równocześnie się uśmiechnęli - To jest zafeliste!
- Zafeliste? Zafeliste?! Dzwoni do mnie mój chłopak, że jakaś 'totalnie pilna sprawa' i muszę przyjechać, w drzwiach trafiam na przerażonego Prusy, a potem rzeczony chłopak przegrywa mnie w pojedynku z dziewczyną, która nie wiadomo skąd się wzięła i wygląda jak on! - Toris zdecydowanie nie podzielał ich zdania. Był świadkiem już naprawdę wielu dziwnych pomysłów Feliksa i ich skutków, ale coś takiego go przerastało. Myślał, że Polska nie zdoła przebić szalonej wyszehradzkiej imprezy, po której znalazł go w Hiszpanii, gdzie spił polskie oddziały kawalerzystów, a potem razem z równie pijanym Kozietulskim zdobył Sommosierrę.
- I tak Liet jest mój! - stwierdził blondyn, doskakując do Litwina i obejmując go zaborczo, pokazując Felicji język w jakże dorosłym geście. Dziewczyna tylko się roześmiała na to.
- Spoko, wolę Tatjanę. Ona tak jakby ma cycki - odparła, mrugając do brązowowłosego, na którego policzkach wykwitły delikatne różowe plamy - A poza tym, braciszek, jest totalnie ważna sprawa.
- Jaka? - spytał zaciekawiony chłopak
- Tak jakby totalnie poznałam właśnie męską wersję mojej dziewczyny, która jest tak jakby facetem mojego brata. A to oznacza, żeee... - na ustach Polki wykwitł szatański uśmiech. Nieco podduszony już Toris, pozwolił sobie na westchnięcie. Cokolwiek blondwłosa nacja nie kombinowała, gorzej i tak już być nie mogło.
- MELANŻ TIME! - krzyknęły jednocześnie Polski, wyrzucając ręce w górę. Pozbawiony nagle podparcia Laurinaitis zatoczył się, omal nie wpadając na stolik z kawą i paluszkami.
Jednak mogło być gorzej. Jeden pijany Polak to masakra. Dwójka zaś oznaczała masakrę na skalę światową.
Toris spojrzał tęsknie w stronę drzwi, pod którymi siedział przyciskając kolana do siebie Gilbert, kołyszący się w przód i w tył z nieobecnym wzrokiem, a potem z powrotem na dwoje Słowian, którzy zdołali w ciągu tych kilku sekund już wyciągnąć wódkę i właśnie krzyżowali ramiona, patrząc sobie w oczy, by potem wypić na raz po setce rzeczonego alkoholu.
To będzie długa noc, pomyślał Toris, ryglując się w łazience, by nie stać się ofiarą jakże wspaniałego pomysłu Feliksa pod tytułem 'Ej, totalnie powinniśmy upić Lieta!'.
Erdiwelas! - według internetów 'do diabła!' po prusku
Poli - Polska po prusku
~Lizzie
