Opis: Post AC/DC, niepełny kanon DC. W przeszłości pogrzebano więcej niż jeden sekret, jedną zbrodnię i jedną osobę, jednak wszystko, co ukryto, kiedyś musi zostać odkryte a niezagojone rany rozdrapane na świeżo. Śmierć nigdy nie jest przeszkodą.
Warnings: przemoc, kontrowersyjne tematy, het, femslash, slash, oryginalne postacie, pseudonauka, częściowe AU w stosunku do DC, BC, CC.
Komentarz: Opowiadanie, które muszę skończyć.
Czas Niepokoju
1. Wstęp: Piekło
Bitwa, która rozegrała się tego dnia, była jedną z potyczek mających swój wpływ na legendę. Demon Wutai i jego Cień stali, skąpani we krwi, daleko od linii własnych oddziałów, w zielonym piekle, wilgotnym i pulsującym życiem.
Generał, wciąż jeszcze będący dzieckiem, które zaczynało być mężczyzną, rozdrażniony walką i buzujący adrenaliną pod skórą, poszukujący afirmacji na równi z własną dłonią znajdującą ścieżkę na szyi drugiego wojownika, i Cień, którego zadaniem było jedynie chronić i służyć, całujący opuszki palców z niemal niewyczuwalnymi odciskami od rękojeści tego niemożliwego miecza, odcięci razem od wszystkiego i wszystkich, w tym zielonym, pulsującym, gorącym, duszącym i jadowitym zielonym piekle.
Każdy dotyk i oddech prowadzący dalej, jeden krok, jedno spojrzenie, aż za granicę, zza której nie było powrotu, nie tutaj, nie teraz, nie kiedykolwiek, aż Generał leniwie spoglądał w ścianę zieleni nieprzepuszczającej słonecznego światła, duszącej, pulsującej i napawającej głębokim strachem, który odganiał Cień. Mimo to Demon Wutai wciąż wpatrywał się w liście – ten nieprzenikniony gąszcz ponad głową – pełen życia niezależnie od zwłok rozrzuconych w pobliżu – pełen życia i zielony jak zdradliwe mako.
To samo zdradliwe i zabójcze mako wtedy, gdy Cień odszedł, łamiąc wszystkie obietnice, które nigdy nie zostały złożone na głos, nie musiały i nie powinny, utopione w deszczu czerwieni, i jak wtedy, gdy to małe śmiertelnie przerażone stworzenie przypominające jego Cień, ale z cała pewnością nim nie będące, odważyło się zostawić krwawy ślad na Masamune. Ale to było później, Generał zauważył, kontent w tej chwili, gubiąc palce w jasnych włosach. Czymże było parę więcej zadrapań, które goiły się błyskawicznie, tak, że nikt nie zdołał ich zauważyć.
Tak błyskawicznie, że nie pozostawał żaden ślad, nic materialnego, gdy nadciągał kolejny cykl, i pozostawało jedynie spoglądanie na wysuszoną równinę, nad którą szalała burza bez kropli deszczu i zastanawianie się, czy cokolwiek z tego, co pamiętał, było kiedykolwiek realne. Opierał wtedy czoło o chłodną szybę i wsłuchiwał się w bicie swego serca, którego rytmu nienawidził, całkowicie obcego i nieubłaganie odmierzającego czas.
W końcu, piekło tworzymy sobie sami, z pomocą wszystkich spojrzeń oddechów dotyków słów myśli miłości nienawiści obojętności okrucieństwa kłamstwa nadziei dobra zła szaleństwa obcych szepczących nocami powoli sączącą się truciznę zawodów rozczarowań radości zdrad smutku przyjaciół i wrogów, tych którzy byli, istnieli, i tych, którzy nie byli – nie zaistnieli lub nie zdarzyli się – w wielkim planie rzeczy.
Piekłem zawsze jesteśmy sami sobie.
Zielone piekło, z którego nie chciał się uwolnić, o ucieczkę z którego nie chciał walczyć, ponieważ tylko tutaj mógł spotkać jedną jedyną osobę, która mogła wszystko zmienić – która, jeśli by istniała, mogła by wszystko zatrzymać, tam, dawno temu – nie u samego źródła, lecz wystarczająco wcześnie. Jedną osobę, której spełniona przysięga oznaczała zbyt wiele. Oparł czoło o chłodne szkło, obserwując tańczące po niebie wyładowania, jakby wszystko było snem. W odbiciu spoglądały na niego błękitne oczy, wystarczająco blisko by dotknąć, nawet, gdy szyba rozbiła się w miliard raniących fragmentów pozostawiając za sobą przeklętą zieleń mako i nieskończone pole kwiatów.
- Wszystko ma swój początek i koniec,- powiedziała ze smutkiem, uśmiechając się.- Pamiętaj o tym, Cloud.
Opadł na kolana, dusząc się, walcząc o każdy moment i oddech, uderzając w ślepym strachu i instynkcie przetrwania w przeciwnika, który nie istniał. Aż w końcu, wymiotując zielenią, pod palcami wyczuł zimny metal, i z rosnącym przerażeniem rozpoznał miejsce, zapomniane i opuszczone, pełne upiorów przeszłości. Odchylił głowę, wydając z siebie zwierzęcy wrzask bólu i strachu.
Gdybyś mógł uratować kogoś z ich własnego prywatnego piekła, w którym zamknęli się sami, czy zrobiłbyś to?
Gdybyś mógł uratować kogoś z ich własnego prywatnego piekła, w którym zamknęła ich przeszłość, lecz wymagałoby to ofiary własnego ja, czy zrobiłbyś to?
Czy zrobiłbyś to nadal, gdyby wymagało to, byś przestał istnieć i zmienił się w kogoś innego, by dać im chociaż iluzję szczęścia i powodu do życia?
Czy zrobiłbyś to nawet pomimo tego, że twoje serce umarło już dawno temu, a duchy twoich wspomnień i tych wszystkich pozostałych, którymi byłeś i może będziesz jeszcze, wymieszały się tak bardzo, że 'ty' już nie istniejesz?
Dlaczego?
Ponieważ to mój obowiązek.
Cloud usiadł, wpatrując się w burzę, która rozpętała się kilka kilometrów dalej na równinie. Błyskawice tworzyły pajęcze sieci na nocnym niebie, czasem uderzały w ziemię. Drżenie docierało nawet tutaj. Zielony poblask usuwał wszelkie wątpliwości co do natury zjawiska, i blondyn swobodnie mógł powiązać je ze swoim snem – jednym z wielu od dłuższego czasu. Zacisnął usta.
Cień.
Wciąż „tam" był, gdziekolwiek „tam" było. Ktoś mógłby myśleć, że śmierć kładła kres życiu, niestety, nie odnosiło się to do tych, którzy mieli nieszczęście poznać bliżej Hojo.
Wiedząc, że nie zaśnie ponownie, Cloud złożył śpiwór. I ruszył prosto w serce burzy.
Zamknął akta, na moment ukrywając twarz w dłoniach. Nie było końca, prawda? Włączył interkom.
- Stratholm, przyjdź natychmiast.- Przesunął dłonią po teczce, odwracając ją w stronę sekretarza, gdy ten wszedł do biura.- Cokolwiek zostanie znalezione z tymi sygnaturami, cokolwiek je zawiera i cokolwiek chociażby się do nich odnosi, wszystko, dokładnie wszystko, trafia niezwłocznie na moje biurko, i nikt o tym nie wie.
Młody mężczyzna przytaknął.
- Coś jeszcze, o wspaniały dyrektorze?
- Nawet Rufus nie ma o tym wiedzieć. Zrób, co będzie trzeba,- Reeve Tuesti odprawił go, kończąc rozmowę. Gdy drzwi zamknęły się za Stratholmem, ponownie otworzył folder, wpatrując się w jego zawartość. Napis pod zdjęciem delikatnej kobiety z dłonią opartą na ciężarnym brzuchu podawał bardzo skąpe i w większości niezrozumiałe dane.
Jannae Strife, Obiekt Płci Żeńskiej A, wiek 29, implantacja materiału genetycznego OA, jednostka N. Asygnacja Projekt Gestalt: re-emergencja cech OA, SD/PGT/OA/005A-RE/C-001A.
