Z murów Candlekeep było widać morze.

Teraz, w nocy rozlegał się szum fal, rozbijających się o brzeg, a powietrze przepełniał słony zapach. Wdzierał się do pokoi, strychów, baszt, bibliotek. Zapach obietnicy przygody. Niosący obraz awanturników i piratów wyruszających na Morze Mieczy w poszukiwaniu złota, skarbów, wolności. Szept nostalgii, tych którzy leżeli na jego dnie. Szum morza, śpiew tęsknoty za tym czego nie da się dotknąć, zobaczyć, nawet nazwać, ale co próbuje się dogonić przez cale życie.

Ten śpiew był przeciwieństwem Candlekeep.

Forteca wznosiła się nad Wybrzeżem Mieczy od niepamiętnych czasów. Królestwa upadały, możni knuli spiski, wojny wybuchały z byle powodu i tak samo się kończyły. Candlekeep trwało, jego władcy trzymali się z daleka od intryg, a reszta świata zostawiała ich samym sobie. Zamiast wszczynać wojny woleli gromadzić zapasy, zamiast wysyłać poddanych na szafot, kolekcjonować pisma. Z biegiem lat warownia stała się największą biblioteką w całym Faerûnie, gromadząc w swoich murach tysiące ksiąg, zwojów i pergaminów. Ich karty pokrywały miliony spisanych słów, niosących opowieści o królach, łajdakach i zdrajcach. Za to w fortecy królował porządek i spokój. Znajome kamienne mury, gościły te same dobrze znane twarze. Codziennego ładu zajęć, nie przerywały żadne znaczące wydarzenia. Tysiące historii o bohaterach na kartach biblioteki i każdy dzień podobny do poprzedniego.

Tak wyglądało jej życie. Nuda.

Steele siedziała na murach warowni. Słyszała dźwięk fal odbijających się od brzegu. Poza murami, tak daleko jak sięgał wzrok granicę horyzontu wyznaczało morze. Nawet teraz, w nocy dostrzegała zarys fal.

Ciemność rozświetliła się na moment, Steele skrzesała ogień i zapaliła zwitek tytoniu. Przez chwilę w mroku widoczna była jej twarz. Wystające kości policzkowe, lekko skośne oczy, jasna skóra, czarne, falujące włosy. Zaciągnęła się dymem i skinęła głową strażnikom, pełniącym wartę na murach, którzy właśnie przechodzili. Jeden z nich, widząc papierosa mruknął coś w stylu „Powiem Gorionowi".

Gorion. Jej przybrany ojciec, nauczyciel, mentor. Kilkanaście lat temu wyciągnął ja z jakiejś dziury i zabrał z sobą do Candlekeep. Gdyby nie on pewnie skończyłaby w burdelu, może jako służąca, albo niewolnica. Tak zwykle kończą sieroty. Gorion przygarnął ją, wychował, dbał żeby miała co jeść i gdzie spać. Opowiadał bajki na dobranoc, opatrywał skaleczenia, złościł się, gdy zaczęła palić. Powinna go kochać i być mu wdzięczna jak nikomu na świecie.

Była. Przynajmniej do teraz.

Czas mijał. W jej głowie pojawiało się coraz więcej pytań, a dostawała coraz mniej odpowiedzi. Kim byli moi rodzice? Dowiesz się w odpowiednim czasie. Skąd pochodzę? Kiedyś ci powiem. Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć teraz? Kiedyś zrozumiesz. W jej głowie mnożyły się domysły. Jestem córką szlachcianki, albo królowej, czy dzieckiem kurwy, albo mordercy? Odpowiedzi które dostawała już jej nie wystarczały. Nigdy nie opuściła Candlekeep. Zdarzało się, że Gorion wyjeżdżał, ale nigdy jej ze sobą nie zabrał. Świat dziewczyny ograniczały mury fortecy, jej życie wyznaczały te same, dobrze znane miejsca. Gospoda Winthropa, Świątynia Oghmy, koszary. Te same znajome twarze. Firebead, Reevor, Hull. I Imoen. W końcu jechały na tym samym wózku.

Imoen też była sierotą przygarniętą przez Goriona, o parę lat młodszą od Steele. Też nie znała swojej przeszłości, zadawała pytania, na które nie było odpowiedzi. Ale Imoen była wesołą, pogodną dziewczyną, która uważała, że Gorion jest najmądrzejszy na świecie i ufała ojcu bezgranicznie. Steele nie.

Znowu się zaciągnęła i utkwiła wzrok w granicy horyzontu. Za plecami usłyszała szmer.

- Wiedziałam, że cię tu znajdę. - Imoen stała tuż przed nią. Nawet w ciemności widziała, że siostra się uśmiecha.

- Chcesz zapalić? - Steele też się ironicznie uśmiechnęła. Imoen nie paliła. Nie przeklinała. W końcu zrezygnowała z zadawania pytań. Była idealnym dzieckiem.

Przez chwilę stały na murach, wsłuchując się w szum morza i odgłosy fortecy, układającej się do snu.

- Jutro porozmawiam z Gorionem.- tytoń powoli się dopalał. Skręcony papieros żarzył się ostatnimi ognikami. - Chcę wyjechać z Candlekeep.

- Wyjechać? Gdzie? - w głosie siostry usłyszała zaskoczenie, chociaż rozmawiały o tym tyle razy.

- Nie wiem, gdziekolwiek. A co, ty chcesz tu spędzić całe życie?

Imoen nagle posmutniała. Steele poczuła złość na samą siebie, złość, że sprawiła jej przykrość. Kochała tę dziewczynę jak własną siostrę, chociaż nie mogły być spokrewnione. Steele była elfem, Imoen człowiekiem. Jedna blada i ciemnowłosa. Druga o skórze, która brązowiała, pod najlżejszym dotknięciem słońca, z grzywą potarganych rudych włosów. Elfka odpowiedziała tak szorstko, bo narastał w niej gniew. Gniew że najbardziej emocjonujące wydarzenie w jej życiu to kradzież książki z biblioteki, którą potem i tak musiała oddać, tłumacząc, że to był dowcip. Albo przemykanie w ciemności obok wartowników, żeby nie widzieli, jak wychodzi zapalić. Gorion karmił ją opowieściami o bitwach, zdradach, kochankach. Znała na pamięć cały atlas stworów i maszkar zamieszkujących Faerun. Ale oglądała je tylko na ilustracjach w książce. Candlekeep było jej domem, bezpieczną, spokojną przystanią. Wielu ludzi chciałoby znaleźć schronienie w tych murach, gdzie życie toczyło się powolnym, niespiesznym rytmem, gdzie nie docierały wojny, knowania, spiski. Ale ona czuła niepokój, coś kazało jej opuścić to miejsce. Chciała zobaczyć jak wyglądają inne miasta, inni ludzie, inne miejsca, inne twarze. Za każdym razem, kiedy siedziała na murach i paliła papierosa to pragnienie odzywało się coraz mocniej. Zew morza, czy jednak, coś innego?

- Myślisz, że ojciec się zgodzi?

- Na pewno nie. Ale nie mogę tu tkwić cały czas, rozumiesz? - wyrzuciła niedopałek. - I tak wyjadę.

- Co chciałabyś robić? - w głosie rudowłosej poza strachem, że opuści ją przybrana siostra, brzmiało zaciekawienie. - Tam... na zewnątrz.

- Podróżować, walczyć z potworami, zdobywać skarby.- Steele uśmiechnęła się. Jako dzieci wiele razy bawiły się z Imoen w poszukiwaczy przygód. Ona była złodziejką, której nikt nie potrafił złapać, rudowłosa potężną czarodziejką. Ale kończyło się na zabawach. - Wyjedź ze mną. - wypaliła.

Ten plan wcale nie był tak idiotyczny, jak mógł by się wydawać. Mimo, że Candlekeep było oazą spokoju w targanym konfliktami i wojnami Faerûnie Gorion zadbał, żeby jego przybrane córki wiedziały jak trzymać miecz. Obie potrafiły walczyć. Co prawda elfka raczej wbiłaby przeciwnikowi nóż w plecy, a Imoen rzuciła czar, który zamieniłby go w ropuchę. Wystarczy kupić prowiant, broń i wyruszyć. I całe Wybrzeże Mieczy stanęłoby przed nimi otworem. Czekają na nie walki z potworami, niezwykłe przygody, ukryte skarby. Czekają, są na wyciągnięcie ręki.

Na twarzy młodej czarodziejki zobaczyła wahanie, ale chwilę potem jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.

- Pewnie! Ale tata...

- To wyjedziemy bez jego zgody, a potem wrócimy, sławne na całe Wybrzeże. Wstąpię do złodziejskiej gildii, będę kradła, co będę chciała i sypiała z każdym facetem, który mi się spodoba. A ty zostaniesz sławną czarodziejką i każdego, kto cię wkurzy zmienisz w coś paskudnego.

Imoen zaśmiała się – Nie chcę zmieniać ludzi w coś paskudnego.

- Wracajmy do komnat, zanim zaczną nas szukać. - Steele ostatni raz spojrzała na morze. Wiatr się wzmagał, fale stawały się coraz bardziej gwałtowne. W nocy mógł przyjść sztorm. Siostra pakowała się wtedy zawsze do niej do łóżka. Bała się burzy.

Tej nocy wiatr i deszcz starły się z falami. Strażnicy na murach zapalili ognie, żeby żaden statek nie roztrzaskał się o skały. Byli w pogotowiu, gdyby trzeba było ratować rozbitków. Imoen przytulała się do niej w łóżku. Pioruny rozcinały raz po raz niebo.

Elfka miała wspomnienia z okresu zanim trafiła do fortecy. Tak ulotne, że trudno je właściwie nazwać wspomnieniami. Dzieci stłoczone razem, płaczące, walczące o każdy okruch jedzenia. I ona, mała dziewczynka w kłębowisku zziębniętych, przerażonych, dziecięcych ciał. Chłopak, do którego przytulała się, żeby się ogrzać. Mówiła o tym Gorionowi, ale ją zbywał. Jak zawsze. Wspomnienia czasem wracały, we śnie. Jak teraz. Krzyki i płacze dzieci. Zimno i głód. I jedyna pewna, bezpieczna rzecz w tym świecie, ciepłe ciało chłopaka, w które się wtulała. Jego ramiona, głos przy jej uchu.

- „... Nie bój się, nie bój się malutka..."

Błyskawica, która rozjaśniła na moment cały pokój wyrwała ją ze snu. Zaraz potem, nad Candlekeep przetoczył się huk gromu. Imoen przytuliła się mocniej. Elfka pogłaskała ją uspokajająco po głowie.

Tej nocy źle spała, niepokój, niewytłumaczalne wołanie narastał coraz bardziej. Mieszał się z urywkami wspomnień. Wstała rano, w lustrze zobaczyła swoje podkrążone oczy, zaciśnięte usta i podjęła decyzję. Nie może dłużej czekać. Powie Gorionowi. Dzisiaj. Zaraz.

Ojciec wszedł do pokoju, kiedy obie już były po śniadaniu. Siwowłosa, wyprostowana postać, o twarzy pooranej zmarszczkami stanęła w drzwiach. Utkwił wzrok w obu swoich przybranych córkach. Starsza z dziewcząt podchwyciła spojrzenie ojca i nagle zobaczyła jak bardzo jest zmęczony. Otworzyła usta, ale słowa uwięzły jej w gardle. Nie mogła tego powiedzieć mężczyźnie, który poświęcił jej całe swoje życie. Może kiedy indziej, przy odpowiedniej okazji...

- Tato! - Imoen pobiegła do Goriona, żeby jak zwykle ucałować go na powitanie. Ale uśmiech zniknął z jej twarzy tak nagle jak się pojawił. Ojciec nawet na nią nie spojrzał, jego wzrok utkwiony był w starszej córce

- Steele...- usłyszała jego głos, zachrypnięty głos zmęczonego życiem człowieka. - Pakuj się, wyjeżdżamy. Zaraz dam ci pieniądze, kupisz najpotrzebniejsze rzeczy na podróż.