Percidal wybiega z lasu na wypaloną przecinkę, szarą od popiołów. Powietrze jest gorzkie, palące. Po pierwszym wdechu nie może powstrzymać kaszlu.
Wreszcie ociera usta grzbietem dłoni, a miecz w jego ręku pyta ironicznie – Już?
Percidal prostuje się, nie opuszczając ręki.
Przed nim, pośrodku pola szarości, wielka mosiężna flasza na nóżkach celuje rurowatą łapą w smukłą postać w czerni.
Maleńka w porównaniu z tym metalowym czymś, zasłania własnym ciałem omdlewającą księżniczkę. Percidal nie wie, co się stało, i nie zastanawia się nad tym.
Jeden skok i już jest przy niej. Ostrzem miecza zasłania się przed ciosem.
- Uwolnij mnie! - żąda Rubilax.
W pierwszym odruchu iop chce rzucić miecz w fioletowe oko mechanicznego potwora, ale wtedy shushu mógłby się z nim połączyć, a to nie byłoby dobrze.
Ale jeśli nie ma siły, żeby zapanować nad Rubliaxem, czy ma jej dość, żeby obronić damę? Przekonamy się, mówi sobie w duchu.
Mdleją mu ramiona, ale nie ustępuje. Nie jest już iopem Percidalem ze Smutnogrodu, albo raczej jest nim, ale to nie ma znaczenia.
Jedyne, co się liczy, to życie i bezpieczeństwo dam. Rycerze bronią dam. Po to istnieją. Jeśli pozwoli je skrzywdzić, jeśli nie poświęci wszystkiego ich obronie, to przekreśli samą ideę rycerstwa. Rycerstwo stanie się pustym słowem, a on nie będzie już niczym zupełnie. Rycerz broni dam. To takie jasne.
- Uwolnij mnie! - prosi Rubilax, i tym razem Percidal się zgadza. Wie, że prośba jest szczera. Może Rubilax też na swój sposób jest rycerzem.
- Misiek? - szepce niepewnie dama za jego plecami, ale uspokaja ją – Tak, Evo, to ja! Rubilax zostawił mi kontrolę.
I rzeczywiście, shushu poddaje się woli rycerza. Bez oporów i protestów, bez jednego słowa użycza mu swojej siły, jakby i on dokonał wyboru.
Tysiąc igieł palących jak lód przeszywa serce Percidala, ale to nic.
Nie trafiły w te, których życia broni.
Opuszcza go siła Rubilaxa, ale to nic. Potem opuszcza go własna.
Percidal osuwa się na kolana, w ramiona damy, ale to dobrze. Nie pozwolił jej skrzywdzić. Wypełnił swój cel.
Teraz dzieło przejmą inni.
Gorąca łza pada na jego policzek, ale na sercu mu lekko.
- Nie wygłupiaj się – błaga go dama, a on tłumaczy jej, łagodnie, jak przystało rycerzowi.
- Nie umieram, Evangelino. Przechodzę do legendy.
Ćmi mu się trochę w oczach, ale tej prawdy jest doskonale świadomy, wypełnia całe jego serce.
Rycerz nie umiera.
Odchodzi do legendy, dołącza do szeregu obrońców królestwa bez kresu.
