1. Sen
Z niepewnością pakowała się w duży plecak patrząc na śpiącą rodzinę. Wiedziała, że już nigdy ich nie zobaczy. To uczucie nie dawało jej spokoju, jednak powtarzała sobie, że to dla dobra jej samej i jej rodziny. Odgarnęła ciemnoblond wlosy z czoła i podniosła ciężki plecak. Decyzja o ucieczce w świat, przed tym wszystkim, co się stało, przed tym, czego od niej wymagano, zajęła jej sporo czasu - teraz nie zwlekała. Jak najszybciej przygotowywała się do wyjścia. Wzięła najważniejsze rzeczy - parę banknotów z portfela mamy, coś do picia, mapę okolicy, telefonu nie wzięła - przecież mogliby ją w ten sposób zlokalizować... Nagle, ni stąd ni zowąd pojawiła się Natalia. Szczuplutka blondynka o morskich oczach podeszła do Moniki, przytuliła ją, nie wypuszczając ze swojego uścisku przez dłuższą chwilę. W końcu puściła, spojrzała się Monice głęboko w oczy i powiedziała:
- Nie ważne co się wydarzy, nie uciekaj. Nie ma ucieczki. I tak cię znajdą.
Monika wykrztusiła z wysiłkiem:
- Nigdy nie będzie inaczej. Ja nie chcę tam lecieć... Oni...
Natalia podeszła do niej i powiedziała łagodnie:
- Oni nic nie znaczą. Są tylko formalnością, której trzeba się pilnować - do pewnego czasu. Wszystko zależy tylko od ciebie.
Wtedy sen się skończył.
Monika otworzyła oczy.
Zdążyła otrząsnąć się ze snu. Rozejrzała się po pokoju. Było ciemno i zimno, Amelia, jej siostra, smacznie spała chrapiąc donośnie. Fiona poruszyla niespokojnie łapą, strącając przy tym telefon Moniki leżący na pufie.
Co mógł oznaczać ten sen? Czy to była jakaś przepowiednia? Po głowie dziewczyny przemykało wiele myśli. A jeśli się sprawdzi? I dlaczego chciała uciec z domu, przecież nic jej się tu złego nie dzieje... Spojrzała na zegarek; był kwadrans po trzeciej. Położyła się spać, długo nie mogla zasnąć. Ale przecież praktycznie codziennie miewa osobliwe sny... Jednak ten bardzo odróżniał się od pozostałych. Dziwnie prejrzysty... Cały czas intensywnie myśląc o tym, co przed chwilą się działo w jej wyobraźni, w końcu zamknęła oczy.
Znów twarz jej najlepszej przyjaciółki.
Uśmiechnęła się i wskazała Monice jakieś miejsce. Z jej twarzy bił anielski spokój. Monika spojrzała się we wskazanym kierunku. Była tam dziwnie gładka skała, nad nią strop z głazu i pnączy, w oddali widoczne błękitne niebo pokryte strzępkami biało-pomarańczowych chmur. Szum wody i panująca wokół dziwna cisza powiększała ciekawość i irytację Moniki. Dlaczego Natka nic jej nie mówi? Spojrzała się na Natkę z niepewnością. Ta tylko zachęciła ją z zadziwiającym spokojem do podejścia bliżej.
- Idź. Mam dla ciebie niespodziankę.
W miarę zbliżania się do skarpy coraz bardziej slychać było dziwne dźwięki, coś jakby strzały i donośne jęki zwierząt. Monika powoli weszła na skałę.
Widok, kóry ujrzała, zapierał dech w piersiach.
Promienie popołudniowego słońca padały łagodnie na porośnięte zieleniną równiny i lasy wielkich, masywnych drzew, których dotąd nie miała okazji widzieć. Przez łąki przedzierały się stada stworzeń podobnych do koni, równie dobrze jak one się poruszając, w górze latały ptakopodobne różnokolorowe smoki; to one wydawały te dźwięki. Poruszały się z gracją godną motyli tańczących pośród kwiatów, wspomaganych letnim, delikatnym wiatrem. Wokół UNOSIŁY SIĘ skały i głazy różnorakiej wielkości, tworząc osobliwą sieć gór; niektóre były wielkie jak 40-piętrowe budynki obrośnięte gęstym, ciemnym bluszczem i różnymi przepięknymi kwiatami i innymi roślinami, z części wypływała woda w postaci potężnych i niesamowicie zachwycających wodospadów. Gdzieś na niebie przelatywał ogromny, czerwono-pomarańczowy smok, wydając z siebie przeraźliwy okrzyk dominacji; w dole zwierzęta rozpierzchły się w jednej chwili, ustępując na powrót ciszy wciskającej się bezczelnie w bębenki.
Nie mogła nadziwić się całemu poczuciu tajemnicy, jakie emitowało z tego miejsca, jego niezwykłości i magiczności.
- Pięknie tu, co? - niespodziewanie Natalia podeszła do niej.
- Bardzo... - Monika, oniemiała i przytłoczona bajecznym widokiem otoczenia, jeszcze chwilę przyglądała się widokowi, po czym zaniepokojona spojrzała się na Natkę. Ta cały czas wpatrywała się w niebo i powoli zachodzące już słońce.
- Słyszę maszyny. Czy zdążyli tu dotrzeć ludzie?
- Tak...
- Bosko. Po prostu super - powiedziała z sarkazmem, wywracając oczami. - Czy oni muszą wszędzie się wciskać... Ale... Co oni do...
Monika z przerażeniem zauważyła ogień wydobywający się zza lasu. Coraz głośniejsze strzały i warkot wielkich, masywnych pojazdów wzbudziły lęk nawet w wielkim smoku, który krzyknął i zawrócił na najbliższą skałę latającą, gdzie się ukrył. Wtem zauważyły wyłaniające się zza powalanych przez ogień i siłę, uzbrojone 4-metrowe roboty, w których siedzieli ludzie. Z pełną sadysfakcją podpalali drzewa i skazywali na okrutną śmierć faunę, która jeszcze nie zdążyła uciec. Obok nich kroczyli żołnierze, też uzbrojeni po zęby, wyposażeni w dziwne maski, którzy podobnie jak prowadzący roboty, zabijali wierzęta i skutecznie pomagali niszczyć tutejszą roślinność. Widać było, że ból i cierpienie innych sprawiają im radosć. Pojazdy, wyglądajace jak czołgi wielkości domów torowały drogę nieszczęsnym ludziom. Nagle wszyscy usłyszeli dzikie okrzyki z lasu. Około 30 niebieskoskórych, 3-metrowych postaci zaatakowało za pomocą łuków, strzał i własnych rąk z pełną nienawiścią pochód. Ten natychmiast odpowiedział ogniem. Tubylcy od ostrzału wrogów padali jak muchy, aż w końcu wszyscy leżeli martwi w trawie lub sami odbierali sobie życie. Żołnierze widząc, że wygrali zabiawiali się ciałami martwych niebieskoskórych. Kopali je, rzucali, a kiedy znudziło im się, zostawili je na pastwę losu. Odeszli daleko dokańczając strasznego czynu, kiedy z lasów ostrożnie i po cichu kolejni tubylcy przybywali opłakiwać swoich braci i siostry, niezauważeni przez wojsko.
- Ludzie nie umieją uszanować tego, co nie ich... - powiedziała ze łzami w oczach Monika.
- Tak... -odpowiedziała Natalia.
- Da się ich powstrzymać?
- Niestety nie. To ich praca, to ich życie. Zostali przeszkoleni, by zabijać, niszczyć i wydobywać. - przerwała na chwilę. - Bywają tacy, którzy sprzeciwiają się temu procederowi, ale zwykle kończą jak te zwierzęta...
Monika spojrzała się jeszcze raz na po cześci spalone już połacie lasów i łąk, po czym zapytała:
- Co to za miejsce? I dlaczego mnie tu przyprowadziłaś?
- Dowiesz się w swoim czasie. Na razie pamiętaj: kieruj się sercem. Czasem po prostu serce jest mądrzejsze od rozumu.
Za Natką ukazało się oślepiające światło. Weszła do niego, obejrzała się, i zniknęła. Monika została sama ze swoimi myślami. Rozmyślała o tym, co miało to oznaczać, dlaczego Natka ją tu przyprowadziła... "Dowiesz się w swoim czasie". Czego ma się dowiedzieć? I kiedy? I co ma ona wspólnego z tymi lasami, jak może im pomóc? Tego wszystkiego było za dużo. Za dużo jak na nią. "Dlaczego akurat mnie musiało to spotkać..." pomyślała. Usiadła pod kamienną ścianą, podparła głowę na kolanach i zamknęła oczy.
Radosne ujadanie Fiony rozbrzmiewało w pustym mieszkaniu. Monika obudziła się na swoim łóżku, odkryta, z nogami na ścianie i głową na krawędzi łóżka.
To znowu sen.
Szybko wstała, rozluźniła kark i palce u rąk, i ze zdziwieniem stwierdziła, że z policzków kapią jej łzy. Do pokoju wpadła Amelia. Monika podniosła się z łóżka, rozciągnęła się, porządnie ziewnęła i poprawiła piżamę.
- Ami, wiesz, która godzina? - zapytała się siostry.
- Coś koło dwunastej.
- Słuchaj, muszę ci coś opowiedzieć, coś niesamowitego, co mi się śniło...
- No to zaczekaj chwilkę, muszę ogarnąć swoje rzeczy z łóżka.
