Tsuganashi Aiba szedł korytarzem do sali lekcyjnej. Chociaż był to jego pierwszy dzień nauki w Szkole Magii Subaru, spośród najmłodszych uczniów wyróżniały go jego wysoki jak na dziewięciolatka wzrost i przenikliwy wzrok. Jako czarodziej czystej krwi miał magię od zawsze - w domu pomagała mu ona rozweselać młodszą siostrę, Mui.

Powoli wszedł do sali. W pomieszczeniu oprócz niego znajdowało się jeszcze siedem osób, nie licząc nauczyciela. Mężczyzna uśmiechnął się do ciemnowłosego chłopca. Wskazał mu miejsce obok blondwłosej dziewczyny o łagodnym, lecz stanowczym spojrzeniu. Pomaszerował w stronę ławki i ukłonił się na przywitanie.

-Jestem Tsuganashi Aiba.

-A ja Ena Kisaki. Wygląda na to, że przez jakiś czas będziemy sąsiadami w ławce- uśmiechnęła się do niego.

Pierwsze pół dnia nie było zbyt wymagające. Uczniowie poznawali się ze sobą, a także, by ułatwić nauczycielom ustalenie odpowiedniego toku indywidualnego nauczania, pokazywali swój rodzaj magii dziedzicznej. Wielu z nich, tak jak na przykład Tsuganashi, miało już media, niektórzy jednak wciąż nie podjęli decyzji. Na szczęście mieli na to jeszcze kilka lat, dopóki nie ukończą nauki w akademii.

Wreszcie nadeszła upragniona przez wszystkich przerwa obiadowa. Tsuganashi usiadł na parapecie i włożył rękę do plecaka w poszukiwaniu bento.

-No nie...- jęknął.

Sprawdził jeszcze kilka razy, ale rezultat był ten sam. Zapomniał zabrać ze sobą pudełka z jedzeniem, które przed wyjściem zostawiła mu matka. Spuścił smętnie głowę. Musiał przeboleć fakt, że tym razem obejdzie się bez obiadu.

Nagle ktoś do niego podszedł. Chłopiec ze zdumieniem spostrzegł, że była to jego nowa koleżanka z ławki. Wyciągnęła coś ze swojej torby.

-Mama powiedziała, że jem za dwóch- powiedziała, siadając obok. -Z tego powodu dała mi zapasowe bento. Pomyślałam, że skoro nie masz swojego, to dam ci je. Zjemy razem!

Nie pytając o odpowiedź wcisnęła mu do dłoni pudełko i znieruchomiała, czekając na jego reakcję. Tsuganashi wyciągnął z niego jedno onigiri i wsadził je sobie do ust. W oka mgnieniu większość z nich zniknęła.

-Dobre!- wymamrotał między kolejnymi kulkami z ryżu.

-Tak myślisz?

-Jasne!- zastanowił się chwilę. -A może jutro też je przyniesiesz? Ja natomiast poproszę mamę, żeby zrobiła ciasto. Będzie ci smakować.

-Umowa stoi!

Tak zaczęła się ich przyjaźń.


-Tsuganashi, mogę ci zadać pytanie?

-Przecież wiesz, że odpowiem na każde, który zadasz- odpowiedział z uśmiechem.

Już od jakiegoś czasu siedzieli w parku przy szkole. Wirujące wokół nich płatki kwitnących wiśni, symboli nadchodzącej wiosny, dodawały uroku miejscu, które upodobała sobie zdecydowana większość uczniów. Przez sześć lat swojej znajomości Tsuganashi i Ena stali się niemalże nierozłączni, budząc zazdrość wielu. Obydwoje byli jednymi z najlepszych uczniów, ponadto zmiany zachodzące wraz ze wzrostem sprawiły, że nie mogli opędzić się od cichych wielbicieli.

-Lubisz mnie?

Zamrugał kilka razy, ale zaraz potem wziął głęboki wdech.

-Oczywiście- zamilkł na chwilę, po czym dodał ściszonym głosem: nawet więcej niż zwykłe 'lubię'.

Ena zachichotała, rumieniąc się.

-Czemu się śmiejesz?- spytał, zdziwiony jej reakcją.

-Bo wiesz...- przysunęła się do niego. Chłopak zadrżał, kiedy wyczuł jej ciepły oddech przy swojej twarzy. -Też cię lubię. Bardzo lubię- szepnęła mu do ucha.

Nagle Tsuganashi poczuł się dziwnie lekki i... szczęśliwy. Poszukał dłonią jej dłoni. Była zaskakująco przyjemna w dotyku. Oczywiście już wcześniej trzymał Enę za rękę, ale tym razem było o wiele inaczej.

-Może się przejdziemy?

-Z chęcią.

Przez następne cztery lata, czyli aż do zakończenia nauki w Akademii, Tsuganashi i Ena byli chyba najszczęśliwszą parą spośród uczniów. Chociaż nie zawsze potrafili się ze sobą dogadać (ponoć kilka razy doszło między nimi do poważnych kłótni), wiedzieli, że trzeba sobie wybaczać. Spędzali ze sobą mnóstwo czasu, dzielili wszystkimi trudami i radościami szkolnych dni. Wiele osób, w tym nauczycieli uważało, że po zakończeniu nauki młodzi pobiorą się.

Tak było do dnia, w którym przyszło im wybrać swoją drogę życia.


Tamtego ranka Tsuganashi przygotowywał się do wyjścia do biura Bractwa Czarodziejów, by zgłosić swoją chęć wstąpienia w szeregi gildii. Nie była to łatwa decyzja, gdyż decydowała o jego dalszym losie. Przemyślał ją jednak bardzo dokładnie i był pewien, że to dobry wybór.

Kiedy szedł korytarzami budynku szkoły, w oddali zobaczył maszerującą beztrosko Enę. Przez ramię przewiesiła swoje medium, bordową parasolkę. Zbliżył się do niej i przywitał, kłaniając głęboko. Dziewczyna zaśmiała się.

-Przestań, bo jeszcze ktoś zobaczy! Nie jestem cesarzem, by mi się tak kłaniać.

-Dla mnie jesteś tak samo ważna, jak cesarz. A nawet bardziej.

Zamilkli na moment. Przez ten czas obydwoje zdążyli zauważyć, że każde niesie teczkę z dokumentami. Nie potrzebowali słów, by zrozumieć, o co chodzi.

-Czyli jednak?- zapytał Tsuganashi ze smutkiem. Ena pokiwała głową.

-Zrozum, po prostu nie mogę dołączyć do Bractwa Czarodziejów. To nie jest gildia dla mnie.

-Ale Camelot tak?- westchnął. -Przecież to nie musi oznaczać zerwanie kontaktów ze mną. Chcę być z tobą, Eno...

-Nie jestem na to gotowa- szepnęła.

Chłopak zesztywniał. W jej oczach widział żal spowodowany tą decyzją, ale też i determinację - cechę, która od zawsze ich łączyła. Czuł w piersi rosnącą kulę smutku, goryczy i żalu, jednak nie dał tego po sobie poznać, przynajmniej tak mu się zdawało. Jego spojrzenie pozostawało neutralne, choć niewiele brakowało, by się załamał na oczach ukochanej.

Przez jakiś czas stali w całkowitej ciszy. Wtem Tsuganashi wyciągnął do Eny dłoń.

-Rozumiem- powiedział, patrząc dziewczynie w oczy. Uścisnęła jego rękę; powoli, jak gdyby było to ich ostatnie spotkanie.

-Wybacz mi- rzekła, spuszczając głowę.

Nim całkowicie się od niego oddaliła, usłyszał jeszcze jedno krótkie, ale chyba najważniejsze zdanie:

-Może jeszcze do tego nie dorosłam.


W czasie ich rozłąki wiele się zmieniło.

Ena dzięki swojej ciężkiej pracy i zapałowi wspięła się na jedne z najwyższych stanowisk w gildii. Szanowano ją nie tylko ze względu na zajmowaną pozycję; przede wszystkim była jedną z najlepszych magiń, jakie w przeciągu ostatniego wieku gościły mury Camelotu. Stała się poważniejsza, ale mimo to nie straciła nic ze swojego dziewczęcego uroku.

W przeciwieństwie do Eny, Tsuganashi nie chciał być w biurokracji. Czuł się wojownikiem, było to jego odskocznią od wspomnień, i właśnie dlatego, gdy tylko była taka potrzeba, walczył z Tropicielami Duchów. Ceniono go za wszystkie rady, chwalono za każdą walkę. Uważano go za prekursora wielu nowych metod. Był chlubą Bractwa Czarodziejów. Wszystko to jednak skończyło się, gdy Tropiciele pojmali go i magią zmienili jego wspomnienia. Wiele czasu zajęło im odzyskanie go - stało się to tylko za sprawą jego młodszej siostry, Mui, i jej przyjaciół. Zrozumiał wtedy, że nie powinien był poświęcać uwagi wyłącznie na wojowanie, ale także na siebie i tych, którzy go otaczali.

Przez całą, jakże długą rozłąkę, uczucia młodego mężczyzny nie zmieniły się w żaden sposób, pomijając fakt, że młodzieńcze marzenia były dojrzalsze i o wiele bardziej realne niż kiedyś. Gdy się spotkali znowu, on i jego ukochana zachowywali się jak starzy, dobrzy przyjaciele. Udawali jednak (przynajmniej Ena), że między nimi nie było nic poważnego.

Lecz wtedy, coś się stało. Powoli, jak gdyby nie mogli w to uwierzyć, uświadomili sobie, że coś się zmieniło, że kiedy stali przed sobą, widzieli zupełnie innych ludzi, niż kiedyś.

Dorośli.