Albus Dumbledore uwielbiał słodycze. Dziękował za nie codziennie Merlinowi, katolickiemu Bogowi, islamskiemu Allahowi i każdemu znanemu bogu po kolei.
Codziennie podziwiał swoje zbiory. Albus, gdziekolwiek nie był, zawsze odwiedzał sklepy ze słodyczami - czarodziejskie, jak i mugolskie. Jakby wypełniając jakiś specjalny rytuał, ustawiał słoiczki ze swoimi skarbami na biurku. Uwielbiał je wszystkie, jednak wśród nich były takie, które sprawiały, że odpływał. Dlatego najważniejsze miejsce na biurku zajmował największy słoik z truskawkowo-śmietankowymi cukierkami. Wiele osób błędnie sądziło, że Albus najbardziej lubi w cytrynowych dropsach. Nigdy w życiu! Prawda była taka, że te lubił najmniej i właśnie dlatego nimi częstował wszystkich swoich gości, aby nie mieli ochoty sprawdzać, co staruszek chowa w szafkach.
A co chował? Tego nawet Merlin się nie mógł spodziewać. Miał dropsy o różnych kształtach, smakach, kolorach i właściwościach. Sam nie wiedział, kiedy zaczęły go tak fascynować. Kiedy jego życie zaczęło się kręcić wokół tych małych, słodkich pyszności. No bo przecież, jak można było ich nie kochać? Przed oczami stanął mu pierwszy raz, gdy doznał tej przyjemności, jaką było spróbowanie dropsa…
Był chory. Rzadko mu się to zdarzało, ale tym razem organizm odmówił mu posłuszeństwa. Leżał w łóżku osamotniony, litując się nad swoim jakże parszywym losem, gdy do Skrzydła Szpitalnego wpadł jego przyjaciel Amadeus. Uśmiechał się szeroko, jak to miał w zwyczaju i zaproponował mu dropsa… I wtedy to się zaczęło. Ta miłość! To było jak porażenie gromem. Albus jeszcze nigdy nie czuł się tak, jak wtedy, gdy mały, miętowy drops rozpuszczał się powoli na jego języku. Od tej pory wiedział, że nie tknie innych słodyczy.
Z lubością otworzył największy słoik i włożył do ust truskawkowego cukierka. Zamknął oczy i delektował się cudownym smakiem, kojarzącym się ze słońcem wpadającym przez okno w wiosenny poranek. Och! Mógłby tak spędzić cały dzień, a i tak zawsze byłoby mu mało tych ambrozji!
Nagle usiadł sztywno. Jego oczy rozszerzyły się, a uszy zaczęły nasłuchiwać. Po schodach wchodziło przynajmniej kilka osób... Zebranie! Całkowicie o nim zapomniał! Wstał szybko, wymachując nerwowo różdżką. Dopiero, kiedy wszystkie słoiki zniknęły z biurka, pozwolił sobie usiąść spokojnie.
Po chwili rozległo się ciche pukanie do drzwi, które następnie otworzyły się, a do środka weszło całe grono pedagogiczne. Zajęli miejsca na około biurka.
Albus patrzył na zebranych, a w jego oczach błyszczały figlarne iskierki. Czując truskawkowy posmak w ustach, zastanawiał się, jak zareagują na jego wspaniały pomysł.
- Dropsa, moi kochani? – Nie mógł ich przywitać w inny sposób. Severus, Minerwa i Filius spojrzeli na niego zdegustowani, reszta z przepraszającymi uśmiechami zaprzeczyła.
- Albusie, do rzeczy – warknął Severus, zajmując jeden z najwygodniejszych foteli naprzeciw biurka. – Nie mam całego popołudnia.
- Moi kochani, wiecie, że z okazji zakończenia wojny postanowiłem wydać bal, prawda? – Wszyscy pokiwali głowami, natomiast Mistrz Eliksirów wywrócił oczami. – Ostatnio rozmyślałem nad motywem przewodnim balu… – Zrobił efektowną, w jego mniemaniu, pauzę. – Myślę, że mogą być nim– Ponownie przerwał i uśmiechnął się radośnie. – Dropsy!
Z pietyzmem wymówił ich nazwę, która tak cudownie brzmiała w jego uszach. Brzmiała tak… Harmonijnie… Cudownie… Magicznie… Mógł ją powtarzać bez końca…
- Że niby co? – wykrzyknął, zazwyczaj siedzący cicho Filius. – Czyś ty oszalał, Albusie? Jak ty sobie to wyobrażasz?
Spojrzał na swojego przyjaciela i nie mógł zrozumieć jego oburzenia. Przecież Filius zawsze chętnie jadł Dropsy! A teraz? Buntuje się, jak gdyby ich nie nawiedził. Poczuł się zdradzony… Czuł jak umiera w nim miłość do przyjaciela. Owszem, spodziewał się oporu w postaci Mistrza Eliksirów. Ale żeby Filius… To był cios poniżej pasa.
Zauważył jak Severus i Minerwa posyłają sobie znaczące spojrzenia. Hermiona natomiast patrzyła na nich z przestrachem. Z żalem doszedł do wniosku, że tematyka balu nie bardzo im się spodobała. Ale skoro nie chcą po dobroci.
- Kochani, chyba się nie zrozumieliśmy. W tym momencie nie obchodzi mnie, czy wam się pomysł podoba czy nie. Tematem przewodnim balu będą dropsy. Koniec, kropka. Do zobaczenia jutro na śniadaniu.
Nauczyciele mruczeli niezadowoleni, gdy wychodzili. Albusowi było naprawdę smutno, że nikt w całym zamku, oprócz niego, nie czuje magii dropsów. Ale bal to zmieni...
Dumbledore wstał i przeciągnął się leniwie. Było już późno, należało iść spać. Po drodze otworzył jeszcze szafkę, aby przed snem poczuć cudowny smak grejpfruta.
Pierwsze, co dotarło do niego, gdy się przebudził, był chłód. Albus nie miał jednak ochoty wstawać tak szybko. Ręką próbował sięgnąć po kołdrę, ale okazało się, że jego dłonie są związane. Przerażony otworzył szybko oczy.
Znajdował się w ciemnym pomieszczeniu. Nie było tu okien, domyślił się więc, że to lochy. Miał na sobie jedynie cienką koszulę nocną, a jego ręce przykute były łańcuchami do ściany.
- Na brodę Merlina... - jęknął.
- O, Minerwo. Albus się obudził. – Usta Severusa wygięły się w wrednym uśmieszku.
- Minerwo, Severusie, o co chodzi? – Nie mógł uwierzyć, że mu to zrobili. Doskonale widzieli, że nie lubił lochów. A na dodatek - i to było chyba najgorsze - był w samej koszuli nocnej, która nie miała w sobie żadnych, ale to naprawdę, żadnych kieszeni z dropsami!
- Doszliśmy do wniosku, że musimy ci zrobić odwyk – zaczęła Minerwa. – Twoja miłość do dropsów przeszła wszelkie ludzkie pojęcie.
Staruszek poczuł się tak, jakby dostał w twarz. ODWYK? I to jeszcze od jego ukochanych dropsów? Równie dobrze mogli go zabić! Przecież on nie mógł istnieć bez tych cukierków! One go napędzały, pocieszały, leczyły, były wszystkim, co miał… Nawet Gelerta poznał właśnie dzięki Dropsom. A teraz chcieli mu to odebrać!
- Minerwo, kochana, ja nie wiem, o czym ty mówisz. – Uśmiechnął się dobrotliwie, ale w jego niebieskich oczach dojrzeli wyraźny strach.
- Dumbledore, dropsy to twój nałóg. A nałóg to choroba – zaczął cynicznie Severus. – A choroby się leczy!
- Doprawdy, moi przyjaciele, to jakieś n i e p o r o z u m i e n i e.
- Naprawdę tak sądzisz? – Mistrz Eliksirów wyjął z kieszeni małą paczuszkę.
Albus wstrzymał oddech. To były cynamonowe dropsy. Mężczyzna wyjął jednego z opakowania. Dumbledore natychmiast poczuł wzmożoną pracę swoich ślinianek, a jego oczy zapłonęły pożądliwie. On musiał! On chciał! Musiał poczuć smak tego dropsa! Severus uśmiechnął się lubieżnie i pozwolił spaść cukierkowi na ziemię. Albus poczuł, że nie panuje nad sobą. Miał mroczki przed oczami, zrobiło mu się słabo. Jak można tak było potraktować Dropsa? I do tego C Y N A M O N O W E G O? Miarka się przebrała, gdy Severus, jak gdyby nigdy nic, zmiażdżył cukierka swoim obcasem, sprawiając, że został z niego tylko maleńki, jasnobrązowy pyłek.
- NIE! – mimowolny krzyk wydobył się gardła Albusa.
- To obrzydliwe - warknął Severus, patrząc, jak stróżka śliny wypływa z ust dyrektora i znika w gęstej, białej brodzie. Minerwa pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Albusie, do jasnej avady, ogarnij się! - krzyknęła.
Dumbledore nagle poczuł, jakby się przebudził. Nie pamiętał, co się działo, dopiero widok drobnego pyłku na ziemi coś mu przypomniał. Zwiesił głowę. I wtedy wpadł na genialny plan!
- Macie racje, moi kochani... – mruknął. - Miłość do dropsów przesłania mi świat. Czas z tym skończyć! - rzucił stanowczo, unosząc głowę i patrząc raz jednemu i raz drugiemu w oczy.
Severus i Minerwa popatrzyli na siebie i przez chwilę się nie odzywali.
- Co masz zamiar zrobić, w takim razie? - spytała wicedyrektorka.
- Wyrzucę wszystkie, WSZYSTKIE cukierki, jakie mam, obiecuję!
Znów milczeli, patrząc sobie w oczy, jakby rozmawiali w myślach. Uśmiech na twarzy opiekunki Gryffindoru pozwolił mu myśleć, że łyknęli haczyk.
Wtedy podszedł do niego Severus. Brutalnie złapał go za brodę i wlał w usta jakiś eliksir. Po paru sekundach Dumbledore znów odpłynął w krainę Morfeusza.
Albus obudził się zlany potem. Nigdy, ale to nigdy w życiu, nie miał tak straszliwego koszmaru! Odwyk? Od Dropsów? Widać sen pokazał mu, czego najbardziej się teraz boi. Wstał powoli z łóżka. Potrzebował cukierka. Z rana idealny będzie ten o smaku cappuccino. Podszedł do wielkiej szafy, zajmującej główne miejsce w sypialni. W niej miał swój skarb.
No właśnie. MIAŁ.
Łzy zaczęły spływać mu po policzkach, gdy macał puste półki w poszukiwaniu choć jednego Dropsa.
Nie było nic. Nawet w skrytce ze ŚCIŚLE tajnym hasłem, którego nie znał nikt! No właśnie, swoją drogą, jakim cudem ktoś potrafił opróżnić szafkę z tym hasłem? Nie potrafił sobie odpowiedzieć na to pytanie. Ale! No tak, przecież oprócz ŚCIŚLE tajnej skrytki miał jeszcze BARDZIEJ ŚCIŚLE tajną skrytkę. Rozejrzał po pokoju, czy aby na pewno jest sam. Na szczęście nikogo nie było, więc ostrożnie na palcach podszedł do małej figurki feniksa stojącej koło szafki nocnej. Przez kilka minut mruczał inkantacje tworząc skomplikowane wzory dookoła ptaka. I w końcu! Jego oczom ukazała się upragniona szafeczka. Z pietyzmem odtworzył mahoniowe drzwiczki i sięgnął po paczkę ubóstwianych śmietankowo-truskawkowych dropsów. Ledwo zdążył dotknąć paczki, a już chciało mu się płakać. Poczuł znajome szarpnięcie w okolicach pępka. Opakowanie było świstoklikiem.
Upadł na kolana w zimnym, obślizgłym lochu. Zobaczył nad sobą Severusa i Minerwę. Oboje patrzyli na niego zdegustowani, ale w oczach przyjaciółki dostrzegł coś jeszcze – rozczarowanie. Tak wielkie, że schował twarz w dłonie, by uniknąć jej wzroku. Czuł się jak uczniak.
- A jednak! – usłyszał sarkastyczny głos młodszego mężczyzny. – Myślałeś, że zostawimy cię z zapasem dropsów? Opróżniliśmy w s z y s t k i e twoje skrytki. Nawet te ŚCIŚLE i BARDZIEJ ŚCIŚLE tajne.
- Jak? – Nie mógł się powstrzymać od tego pytania, wyrwało się z jego ust samoistnie.
- To już nasza tajemnica - mruknęła Minerwa. - Zawiodłam się, Albusie. Naprawdę miałam nadzieję, że w nocy mówiłeś szczerze, jednak Severus miał rację, próbowałeś nas przechytrzyć. Zapomniałeś chyba jednak, z kim masz do czynienia...
- Gdy szukałeś dropsów, minęło śniadanie - powiedział Mistrz Eliksirów. - Poinformowaliśmy uczniów o twoim problemie. - Na jego ustach wykwitł wredny uśmieszek.
- Co... co zrobiliście? - wyjąkał Albus.
- Poinformowaliśmy uczniów. Byli bardzo zawiedzeni, gdy dowiedzieli się, że od dziś w szkole jest zakaz posiadania JAKICHKOLWIEK słodyczy - odpowiedziała Minerwa. - Tak, żeby cię nie korciło prosić kogokolwiek.
- Ale...
- Skrzaty - przerwał mu Snape - mają zakaz używania cukru do jakichkolwiek potraw. Będzie to trwało tak długo, dopóki nie wyjdziesz z nałogu.
Dumbledore uśmiechnął się władczo.
- Tak się składa, że skrzaty słuchają tylko dyrektora.
- Już nie. Wystarczyło je przekonać, że przez swój nałóg nie jesteś zdolny do podejmowania własnych decyzji, gdyż cukier przesłania ci umysł.
Albus zrozpaczony opadł na kolana. Łzy płynęły nieprzerwanym strumieniem po jego twarzy, nie wstydził się płaczu. Zawstydził się swojej słabości. Swojej ułomności…
Prosimy o komentarze!
