Nie wiedział co się dzieje. Jeszcze przed chwilą stał i rozmawiał z Percym, a teraz był w jakimś dziwnym miejscu złudnie przypominającym Wielką Salę. Tyle, że wszystko było czarne. Rozróżniał kształty one były jaśniejsze i wydobywały się z nich dźwięki. Dziwnie przypominające płacz, szloch, rozpacz, błaganie. Znał te głosy, ale nie mógł sobie przypomnieć z skąd. Wiedział, że te osoby były dla niego ważne. Bliskie. Coś jak…rodzina.

Tak.

To była jego rodzina.

Teraz kształty były znacznie wyraźniejsze. Zaczęły nabierać kolorów. Pierwsze co zobaczył były to płomienno-rude włosy jego bliskich. Potem zniszczone ściany Wielkiej Sali, rodziny i przyjaciele, którzy opłakiwali poległych.

Cała jego rodzina płakała.

Nie mógł sobie przypomnieć czemu.

Co się takiego stało ?

Jakby odpowiedzią na jego nie zadane pytanie, Molly znosiła się jeszcze większym szlochem i jak mantrę zaczęła powtarzać jego imię.

-Fred, Fred, mój synek – spojrzał na swojego ojca, który mocniej przytulił panią Weasley.

-Molly spokojnie. On by nie chciał abyśmy przyjmowali się jego śmiercią.

To go uderzyło jak grom z jasnego nieba.

On umarł.

Wszystko pasowało.

Rozmawiał z Percym i żaden z nich nie zobaczył Rookwooda, który strzelił w niego Avadę.

Nikt go nie widział, nie słyszał, nie wiedział, że on tu jest.

Chciał się przytulić do mamy, tak jak kiedyś gdy był małym chłopcem.

Ale nie mógł.

Nie mógł się do niej zbliżyć.

A, jak już, to nie mógł jej dotknąć.

Nie mógł dać znać, że jest blisko.

Chciał płakać tak jak jego rodzina.

Spojrzał na rodzeństwo.

Bill, Charcie i Percy próbowali powstrzymać łzy cisnące im się na oczy.

Ron przytulał Ginny która wycierała co chwila oczy.

A George ściskał jego rękę i w ogóle nie powstrzymywał łez.

Już nie ma bliźniaków Weasley.

Teraz jest tylko George Weasley.

Zapomną o nim.

Teraz wiedział dlaczego niektórzy, tak boją się śmierci. Nie chcą aby bliscy o nich zapomnieli.

On też tego nie chce.

Usłyszał chrząknięcie. W drzwiach do Wielkie Sali stał uśmiechający się smutno profesor Dumbledore.

Zrozumiał.

To nie był koniec wojny.

A, on musiał już iść.

A, oni musieli jeszcze walczyć.

Powoli ruszył w stronę byłego dyrektora, ale w połowie drogi się zatrzymał. Spojrzał niepewnie na profesora, na co, on kiwną twierdząco głową.

Fred zawrócił i podszedł do swojego brata-bliźniaka. Nachylił się nad jego uchem i szepnął:

Pamiętaj o mnie.

Po minie Georga można było wywnioskować, że usłyszał. Jego oczy były szeroko otwarte, a on sam patrzył na miejsce gdzie stał Fred. Patrzył się tak, jakby miał nadzieję go tam zobaczyć.

Smutek znowu zagościł w jego oczach, ale można było dostrzec w nich małe i słabe iskierki szczęścia.

Pokiwał twierdząco głową dając znać, że zawsze będzie pamiętał.

Nigdy przecież nie mógłby zapomnieć swojego brata.

To nie w stylu Weasley'ów.

-Zawsze będę o tobie pamiętać – nie wydał z siebie żadnego dźwięku, tylko poruszył ustami mimo to Fred usłyszał.