Straż Cienia
ROZDZIAŁ PIERWSZY – Misja Ratunkowa
Nota odautorska: To moja wersja Akademii Wampirów, od końca Pocałunku Cienia, mająca początek na stronach 411-413. Potem jest to moja kontynuacja historii. Nie roszczę sobie praw do postaci. Są one własnością szalenie utalentowanej Richelle Mead.
Autorka: DimitriBelikov101
Zgoda na tłumaczenie: jest
Beta: brak
Nota od tłumacza: To moje drugie tłumaczenie (pierwsze jest na innym koncie), mam nadzieję, że tym razem długodystansowe :) Trzymajcie kciuki :)
–Co robimy? – spytał Stephen – Wykańczamy ich, czy się wycofujemy?
Zwróciliśmy się w stronę Alberty. Podjęła szybką decyzję – Wycofujemy się. Zabiliśmy tylu, ilu byliśmy w stanie, a słońce zachodzi. Musimy wrócić za tarcze ochronne.
Wycofywaliśmy się, tak bliscy zwycięstwa, pospieszani przez zanikające światło. Gdy tak szliśmy, Dymitr był obok mnie – Znaleźliście Eddiego? – Nie widziałam ciała chłopaka, ale też nie przykładałam do niego zbyt wielkiej uwagi – Tak – oddychając nierówno odpowiedział Dymitr – Bóg jeden wie, ile strzyg dziś pokonał. Skinął głową, wskazując naprzód; Podążyłam za jego wzrokiem i zobaczyłam Eddiego. Mimo swojej 'strażniczej' natury, nie byłam w stanie zobaczyć go, przechodzącego przez przerwę przed Dymitrem i moją matką – Chciał walczyć – jest tak samo uparty, jak Ty – jedyne, co mogłam, to uśmiechnąć się; to było podobne do Eddiego.
–Pamiętam ten zakręt – powiedziała moja matka, gdy wyszliśmy zza rogu – Już niedaleko. Powinniśmy niedługo zobaczyć światło – do tej pory naprowadzani byliśmy tylko przez kamizelki odblaskowe.
Poczułam mdłości dosłownie na ułamek sekundy, nim zaatakowały. Na rozwidleniu w kształcie litery T wyskoczyło siedem strzyg. Te pozwoliły uciec wcześniejszej grupie, ale same zaczaiły się na nas – trzy po jednej stronie i cztery po drugiej. Jeden ze strażników, Alan nie miał szans – strzyga złapała go i skręciła mu kark tak szybko, że wyglądało, jakby zrobiła to bez wysiłku, co było dość prawdopodobne. Było to tak podobne, prawie że identyczne jak to, co stało się z Masonem, że prawie zamarłam. Jednakże zamiast tego, ze zdwojoną chęcią otworzyłam usta, gotowa włączyć się w awanturę.
Byliśmy w wąskiej części tunelu i nie wszyscy z nas mogli przedostać się do strzyg. Ja utknęłam z tyłu. Obok siebie widziałam pannę Carmack, która miała na tyle dobry widok, by podpalić kilka strzyg, ułatwiając tym samym walczącym strażnikom zasztyletowanie ich.
Alberta spojrzała przelotnie na mnie i innych strażników – Zacząć odwrót! – krzyknęła.
Żadne z nas nie chciało stamtąd uciekać, ale niewiele więcej mogliśmy zrobić. Zobaczyłam, jak jeden ze strażników pada i moje serce ścisnęło się z żalu. Nie znałam go, ale to nie miało znaczenia. W przeciągu sekund moja matka skoczyła na atakującą strzygę i pchnęła sztylet w jej serce.
Wtedy właśnie, gdy razem z Eddie'm i dwoma innymi strażnikami wyszliśmy zza rogu, straciłam walkę z oczu. Dalej w dole korytarza zobaczyłam słabe światło wyjścia o purpurowym zabarwieniu. Twarze innych strażników zwróciły się ku nam i przyglądały nam się. Daliśmy radę, ale gdzie reszta? Pobiegliśmy przed siebie, napotykając świeże powietrze. Moja grupa zebrała się przy wyjściu. Byliśmy zaniepokojeni, jednak chcieliśmy zobaczyć, co się stało. Skonsternowana, zobaczyłam słońce, które jednak prawie znikło. Mdłości nie opuszczały mnie ani na chwilę, co znaczyło, że strzygi wciąż pozostawały przy życiu. Kilka chwil później nadeszła grupa mojej matki, dzieląc tunel na dwoje. Sądząc po liczbie, jeszcze jeden ze strażników poległ, ale niewiele brakowało. Każdy stojący w pobliżu mnie zesztywniał. Tak blisko, tak bardzo blisko, ale nie dość.
Trzy strzygi skryły się w oczekiwaniu w jednej z wnęk. Wcześniej minęliśmy je, ale wtedy puściły nas. W tym momencie wszystko potoczyło się bardzo szybko; żadne z nas nie byłoby w stanie zareagować na czas. Jedna ze strzyg chwyciła Celeste i zatopiła kły w jej policzku, słyszałam jej zduszony krzyk i zobaczyłam krew, ale strażniczka miała szczęście, gdyż została ocalona przez Albertę. Druga sięgnęła po pannę Carmack, ale skończyła, nadziana na sztylet mojej matki, która to odepchnęła nauczycielkę, popychając ją w naszą stronę. Trzecia strzyga ruszyła na Dymitra. Przez ten cały czas, odkąd go znam, nigdy nie widziałam, by się zawahał, by przegrał. Zawsze był szybszy, zawsze silniejszy, niż ktokolwiek inny, ale nie tym razem. Ta strzyga wzięła go z zaskoczenia. I to wystarczyło. Gapiłam się na to wszystko; to był ten sam blondwłosy strzyga, ten, przeciw któremu walczyłam wcześniej z Christianem, ten sam, który rzucał groźby, pod adresem Lissy. Złapał Dymitra i cisnął nim o ziemię. Zwarli się ze sobą w walce wręcz i właśnie wtedy, podczas tej walki, zobaczyłam, jak ten potwór zatapia swoje kły w szyi Dymitra. Jego oczy zabłysły czerwienią. Napotkał moje oczy na drodze swojego sadystycznego spojrzenia. Usłyszałam wrzask i zdałam sobie sprawę, że to mój własny. Gdy krzyk wydostał się z mojego gardła, wokół nas stłoczyła się masa duchów, widziałam czarne plamy, ale mój wzrok znajdował się na człowieku, którego kochałam, na mojej bratniej duszy i tym draniu, wysysającym z niego życie.
Bez chwili namysłu, wbiegłam z powrotem do jaskini, ignorując krzyki mojej matki i Alberty, które próbowały protestować. W biegu wchłaniałam ciemność od Lissy, która ozywała mocy ducha do uzdrawiania zakładników, którzy odnieśli obrażenia. Szok był widoczny w oczywisty sposób na twarzy strzygi, gdy pojawił się przed nim duch Masona. To wahanie było wszystkim, czego potrzebowałam, by uwolnić Dymitra z jego uścisku, zanim zajęłam go walką. Uderzyłam go w twarz i przeciągnęłam sztyletem po jego lewym policzku. Powinnam była natychmiast go zdjąć, ale przez wszystkie cienie, jakie miałam w sobie, poczułam, że on musi cierpieć tak, jak ja przez Jesse'go 24 godziny temu. Potwór krzyknął z bólu I uderzył mnie w brzuch. Zabolało, ale mój atak nie stał się przez to niepewny, o nie. Mój napastnik śmiał się ze mnie – Czyżbym ugryzł kogoś, kto jest dla Ciebie ważny? Ukochanego? Trochę za stary dla Ciebie, nie uważasz? – powiedział.
–Nie masz o nas zielonego pojęcia – odpowiedziałam
–Trafiłem w czuły punkt, tak? Pff, wykończę cię, przebudzę chłoptasia i wtedy zapoluję na Wasylisę.
To tylko bardziej mnie zezłościło. Już skrzywdził mojego ukochanego, porwał jednego z moich najlepszych przyjaciół, a teraz groził mojej siostrze. Nakręcana przez ciemność, powodowaną duchem, walczyłam dalej. Oddawaliśmy sobie nawzajem uderzenia, aż w końcu zauważyłam lukę nad jego sercem. Mój sztylet wszedł w ciało strzygi, a on sapnął z bólu. Odsunęłam się i, zanim osłabł, powiedziałam brawurowo, w słynnym stylu Rose Hathaway – Wygląda na to, że zatrzymam swoje życie, ukochanego i najlepszą przyjaciółkę.
W chwili, gdy skończyłam zdanie, poczułam, jak mój żołądek ścisnął się w kolejnym ataku mdłości. Obróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z kolejnymi trzema strzygami. Wciąż znajdowałam się w szponach ciemności i bez wahania przyjęłam obronną postawę. Strzyga zatrzymała się tylko na ułamek sekundy, zanim ruszyła na mnie. Kręgi walczących, będące niedaleko siebie, powstrzymały strzygi od okrążenia nas wcześniej, lecz wejście do jaskiń było szersze, w związku z czym było ciężko pokonać w pojedynkę całą trójkę napastników, ale nie miałam nawet zamiaru się wycofać, dopóki Dymitr był w niebezpieczeństwie. Moja pięść napotkała twarz pierwszej strzygi, która zatoczyła się do tyłu, podczas gdy kolejna już już miała schwycić moje ramię, ale napotkała na swej klatce piersiową moją stopę. Kopnięcie było na tyle mocne, że pchnęło ją na trzecią. Spojrzałam w kierunku pierwszego ze strzyg, który znów podążył w moim kierunku. Zdołał mi zadać kilka ciosów zarówno w twarz, jak i w brzuch, ale w momencie, gdy wyprowadzał kolejny, szybko znalazłam lukę i zabiłam go. Druga strzyga była o włos od ponownego ataku, ale nie doszedł on do skutku, gdyż Eddie schwycił ją i przycisnął ją do ściany, trzeci zaś napotkał ostrze mojego, dlatego, że nie spodziewał się, że mój przyjaciel chwyci kobietę, która była między nami. Zerknęłam na walkę, w którą zaangażowany był Eddie i, zobaczywszy, że ma wszystko pod kontrolą, obróciłam się i popędziłam do miejsca, w którym upadł Dymitr. Był bardzo blady i bałam się, że przybyłam za późno. Przytknęłam palce po jednej stronie jego szyi i chyba nigdy nie czułam się szczęśliwsza. Czułam puls, który był, co prawda, ledwo wyczuwalny, ale był. Usłyszałam krzyk, a potem łomot. Eddie pokonał swojego przeciwnika. Spojrzałam ku wyjściu z jaskini I zauważyłam wchodzących innych strażników. Podeszli do mnie – Żyje? – spytała Alberta
–Tak – ulga w moim głosie była oczywista. Skinęła głową i dała znak kilku strażnikom, by wzięli Dymitra.
–Musimy wrócić do Akademii, zanim tamci będą mieli szansę, by się przegrupować – powiedziała moja matka.
–Zgadzam się – rzekła Alberta, dając strażnikom znak do odwrotu.
Gdy szłam w stronę wyjścia, spojrzałam na Eddiego – Dzięki, Ed. Wiedziałam, że będziesz mnie osłaniał – powiedziałam
–Zawsze, Rose – odpowiedział
Podążaliśmy w pobliżu Alberty I mojej matki. Gdy wyszliśmy z jaskiń, poczułam, że tunelem idzie więcej strzyg. Obróciłam się, przyjmując postawę obronną; inni poszli za moim przykładem, chociaż staliśmy w gasnącym świetle dnia. Było ich przed nami pięcioro – zwolnili swój postęp, gdy przypomnieli sobie miejsce przy wejściu do jaskiń, wielu strażników i trucheł pokonanych strzyg. Gdybym nie wiedziała, powiedziałabym, że wampiry wyglądały na nieco przestraszone.
–To nie koniec – powiedziała ciemnowłosa strzyga
–Z tego punktu widzenia to jest koniec, ale bylibyśmy bardziej, niż szczęśliwi, mogąc skopać wam tyłki, jeśli miałoby to sprawić, że poczujecie się lepiej – powiedziałam tonem cwaniaczka.
–Rose – upomniała mnie surowo matka
–Wywiążemy się z tego, co obiecane – strzyga rzekł w odpowiedzi
Poczułam, jak strażnicy wokół mnie sztywnieją, a moja matka zapytała – A co to miało by być?
–Dowiesz się, strażniczko – było to ostatnie, co rzekli, przed powrotem w ciemność jaskiń.
–Szlag by to trafił! – powiedziałam
–Rose, uważaj na język – matka ponownie surowo mnie upomniała – Wracajmy za bariery. Nie mamy pojęcia, ilu, poza tą piątką, jeszcze zostało – powiedziała
Wszyscy w zgodzie skinęliśmy głowami i podążyliśmy do Akademii żwawym truchtem. Gdy tylko ujrzeliśmy szkołę i przekroczyliśmy tarcze, zauważyłam, że wszyscy strażnicy, nawet moja matka, odprężyli się.
