A/N: Miałam kiedyś chandrę i oto, co z tego wynikło...
Z góry zapowiadam, że miał być to one part, ale że się ciut wydłużył, podzieliłam na 7 części. Ta jest pierwsza i oby nikogo nie zniechęciła! ;p
Enjoy!
PROLOG
Gdzieś w Minnesocie, pewnego późnego, wrześniowego popołudnia…
- Co ty tutaj robisz?- zapytała, gdy poczuła znajomy zapach, a chwilę potem kątem oka ujrzała, jak siada obok niej na schodkach domku letniskowego, który wynajęła parę tygodni temu.
Odkąd tu przyjechała, każdego ranka i każdego wieczora siadała na tym schodku, obserwując wschody i zachody słońca, odwieczny cykl natury i dowód nieuchronnie upływającego czasu.
Tutaj mogła spokojnie pomyśleć i nareszcie podjąć ostateczną decyzję odnośnie swojego życia. Nadeszła pora, by ustalić, co jest dla niej dobre, a co dla własnego dobra powinna zostawić za sobą. Nadeszła pora, by wybrać…
- Byłam pewna, że o tej porze będziesz już w podróży poślubnej.- dodała spokojnym głosem.
- Tak, ja również.- odparł z cichym westchnieniem.
- A więc, co się stało? Po co tu przyjechałeś?- spytała ponownie.
W odpowiedzi wziął głęboki oddech i spojrzał na nią tymi swoimi oczami.
- Jestem tu, bo już dłużej nie mogę i nie chcę okłamywać innych, i sam siebie. Jestem tu, bo tutaj jest coś, czego chcę ponad wszystko inne.- powiedział powoli.
- Czyli?- rzuciła nieco beznamiętnym tonem, który zadziałał na niego niczym kubeł zimnej wody.
Wiedział, że to nie będzie łatwa rozmowa, kiedy tu jechał, ale czy czekał z nią zbyt długo? Musiał jednak spróbować.
- Ty.- odparł więc bez dalszego owijania w bawełnę.
Zaśmiała się dziwnie, jakby gorzko.
- Zabawne! Odniosłam całkiem inne wrażenie…
I
Dwa miesiące wcześniej…
Nie mogła w to uwierzyć. Znów spotykał się ze swoją ex! Kiedy zobaczyła ich razem na mieście, pomyślała, że śni, że wzrok płata jej figle, ale bardzo szybko przekonała się, że to nieprawda. Byli tacy roześmiani i zrelaksowani…
Fakt, zauważyła, że ostatnio spędzał z nią mniej czasu niż dawniej, ale zrzuciła to na karb pomnażających się obowiązków, więc była pewna, że między nimi nic się nie zmieniło, a przynajmniej nie na gorsze, skoro od wieków tkwili w tym samym status quo.
Serce podeszło jej do gardła, kiedy na dorocznej gali z okazji Dnia Niepodległości pojawił się z NIĄ, zaskakując nie tylko ją, ale i wszystkich innych.
Z trudem zniosła współczujące spojrzenia przyjaciół i kolegów, ale jakoś to przetrwała udając, że nic się nie stało, że dobrze się bawi, podczas kiedy jej serce tak naprawdę rozpadało się na drobne kawałki.
Kolejne dni były teatrem, grą pozorów. Jej twarz była jak zwykle uśmiechnięta, ale wprawny widz bez trudu mógł zauważyć smutek w jej oczach. Tych jednak, którzy rozpracowali jej szaradę zapewniała, że wszystko z nią w porządku, że nie dzieje się z nią nic, czym powinni się martwić.
- To tylko chwilowy spadek formy.- zapewniała i choć nie bardzo wierzyli, nią naciskali, zdając sobie sprawę, że mogą tylko pogorszyć sytuację. Była silna. Wiedział to każdy z nich. Pozostawało mieć tylko nadzieję, że i tym razem sobie poradzi, że przetrwa, jak robiła to już wcześniej.
Och, wiedziała, że dyskretnie mają ją na oku, ale jak długo nie ingerowali, mogła się na to zgodzić. Poza tym, była wdzięczna za to nieme wsparcie. Dzięki temu wiedziała, że nie jest sama, że jest ktoś, komu na niej zależy, nawet jeśli nie była to osoba, której troski najbardziej pragnęła.
Jeśli miała jeszcze jakiekolwiek złudzenia co do istoty ICH związku, rozwiały się, kiedy ogłosił, że jego dziewczyna sprowadza się do miasta, i że rozważają wspólne mieszkanie.
- Niełatwo tu coś znaleźć w przystępnej cenie…- argumentował, ale wszyscy wiedzieli, że to tylko wymówki.
Już po wszystkim praktycznie przestał spędzać z nimi czas, spędzać czas z nią, co powoli zaczęło tworzyć nieprzyjemne napięcie w ekipie. Wszyscy czuli się dziwnie dostrzegając te subtelne zmiany w dynamice grupy, no może poza nim samym, bo sprawiał wrażenie ślepego na to wszystko, ignorując delikatne aluzje nawet ze strony najlepszego przyjaciela.
Nadal był przyjacielski i pomocny, kiedy trzeba, ale to już nie było to samo.
Nic już nie było tak samo…
Tymczasem ona próbowała pogrzebać swoje smutki pod tonami pracy i innych zajęć, które wyszukiwała sobie niemal z desperacją. Chwytała się każdej nadarzającej się okazji, byle tylko nie myśleć, nie spotykać jego samego, ani jego flamy. Nawet urodzinowy prezent przesłała mu przez przyjaciółkę, zamiast doręczyć osobiście na małym party, które urządził w swoim domu dla ich paczki i paru bliskich kolegów. Na ten wieczór załatwiła sobie dodatkową robotę z inną ekipą, której mogły się przydać jej umiejętności. Siedziała z nimi, dopóki nie była pewna, że już po imprezie. Potem odczekała jeszcze trochę w całodobowej kafejce, zanim nie wróciła do siebie grubo po północy, wiedząc, że obie przyjaciółki będą tam na nią czekać.
Mieszkały we trzy już prawie pół roku, by dodatkowo obciąć koszty. Życie przecież nie taniało, a podwyżek nie było widać. Tym nie mniej, pasował im ten układ. Były zgrane i zadowolone z decyzji, a przede wszystkim, miały siebie na wyciagnięcie ręki.
Czego chcieć więcej?
Podobno był zawiedziony, że nie przyszła, ale rozumiał. Ile w tym było prawdy? Kto wie!
Następnego dnia miała wolne, więc podziękował jej za książkę, którą mu kupiła, dopiero kolejnego dnia, mówiąc, że to jego ulubiony autor, i że tej pozycji jeszcze nie miał w swoich zbiorach.
- Oby była równie dobra, co poprzednie.- odpowiedziała, siląc się na pogodny uśmiech, który skwitował wesołym „dzięki" i mrugnięciem.
Odmówiła, gdy zaprosił ją na kawę i ciastko z racji tego, że nie spróbowała jego urodzinowego tortu, mówiąc, że jest już umówiona. Była zaskoczony, ale uśmiechnął się, skinął głową i powiedział:
- Może kiedy indziej.
- Może.- odparła niezobowiązująco.
Tamtego dnia lunch zjadła samotnie, w parku, z dala od wścibskich oczu, schowana w najdalszych jego zakamarkach. Wracając do pracy, przykleiła na twarz kolejny uśmiech, a na pytanie dziewczyn, czy spotkanie się udało, bez mrugnięcia okiem skłamała, że owszem. Nie sądziła, że jest do tego zdolna, ale najwyraźniej człowiek uczy się nowych rzeczy sam o sobie przez całe życie, a ona znalazła kolejny „talent" zważywszy na to, że chyba uwierzyły.
Nie ponowił propozycji. Pracy było dużo, a i z NIĄ spotykał się coraz częściej na lunch, więc nie musiała więcej kłamać, w zamian wynajdując sobie różne zajęcia tłumaczące jej zachowanie względem niego.
Przyjaciół nie wystawiała. Dość często wychodziła z dziewczynami, a nawet z chłopakami, kiedy grupa szła razem. Unikała tylko sam na sam z nim, co zresztą nie bardzo jej utrudniał, spędzając gro czasu ze swoją dziewczyną. To on się od nich stopniowo odsuwał. Nie na odwrót.
Zaręczyny po miesiącu bycia razem były niejakim szokiem dla ekipy, ale gratulacje złożono, a ona zdążyła już nabrać nieco dystansu do sprawy. Przecież wiedziała, że między nim, a jego flamą robiło się coraz bardziej serio.
Bolało, to prawda, ale takie jest życie. Czasami marzenia nigdy się nie spełniają i trzeba się z tym pogodzić. Gdyby mieli być razem, to już by się stało. Znali się od lat. Najwyraźniej jednak wspólna przyszłość nie była im pisana, bo czas upłynął, a on wkrótce stanie przed ołtarzem, tyle tylko, że jego oblubienicą będzie inna kobieta.
- Może to i lepiej…- powiedziała sama do siebie.- Nareszcie przestanę się łudzić.
Gdyby tylko znikło to cierpienie…
TBC
