Tytuł oryginału: Riddler's Riddle
Link do oryginału: /s/5726139/1/The_Riddlers_Riddle
Autor: krazysmiles
Gatunek: romans
Rating: T
Pairing: Riddler/OC
Zgoda: jest
Okej, więc to jest mój debiut jako tłumacz. Jestem otwarta na wszelką krytykę :) Osobiście bardzo lubię tą historię i mam nadzieję, że wam też się spodoba.
To mógłby być dobry dzień. To mógłby być idealny dzień, jeśli tylko by go nie spotkała. Może jeśli jej przyjaciółka nie zapomniała lunchu, nigdy nie musiałaby niczego doręczać i go spotkać. Ale spotkała.
Anna pędziła korytarzem. Liczyła drzwi próbując przypomnieć sobie, za którymi znajdowało się biuro jej przyjaciółki. Cholera, to miejsce było upiorne.
Szła z opuszczoną głową, nie przywiązując większej uwagi do otoczenia.
Nagle z głośnym hukiem na coś wpadła. Rozejrzała się, aby ocenić wyrządzone zniszczenia i zdała sobie sprawę, że nie wpadła na coś, lecz na kogoś.
Jej oczy powoli przesunęły się, lustrując zielone buty i tego samego koloru garnitur wymalowany znakami zapytania. Kiedy jej oczy w końcu dotarły do twarzy, jego brwi marszczyły się nadając twarzy pytający wyraz, a usta wyginały w kpiącym uśmieszku.
-Och, j-ja przepraszam. – Głos Anny zadrżał.
- Trzeba być ostrożnym chodząc po tych korytarzach. Nigdy nie wiesz, kogo możesz napotkać –rzucił mężczyzna.
Dreszcz przebiegł po jej ciele.
[punkt widzenia Anny - dalej określany jako POV Anny]
Anna wykryła groźbę w słowach zielonego mężczyzny, ale wzięła to za objaw paranoi. W końcu jak najgroźniejszy więzień Arkham mógłby spokojnie wędrować po korytarzach?
Mimo jej rozumowania przycisnęła torbę gorącego jedzenia, którym był lunch jej przyjaciółki, mocniej do piersi. Nie umknęło to uwadze mężczyzny.
-Proszę proszę, a cóż to? – Zapytał mężczyzna wskazując na zawiniętą reklamówkę.
-Eee... nic –wyjąkała Anna, robiąc się coraz bardziej zdenerwowana. Zauważyła, że w otaczających ją korytarzach nie było nikogo, kto mógłby pospieszyć na ratunek.
- To zagadka? Musisz wiedzieć, że jestem całkiem dobry w rozwiązywaniu zagadek, łamigłówek czy innych zadań, które możesz chować w rękawie.
- To tylko jedzenie, przysięgam! – powiedziała spanikowana dziewczyna.
- No nie, to nie fajnie, gdy psujesz dobrą zagadkę bez przetestowania inteligencji rywala! – zawołał rudowłosy zmieniając się z upiornego na przybitego w mgnieniu oka. – Za to będziesz musiała odbyć karną grę! – Znowu zmiana na strasznego.
Przez ciało Anny przemknął kolejny dreszcz przerażenia.
- Um, ja muszę już iść… -zaczęła zdając sobie sprawę z zagrożenia, w jakim się znalazła.
- Ale to by było oszustwo! – Zadrwił. – A nikt nie lubi oszustów. Właściwie, ponieważ jest to twoje pierwsze wykroczenie, dam ci coś łatwego.
- Jakie wykroczenie? – Anna zrobiła krok do tyłu.
- Za zepsucie przyzwoicie dobrej zagadki! Wiesz, zagadki nie są prostymi słowami rzuconymi ot tak i na które można odpowiedzieć cokolwiek! Potrzebują czasu i wysiłku! – Prawie wykrzyczał. Potem, już spokojniej, dodał. – Tak czy owak, chcę tylko wiedzieć, jak masz na imię.
Będąc zbyt przerażoną na rozważenie konsekwencji prawdziwej odpowiedzi, wyszeptała:
- Anna Rydel.
- Pani Rydel? Cóż za interesujące nazwisko! – Wykrzyknął.
- Anna – poprawiła go z przyzwyczajenia. – Po prostu Anna.
Wilczy uśmiech wpełzł na jego oblicze.
- Cóż, Anna, to przyjemność cię poznać.
- Um… ja naprawdę muszę już iść… zanim jedzenie ostygnie i w ogóle…
- Och, leć! Wierz mi, jeśli miałbym sposobność zjeść gorący posiłek, chętnie bym skorzystał! Szczególnie, gdybyś powiedziała mi co to było, zanim to ugotowali. Właśnie, jeśli kiedykolwiek to zrobili… - Jego głos załamał się. – Poniedziałkowa pieczeń jest tajemnicą, której nawet ja nie mogę rozwiązać!
Poczucie winy błyskawicznie zawładnęło sercem Anny. Pogrążona w smutku spojrzała na brązową papierową torbę w jej dłoniach. Niestety, to by oznaczało, że będzie musiała obejść się bez obiadu, lecz z drugiej strony… musi być ciężko siedzieć w tym zakładzie całe dnie.
Westchnęła i sięgnęła w torbie po kanapkę, aby niechętnie wręczyć ją mężczyźnie. Wyskoczył w powietrze niczym szczęśliwe dziecko i beztrosko sięgnął po kanapkę.
- Będę musiał znaleźć sposób, aby korzystając z moich skromnych środków, jakoś ci się odwdzięczyć.
- Och, nie, nie musisz tego robić – powiedziała zbyt przerażona, aby zrozumieć, co miał na myśli przez to tajemnicze oświadczenie. – Ale czy wiesz, gdzie jest biuro doktor Reynolds? Muszę tam dotrzeć zanim zacznie zastanawiać się gdzie poszłam.
- Och, jest za dwoma drzwiami w dół po lewej – wyjaśnił. – Ale nie zgub się! Tak między nami, to tu jest dużo wariatów! I kto wie co mogliby zrobić tak uroczej osobie jak ty – powiedział, a jego oczy rozpoczęły wędrówkę po jej ciele.
Zaśmiała się nerwowo i podążyła w kierunku, który jej pokazał. Poruszała się szybko w dół korytarza przerażona myślą, że mogłaby wpaść na mniej przyjacielskiego pacjenta Arkham. Westchnęła z ulgą gdy stanęła przed drzwiami ze słowami „biuro doktor Reynolds" nabazgranymi na oknie. Jej dłoń sięgnęła po klamkę i chętnie otworzyła drzwi, żeby nareszcie skończyć jej misję i jak najszybciej opuścić Arkham. Nie to, że miała coś przeciwko temu miejscu. Po prostu panowała tu okropna atmosfera, która nie przyczyniała się do ukojenia jej nerwów.
- W końcu jesteś! Zaczynałam się bać, że się zgubiłaś – zawołała jej przyjaciółka.
- Nie, po prostu wbiegłam na jakiegoś pacjenta pokrytego w zielonych znakach zapytania. Był naprawdę koszmarny – oznajmiła. Miała nadzieję usłyszeć „to Arkham" lub „ten pacjent jest całkowicie nieszkodliwy". Niestety doktor Reynolds tylko patrzyła na nią pustym wzrokiem.
- Jakim cudem zgubiłaś się w maksymalnie zabezpieczonej części Arkham i rozmawiałaś z Riddlerem? Ten obszar jest nie bez powodu rygorystycznie strzeżony! Wszyscy tamci pacjenci są niezwykle niebezpieczni i niestabilni psychicznie! Dziękujmy Bogu, że w ogóle dotarłaś do mojego biura! – Zawołała zmartwiona.
- Co masz na myśli? Pacjent z maksymalnie zabezpieczonego oddziału chodził sobie po korytarzu? – Krzyknęła panicznie Anna.
- Jasna cholera! – Powiedziała Reynolds naciskając guzik. – Wygląda na to, że Riddler właśnie uciekł.
