Lucyfer siedział w prawie pustym pokoju i coraz bardziej się niepokoił. Dostał od Sama wiadomość, że ma być za dziesięć dwunasta w Detroit, w motelu, który znajdował się przy jakiejś obskurnej uliczce. Pytając o nazwisko Winchestera otrzymał numer pokoju, w którym obecnie się znajdował.
Nagle, do pomieszczenia wszedł Sam, niosący plecak i jakąś torbę, na której widniało logo pobliskiego sklepu.
— Hej — powiedział kładąc to wszystko na stoliku. — Wybacz spóźnienie, ale w sklepie był spory tłok i…
Nawijał tak jeszcze przez chwilę wyciągając z plecaka laptop i uruchamiając na nim jakąś prezentację. Potem wyciągnął z torby wino, które nalał do dwóch kieliszków i podał jeden Lucyferowi. Potem przesunął stolik tak by stał tuż przed kanapą, na której siedział archanioł, po czym opadł na nią obok niego. Lucyfer odruchowo objął go w pasie, za co otrzymał pełen miłości uśmiech.
— Stwierdziłem, że trzeba cię dokształcić — powiedział Sam, a szatan spojrzał na niego z niedowierzaniem.
Dokształcić?
— Jak to? — spytał.
— No bo skoro byłeś tyle lat zamknięty w klatce, to pewnie nie jesteś na bieżąco ze wszystkimi rzeczami. Więc postanowiłem zrobić prezentację, w której jest prawie wszystko co zostało wynalezione przez ostatnie setki lat.
Lucyfer chciał zaprotestować, bo uzyskał już te informacje od swojego naczynia, ale Winchester włączył już prezentację, a widząc jak bardzo ten się napracował, nie miał serca tego zrobić. Mogło to mieć też coś wspólnego z tym, jak ciało partnera przyciskało się do jego. Przez prawie całą prezentację zamiast patrzeć na laptop, obserwował Sama spod przymkniętych powiek.
— W ogóle mnie nie słuchasz! — powiedział z wyrzutem Winchester.
— Oczywiście, że cię słucham. Przez ciebie wiem już, jak, gdzie i kiedy został wynaleziony spinacz.
Sam spojrzał na niego podejrzliwie, ale wrócił do prezentacji. Spinacz, też coś — wywrócił w duchu oczami. — On będzie dopiero za parę slajdów! A to był dopiero zszywacz! Co za strata czasu...
