Witam wszystkich serdecznie,
To mój pierwszy fanfik ze świata Assassin Creed. Nie są moją własnością żadne z postaci występujących w grze z serii Assassin Creed. Pracę tworzę jak i publikuję sama. Szczerze mówiąc, nie jestem zbyt obeznania w tym serwisie. Jeśli ktoś z was mógłby mi trochę pomóc, jeśli chodzi o format tekstu, to byłabym niezwykle wdzięczna (tekst nie wygląda tak, jakbym sobie tego życzyła i nie wiem jak to naprawić).
Z góry dziękuje za komentarze i uwagi. One zawsze pomagają wychwycić pewnie błędy i nieścisłości, a to z kolei sprawia, że można jeszcze lepiej pisać.
Mam nadzieję, że spodoba wam się podróż w którą was zabiorę.
Stała w alejce pocierając szybko ręce. Było zimno, zimniej niż w tamtym tygodniu. Zerknęła do hangarów mając nadzieję, że coś się dziś stanie, ale po pierwszych trzech godzinach czuła w kościach, że znów dostała fałszywy cynk. Pewnie cokolwiek miało się stać właśnie odbywa się na drugim końcu miasta. Westchnęła ciężko. Mogła teraz spokojnie siedzieć w pracy zamiast bawić się w podglądanie skorumpowanych gliniarzy. No ale poprosiła ją o to Nancy, której nie miała serca odmówić. Nie po tym jak ktoś pobił ją, kiedy nie chciała zapłacić haraczu za „ochronę" a sprawa została po zaledwie po tygodniu umorzona przez tutejszą policję. Poprawiła kamerę, którą miała założoną na ucho. Była szansa, że jeżeli uda im się nagrać, jak gliny dobijają interesów z tutejszymi gangami, to coś się zmieni. Jeżeli przełożeni nic nie zrobią, to na pewno resztę załatwi Internet.
Potarła znów ręce zastanawiając się czy da radę siedzieć tu całą noc. Gdy rozmyślała o tym, czy da radę w ogóle jutro wstać do pracy, dostrzegła światła aut, które podjechały od tyłu na hangary. Przez chwilę wpatrywała się z tępym wyrazem, jednak zaraz adrenalina zrobiła swoje, gdy zobaczyła czterech mężczyzn wychodzących z wozu. Widząc tatuaże na ich twarzach nietrudno było zorientować do, którego gangu należeli. Po chwili podjechało drugie auto, z którego powoli wysiadły dwie postacie. Otworzyła szerzej oczy dostrzegając aspirant Malcolm, która przyjmowała zgłoszenie pobicia Nancy. Mruknęła pod nosem przekleństwo podchodząc nieco bliżej i poprawiając kamerkę. Z tej odległości na pewno nie będzie dźwięku, jednak z łatwością da się zobaczyć twarze.
Nagle niemal podskoczyła, gdy rozległ się strzał i jedna z postaci upadła głucho na ziemię. Reszta wyciągnęła szybko bronie kierując je najpierw na siebie, ale kiedy znów padł strzał i kula przeszyła głowę członka gangu, wszyscy zaczęli rozglądać się szukając snajpera. Kiedy jeden z nich ją dostrzegł poczuła jak serce podchodzi jej do gardła. Nie zdążył jednak zrobić nawet kroku w jej stronę, ponieważ jakaś postać przeszyła jego gardło nożem. Zanim zdążyła się zastanowić skąd ona w ogóle się wzięła, w pięknej synchronizacji snajper zabił pierwszą osobę, która skierowała na niego pistolet zaś drugi z błyskawiczną precyzją zabił tych, którzy jeszcze oddychali.
Słysząc jedynie bicie swojego serca patrzyła jak obcy sprawdza czy wszyscy nie żyją. Wreszcie wstał i spojrzał na dach hangaru przy którym stała i kiwnął głową. Być może to był dla niej znak, że powinna jak najszybciej oddalić się od tego miejsca, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Widząc, że postać zatrzymała dłużej wzrok w miejscu, w którym się chowała przestała kompletnie oddychać. Pewnie stała by tak dłużej, gdyby nie to, że postać ruszyła w jej stronę biegiem sprawiając, że instynkt wziął górę i rzuciła się do ucieczki.
Zawsze w szkole mówiono jej, że jest szybka. Być może jakby wzięła do serca prośby aby brała udziały w zawodach, to pewnie teraz czuła by się pewniej uciekając przez doki. Zrobiła kolejny zakręt sądząc, że istnieje szansa, że tak zgubi napastnika. Nadzieja ta jednak umarła kiedy zauważyła, że goniący ją jest coraz bliżej i wcale nie wygląda, jakby miał zwalniać. Niewiele myśląc skręciła po raz kolejny ale tym razem widząc otwarte drzwi do jednego z budynków niemal rzuciła się na nie i szybko kucnęła znikając z pola widzenia. Zasłoniła sobie usta ręką starając się nie wydawać żadnych dźwięków. Kiedy usłyszała zbliżające się szybkie kroki skuliła się jeszcze bardziej, jakby to miało pomóc. Postać przebiegła parę metrów dalej, ale zaraz zatrzymała się gwałtownie, sprawiając, że poczuła łzy w oczach. Nie słyszała, czy się cofa, ale dobrze wiedziała, że prędzej czy później ją znajdzie. Wstała więc szybko ruszając znów szybko przed siebie a niemal w tym samym momencie napastnik pojawił się w drzwiach. Prawie czuła jego obecność zaledwie parę metrów od siebie. Gdy obejrzała się widząc, że jest znacznie bliżej i już wyciąga rękę by ją złapać, skręciła znów gwałtownie kierując się w stronę jednego z nielicznych niezabitych deskami okien myśląc szybko jak bardzo będzie to głupi pomysł. Biegnąc jednak tak szybko jak biegła, nie miała jednak czasu na zastanawianie się. Wyskoczyła przez nie na ulicę i przetoczyła się próbując zmniejszyć swój pęd. Nie przyniosło to zamierzonego rezultatu i uderzyła głucho o ścianę sąsiedniego budynku jęcząc z bólu. Nie zdążyła otworzyć oczu, kiedy stojąca przed nią postać chwyciła ją mocno za ramiona zmuszając by wstała. Czując jak nagle jedna ręka napastnika zaciska się na jej szyi szarpnęła się próbując kopnąć jednak została za to nagrodzona uderzeniem w brzuch. Stęknęła głośno chcąc się skulić pod wpływem bólu, jednak ręka na jej szyi powstrzymała ją przed tym przyciskając jej głowę mocniej do zimnej ściany.
- Kim jesteś?
Wreszcie spojrzała na osobę, która przed nią stała. Miała na sobie w niemal zwyczajne czarne ubrania. Wiedziała, że to mężczyzna, jednak poznała to po głosie i posturze a nie twarzy. Ta ukryta była w cieniu kaptura, jaki miał założony. Mężczyzna zacisnął mocniej palce na jej szyi niezadowolony z braku odpowiedzi. Odruchowo załapała mężczyznę za ramię, a po chwili zaczęła uderzać go mocno. Nie przyniosło to jednak żadnego skutku.
- Nikim – sapnęła ostatkiem powietrza – Naprawdę nikim.
Obcy pochylił się jakby próbując się jej lepiej przyjrzeć.
- Nie ma tatuaży – powiedział jakby do siebie – Nie, nie sądzę, że to kurwa.
Dopiero po chwili zorientowała się, że ten z kimś rozmawia. Zamilkł na chwilę.
- Ma przy sobie kamerę. Dziennikarz?
Wiedziała, że ostatnie pytanie było zadanie do niej, jednak brak powietrza uniemożliwił jej odpowiedź. Czując, że palce na jej szyi nieco rozluźniły się, zaczerpnęła głęboki oddech.
- Nie – próbowała pokręcić głową, jednak ruch został zablokowany – Nie jestem dziennikarzem. Zbierałam materiały na skorumpowane gliny. Nic więcej, naprawdę.
Obcy przechylił lekko głowę.
- Skąd wiedziałaś, że tu będą?
- Mam swoje źródła.
- Podaj ich nazwiska.
Kobieta nic nie powiedziała. Nawet kiedy znów otrzymała uderzenie w brzuch a potem kolejne.
- Nic ci nie powiem – syknęła wściekle – Możesz mnie bić ile chcesz, ale nic nie powiem.
Mężczyzna po chwili sięgnął po kamerę na jej uchu po chwili protestu i kolejnym uderzeniu w brzuch ściągnął ją i schował do kieszeni spodni.
- Nie mogę cię zabić – powiedział jakby był z tego faktu niezadowolony – Jesteś niewinna. Ostrzegam jednak, że jeżeli komuś powiedz o tym co dziś widziałaś, to nikt mnie nie powstrzyma. Zrozumiałaś?
Kobieta pokiwała głową czując swoją szansę na ucieczkę z tej sytuacji.
- Ostrzegłem ją. Zanotowałeś? – po chwili dodał z zimnym zadowoleniem – Świetnie.
Kobieta myślała, że ją puści, jednak kątem oka dostrzegła, że mężczyzna sięga po coś przy pasie a następnie szybkim ruchem jego ręka zbliżyła się do jej szyi. Zanim zorientowała się co się dzieję, coś ukłuło ją a następnie zimny płyn wdarł się jej pod skórę. Poczuła jeszcze jak mężczyzna puszcza ją by jej ciało opadło bezwładnie na ziemię, kiedy ogarnęła ją ciemność.
- Kate, wyglądasz okropnie.
Kobieta uśmiechnęła się blado ściągając z siebie kurtkę.
- I tak się czuję.
- Jak poszło wczoraj?
Zastanowiła się przez chwilę ściągając buty. No cóż, spotkanie się odbyło i nagrała je. Problem z tym, że ktoś jej to nagranie zwinął a następnie podał jakiś narkotyk, po którym obudziła się w parku na ławce obok paru bezdomnych.
- Kiepsko – powiedziała wreszcie wiedząc, że musi wymyślić jakąś historyjkę, aby wyjaśnić brak kamery – Ktoś mnie uderzył w głowę i straciłam przytomność. Jak się obudziłam to nie miałam już nagrania, wybacz Tracy.
- Ktoś cię uderzył? O Boże Kate, nieważne nagranie. Dobrze, że nic ci się nie stało.
Machnęła na koleżankę ręką widząc, że chce do niej podbiec i sprawdzić czy jest cała. Kobieta usiadła ciężko na kanapie sycząc lekko z bólu. Szlag, ale bolały ją żebra. Ten facet naprawdę mocno walił.
- Myślisz, że ktoś nas wydał?
Kate pokręciła lekko głową słysząc jej zaniepokojony głos.
- Nie, jakby to byli oni, to pewnie leżałabym już martwa na jakimś wysypisku. Nie jestem pewna kto to był. Może ktoś po prostu wywęszył szybki zarobek? – po chwili dodała – To był dobry cynk. Byli tam… Po prostu dałam się zaskoczyć.
- Jeśli chcesz następnym razem ktoś może cię zastąpić.
- Nie, nic mi nie jest. Dobrze wiedziałam jakie jest niebezpieczeństwo gdy się na to pisałam. Dam radę. Myślę, że do następnego razu lepiej się przygotuję.
Spojrzała leniwie na koleżankę słysząc niepokojącą ciszę. Uniosła brwi patrząc na nią wyczekująco. Tracy skrzywiła się lekko myjąc dalej blat baru.
- Jutro mają przewozić ważnego świadka do nowej kryjówki. To ich nowy cel.
Kate zaklęła pod nosem.
- Jeśli nie chcesz…
- Poradzę sobie – mruknęła ze złością - Muszę się tylko zdrzemnąć przed pracą na tyle, abym była w stanie utrzymać butelki.
Zerknęła na zegarek a następnie położyła się powoli z cichym jękiem bólu na kanapie w rogu sali. Miała cztery godziny do otwarcia baru.
- Kiedy mają go przewozić?
- Około pierwszej.
Kate odetchnęła lekko z ulgą. Nie było tak źle.
- Po południu.
- Co?! Kto normalny przewozi świadków o takiej porze?!
- W nocy pojazdy wzbudzałyby większe zainteresowanie i byłyby łatwiejszym celem. Furgonetki mają przypominać te więzienne, więc ludzie pomyślą, że to zwykły transport osadzonych.
Kobieta westchnęła. No tak była w tym jakaś logika. Zerknęła znów na zegarek. Nie ma wyjścia, 4 godziny snu, potem praca, godzina snu a potem znów praca. Ziewnęła głęboko przewracając się na drugi bok.
Stała przy motocyklu czekając aż furgonetka wyjedzie zza zakrętu. Ich informacje były w miarę szczegółowe. Dzień się zgadzał i mieli prawdopodobne trasy. Inne obsadzone były przez ich współpracowników. Godzina? No cóż. Między pierwszą a trzecią po południu. Kate oparła się o motocykl myśląc jedynie o tym, że jeżeli okaże się, że transport jest o trzeciej to kogoś zabije, bo mogła jeszcze dłużej pospać. Kobieta ziewnęła przeciągle uderzając się zaraz lekko w policzek. Była tak zmęczona, że nie spostrzegła jak ktoś staje nagle obok niej.
- Widzę, że nie masz dosyć.
Dopiero teraz zauważyła postać jakiś metr od niej. Uniosła szybko wzrok widząc znajomego w kapturze. Przypominając sobie ich ostatnie spotkanie niemal odruchowo sięgnęła po broń przypiętą do pasa, jednak mężczyzna ubiegł ją robiąc w jej stronę krok i błyskawicznie łapiąc ją za nadgarstek. Kate skrzywiła się widząc, że mężczyzna zabiera jej pistolet i chowa gdzieś w po kurtką.
- Nikomu nic nie powiedziałam.
- Wiem.
Kate uniosła lekko brwi.
- Więc po co tu jesteś?
- Byś znowu mi nie przeszkadzała.
- Słucham?
- Nie udawaj kretynki. Wiem o waszym małym planie.
Kate porządnie zaczęła się zastanawiać czy nie mają kreta albo dostają lewe informacje. Zerknęła na miejsce, gdzie powinna wyjeżdżać furgonetka.
- Co chcecie zrobić?
- Powstrzymać zabójstwo. Ale w przeciwieństwie do was, skutecznie.
- Z tego co mówisz, stoimy po tej samej stronie – mruknęła – Czemu nie możemy współpracować?
- Z takimi amatorami? – nawet nie próbował powstrzymać rozbawienia w głosie – Mógłbym od razu strzelić sobie w głowę.
Kobieta wściekle zmrużyła oczy.
- Jakoś ostatnim razem nie wiedziałeś, że jestem koło hangarów.
- Szczęście – nic więcej.
Nagle wyprostował się lekko dotykając ucha pod kapturem. W tym samym momencie komórka Kate zaczęła wibrować. Sięgnęła po nią szybko i odczytała wiadomość.
Sprzedałam auto.
To był znak, że byli spaleni i powinna jak najszybciej uciekać. Jakby sama już tego nie zauważyła. Zerknęła na mężczyznę. Sama nie wiedziała, czemu przez krótką chwilę miała nadzieję, że uda się jej jakoś odejść nie będąc zauważonym . Zrobiła zaledwie dwa kroki, kiedy poczuła jak ktoś łapie ją za ramię. Odwróciła się widząc, jak mężczyzna rozmawia z kimś zdenerwowanym głosem.
- Nic z tego. To najgłupszy z twoich pomysłów – przez chwilę nie odzywał się przyciskając wciąż palce do ucha – To bezużyteczni cywile – znów pauza – Tak, lepiej będzie ich wszystkich zabić.
Kobieta rozejrzała się nie mogąc uwierzyć, że taka rozmowa nie zwróci niczyjej uwagi na ulicy w środku dnia. Okazało się jednak, że nikt nawet nie spojrzał w ich stronę dłuższą chwilę. Zagryzła wargę nie chcąc czekać aż stanie się z nią to samo, co zeszłej nocy ludziom w dokach. Sięgnęła powoli pod koszulkę chwytając palcami schowany tam nóż. Nie uszło jej uwadze, że mężczyzna jest coraz bardziej wściekły na tego z kim rozmawiał. Świetnie, jest wystarczająco rozkojarzony. Wyciągnęła szybkim ruchem nóż i wbiła go mężczyźnie w ramię. Przez krótką chwilę była chyba bardziej zdziwiona od niego, że w ogóle się jej udało tego dokonać. Wpatrywała się w ramię, na którym powoli zaczęła pojawiać się krew aż wreszcie ocknęła się gdy palce mężczyzny zacisnęły się mocno na jej ramieniu.
- Ty suko…
Wyciągnął sztylet z ramienia kierując ostrze w jej stronę kiedy nagle zatrzymało się koło nich auto. Obydwoje skierowali na nie wzrok, by zobaczyć jak otwierają się drzwi i wychodzi przez nie mężczyzna.
- Altair, otrzymałeś rozkaz by jej nie zabijać.
- Dziwka mnie zaatakowała. Potraktuj to jak obronę własną.
Nieznajomy uśmiechnął się lekko.
- Bezużyteczny cywil zdołał cię zranić? Chyba się starzejesz.
- Zamknij się Malik. Nie zamierzam…
- Do wozu z nią – uciął mu zimnym tonem – I jedziesz z nami.
Kate szarpnęła się kiedy Altair pchnął ją w stronę auta jednak zaraz poczuła ostrze w okolicach żeber
- Daj mi tylko powód – syknął – A z przyjemnością wbiję ci to w serce.
Zamarła na chwilę dając się wepchnąć do wozu. Altair zajął miejsce obok niej zaś drugi z mężczyzn naprzeciwko dając znak kierowcy, że może ruszać. Nie mając nic więcej do roboty przyjrzała się wnętrzowi pojazdu a następnie napastnikom.
Siedzący naprzeciwko niej był ubrany w granatowy garnitur, który wcale nie wyglądał na tani. Jego cera była ciemna zaś rysy twarzy zdradzały arabskie korzenie. Miał krótkie czarne włosy i kozią bródkę, która dodawała jego twarzy drapieżności.
- Kate Shepard, miło mi, jestem Malik.
Mężczyzna wyciągnął w jej stronę dłoń w rękawiczce, której ta jednak nie uścisnęła rzucając mu mordercze spojrzenie. Zamiast tego syknęła wściekle w jego stronę.
- Kim jesteście?
- Bractwem, które czuwa nad tym miastem – odparł spokojnie opuszczając dłoń – Miastem i jego mieszkańcami.
- To widzę, że kiepsko wam to wychodzi – rzuciła z jadem – Oni jedno ani drugie nie wygląda, że coś robicie.
- Zamknij się – Kate zwróciła wzrok na siedzącego koło niej mężczyznę spostrzegając, że kręci z łatwością sztylet palcami – Nie masz o niczym pojęcia.
- Nie mam pojęcia…? – zanim zdołała się powtrzymać krzyczała na całe gardło – Nie mam pojęcia?! Wychowałam się w tym mieście! Widziałam jak się zmienia. Jak wywala się ludzi na bruk, bo nie mogą opłacić horrendalnie wysokich czynszów, jak gangi zaczynają pobierać swoje haracze i jak bliscy mi ludzie są ranieni i zastraszani! Co tydzień pojawia się informacja o nowo znalezionych ciałach w kanałach albo w porcie a policja nic nie robi! Jakby nic ich nie obchodziło! Nie mam pojęcia?!
Odetchnęła ciężko wbijając w niego twardy wzrok. Dopiero teraz zauważyła, że ściągnął ten przeklęty kaptur. Był podobnej urody do Malika, jednak miał twardsze rysy. Cała jego postura jak i oczy emanowały siłą. Kiedy na nią spojrzał dostrzegła, że jego oczy były niemal bursztynowego koloru. Mrugnęła, nie wierząc przez krótką chwilę, że ktokolwiek może mieć takie oczy.
- Więc postanowiliście zacząć swoje małe pochody?
Kate poczuła jak wściekłość znów w niej wzbiera widząc kpinę w jego oczach. Zacisnęła mocno pięść chcąc zmazać mu ten wyraz z twarzy, jednak zaraz usłyszała stanowczy ton Malika.
- Uspokójcie się. Nie chce widzieć żadnych bójek w tym wozie. Nie macie pojęcia jak ciężko zmywa się krew z tapicerki.
Po dłuższej chwili w końcu oderwała wzrok od Altaira i rozluźniła pięści.
- Powinieneś nauczyć twojego psa manier – mruknęła do Malika.
Poczuła jak siedzący obok niej mężczyzna spiął się lekko na krótką chwilę a następnie powoli wypuścił powietrze przez zęby.
Malik uśmiechnął się lekko.
- Gdybym tego nie zrobił, już dawno byś nie żyła.
Kate odwróciła głowę chcą zobaczyć dokąd jadą, jednak zorientowała się, że szyby były tak przyciemnione, że nic nie było widać.
- Mój brat ma jednak rację - podjął spokojnym tonem – Jesteście amatorami i przeszkadzacie nam w wykonywaniu naszej pracy.
- A jak…
Podniósł dłoń i Kate mimowolnie zamknęła usta mrużąc jedynie oczy.
- Nie możemy was niestety zabić, skomplikowane kwestie kodeksu jakim się kierujemy, jednak nie możemy jednocześnie pozwolić byście się panoszyli. Dlatego oferuję wam w imieniu Bractwa działającego w tym mieście ofertę współpracy.
Kobieta mrużyła brwi zerkając na Altaira, który nie ukrywał nawet niezadowolenia z tej decyzji.
- Czemu miałabym wam zaufać?
- Nie musisz – odparł spokojnie – Jednak mamy wspólny cel, którym jest wyleczenie tego miasta. Widziałaś to w dokach.
- Jeśli waszym planem jest zabicie wszystkich złych typów w tym mieście, to nie wiem czy chce w tym uczestniczyć.
- Nasze działanie to nie tylko morderstwa, chociaż one często są potrzebną dźwignią. Nie boimy się ubrudzić rąk, dla dobra wszystkich.
Kate zawahała się na chwilę zerkając na Malika a potem Altaira, który wpatrywał się tylko sobie znany punkt przed sobą.
- Nie mogę podejmować takiej decyzji za wszystkich – odparła w końcu – Muszę porozmawiać z resztą. A oni pewnie będą chcieli bezpośrednio z wami. A przynajmniej z waszymi przedstawicielami.
Malik pokiwał głową jakby spodziewał się takiej odpowiedzi. Dał znak kierowcy, żeby się zatrzymał w najbliższej alejce.
- Macie 48 godzin – podał jej wizytówkę z zapisanym na niej numerem – Odezwijcie się.
- A co jeśli odrzucimy współpracę?
Malik uśmiechnął się zimno sprawiając, że kobieta poczuła ciarki na plecach.
- Osoby przeszkadzające nam oczyścić miasto zostaną zlikwidowane.
