Chapter kończyłam pisać na zajęciach z francuskiego i zostałam przejrzana:P. Skończyło się jednak na: "Piszesz? Myślałam, że tylko rysujesz". Heureusement:).
Notka do zapamiętania: nie pisać smutnych rzeczy albo pamiętać o kupnie chusteczek higienicznych...
Inspiracją był trailer T4:). Rozdział dedykuję Anice. Już Ty zrozumiesz dlaczego!
Zapraszam do czytania i pozdrawiam serdecznie!
PRZEGRANA
Tak dobrze znałam jego oczy. Od momentu, kiedy tamtego dnia wyczytano moje nazwisko. Musiało mu zabrzmieć znajomo. Jego spojrzenie było ostre, zimne i beznamiętne; niczym spojrzenie cyborga. Nasze źrenice spotkały się tylko na ułamek sekundy, ale to wystarczyło, żeby przeszedł mnie dreszcz. Pomyślałam o moich rodzicach. Walczyli dla niego, dla Johna Connora. I zginęli. Wtedy poczułam nienawiść.
Ale teraz patrząc w jasne, niemal wesołe i czujne oczy leżącego obok mnie nastolatka, nienawiść była ostatnim uczuciem, o jakim bym pomyślała. Cameron jednak uznała inaczej.
Nagle znalazła się obok nas i pociągnąwszy chłopaka za ramię, ściągnęła go z kanapy.
- Cameron?... Co... – zaczął, wstając. – Odbiło ci?
Terminatorka milczała, wpatrując się w niego.
- Erica jest niebezpieczna – powiedziała w końcu.
- To już wszyscy wiedzą – mruknęłam, marszcząc brwi.
Poszłam do kuchni. Nagle zdałam sobie sprawę z tego, jak szybko bije moje serce. Przyłożyłam dłoń do piersi. Dobry strach? Cholera, nie. To nie ze strachu.
Przypomniałam sobie słowa Alex. Już Go nie zobaczę. Czas na decyzję. Dosyć życia marzeniami.
***
Czytałam Christine Stephena Kinga. Moja kopia była mocno zniszczona i brakowało w niej dwudziestu ostatnich stron. Odłożyłam książkę nieco zła. Ktoś będzie musiał opowiedzieć mi zakończenie.
- Erica! – Do kwatery wpadła Rose. – Zbierają ludzi na jakąś misję. Chcą jechać za Miasto.
Usiadłam, patrząc na nią wyczekująco. Moja przyjaciółka zagryzła jednak wargi.
- Powiedz „nie" – szepnęła – jak cię zapytają. Rozumiesz?
Zaczęłam zakładać buty.
- Wiem, że chcesz zobaczyć, co jest dalej – ucięła nerwowo. – Nie pojedziesz, prawda?
- Chcę zobaczyć Pustynię na własne oczy – powiedziałam, wstając.
- Mogłam ci nie mówić.
- Dowiedziałabym się od kogoś innego.
Pokiwała głową.
- Wrócę – rzuciłam, wychodząc. Niemal od razu wpadłam na Theo.
Poinformował mnie o miejscu spotkania.
- Imię, nazwisko, stopień, nazwisko dowódcy – recytowała kobieta za biurkiem. – Pozycja.
- Porucznik Erica Williams od generał Lightwood. Snajper. – Widziałam, jak notuje.
- Kapral Theodore Cure od generała Connora. Snajper i zwiadowca – wyrecytował Theo.
Zajęłam miejsce z tyłu. Ludzie schodzili się szybko. Widziałam wiele znajomych twarzy.
- Erica! – W moją stronę szedł Orlando. – Tak czułem, że cię tutaj znajdę.
- Nie mogłam przegapić takiej okazji. Chcę wreszcie wyjechać za Miasto.
Słychać było szepty. Theo stał obok mnie; przyciągał ciekawskie spojrzenia. Dwie kobiety przed nami cały czas oglądały się na niego i rozmawiały cicho między sobą. Spojrzałam na terminatora. Chyba był przystojny. Miał pociągłą twarz o mocno zarysowanych kościach policzkowych i szlachetnych rysach. Jedna z jego adoratorek puściła mu oko. Niedoczekanie! Theo jest mój.
- Możesz mnie objąć? – zapytałam go cicho. – Usiądź i obejmij mnie. Bez pytań, okej?
Od razu spełnił moją prośbę. Jego ramię było dosyć ciężkie, ale kiedy przytuliłam policzek do dłoni cyborga, jedna z kobiet dźgnęła drugą łokciem i posłały mi złe spojrzenia. Uśmiechnęłam się z satysfakcją.
I wtedy zobaczyłam Johna Connora. Nigdy wcześniej go nie widziałam, ale poczułam, że wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o przystojnej twarzy jest Naszym Przywódcą. Jego rysy były ostre, a kości sprawiały wrażenie ledwo obciągniętych skórą; miał ciemne oczy i kilkudniowy zarost. Jego spojrzenie było czujne, ale beznamiętne. Na skroni mężczyzny bieliła się blizna, jego policzek także nosił ślad po głębokim cięciu. Była w nim moc. Jakaś niesamowita siła. Jego ruchy, sfatygowany mundur, poharatana dłoń, którą rozpiął guzik pod szyją, sprawiły, że nagle poczułam się dumna z bycia żołnierzem. Jego żołnierzem. A potem usłyszałam jego głos. Idealnie pasował do reszty. Tak, podpowiedział mi mózg, John Connor to nasza jedyna nadzieja.
***
- Nic mi nie jest. – Takimi słowami przywitał mnie Gabriel, kiedy wreszcie stanął w kuchni Connorów.
Spojrzałam mu prosto w oczy. Wyglądał normalnie, ale kiedy zobaczyłam zafrasowaną twarz Keiry, wiedziałam, że nie mogę problemu zignorować. Chwyciłam go za rękę i poprowadziłam na górę. Zamknęłam nas w bibliotece i od razu wyjęłam kabel.
- Nie, Erica. – Jego głos zabrzmiał poważnie. – To może być niebezpieczne.
- Dlaczego?
Usiadł na łóżku. Poszłam jego śladem; kabel wrócił do mojej potylicy.
- Kłamałem.
- W jakiej kwestii?
- Że nic mi nie jest. – Splótł dłonie. – Keira ma rację. Coś się zmieniło.
- Coś?...
- Nie jestem już tutaj sam. – Dotknął swojej głowy. – Jest jeszcze ktoś. Coś. To coś jest bardzo ciekawe świata. Analizuje go, ale nie rozumie wszystkiego. Pytania. Ciągle pyta. O Boga, o ludzi, o miłość. Zagląda w moje wspomnienia. Jest zły. Wściekły, gdy czegoś nie rozumie. Rozmawiamy z Ellisonem. – Drgnęłam, słysząc, że zmienił osobę. – Jest bardzo mądry, ale też nie zna wszystkich odpowiedzi. Mówi o Bogu, ale do końca nie rozumiemy, kim On jest i gdzie Go szukać. Mamy pytania, dużo pytań. Nie chcemy siedzieć zamknięci, otoczeni wciąż tymi samymi ludźmi. Słabymi ludźmi. Kruchymi. Jest jeszcze Catherine, pani Weaver. Jest taka, jak my, ale niezupełnie. Udaje kogoś, kim nie jest. Tak, jak ja, Gabriel. Też udaję człowieka. Nazwali nas John Henry, wiesz?
Umilkł. Nie poruszyłam się. Spojrzał na mnie uważnie.
- Chce moje ciało – szepnął. – Wie, że nazywamy je kamieniem filozoficznym. Wziął to dosłownie. Chce je zdobyć; chce, żebym do niego przyszedł. Siedzi w mojej głowie. Mówi do mnie. Razem będziemy silni... Mądrzy. Dowiemy się wszystkiego. I zniszczymy... – Urwał.
- Co zniszczycie?... – zapytałam; mój głos zadrżał. Poczułam strach.
Nagle chwycił mnie za ramiona i spojrzał mi prosto w oczy.
- Musisz mnie wyłączyć, Erica.
Moje serce przyśpieszyło. W jego oczach malował się ból.
- Sam nie mogę... nie potrafię się dezaktywować. Musisz mi pomóc, Erica. Błagam.
Wpatrywałam się w niego. Czułam żelazny uścisk jego mechanicznych palców.
- Nie... – wyszeptałam w końcu.
- Keira nie zrozumie, ale... ja muszę zostać wyłączony. Nie chcę być częścią SKYNETu.
- SKYNET jeszcze nie istnieje.
- Jeszcze. – Cofnął dłonie. – Pożegnam się z nimi. Z mamą i tatą. – Uśmiechnął się gorzko; spojrzałam na niego. – Tak, pomógł mi odzyskać wspomnienia. Ale ja nie mam zamiaru pomóc jemu. Temu czemuś, Erico.
- A ja? – Spuściłam oczy. – Co, jeśli znowu nawalę? Pomagałeś mi z każdym „przeładowaniem". Tym ostatnim też. Alex mi powiedziała. Co, jeśli...
- Jesteś silniejsza niż ja kiedykolwiek byłem. Masz uczucia. To one są prawdziwą siłą.
- Gabriel... – zaczęłam słabym głosem.
- Zapomniałaś już, prawda? – Znowu się uśmiechnął. – Zapomniałaś, że jestem tylko maszyną?
- Nigdy nie byliście dla mnie „tylko" maszynami. Ty i Theo. Ja... zawsze was kochałam.
Objął mnie. Zaczęłam płakać. Jego ubranie pachniało wyłącznie płynem do płukania.
- Jeśli się nie zgodzisz, poproszę Chrisa – powiedział powoli.
- Nie. – Pociągnęłam nosem. – To by złamało mu serce.
Otarłam twarz i spojrzałam na Gabe'a.
- Co zrobimy z ciałem? – zapytałam już głosem pozbawionym emocji.
- Chris zawiezie je do Eddie'go. On je schowa. Już wszystko zaplanowałem. Mamy mało czasu. Nie wiem... Nie wiem, kiedy to coś mnie do siebie wezwie, a ja pójdę.
Pokiwałam w zamyśleniu głową. Miał rację. Mój plan stanowił zbyt duże ryzyko.
- To moja wina – powiedziałam cicho.
- Nie, Erico. – Pogłaskał mnie po głowie. – Nikt nie mógł przywidzieć tego, co się stanie.
Znowu mnie przytulił.
- Jeśli będę potrzebny... – zaczął. – Jeśli tak pomyślisz, to tylko ze strachu. Ale tobie strach przechodzi szybko, prawda? Jesteś żołnierzem, który wie, o co walczy. Nie poddawaj się. Kazałbym ci obiecać, ale wiem, że nie muszę. Jesteś w końcu Ericą Williams, niezniszczalną kobietą.
Objęłam go mocniej. Wytarłam łzy i po chwili zeszliśmy do salonu. Keira wstała na nasz widok.
- I co? – zapytała, zanim Gabriel objął ją mocno. Na jej twarzy namalowało się zdumienie. Nagle jej oczy zmętniały; wiedziałam, że cyborg nacisnął odpowiedni splot nerwowy obok jej obojczyka. Po chwili wziął ją na ręce i ułożył na kanapie.
- Co jest? – Chris od razu znalazł się obok niego. – Dlaczego?
- Gdybym miał serce, pewnie by mi pękło. – Gabriel wyprostował się. – Erica mnie wyłączy, tato.
Chris aż cofnął się o krok, a potem spojrzał na mnie, marszcząc brwi.
- Co on pieprzy? – syknął. – I skąd...
- Zaopiekuj się nią – przerwał mu szybko Gabe. - Wiem, że to zrobisz. Powiedz jej wszystko. I przeproś.
- Ty naprawdę chcesz... – zaczął Chris.
- Muszę.
Przez chwilę nikt się nie odzywał. Sarah wpatrywała się w cyborga, a John we mnie.
- Nie ma innego wyjścia – powiedział wreszcie Gabe.
- Keira mi tego nie wybaczy. – Chris osunął się na fotel.
- Nie, ona nie wybaczy tego mnie – szepnęłam.
- Przepraszam. – Gabriel podszedł do mnie. – Zrozumcie.
I wtedy zobaczyłam łzę w jego oku. Moje serce zadrżało. Nie był „tylko" maszyną.
- Żegnajcie. Cieszę się, że miałem zaszczyt was poznać. – Uśmiechnął się.
- Zaczekaj. – Chris podszedł i objął go mocno. Jego śladem poszła cała reszta. Nawet Cameron wymieniła z nim uścisk dłoni.
- Keira będzie spała bardzo długo. – Gabriel spojrzał na Chrisa. – Zdążysz zawieść mnie do Eddie'go i wrócić. – Land kiwnął głową.
Usiadłam na fotelu kierowcy w naprawionym już hummerze. Gabe zapiął się pasem.
- Może lepiej w bagażniku? – zapytał. Chyba chciał zażartować. Posłałam mu złe spojrzenie.
Oparł głowę o zagłówek. Dotknęłam jego włosów, a potem poczułam, jak jego czaszka straciła twardość i włożyłam rękę w płynny metal. Chip znalazłam od razu. Zawahałam się.
- Zrób to – poprosił. Zamknęłam oczy, zaciskając palce na płytce.
A potem ją wyjęłam. Wyszła tak łatwo. Tak śmiesznie łatwo. Spojrzałam na Gabe'a. Uśmiechał się, miał zamknięte powieki. I tak miał już zostać na zawsze.
Chris znalazł mnie kwadrans później. Kierownica hummera była mokra od moich łez.
- Erica. – Sarah zatrzymała się obok mnie, kiedy tylne światła samochodu zniknęły za zakrętem.
Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam. Żal ścisnął mi gardło.
- Jutro jadę na zjazd fanatyków UFO. Chyba znalazłam moje trzy kropki.
Spojrzałam na chip Gabe'a, który trzymałam w dłoni i wsunęłam go do kieszeni na piersi.
Kiedy wróciłam rano z mojego magazynu w nowym samochodzie, czarnym Dodge'u Nitro, Chrisa jeszcze nie było. Szybko wbiegłam do domu Connorów. Od razu usłyszałam rozmowę.
- Keira, uspokój się. – Poznałam głos Johna.
- Jak mam się uspokoić?! Gdzie oni są?! Dlaczego Gabe mnie uśpił?!
Dziewczyna musiała dopiero wstać. Weszłam do kuchni.
- Erica! – Keira znalazła się obok mnie. – Gdzie są Chris i Gabe?
- Musisz mnie uważnie posłuchać, kochanie. – Położyłam jej dłonie na ramionach; bałam się tej rozmowy. – Gabe... Musiałam go wyłączyć.
- Wyłączyć? Po co? Znalazłaś jakiś błąd? I co, pomogło?
- Musiałam go wyłączyć – powtórzyłam powoli.
Wpatrywała się we mnie, szukając kłamstwa w moich oczach. Nie znalazła; zrozumiała.
Jej dłoń wystrzeliła w kierunku mojej twarzy; wymierzyła mi policzek. Nie uchyliłam się.
- Twój plan! – wrzasnęła. – Twój cholerny plan!
- To był mój plan. – W drzwiach stanął Chris. Po całonocnej podróży miał podkrążone oczy. – Ja zdecydowałem, że trzeba go wyłączyć. Dla dobra nas wszystkich.
Nie powinien brać winy na siebie. Keira cofnęła się.
- Jedziemy do domu – powiedział hardo, stając w progu. – Chodź.
- Nigdzie z tobą nie pójdę! – krzyknęła.
- Bez gadania, Keira! – ofuknął ją podniesionym głosem. – Powiedziałem coś!
- Nie ma mowy! – wysyczała. John spojrzał na mnie błagalnie.
- Ty chyba myślisz, że ja nie mam uczuć. – Chris podszedł do dziewczyny. Na jego twarzy malował się żal. – Mylisz się. Kocham cię.
- Wcale mnie nie kochasz! – W jej oczach zalśniły łzy. – Kochałeś tamtą Keirę, która zginęła! Nie jestem nią, nie rozumiesz?!
- Rozumiem. Kocham cię, bo jesteś sobą. Poznałem Keirę Snow na nowo i na nowo ją pokochałem.
- Kocham Gabriela! Nie ciebie, słyszysz?!
Objął ją mocno i przycisnął do siebie. Przez chwilę się broniła, ale w końcu rozpłakała się w głos. Nie wiem, ile czasu trwali w takiej pozycji, ale kiedy wreszcie Chris pociągnął ją za sobą do samochodu, miała spuchnięte, czerwone oczy. Zza odsuniętej szyby posłała mi nienawistne spojrzenie.
Nigdy nie chciałam, że ktokolwiek mnie znienawidził. Los chciał inaczej.
