Dzień pierwszy - Holding hands

John miał świadomość, że studiowanie medycyny będzie oznaczało ślęczenie nad podręcznikami, nie miał co do tego żadnych wątpliwości. I wcale mu to nie przeszkadzało. Jedynym problemem były dla niego godziny spędzone w bibliotece lub czytelni - nie potrafił się tam skupić. Wszechobecna cisza, którą przerywały jedynie co głośniejsze oddechy, szelest kartek czy skrobanie długopisów po papierze, paradoksalnie rozpraszała go. Próbował ją zagłuszyć słuchawkami i muzyką z telefonu, ale raz przyłapała go na tym bibliotekarka i John naprawdę wolał po raz drugi nie wysłuchiwać jej wywodów. Tak więc nauka w bibliotece była dla niego prawdziwą katorgą.

Sherlock, jak zawsze, zmienił wszystko. Świeżo upieczony student chemii kochał biblioteki. Mógł w nich spędzać całe dnie wertując opasłe tomiszcza i zapełniając kolejne kartki swoimi notatkami, sporządzonymi dość, zdaniem Johna, niechlujnym pismem.

John uważał, że każdy pretekst do spędzenia czasu z Sherlockiem jest dobry, więc bez słowa sprzeciwu spotykał się ze swoim chłopakiem w którejś z bibliotek. Nawet jeśli sam niewiele zapamiętał z tego, co aktualnie czytał, sam fakt, że Sherlock jest razem z nim, zdecydowanie poprawiał mu humor. Poza tym John naprawdę uwielbiał patrzeć, jak Sherlock zatraca się w kolejnym podręczniku.

Jednak jego ulubioną rzeczą związaną ze wspólną nauką było to, że Sherlock zawsze trzymał go wtedy za rękę. Siedzieli na przeciwko siebie, obaj zajęci swoimi podręcznikami i notatkami, ale połączeni delikatnym dotykiem dłoni. Co jakiś czas któryś z nich delikatnie ściskał dłoń drugiego. John zawsze się przy tym uśmiechał. I nie musiał nawet podnosić wzroku, żeby wiedzieć, że Sherlock robi to samo.