Jak zwykle poranek w Nowym Yorku był hałaśliwy. Nawet do mieszkania na siódmym piętrze dochodziły odgłosy ulicy. Drobna szatynka przysłuchiwała się dźwiękom miasta od dobrych piętnastu minut. Leżała i rozmyślała nad swoją przyszłością. Jeszcze tydzień temu była uczennicą Szkoły Magii w Salem. Teraz jest kandydatką do Akademii Mistrzów Magii w Edynburgu. Westchnęła głośno i spojrzała na zegarek, dochodziła dziewiąta.
Jutro o tej porze będę już w Edynburgu – Annabeth uśmiechnęła się do siebie. Zrzuciła kołdrę, wstała z łóżka i skierowała się w stronę kuchni. Kawa była zdecydowanie dobrym pomysłem.
Żeby dostać się do kuchni musiała przebrnąć przez kartony pełne książek o zaklęciach, transmutacji i eliksirach. Gdy przebrnęła w końcu i dotarła do kuchni od razu zabrała się za parzenie kawy. Z ulubionym kubkiem w ręku, pełnym czarnej aromatycznej kawy zasiadła na swoim ulubionym miejscu. Jej wzrok ponownie powędrował na miejsce książek. Ann popakowała wszystko, mimo tego, że nie wiedziała jeszcze czy w ogóle zostanie przyjęta na Akademię. Westchnęła cicho i ruchem ręki przywołała paczkę cienkich papierosów i zapalniczkę. Nie lubiła tego nałogu, ale wracała do niego zawsze, gdy była w stresującej sytuacji. Odpaliła cienkiego papierosa.
W Akademii Mistrzów Magii w Edynburgu były trzy specjalności: Mistrzostwo w Zaklęciach, Mistrzostwo w Eliksirach i Mistrzostwo w Transmutacji. Ann podjęła wszystkie wstępne egzaminy pisemne. Każda z tych dyscyplin była jej bliska, a edukacja w szkole w Salem nie pozwoliła jej sprecyzować w czym była najlepsza. Kiedy przyszły wyniki z pierwszego etapu cała rodzina była zachwycona jej wynikiem, zdobyła dobre wyniki w każdej z dziedzin, otwierało jej to drogę do podjęcia egzaminów praktycznych. Zaciągnęła się papierosem i popiła łyk kawy. Na ulicy ktoś głośno zatrąbił. Ann spojrzała na zegarek, dziesiąta. O czwartej nad ranem będzie się musiała aportować do Edynburga, żeby zdążyć na egzaminy. Dopiła kawę i stwierdziła, że musi dokończyć powtórki materiału.
Budził był bezlitosny. Trzecia nad ranem to zdecydowanie zabójcza godzina. Ann przetarła zaspane oczy. Ze stresu, długo nie mogła zasnąć, dlatego tym bardziej pobudka dała się jej we znaki. Wzięła różdżkę ze stolika nocnego i jednym machnięciem wstawiła ekspres. Nie ma dzisiaj czasu na mugolskie sposoby – pomyślała i zwlokła się z łóżka w stronę łazienki. Szybki, chłodny prysznic od razu ją orzeźwił. Ubrała wcześniej przygotowany komplet, używany na tego typu egzaminach praktycznych. Dopasowane ciemne spodnie z nitką ze smoczej łuski. Koszula na stójce, również czarna na którą zostały nałożone specjalne czary, aby żaden eliksir nie był w stanie jej przepalić oraz specjalna narzuta z metalowymi zaczepami, która w trakcie walki mogła służyć za tarczę. Włosy związała w wysoki koczek, a oczy delikatnie podkreśliła czarną kreską. Tak ubrana ruszyła pewnym krokiem do kuchni, gdzie unosił się zapach aromatycznej kawy. Szybko wypiła pół kubka napoju po czym zabrała się za przygotowywania śniadania. Kiedy już wszystko przygotowała i zjadła. Z resztką kawy zasiadła w fotelu w salonie i zapaliła papierosa. Zegarek wskazywał trzecią czterdzieści. O dziewiątej zaczynały się zapisy. Ann miała wszystko zaplanowane. Postanowiła, że aportuje się z dachu swojego budynku, poinformowała już Akademię Magii, że będzie odbywała teleportację międzykontynentalną, dlatego poprosiła o zniesienie bariery antyaportacyjnej kilka minut przed dziewiątą. Dyrekcja, nie miała z tym najmniejszego problemu, widocznie Ann nie była jedyną osobą, która będzie docierała na egzaminy w ten sposób. Zgasiła papierosa, jeszcze raz przejrzała torbę czy znajdują się w niej wszystkie potrzebne dokumenty, notatki i kosmetyczka ze zmniejszonym w niej bagażem. Schowała różdżkę w specjalna kieszeń spodni i udała się na dach.
Nigdy nie lubiła teleportacji, jednak pomyślała, że demonstracja takiej umiejętności może być dobrze odebrana przez Akademię Mistrzów Magii. Przed szkołą zjawiła się za sześć minut dziewiąta. Gdy tylko uspokoiła oddech i otworzyła oczy spostrzegła przed sobą gigantyczny zamek, rodem ze średniowiecznych opowieści. Wokół było pełno młodych ludzi. Wszyscy trzymali wydawali się zdenerwowani. Ann podeszła do długiej kolejki wciąż słysząc delikatne szumy w uszach.
Przepraszam – zwróciła się do niskiej pulchnej dziewczyny – mogłabyś mi powiedzieć, kto jest ostatni w kolejce na zapisy?
Ja – odparła dziewczyna, nie odwracając się w stronę Ann.
Dziękuję -odparła lekko speszona dziewczyna – czy Brytyjczycy są zawsze tacy oziębli? - pomyślała, jednak zignorowała dziewczynę i ustawiła się za nią w kolejce.
Kolejna poruszała się w ślimaczym tempie. Po godzinie oczekiwania, jedyne o czym Ann marzyła to kawa i papieros. Po upływie trzydziestu minut nadeszła jej kolej.
Dzień dobry
Dzień dobry, proszę siadać – powiedziała starsza czarownica. - Poproszę dokumenty. - Ann wyciągnęła wielką teczkę i podała ją czarownicy.
Annabeth Greenaway, data urodzenia 15.02.1980 rok, ojciec Regulus, ukończyła Pani szkołę Magii w Salem, jest Pani czarodziejem czystej krwi, a wyniki egzaminów wstępnych uprawniają Panią do podjęcia wszystkich praktycznych egzaminów w dniu dzisiejszym. - wydukała czarownica. - Czy wszystko się zgadza?
Tak, proszę Pani. Wszystko się zgadza. - odparła z uśmiechem Ann.
Tutaj ma Pani trzy karty wraz z numerem, godzinami i miejscem egzaminów. Zaczyna Pani od egzaminu z zaklęć. Widzę, że strój ma Pani odpowiedni. Przed przystąpieniem do egzaminu proszę przekazać komisji różdżkę do sprawdzenia, wie Pani takie formalności. Egzamin będzie polegał na pojedynku z innym adeptem. Liczy się sprawność, umiejętność reagowania, poziom rzucanych przez Panią zaklęć. Następnie uda się Pani na egzamin z eliksirów w trakcie, którego będzie Pani zobowiązana do uwarzenia trzech eliksirów, każdy o odmiennym stopniu skomplikowania. Ostatni egzamin, jak Pani się domyśla, odbędzie się z Transmutacji. Jest to egzamin składający się z dwóch części. Pierwsza teoretyczne, będzie Pani musiała odpowiedzieć przed komisją na dziesięć pytań. Następnie część praktyczna, w której wylosuje Pani przedmiot do transmutacji. Czy wszystko jasne? - głos czarownicy był niezwykle nużący, słychać było, że powtarza tę formułkę już któryś raz z kolei. Nic dziwnego, że kolejka przesuwa się w tak ślimaczym tempie.
Tak, wszystko zrozumiałam. Dziękuję Pani.
Dobrze, wyniki egzaminów powinny do Pani dotrzeć w przeciągu dwóch dni od dzisiaj. Proszę zabrać dokumenty i udać się na dziedziniec. Ma Pani jeszcze pół godziny do egzaminu.
Do widzenia. - Ann zgarnęła wszystkie papiery i starannie schowała je do teczki. Pół godziny, to idealny czas na kawę i papierosa, pomyślała i z ulgą wyszła z pomieszczenia.
Niestety, długo szukała kafejki więc zostało jej jedynie pięć minut na papierosa i szybkie wypicie kawy, aby w spokoju poszukać sali egzaminacyjnej. Kobieta, która przygotowywała jej kawę wytłumaczyła jak dostać się do sali 504B. Ann ruszyła w stronę piątego piętra szybkim krokiem. Była zdeterminowana, skupiała się jedynie na odnalezieniu odpowiedniej sali, więc gdy wychodziła zza rogu z impetem wpadła na coś twardego.
Kurwa. - zaklęła i podniosła sprawdzić co stało się przyczynkiem upadku. - Mógłbyś uważać? - warknęła, gdy zobaczyła, że wszystko to za sprawą stojącego właśnie nad nią i bezczelnie uśmiechającego się chłopaka.
A może milej bo taki język nie przystoi damie? - wyciągnął w jej stronę rękę.
Poradzę sobie, dzięki. - prychnęła dziewczyna otrzepując się z kurzu.
Milutka jesteś.
A ty nieuważny.
To ty na mnie wpadłaś. Ja stoję na nogach – rozciągnął ręce prezentując to, że stoi twardo na ziemi.
Wielki wyczyn. - skwitowała dziewczyna. - Przepraszam, ale spieszę się na egzamin.
504B? - zapytał chłopak. Ann nieznacznie skinęła głową. - Też tam idę.
To rozumiem, że mamy iść razem? - zdecydowanie chłopak nie przypadł jej do gustu. Był zbyt pewny siebie, owszem był przystojny, ale z zachowania kompletny palant. Zignorował jej pytanie i zaczął iść na równi z nią.
Do ilu podchodzisz dzisiaj egzaminów? - rzucił.
Trzech. - odpowiedziała Ann koncentrując się na gwarze dopływającym zza rogu.
To tak jak ja. Nie widziałem cię nigdy w Hogwarcie, jesteś z Beauxbatons? W sumie taka ładniutka, że nie zdziwiłbym się, gdybyś była z Francji. Czy on próbuje ze mną flirtować? Serio koleś? Nie pomyślałeś, że chwilę przed egzaminami to nie jest dobry moment na podryw? Pomyślała dziewczyna i gwałtownie skręciła w bok, gdzie zobaczyła grupkę młodych ludzi tłoczących się pod salą 504B. Odwróciła się w stronę chłopaka, dopiero teraz przyjrzała się jego twarzy. Szaroniebieskie oczy i blond włosy, z grzywką lekko opadającą na czoło, szeroki uśmiech i rząd białych równych zębów. Typ amanta - pomyślała Ann.
Nie. Nie jestem z Francji i proszę daj mi spokój zaraz mam egzamin i jak przez ciebie się skupię, to uwierz, znajdę cię i będziesz tego żałował.
Amerykanka. - rzucił chłopak strzelając przy tym palcami, jakby rozwiązał największą zagadkę. - Stąd ten charakterek. Jeszcze sama będziesz mnie prosiła o rozmowę, uwierz... - powiedział i zniknął w tłumie.
Buc. - westchnęła Ann. Już miała podejść do ściany, oprzeć się i zacząć zbierać siły przed pojedynkiem, gdy usłyszała:
Annabeth Greenaway, zapraszamy! - szatynka przełknęła ślinę i udała się w stronę sali.
