Od autora:
Witajcie. Prezentuję Wam kolejną opowieść, mając oczywiście nadzieję, że przypadnie do gustu i sprawi przyjemność.
(wrzesień) Opowiadanie w końcu doczekało się korekty. DZIĘKUJĘ Ci najuprzejmiej Minerwo. Jeśli tym razem znajdą się tu jakieś błędy, będą zapewne wynikiem mojego samowolnego majstrowaniem przy już zbetowanym tekście.
Tytuł: W moich snach
Autor: EgoVagus
Korekta literacka: Minerwa
Główne persony dramatu: Severus Snape, Minerwa McGonagall
Wcale nie mniej ważni bohaterowie dramatu: Harry Potter, Hermiona Granger, Ronald Weasley, Albus Dumbledore, Fawkes, Dolores Umbridge
Uwagi: Akcja rozpoczyna się na piątym roku Harry`ego. Na potrzeby opowiadania, pewne wydarzenia z przeszłości bohaterów zostały zmienione. Opowiadanie przewidziane jest na – prolog i cztery rozdziały.
Opis: Czy nielitościwa wyobraźnia płata Minerwie McGonagall figle, czy może pewne rzeczy faktycznie się wydarzyły?
Publikacja: 13 czerwca 2010r.
Korekta literacka: Minerwa (wrzesień 2010)
.
Prolog
.
W sali wejściowej panowało zagadkowe poruszenie. Harry, Ron i Hermiona przedarli się przez zaporę tworzoną przez kilkanaście osób, które tarasowały przejście z Wielkiej Sali do holu. Spora grupa widzów w napięciu obserwowała scenę rozgrywającą się pośrodku wielkich, marmurowych schodów. W centralnym punkcie stała Dolores Umbridge; najosobliwszy z dyrektorów, jakich miał Hogwart. Trzy stopnie niżej znajdowała się Minerwa McGonagall, która, dzięki Merlinowi, nadal pełniła funkcję wicedyrektora. Akcja dramatu była już poważnie zaawansowana.
Umbridge, której sflaczała twarz unosiła się na białej falbanie z koronek, patrzyła na profesor McGonagall z wyższością.
– Po kilku miesiącach pracy w szkolnictwie, nie mogę mieć już wątpliwości, że nauczyciele w określonym przez ministerstwo wieku powinni obowiązkowo przechodzić na emeryturę, Minerwo – oznajmiła słodkim głosem. – To oczywiste, że osoba w twoich latach nie jest już w stanie pojąć pewnych rzeczy i należycie wychować młodych ludzi. – Szerokie, obwisłe usta rozciągnęły się w paskudnym uśmiechu. – Szczęściem, Korneliusz i ja – uśmiechnęła się jeszcze szerzej – już wcześniej odsunęliśmy od tej odpowiedzialnej pracy twego dawnego przełożonego i powiernika.
Minerwa McGonagall, która w obecnej chwili niepokojąco przywodziła na myśl rozjuszonego hipogryfa, powoli wkroczyła na wyższy stopień schodów. Umbridge, mimo że nadal dzieliły je dwa stopnie, stała się nagle wyraźnie niższa. Rzymska głowa McGonagall była wysoko uniesiona, a wielkie niebieskie oczy, kierując się w dół, miotały pioruny.
- Proszę? – zapytała bardzo szorstkim tonem; nozdrza zadrgały jej i napięły się jakby miała wypuścić przez nie dwa płomienie. – Czy właściwie zrozumiałam? – wycedziła spomiędzy coraz mocniej zaciskających się zębów. – Zarzucasz mi niekompetencję, Dolores? - Dłoń profesor transmutacji drgnęła i Harry przez chwilę spodziewał się, że z szerokiego rękawa czarnej szaty wysunie się elegancka hebanowa różdżka. Nic takiego jednak nie nastąpiło.
Korpulentna, różowa kobieta na moment zamarła z wyrazem nerwowego niepokoju na twarzy, być może mając podobne odczucie co i Harry. Po chwili jednak na jej oblicze wypłynęła fala podniecenia i tej samej bezlitosnej uciechy, którą Harry widział, gdy jakiś czas temu pastwiła się nad zrozpaczoną profesor Trelawney.
- Ależ moja droga, jestem pełna zrozumienia – odezwała się piskliwym, pełnym karykaturalnej uprzejmości głosem. Jej małe oczka połyskiwały. - Jutro zajmę się twoją sprawą w Ministerstwie, Minerwo. Sugeruję byś dziś wieczorem usiadła przy swym kominku i przy filiżance aromatycznej herbaty pomyślała o jakimś miłym, zacisznym miejscu, w którym będziesz mogła spędzić emeryturę. Wszystko dla dobra uczniów, czyż nie, moja droga? – Zamrugała i wyciągnąwszy pulchną dłoń, czule dotknęła policzka McGonagall.
Profesor transmutacji sprawiała wrażenie jakby spetryfikowano ją w momencie, w którym miała eksplodować.
Uczniowie jak jeden mąż wstrzymali oddech. Hermiona zakryła usta dłońmi. Ron zamarł z wytrzeszczonymi, pełnymi grozy oczami. Harry z zaciętą miną rozważał w myślach, jaka klątwa ma największą szansę wyjść z ust ich opiekunki; nie był pewien czy nie wliczyć w to Zaklęć Niewybaczalnych. Sekundy ciągnęły się nieznośnie, a profesor McGonagall nie reagowała w oczekiwany sposób. Jej plecy wyprężyły się jeszcze mocniej niż zwykle, a napięta, surowa twarz stała się uderzająco biała; eleganckie dłonie, częściowo ukryte w rękawach, zacisnęły się w pięści tak, że paznokcie musiały boleśnie wbijać się w skórę. Wielki Inkwizytor Hogwartu odwróciła się i z promiennym, pełnym samozadowolenia uśmiechem, kołysząc rozłożystymi biodrami, zaczęła schodzić po stopniach szerokich schodów. Profesor transmutacji przymknęła na moment oczy, jakby prosząc w duchu o to, by spłynęła na nią jakaś łaska. Hermiona oceniła, że wyglądała na trochę zgnębioną. Drgnęła dopiero, słysząc za plecami łomot.
Dolores Umbridge, nagle w dziwny sposób zahaczyła butem o but i zwaliła się w dół, w panice chwytając za wiszący na najbliższej ścianie gobelin. Barwna tkanina, łagodząc jej upadek, zerwała się i nakryła leżącą już kobietę. Nim ktokolwiek zdążył zrozumieć i zareagować udzielając pomocy - jeśli ktoś w ogóle miał zamiar reagować - na ową rozlaną u stóp schodów jękliwą masę, padł długi cień. Harry zmarszczył brwi; nie był w stanie odpowiedzieć sobie, jak i skąd tuż przy kobiecie pojawił się Severus Snape. Cały w swej powłóczystej czerni, z ziemistą cerą i ostrymi rysami z powodzeniem mógł uchodzić za kostuchę, która postanowiła wyświadczyć światu łaskę i zabrać z niego czarującą damę. Niestety, pomyślał Harry, Snape nie miał w sobie krztyny łaskawości.
– Dawno zwracałem dyrektorowi uwagę, że schody w tej szkole są zbyt nieprzewidywalne - odezwał się chłodno z niezgłębionym wyrazem twarzy. – Szósty stopień, od dołu licząc, jest krzywy. Wypadek był kwestią czasu – mówił cicho, ale jego głos był doskonale słyszalny w obrębie całej sali. – Powinno się w jakiś sposób ukarać wykonawcę – ciągnął. – Zapewne gdzieś w zamku znajduje się jego portret. Sugeruję usunąć. – Jego ton stał się kategoryczny, a czarne jak węgiel brwi podjechały do góry.
Jeśli wspominany portret znajdował się w zamku, co nie było wykluczone, to obecnie byłby, oczywiście, trudny do odnalezienia, jako że Dolores Umbridge zdążyła ogołocić sporo ścian z obrazów, nie tolerując ich prawa do głośnego wyrażania własnych opinii.
Kobieta, która nadal z ledwością mogła złapać oddech, nie próbując się podnieść, spojrzała na mistrza eliksirów* swymi rozbieganymi, małymi oczami.
– Potrzebuje pani pomocy, pani profesor? – pytając nadzwyczaj uprzejmie, Snape nachylił się nad nią sztywno. Czarne kurtyny włosów opadły, przesłaniając ostrą twarz tak, że Harry dostrzegał jedynie koniec wielkiego, orlego nosa.
Minerwa McGonagall, której policzki w jednej chwili powlokły się ciemnym rumieńcem, prychnęła jak wściekła kocica i obdarzyła swego kolegę spojrzeniem pełnym zimnego gniewu i odrazy. Większość uczniów miała twarze wykrzywione równie nieprzyjemnymi emocjami. Dość bezbarwne pozostały jedynie oblicza kilku członków Brygady Inkwizycyjnej i pozostałych uczniów Slytherinu. Harry, niczym zaklęcie, powtarzał w myślach życzenie, by zbroja stojąca kilkadziesiąt centymetrów od Snape`a zechciała się przewrócić i zerwać z jego twarzy tę okropną maskę (której aktualnie nie mógł widzieć, ale instynktownie wyczuwał). Blachy ani drgnęły.
– Dziękuję, Severusie. Proszę – wydyszała Umbridge i wyciągnęła dłoń.
– Nie ma za co – powiedział prostując się powoli. – Uważam jednak, że powinniśmy pozostać przy formie profesorze Snape, profesor Umbridge – zasugerował jedwabistym głosem; tym razem posyłając jej coś na kształt uprzejmego uśmiechu. – Nie dawajmy uczniom złego przykładu. Znamy się zaledwie kilka miesięcy, a pani wiek i osiągnięcia nakazują mi zachowanie stosownego dystansu. – Skinął jej głową, po czym odwrócił się i nie podnosząc głosu, nakazał: – Panie Filch, proszę natychmiast pomóc profesor Umbridge, nie powinna tu leżeć.
Woźny, który chwilę wcześniej zdołał przedrzeć się przez tłum, podbiegł do pani dyrektor.
Z okazji, jakie stwarzało małe zamieszanie, nie mógł nie skorzystać złośliwy Irytek. Unosząc się ponad schodami, zaczął wrzeszczeć:
- Kupa u schodów! Różowa kupa, kupa! Nietoperz wleciał w kupę!
A potem głupkowato podśpiewywać:
Olla-la różowa kupa
Wielka kupa
Olla Olla Olla-la
Nietoperz w kupie miesza
Głupi Filch na ratunek pospiesza
A kocicę to rozśmiesza
Olla Olla Olla-la
Ale bomba
W napiętej twarzy profesor McGonagall, lewa brew, unosząc się wysoko, dołączyła do prawej, a zaciśnięte dotąd kurczowo usta zadrgały, walcząc o wydostanie się spod kontroli dobrego obyczaju. Umbridge zesztywniała, uniemożliwiając kościstemu Filchowi podźwignięcie jej do pionu, i zrobiła się czerwona, jakby jej głowę wypełniała gotująca się woda. Snape uniósł brwi i sztywno pokiwał głową z wyraźną dezaprobatą dla takiego lekceważenia dyrekcji i Ministerstwa, ale najwidoczniej niewiele więcej mógł poradzić.
Woźny zdołał wreszcie podnieść profesor Umbridge i gniewnie odrzucił gobelin.
– Panie Filch – odezwał się mistrz eliksirów – ten gobelin był bardzo wartościowy i, zdaje się, wypożyczony ze zbiorów zacnego, starego rodu czarodziejów. – Snape utkwił w woźnym czarne, zimne oczy. – Nie sądzę, by chciał być pan obciążony kosztami, jako współwinny zniszczenia go. – Filch z przerażeniem pokręcił głową. Snape przez chwilę zdawał się rozkoszować wrażeniem, jakie zrobił na zgryźliwym mężczyźnie. Usatysfakcjonowany spojrzał na Umbridge i dodał: – Współczuję. Powinna się pani więcej szanować, dbając o swą zacną pozycję i wiek. Trzeba być ostrożnym. – Powiedziawszy to bardzo uprzejmym tonem, raz jeszcze uniósł w górę brwi i wykrzywił się w czymś, co prawdopodobnie miało przypominać uśmiech. Harry pomyślał, że ten człowiek jest potworem. I że chociaż jeden raz on, Harry, mógł być z tego faktu zadowolony.
Irytek latał od jednego końca holu do drugiego, wywrzaskując coraz to nowe koncepty. Przybrał kolor różowej gumy do żucia i udawał, że się rozlewa, gdy wpada na ścianę i spływa z niej na posadzkę. Spora część obserwujących, z trudem powstrzymując chęć otwartego roześmiana się, przeganiała poltergeista, pragnąc usłyszeć dalszą mowę mistrza eliksirów.
- Pani wybaczy, ale jeśli sytuacja jest opanowana – ciągnął Snape - udam się na spóźniony posiłek. Byłem dotąd zajęty kreśleniem konspektów lekcji. Zgodnych z pani wskazówkami. I koncepcją ministerstwa. – Twarz Sanpe`a zastygła i Harry miał wrażenie, że widzi teraz gipsową maskę, nie zaś twarz żywego człowieka.
Dolores Umbridge, być może pozostając nadal w lekkim szoku, pokiwała mu potakująco głową.
- Profesor Umbridge. Minerwo – powiedział bezbarwnie; sztywno, zaledwie o kilka cali, poruszył głową, nie racząc rzucić choćby przelotnego spojrzenia profesor McGonagall. Odwrócił się, zamiatając czarną togą, i długimi krokami ruszył w stronę Wielkiej Sali.
Zatrzymał się dokładnie naprzeciw Harry`ego, Rona i Hermiony, omiatając ich spojrzeniem zmrużonych oczu. Jakby chciał wyczuć, co knują, bo że knują, musiało być dla niego oczywiste.
- Ach, jakżeby inaczej, wszędobylski pan Potter i jego wielbiciele – odezwał się zimnym, nieczułym głosem; dość wąskie wargi wykrzywiły się w tym znajomym, drwiącym grymasie. - Jak zgaduję, jest pan dzisiaj, wyjątkowo, przygotowany na zajęcia, skoro ma pan czas wystawać na korytarzach i zabawiać się obserwowaniem czyjegoś nieszczęścia. Jakie to… rodzinne, Potter. – W jego głosie brzmiała obelga, a na twarzy pojawił się wyraz głębokiej niechęci. Czarne oczy świdrujące Harry`ego rozbłysły. Potter poczuł, jak fala gniewu, która wybuchła w jego żołądku, dociera do głowy; policzki mu zapłonęły. Zagryzł szczęki i zacisnął pięści. Snape jeszcze wyraźniej skrzywił usta i ruszył dalej. Uczniowie rozstąpili się, jakby odsuwali się od przepływającej przez wnętrze zamku czarnej dżumy.
Ron, wyglądający jakby ktoś dolał mu czegoś zakazanego i jednocześnie przyjemnie rozgrzewającego do dyniowego soku albo zdzielił tłuczkiem przez głowę, wyszeptał:
- O Merlinie! On jest złem wcielonym! Piękne! To... piękne było! – Jego zachwycony wzrok podążał za znikającym Snape`em.
- Co? – wysyczał Harry, a potem nabrał głęboko powietrza. Z niedowierzaniem spojrzał na przyjaciela, by po chwili uświadomić sobie, że Ron był myślami daleko od tego, co wydarzyło się kilkanaście sekund wcześniej. Dość szybko doszedł do tego, gdzie dokładnie znajdował się Weasley i co aktualnie robił. Gniew zelżał i ustąpił miejsca zrozumieniu. Hermiona zdecydowanie nie rozumiała.
- Ron! – rzuciła, trącając go w ramię.
- Ciii – zasyczał Ron, przymykając oczy. – Zapisuję ten obraz obok Białej-Fretki-Malfoya.
- Ron! Otrzeźwiej. Zrobiłeś zadanie na eliksiry?
- Nie, Hermiono. Przecież wiesz, że mój podręcznik od eliksirów został skonsumowany przez niuchacza bliźniaków, po tym jak Neville zalał okładkę tą błyszczącą substancją – odparł beztrosko. Hermiona zrobiła wściekłą minę. Ron, nie zwracając na nią uwagi, odwrócił się do Harry`ego i dodał, jakby czynił postanowienie: - Wybacz stary, ale będę go dzisiaj wielbił, nawet gdyby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię. Jaki on jest zły! On jest bardziej zły od niej! – stwierdził, jakby nieco wstrząśnięty.
- On jest bardziej inteligentny od niej! – poprawiła go Hermiona, obrzucając spojrzeniem pełnym dezaprobaty i wypychając do przodu, by się raczył wreszcie ruszyć. – Niestety ona nadal jest dyrektorem! Słyszeliście, co powiedziała do profesor McGonagall? To nie są żarty – mówiła przyciszonym głosem, gdy szli przez hol.
Większość uczniów była chorobliwie czerwona na twarzach, a niektórzy wyglądali, jakby dostali torsji i powstrzymywali wymioty, zakrywając usta. Profesor McGonagall miała kamienną twarz i minę tak zaciętą, iż zdawało się, że nawet nie oddycha i albo za chwilę zemdleje, albo wybuchnie. Odezwała się dopiero po zniknięciu Umbridge, gdy zewsząd zaczęły dobiegać kolejne salwy śmiechu.
- Proszę natychmiast udać się do swoich klas, zgodnie z planem. – Podniesiony głos rozszedł się po holu; jej ton był absolutnie kategoryczny. Głośne śmiechy zostały natychmiast ucięte. - Nie widzę nic śmiesznego w tym, że zniszczona została własność szkoły, czy też jakiegoś rodu czarodziejskiego. Proszę dzielić się swymi przemyśleniami w zaciszu dormitoriów.
.
Objaśnienie:
* Stosowana przez mnie w opowiadaniach tytulatura przynależa Severusowi Snape`owi ze względu na jego wykształcenie i uprawiany zawód.
W ff dość powszechnie przyjęło się beztroskie stosowanie formy „Mistrz Eliksirów". Powstaje pytanie skąd te wielkie litery i co w tej sytuacji oznacza niniejszy tytuł?
Pani Rowling używa określenia „Potions master" (dosłownie „mistrz Eliksirów"), gdzie „Eliksiry" występują jako nazwa własna dziedziny magii, a słowo „mistrz" znaczy tyle co nauczyciel. Andrzej Polkowski w tłumaczeniu przyjął określenie „nauczyciel eliksirów" zapewne po to, by uprościć kwestię i nawiązać do współcześnie używanego w języku polskim sformułowania, którym określa się kogoś, kto naucza danego przedmiotu.
Jeśli ściślej nawiążemy do formy użytej przez autorkę, a więc zastąpimy słowo „nauczyciel" określeniem „mistrz", ów „mistrz" będzie występował po prostu jako przejaw tradycji, specyficznego dla danej dziedziny określenia „nauczyciela" (tak jak np.: w sporcie używa się w przypadku dyscypliny szermierczej, potocznie i zgodnie z tradycją mającą głębokie historyczne korzenie, określenia „fechmistrz" zamiast „trener"). Można przyjąć, że ktoś, kończąc jakąś szkołę eliksirowarów (nazwa od użytego w kanonie - tłumaczeniu Nadzwyczajnego Towarzystwa Eliksirowarów) czy też odpowiedni kierunek na jakimś magicznym uniwersytecie, zdobył najniższy tytuł zawodowy (nienaukowy) tak, jak zdobywa się tytuł „magistra" (magister z łaciny znaczy tyle, co „nauczyciel" lub „mistrz", dawniej - człowiek mający prawo do nauczania innych).
W kanonie nie zostało rozwinięte tak, jak ma to miejsce w ff, zagadnienie związane z edukacją eliksirówarów - możemy jedynie snuć domysły na temat tego, jak mogła wyglądać sprawa ich kształcenia, przechodzenia ewentualnych stopni wtajemniczenia w tej dziedzinie. W książkach napisanych przez J. K. Rowling mamy w zasadzie do czynienia jedynie z kimś, kto naucza sztuki warzenia eliksirów na poziomie szkoły gimnazjalnej i średniej bez wyjaśnienia, jakie wykształcenie ów człowiek posiada (brak informacji zarówno w przypadku Snape`a jak i Slughorna).
Możemy jak sądzę przyjąć, że ktoś, kto warzy eliksiry to „warzyciel", jeśli zaś ma on w tej dziedzinie wykształcenie, a tym samym tytuł zawodowy, jest „mistrzem eliksirów", gdy pracuje nauczając, może być nazywany „mistrzem eliksirów" lub po prostu „nauczycielem eliksirów". Powinniśmy wziąć jednak pod uwagę, że człowiek, który zdobył tytuł „mistrza eliksirów" mógł nie zakończyć swej edukacji na tym etapie i uzyskał kolejne stopnie – tym razem odpowiedniki naszych stopni naukowych lub, przyjmując pewną historyczną tradycję dla tej specyficznej dziedziny, osiągnął jakieś dodatkowe stopnie wtajemniczenia a co za tym idzie tytuły i prawa/przywileje zawodowe. W przypadku Severusa Snape`a, w niniejszym opowiadaniu przyjęłam, że osiągnął on owe dalsze stopnie wtajemniczenia i uzyskał specjalny tytuł, powiedzmy w ramach jakiejś gildii eliksirowarów czyli praktykując u jakiegoś Mistrza. To uzasadniałoby pojawienie się formy „Mistrz Eliksirów" (nieco podobnie jak „Fechmistrz", który w niektórych krajach występuje jako tytuł nadawany przez odpowiednią radę-kapitułę wybranym trenerom/fechmistrzom, podnosząc ich rangę i nadając jakieś specjalne przywileje, z tytułu przynależności do zamkniętej grupy – osób wybitnych; w przypadku Fechmistrza jest to jednak tytuł honorowy). Przyjmuję, że „Mistrz Eliksirów" nie jest tytułem honorowym, tylko ma charakter stopnia naukowego i może zostać zdobyty w wyniku przejścia określonego szkolenia i wyłącznie po zdaniu odpowiedniego egzaminu przed jakimś wybranym gronem Mistrzów. Idąc dalej można określić poziom wtajemniczenia, jaki osiąga „Mistrz Eliksirów" – przyjmijmy trzy stopnie (trzeciego, drugiego i najwyższy - pierwszego stopnia). Oczywiście stopnie wiążą się z konkretnymi prawami/przywilejami jakie ma Mistrz.
W przypadku Severusa Snape`a będzie więc uprawnione używanie tytułu „Mistrz Eliksirów" ale również w sytuacjach miej oficjalnych, codziennych – związanych z jego pracą w szkolnictwie niższego stopnia, zastosowanie formy „nauczyciel eliksirów" czy „mistrz eliksirów" ewentualnie zgodnie z tradycją szkół średnich „profesor eliksirów".
.
.
Od autora:
Miło mi, że dotarliście do tego miejsca; jeśli to nie była zbyt trudna i męcząca przeprawa, zapraszam do śledzenia kolejnych rozdziałów.
Jeśli zechcecie zostawić ślad swojej obecności, dzieląc się opinią na temat przeczytanego tekstu, będę zobowiązana. *Komentować mogą również osoby, które nie są zarejestrowane na tym forum.* Będę wdzięczna za każdy ślad waszej obecności - komentarz nie musi być tak zaraz merytoryczny:). Dajcie znać, że byliście a jeszcze lepiej - że chcecie bywać i śledzić kolejne odsłony.
Pozdrawiam EV
