Upał, żar z nieba i zaduch. Pogoda która od wiek wieków utożsamiana była z Italią. O ironio- słoneczny kraj to ostatnie miejsce, jakie pasuje na siedzibę arystokratycznych wampirów. Władców. Rodziny królewskiej. Volturi. W ich zamku panował chłód, mrok i przepych- środowisko bardziej naturalne dla stereotypowych przedstawicieli ich gatunku.

Litości, mamy XXI wiek! Kto dzisiaj przejmuje się stereotypami? Fakt. Jest ich od groma, więcej niż kiedykolwiek. I częściej niż kiedykolwiek są łamane. Ale, na Boga, czy RODZINA KRÓLEWSKA przejmuje się takimi rzeczami? Nieważne.

Marek Volturi popatrzył na swoją żonę z miłością i mocniej uścisnął jej dłoń. Didyme odwzajemniła uścisk i obdarzyła męża ślicznym uśmiechem.

Marek kochał ją niezmiernie, najbardziej na świecie, ogromnie, a może i jeszcze więcej. Wpatrzony był w nią jak w obrazek. I nic dziwnego. Didyme kochali wszyscy. Oczywiście- wymagała szacunku, była dostojna i czasem nawet surowa, ale również roztaczała aurę ciepła, zrozumienia i miłości. Tak naprawdę doskonale pasował do niej tylko jeden przymiotnik- „dobra". Zawierała się w nim cała jej natura.

- Och, siostrzyczko, najadłaś się dostatecznie? A ty, Marku?- Aro Volturi podszedł do Didyme od tyłu i objął ją braterskim uściskiem. Śmiech Didyme zlał się z stanowczym, pogodnym głosem Sulpici:

-Takiej uczty nie było już dawno!- blondwłosa wampirzyca oparła się na swoim tronie. Nawet naturalnie zachowywała się najbardziej arystokratycznie z nich wszystkich. Idealna królowa, zresztą podobnie jak Didyme i Athendora.

Ta ostatnia również wyraziła swoją aprobatę dotycząca uczty, podobnie jak jej mąż- Kajusz Volturi.

Nazywano ich „Wielką Szóstką". Trzymali władzę i budzili respekt we wszystkich. Nie tylko w wampirach. Arystokratyczni, dumni, dostojni. Każdy z nich nieco inny, ale każdemu należał się szacunek- z tym będzie malutki problem, ale za bardzo odbiegamy teraz w przyszłość.

Oczywiście, byli też przyjaciółmi. Żartowali, śmiali się, nawet docinali sobie nawzajem. Można by powiedzieć, że wiedli ułożoną zwykło-niezwykłą egzystencję. Bo głupio powiedzieć „życie", prawda? Wszak mieli ponad 3000 lat, wyglądali zaś na przedział od trzydziestu do czterdziestu- czyli „w kwiecie wieku". Najmłodsza rzecz jasna Didyme- taki mały promyczek. Potem to jakoś szło. Tak czy siak- o Wielkiej Szóstce można by napisać całą pracę magisterską, a może i doktorat. Jedno było pewne- mieli klasę. Może to pomogło im utrzymać się przy władzy przez tyle lat.

Nagle drzwi do sali tronowej otworzyły się z hukiem. Akurat w tym momencie, gdy Volturi mieli udać się do swojego Apartamentu. W pomieszczeniu prócz członka straży pojawiły się dwie dziewczynki. Trzy i cztero latka , na tyle przynajmniej wyglądały. Obie miały długie włoski, chociaż ta starsza ciut ciemniejsze. Ale z drugiej strony w tym czasie wszystkie małe dzieci wyglądały dla nich tak samo, albo chociaż bardzo podobnie. Ubrane wyjątkowo skromnie, sprawiały wrażenie po prostu dwóch, malutkich beznadziei.- Demetri, co się stało?- spytała zdziwiona Sulpicia.

- Liczymy na sensowne wyjaśnienie- dodał Kajusz.

Dziewczynki złapały się za rączki, najwyraźniej speszone wpatrzonymi w nie siedmioma parami oczu.

- Właściwie, to one po prostu przyszły...- odezwał się zlękniony Demetrii. - Przed chwilą otrzymałem telefon od przerażonej Gianny. Powiedziała tylko „mamy problem". No i w lobby siedziały te dwa stworzenia. Zabrałem więc ów problem do was. Bo co miałem zrobić? Czyżby to dla mnie przypadała zawsze najgorsza robota?- cały Demetri. Wyluzowany. Często skłonny do żartobliwej ironii czy komentarzy nie-tak-całkiem- na- serio.

Aro wstał z tronu.

- Ach tak!- rzekł uśmiechając się szeroko i zwracając się do problemu zadał kluczowe pytanie:

- I co my tu z wami zrobimy?

Wiem, że krótko. Następnym razem będzie dłużej. le ponieważ nie mam zielonego pojęcia, czy KTOKOLWIEK czyta, proszę o komentarz:)

wasza

agahaa