Florence usłyszała dzwonek do drzwi. Spojrzała na zegar, była prawie 22. Westchnęła i zarzuciła płaszcz po czym poszła otworzyć. Przed domem stała.. wielka, ciemnoniebieska skrzynia, a za nią dwaj ociekający deszczem kurierzy.

- Pani Florence Caruso? – zapytał pierwszy.

- Tak to ja – odpowiedziała dziewczyna.

- Jest dla pani przesyłka – dodał, a później oboje z jękami zaczęli wnosić olbrzymią skrzynię do holu zanim zdążyła zaprotestować.

- D-dziękuję, nie spodziewałam się żadnych przesyłek, to chyba nie jest dla mnie.. – wybełkotała gapiąc się na pudło wyższe od niej samej.

- Jest zaadresowana na pani nazwisko – drugi mężczyzna wyprostował plecy i lekko się przy tym skrzywił.

- Ale.. – otworzyła usta aby coś powiedzieć, lecz dostarczyciele udali się w stronę furgonetki.

- Eh, dobranoc – warknęła z niechęcią i zatrzasnęła za sobą drzwi. Zdjęła płaszcz i postanowiła lepiej przyjrzeć się skrzyni. Znalazła kartkę z adresem na której rzeczywiście widniało jej nazwisko, lecz 'Florence' zostało zapisane jako nie imię, tylko .. miasto. Wyjrzała przez okno, lecz światła furgonetki znikały na zakręcie ulicy.

- Boże, oni już w ogóle nie myślą .. To miało być dostarczone do Włoch, a wylądowało w Anglii – skrzywiła się – Znów mówię do siebie na głos. Źle, miałam tego nie robić – urwała monolog na chwilę - Nic to, trzeba będzie jutro zadzwonić gdzieś i powiedzieć, że zaszło nieporozumienie.. Na razie zostawię cię tutaj.. Dobranoc, wielka, niebieska skrzynio. – uśmiechając się zapukała w nią, po czym zgasiła światło i wyszła z holu.