Chciałabym was serdecznie zaprosić na moje kolejne tłumaczenie tym razem ficka Yogogal (Lawn Gril) – Little Plastic Castle. Cały pomysł tego opowiadania należy do niej ja go tylko przekładam na nasz język, natomiast wszystkie postacie należą do Stephenie Meyer. Pozdrawiam i zapraszam do czytania.
In a coffee shop in a city
Which is every coffee shop in every city
On a day which is every day
I picked up a magazine
Which is every magazine
Read a story, and then forgot it right away
They say goldfish have no memory
I guess their lives are much like mine
And the little plastic castle
Is a surprise every time
And it's hard to say if they're happy
But they don't seem much to mind
Ani DiFranco - Little Plastic Castles
Rozdział 1
Edward
Dzisiaj było szaro. Cienkie paski bladożółtego słońca, próbowały przebić się przez gęste chmury, ale to ledwo robiło różnicę. Wciąż było szaro.
Czy wczoraj było szaro? Zupełnie nie pamiętam.
Człapałem po podłodze, zastanawiając się, dlaczego to było blado zielone linoleum. Jestem prawie pewny, że preferuję liściasty. Spojrzałem w dół i zobaczyłem, że moje białe kapcie są w odcieniu szarego i zastanawiałem się jak długo je noszę. Na krześle leży kosz ze złożonym praniem i teraz, gdy nie pamiętam, kiedy właściwie robiłem pranie ostatni raz, jestem wdzięczny, że jest zrobione. Odłożyłem moje ciuchy ostrożnie, aby ich nie pognieść.
Najpierw odłożyłem skarpetki. Szare czernie, brązy i niebieskie, wszystkie zwinięte i schludnie gapiące się na mnie z górnej szuflady mojego biurka. Następnie, szorstkie białe bokserki, majtki powędrowały na puste miejsce obok skarpetek. Kiedy wszystko odłożyłem chciałem szybko zamknąć szufladę by odłożyć coś jeszcze. Jednak ona zamyka się zbyt szybko i zanim mogę się odsunąć, mój kciuk zostaje przytrzaśnięty.
- Cholera – płaczę, nie mogąc sobie pomóc.
Mój krzyk odbija się echem w pustym pokoju, nikogo nie ma w pobliżu, żeby to usłyszeć, oprócz mnie.
Otwieram z powrotem szufladę i wyciągam mój kciuk, zasysając go, gdy pulsuje w moich ustach. Mogę poczuć jak płynie gorąca krew, przypominając mi, że mimo iż szarość mnie otacza, ja wciąż tu jestem.
Wciąż żyję.
Czasem potrzebuję tego przypomnienia... ponieważ zapominam.
Kiedy pulsowanie w moim kciuki wydaje się zwalniać do normalnego tempa, zauważam, że mam pranie do odłożenia i muszę staranie odłożyć podkoszulki. Po powieszeniu kilku koszul i kilku spodni, koszyk na pranie jest pusty i schowałem go w szafie. Spojrzałem na zegarek i uświadomiłem sobie, że mam sporo czasu zanim będę musiał wyjść, więc zrelaksowałem się na wygodnym fotelu.
Na stole leży magazyn, włączam lampę obok mnie, zaczynając go przeglądać z ciekawości, dlaczego wszystkie artykuły są o zabawie latem w słońcu. Patrzę na zewnątrz raz jeszcze, upewniając się, że na pewno nie jest lato, zanim zwracam się do okładki magazynu i zauważam datę publikacji.
Czerwiec 2009
Przeniosłem oczy na kalendarz obok łóżka, który przypominał mi, że właśnie jest październik 2010. Zmarszczyłem brwi, trochę zdziwiony, że wciąż mam stary magazyn leżący tutaj, ale i tak kontynuowałem jego czytanie. Czas minął i stwierdziłem, że robię się głodny. Spojrzałem na zegarek i wydawało się, że to odpowiedni czas, aby wyjść. Pochyliłem się i zastąpiłem moje obskurne klapki na jakieś brązowe sznurowane buty z solidnie wyglądającą gumową podeszwą. Wybrałem kremowego koloru wełniany sweter, skoro za oknem szeleściły lekko na wietrze zabarwione na pomarańczowo liście dębu.
Kiedy sięgnąłem do drzwi, aby wyjść, zebrałem się chwilę by pomyśleć czy zapomniałem o czymś, czy nie, ale nic nie przyszło mi do głowy. Lśniący czerwony notes leżał zaraz obok drzwi. Gapiłem się na niego i wziąłem klucze leżące obok niego, zanim zdecydowałem się, że może dobrym pomysłem będzie zabranie również jego. Długopis był wygodnie schowany w kręgosłupie spirali i trzymając obie rzeczy blisko mojej klatki, opuszczałem moją przestrzeń.
Korytarz wydawał się pusty i samotne echo moich butów, uderzało o podłogę potwierdzając moje myśli. Gdy sięgnąłem do drzwi wyjściowych, przyjemnie wyglądająca kobieta uśmiechnęła się miło do mnie.
- Dzień dobry, panie Cullen – powiedziała, przesuwając się, żebym mógł przejść.
- Dzień dobry – mruknąłem w odpowiedzi, nie będąc zbytnio pewnym czy właściwie wiedziałem, kim była.
Jest to jedna z pułapek mieszkania w popularnym miejscu. Wiele twarzy mijało mnie, ale bardzo mało przebywało ze mną. Reszta wydawała się zlewać razem, nie robiąc żadnego wrażenia. Kiwnąłem tylko głową i uśmiechnąłem się, spiesząc do wyjścia.
Rześki wiatr uderzył mnie i przytłaczający zapach środków czystości ze środka budynku był rozproszony przez wiatr. Szybko został zastąpiony przez zapach świeżo skoszonej trawy i odór palonych liści. Wziąłem głęboki oddech i pozwoliłem, aby woń uspokoiła i uziemiła mnie zanim pójdę w moją drogę. Jedna stopa poruszała się przed drugą i wkrótce znalazłem się przed kawiarnią. Nie rozpoznałem jej, ale coś w niej sprawiało, że była ciepła i przyjazna.
Na zewnątrz jest on z ciemnej czerwony cegły z lśniącymi żółtymi drzwiami. Wszedłem do środka i natychmiast uderzył we mnie znajomy zapach gorzkiej kawy i zbyt słodkie ciastka. Moje usta natychmiast zaczęły się ślinić, gdy spojrzałem na różne bułeczki na duńskim wyświetlaczu. Była mała kolejka, więc stanąłem, zastanawiając się, co chciałbym zamówić. Intensywnie myśląc, starałem się wybrać, jaki jest mój ulubiony napój, gdy czekałem na moją kolej.
Zauważyłem zmęczony wyraz twarzy kobiety za ladą, rozmawiającą z klientem przed nią. Wyglądała na smutną, pokonaną i tak jakby nosiła na swoich ramionach ciężar świata.
Również wyglądała niezwykle znajomo.
Jej twarz była wykrzywiona w konsternacji, gdy cierpliwie wyjaśniła klientowi, że nie ma możliwości, aby zrobić duński ser przyjazny wegetarianom. Chciało mi się śmiać z tej niedorzecznej wymiany zdań, ale zbolały wyraz jej twarzy powstrzymał mnie. Nie mogła być tak zmartwiona przez duński ser. Nie mogłem oderwać od niej oczu i musiała wyczuć, że się na nią gapię, bo nagle odwróciła swoją głowę i spojrzała wprost na mnie.
Ofiarowałem jej nieśmiały uśmiech, zażenowany przez to, że złapała mnie na gapieniu się i odwróciłem mój wzrok. Czekając na moją kolej. Miałem nadzieję, że wciąż będzie za ladą, aby mi pomóc.
