Muzyka.

Twoje palce ślizgają się po klawiszach, drżące, niezdolne do wydobycia odpowiednich nut. Wyryte w pamięci pięciolinie zaczynają splatać się i mylić, poszczególne dźwięki giną w chaosie, albo brzmią fałszem. Muzyka potrafi wyrazić wszystko, więc wplatasz w nią rozpacz i ból i nadzieję, licząc, że wtedy znikną, przestaną zagłuszać wszystko inne swoją obecnością.

Masz już dość nieprzespanych nocy, kiedy boisz się zamknąć oczy, bo pod powiekami wciąż widzisz tamten moment, tę chwilę, kilka sekund zaledwie, które dla ciebie okazały się wiecznością. Dla ciebie czas nie ruszył z miejsca, ale zatrzymał się na zawsze, gdy kałuża krwi pod waszymi stopami zdawała się rosnąć niemożliwie szybko.

Co noc widzisz złotawe błyski ognia, białą jak papier skórę i gasnące brązowe oczy. Nie potrafisz znieść ciszy w której wciąż słyszysz jego urywany oddech, więc wypełniasz ją muzyką, drżącą, niepewną i pełną pomyłek, ale jednak o wiele lepszą. Gdy uderzasz w niższe dźwięki nikt nie może usłyszeć twojego szlochu, nawet ukryty tuż za drzwiami Yamamoto. Wiesz dlaczego tam jest, jesteś zbyt niepewny, nie można cię jeszcze zostawić nawet na moment, bo on by przecież nie chciał, żebyś zrobił coś głupiego. Szermierz sam się pewnie do tego zgłosił, trochę dlatego, że się o ciebie martwi, a trochę może chce cię przypilnować, bo on wie - nikt nie wie lepiej, bo nikt nie był bliżej - ten sam widok wypalił się na wnętrzu jego własnych powiek.

W niemalże pustej rezydencji poza wami nie ma już nikogo innego, dlatego uderzasz w klawisze jeszcze trochę mocniej, chcąc zagłuszyć pustkę głośnym echem. Nienawykłe do tak długiego grania palce zaczynają boleć coraz bardziej, ale to wcale nie przeszkadza, bo przecież i tak coś innego boli bardziej. Dobrze zdajesz sobie sprawę z tego, co cię teraz czeka. Wieczny posterunek w głębi lasu, bezsensowna warta przy tej pięknie wykonanej, błyszczącej czarnej trumnie. Nic w tym dziwnego, przecież w końcu byliście, powinniście być nierozłączni. Ale tam nie będziesz miał czym zagłuszyć myśli, czym odgonić powracających wspomnień. Słuchając jak ostatnia nuta przebrzmiewa i zamienia się w znienawidzoną ciszę zastanawiasz się czemu tak właściwie jeszcze oddychasz, to w końcu tak bardzo niepotrzebne. Decimo di Vongola zginął, więc ty też nie powinieneś żyć.