Tłumaczenie "The Winter Raven" autorstwa CosmicxLove15. Oryginał możecie znaleźć na fanfiction .net. Jest to moje pierwsze tłumaczenie, więc proszę o wyrozumiałość, ale śmiało wytykajcie błędy:)
Powietrze tego popołudnia było aż gęste od ciepła, wzgórza niosły pieśń odchodzącego lata, a ciepły wiatr docierał na pogórze pokryte namiotami. Nadchodziła zima i wszyscy wiedzieli, że przyjdzie z pełną dzikością i być może nigdy się nie skończy. Ale tylko to im pozostało – prosta radość z ciepłego popołudnia w środku wojny.
Dla niego życie było znośne tylko z jej powodu.
Mógł ją obserwować ze szczytu wzniesienia, gdzie opierał się o płaczącą wierzbę z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Ciemne włosy okalały jej twarz kruczoczarną aureolą, tańcząc na wietrze, gdy spała w słońcu. To nie było miejsce dla niej, ani też dla jej małych synów, którzy leżeli w jej ramionach. Wojna to nie miejsce dla kobiet takich jak Axia – urodzonej z Baratheonów i poślubionej przez Lannistera.
Merrick Lannister oczywiście nie był nawet w połowie taki sam jak jego rodzeństwo zrodzone z Lannisterów. Jedynie ojca miał z nimi wspólnego.
Co więcej, gdyby ktoś powiedział Robbowi Starkowi na początku wojny, że będzie walczył u boku Lannistera, zaśmiałby mu się prosto w twarz. A teraz był tutaj i od blisko pół roku walczył z młodym Merrickiem Lannisterem ramię w ramię. Jednak większość sił i czasu zabrało Robbowi nauczenie się zaufania mu. Ale Merrick nie był taki jak jego rodzeństwo, a nawet pogardzał nimi tak bardzo, że nawet pogarda Robba nie była w stanie mu dorównać. Spotkanie z Jaimem Lannisterem wprawiło jedynie młodszego brata w złość. Po części po prostu nienawidził ich barbarzyńskich i podstępnych sposobów osiągniecia celu.
Ale głównym powodem była Axia.
Axia miała piętnaście lat, gdy została zmuszona przez Jaimego i Cersei do poślubienia Merricka. Jedynie wrodzona życzliwość jej męża uczyniła ten związek na początku w miarę znośnym. Po kilku miesiącach nauczyła się go kochać. Był dla niej dobry i nie miało dla niego znaczenia ilu ludzi śmieje się z jego ustawicznej potrzeby proszenia jej. A ona była dobra dla niego – zapierająca dech w piersiach, czarująca, lojalna. To były słowa, które mogłyby zostać użyte do opisania Axii Lannister. Ale Robb wolał inne – odważna, silna, inspirująca. Jego lista nie kończyła się na pochwałach, które mógłby wyśpiewać kobiecie, która dotrzymywała kroku jego żołnierzom. Jego generałów trzymała w garści, zachwycała nawet jego – Króla Północy – w najbardziej obcy mu sposób.
Merrick przyniósł ze sobą możliwość wygranej, razem z funduszem, który odziedziczył przed swoimi dwudziestymi urodzinami. Ale Axia przyniosła życie żołnierzom w obozie. Zanim tu przybyła, żyli jedynie w wiecznej ciemności, oczekując na długo zimę, która się zbliżała.
A zima nadchodziła.
- Ma nieustanny zamiar robienia na przekór wszystkiemu, o co ją poproszę. – Robb usłyszał głos po swojej lewej stronie i gdy się obrócił, zobaczył Merricka stojącego blisko niego i spoglądającego na swoją żonę, która wyglądała tak spokojnie, śpiąc w promieniach słońca. Robb uśmiechnął się.
- Nie odbieraj tego tak ciężko, mój przyjacielu. Wątpię, czy gdziekolwiek istnieje mężczyzna, który potrafiłby zmusić kobietę do wypełniania jego woli – odpowiedział Robb z cichym chichotem. Takie chwile pomiędzy tymi dwoma mężczyznami zdarzały się często, zwłaszcza wtedy, gdy Robb dostrzegł w Merricku sojusznika. Królewski strażnik podszedł bliżej, wciąż obawiając się blondwłosego dziedzica, jednak Robb starał się nie zwracać na to uwagi. Merrick podszedł bliżej.
- Poprosiłem, żeby zabrała chłopców na północ… razem z twoją matką – powiedział, poważniejąc, a Robb mógł dostrzec w oczach przyjaciela zmęczenie, które mówiło samo za siebie. Pewnie kłócili się długo, zanim Merrick zdecydował się przyjść do Robba. Większość żona przystałaby na prośbę męża, jednak Axia nie była normalną żoną pod żadnym względem.
- Nie zgodziła się? – zapytał.
- Odmówiła nawet zastanowienia się – skorygował Merrick. Robb skinął głową, rozumiejąc wagę tej prośby. Nie powinno jej tu być, wiedział to. Każdy mężczyzna w obozie wiedział, że nie było tu miejsca dla młodej matki i jej dwóch dwunastomiesięcznych synów. Synów z krwi Baratheonów i Lannisterów.
- Co mam zrobić? – spytał w końcu, odkładając na bok wszystkie swoje zachcianki i koncentrując się na towarzyszu.
- Ciebie, króla, musi posłuchać – powiedział bez ogródek Merrick. – Przekonaj ją, żeby zabrała chłopców i pojechała z nimi do Winterfell, gdzie będą bezpieczni z dala od tej wojny. Myśli, że bycie tutaj to jej obowiązek, ale potrzebuję twojej pomocy, żeby ją przekonać, że mnie jedynie tutaj rozprasza.
- Rozumiem ją tak samo jak ciebie. Jest tutaj dobrze chroniona podczas bitew… - zaczął Robb, jednak szybko mu przerwano.
- Nie będzie dobrze chroniona, Wasza Miłość, podczas gdy jest ścigana przez Lannisterów i Baratheonów! – Robb uniósł dłoń, by zatrzymać strażników, którzy zbliżyli się zaniepokojeni, słysząc wybuch Merricka. Dał im sygnał by się cofnęli, bo nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo.
- Porozmawiam z twoją panią, tylko to mogę obiecać – powiedział zanim odwrócił się i zaczął schodzić w dół, gdzie śpiąca piękność się ulokowała. W jego myślach panował bałagan, a jego umysł był pełen słów, które mógłby powiedzieć Axii. Ale nic konkretnego nie przychodziło mu na myśl, bo sam nie był pewien, gdzie chciałby, by Axia była. Część Robba obawiała się o jej bezpieczeństwo każdego dnia, ale z drugiej strony odczuwał niepokój za każdym razem, gdy byli rozdzieleni. Ta jego część chciała zamknąć ją w wieży dopóki wojna się nie skończy.
Ale inna część Robba tęskniła za jej obecnością tutaj, za jej uśmiechem, radością i poczuciem humoru, które nie pozwalały mu zwariować. Ta jego część toczyła walkę w jego głowie, gdy zauważył jej drobną postać leżącą spokojnie w trawie. To Wyall pierwszy go zobaczył – mały chłopiec spoglądający na niego zielonymi oczami swego ojca – Robb nie mógł się do niego nie uśmiechnąć. Przycisnął palec do ust, chcąc by chłopiec był cicho, ale zamiast tego usłyszał kobiecy głos.
- Skończyłeś mnie już szpiegować, Wasza Miłość? – powiedziała wciąż z zamkniętymi oczyma, choć na jej ustach pojawił się uśmiech pełen rozbawienia. Seth także zauważył jego obecność i szybko do niego podbiegł. Robb ukucnął i wziął obu chłopców w swoje ramiona i usiadł z nimi na trawie.
- Aby być sprawiedliwym, pani, powiedzieliśmy ci, żebyś się nie martwiła – powiedział, a ona w końcu zerknęła spod swoich długich ciemnych rzęs, a Robb w końcu mógł zobaczyć jej oczy.
- O tym rozmawiałeś z moim mężem? – spytała chytrze. – Czy może omawialiście, w jaki sposób wywieźć mnie do tego twojego zamku na Północy skutą w łańcuchy. – Robb to uwielbiał. Jej wszechwiedzące spojrzenie i zdolność do odkrywania myśli, które akurat przebiegały po jego głowie.
- On tylko chce, abyś była bezpieczna – zaczął.
- On chce mnie ukryć, abym pozwoliła mu umrzeć z ręki jednego z jego braci, albo tego jego żałosnego siostrzeńca – wyszeptała ostro, spoglądając na Merricka, który wciąż stał na wzgórzu, obserwując ich. – Nie wierzy, że mogę być dla siebie sprawiedliwa, Robb. – Jego imię wypowiedziane tak łagodnie z jej ust ściągnęło wzrok jednego ze strażników. Nie prosił o tytuły. „Wasza Miłość" było wyrażeniem, które zdążył znienawidzić przez ostatni rok, a teraz poczuł, jak bardzo tęsknił za dźwiękiem swego imienia, które przyszło jej tak łatwo do wymówienia. Robb poczochrał delikatnie włosy Wyalla.
- A co z chłopcami? – zapytał ostrożnie, obserwując jak jej spojrzenie wędruje pomiędzy nim, a jej synami.
- Tutaj się zgadzam. Powinni być bezpieczni gdzieś, gdzie Lannisterowie, czy nawet moi bracia ich nie dosięgną – powiedziała, wyciągając rękę ku Sethowi, który szybko podszedł w jej kierunku i owinął swoje malutkie rączki wokół jej szyi, całując jej policzek. Przez chwilę Robb mógł tylko obserwować ją i chłopców, którzy się do niej uśmiechali i bawili się jej długimi ciemnymi włosami. Wyobraził sobie, jak sam trzyma w ramionach ciemnowłosych chłopców z jego lub jej oczami, to już było mniej ważne. – Co chciałby mój król, abym uczyniła? – zapytała powoli, szeptem, gdy chłopcy odeszli się bawić niedaleko.
Robb przymknął oczy, próbując nie dopuścić do siebie żadnej z tych irracjonalnych myśli, które krążyły mu po głowie. Pragnął jej bezpieczeństwa. Ale pragnął też jej obecności tutaj. Mógłby zapewnić jej bezpieczeństwo w obozie, ale nie przez cały czas i Merrick byłby niezadowolony, gdyby powiedział mu, że Axia zostaje z nimi. Ale w jej błagalnym spojrzeniu dostrzegł dokładnie to, czego ona pragnęła i miał tylko nadzieję, że zignorowała niepewność w jego własnym spojrzeniu.
- Axia… - odezwał się. Musiała odejść. Jego niestosowna potrzeba jej bliskości mogła sprowadzić śmierć na nich wszystkich. Nie było innego wyjścia.
- Zrobię to czego chcesz, pod warunkiem, że masz do tego dobry powód – powiedziała, nie bezzasadnie.
- Twoje bezpieczeństwo powinno być wystarczającym powodem – powiedział poważnie. – Pozwolisz swoim synom wychowywać się bez matki? Bez obojga rodziców patrzących na dorastających synów i walczących w swoich własnych bitwach?
- W jakim świecie będę ich wychowywać, jeśli pozwolę, by za mnie walczyli inni? – odezwała się, uśmiechając się. Robb westchnął, próbując ukryć swój uśmiech i potrząsnął głową.
- Jesteś nieznośną dziewuchą – wytknął jej i obserwował jak Axia kładzie swoją dłoń na jego dłoni.
- Jeśli tego chcesz, to zabiorę chłopców do Winterfell. Ale jeśli czujesz, że będę tutaj bardziej użyteczna, wtedy nie widzę powodu, by opuszczać pole walki. Zostawię mojego męża… zostawię ciebie. – To wystarczyło, by Robb pozbył się wątpliwości, rozważał jedynie jej poprzednie słowa. Jeśli tego chcesz. Oczywiście, że nie pragnął jej wyjazdu, sama ta myśl powodowała nieprzyjemny ucisk w jego brzuchu. Ale zatrzymanie jej tutaj, kierując się swoimi egoistycznymi pobudkami, byłoby złe. Ale gdy dotknął palcami jej policzka, wiedział, że jego egoizm wygrał.
- Nie zostawiaj mnie jeszcze, pani – wyszeptał, otrzymując od Axii uśmiech, gdy jej włosy zatańczyły na wietrze. Wstał, składając pocałunek na jej dłoni i trzymając ją przez chwilę. – Chłopcy udadzą się do Winterfell. Tutaj nie pójdę na żadne ustępstwa. – Axia skinęła głową.
- Będą bezpieczni w twoim domu? Są przecież Lannisterami, nawet jeśli tylko poprzez nazwisko – spytała. Robb nie pomyślał o tym wcześniej, a przecież ktoś z jego ludzi w Winterfell mógłby skrzywdzić chłopców. Ale tego nie zrobi. Będzie z nimi jego matka, poza tym jego rozkazy były jasne. Wszyscy wiedzieli, że Merrick wyrzekł się swojej rodziny. Wiedzieli, że walczył za Robba i ludzi z północy. Będą bezpieczni.
- Włos im z głosy nie spadnie. Daję ci moje słowo – odrzekł poważnym głosem.
- A ty masz moje słowo, że będę się trzymać z daleka od niebezpieczeństwa – powiedziała szczerze. Robb spojrzał na wzgórze, ale Merricka już tam nie było. Robb wiedział, że ta odpowiedź nie zadowoli jego przyjaciela, ale lepiej by Axia była tutaj, razem z nimi, gdzie mogą zapewnić jej bezpieczeństwo, nawet jeśli zaprowadzi to ich obojga do grobu.
Merrick nigdy nie uderzył żony podczas ich trwającego małżeństwa – ani razu nie podniósł na nią ręki, nawet gdy był zły czy sfrustrowany. Axia była jednak zaskoczona, że nie udusił jej, gdy Robb powiedział mu, że Axia zostaje. Był wściekły, to było widać na pierwszy rzut oka. Ale jej pan mąż radził sobie ze złością w inny sposób niż większość mężczyzn. Całą swoją energię płynącą ze złości wkładał w bitwy.
Minął prawie tydzień odkąd jej synowie udali się do Winterfell, gdy Merrick w końcu zdecydował się do niej przemówić. Axia była zawstydzona tym, że wykorzystała władzę Robba jako króla, gdy odmówiła opuszczenia ich. Nie mogła zostawić swojego męża przeznaczeniu bogów w tym okrutnym świcie, gdzie trwała wojna pięciu królów. Ten tydzień był prawie nie do zniesienia, gdy jej pan mąż nawet nie spojrzał w jej kierunku. Czasem, gdy przypadkiem napotykała jego spojrzenie, jego zielone oczy wbijały się w nią niczym sztylety.
Było prawie rano, choć trudno to było dokładnie określić z powodu deszczu i ciemnych chmur, które zakrywały niebo. Axia leżała całkowicie rozbudzona, niezdolna by ponownie zasnąć, obawiając się o synów, którzy udali się na północ. Minie jeszcze prawdopodobnie tydzień zanim dotrą do Winterfell, teraz jedynie mogła modlić się o ich bezpieczną podróż razem z lady Stark i jej strażnikami. Odwróciła się do męża i zobaczyła, że on także nie śpi, obserwując ją w ciszy.
- Przez ciebie wyszedłem na głupca. – To były jego pierwsze słowa, a Axia poczuła ukłucie winy. Powoli uniosła dłoń i położyła dłoń na jego policzku, mając nadzieję, że nie odsunie się od niej. Nie odsunął się.
- Nie jesteś głupcem – powiedziała szczerze. – Wszyscy szanują cię za twój honor i odwagę.
- Śmieją się ze mnie, ponieważ nie mogę kontrolować własnej żony. – Zabolało. Dojrzała to w jego oczach obok zakłopotania. Axia potrząsnęła głową.
- Zrobiłabym to jeszcze sto razy, jeśli to oznaczałoby, że mogłabym leżeć tutaj, obok ciebie – wyszeptała.
- Robb powinien cię odesłać. Zbyt swobodnie do niego przemawiasz, Axia, powinnaś uważać na jeżyk w obecności jego strażników – powiedział do niej, łapiąc jej dłoń. – Powiedział mi, że błagałaś go, by pozwolił ci zostać, ale wiem, że nie jesteś taka.
- Powiedziałam mu, że odejdę, jeśli sobie tego zażyczy, ale nie potrafię zostawić ciebie – powiedziała, a Merrick skinął głową.
- Kiedy chodzi o ciebie… - zaczął mówić, ale zdanie zawisło w powietrzu, niedokończone. Axia obserwowała go zaciekawiona.
- Kiedy chodzi o mnie, to co? – zapytała, ale Merrick potrząsnął tylko głową i przyciągnął ją bliżej siebie. Czuła ciepło jego ciała, a jego bliskość trzymała problemy z daleka.
- Nie chcę mówić o innych mężczyznach – powiedział, a w jego głosie zabrzmiała irytacja, gdy składał pocałunek na jej szyi. – Prawie zwariowałem przez ten tydzień, gdy ciebie nie było obok mnie. Stęskniłem się za moją żoną. – Axia uśmiechnęła się.
- Cały czas byłam tutaj, kochany – wyszeptała do jego usta i zachłysnęła się powietrzem, czując jego palce wędrujące w górę jej nogi pod koszulą nocną.
- Przepraszam, że przeszkadzam. – Axia podskoczyła, słysząc głęboki głos z pewnością nienależący do jej męża. Oderwała się od Merricka i dostrzegła zarys postaci w ciemności. Merrick zapalił świecę i pokój wypełnił przyćmiony, żółty blask, a jej spojrzenie napotkało oczy, które były niebieskie jak morze. Te oczy kontrastowały z jego ponurymi rysami i włosami skręcającymi się przy końcówkach, jednak to coś w jego spojrzeniu nie dawało Axii spokoju. Jego oddech był ciężki, jak gdyby przybiegł tutaj, deszcz zmoczył jego ubranie – z całą pewnością przebywał na zewnątrz zbyt długo. Axia natychmiast się uśmiechnęła, jednak widząc jego zmartwione spojrzenie, poczuła strach.
- Coś nie tak – powiedziała, odpychając grube futra i podchodząc szybko do Robba. – Co się stało? – Jej głos zadrżał, gdy przez moment uchwyciła błysk łez w oczach Robba. Jej spojrzenie powędrowało do Merricka, który stał obok niej.
- To była zasadzka – powiedział Robb drżącym głosem, a Axia potrząsnęła głową. To nie mogła być prawda. – Ludzi Joffrey'a było więcej, oczekiwali powrotu mojej matki do Winterfell, do Brana i Rickona. – Axia coraz mocniej potrząsała głową w zaprzeczeniu, a łzy zaczęły wypełniać jej oczy. – Próbowali porwać moją matkę, ale im uciekła.
- Co z Wyallem i Sethem? – Merrick wypowiedział te słowa, których Axia nie potrafiła. Imiona jej synów, którzy zaledwie siedem dni temu byli w jej ramionach. Czuła, jak jej gardło się zaciska. Robb spojrzał na Merricka po raz pierwszy odkąd zjawił się w namiocie i ciężko przełknął ślinę, a Axia poczuła, jak niewidzialny nóż wbija się w jej serce, gdy Robb potrząsnął głową, spoglądając na nią. Nogi się pod nią ugięły, a łzy spłynęły po jej policzkach.
- Nie! – krzyknęła, opadając na kolana. Merrick przyklęknął obok i objął ją, wciąż nie dowierzając. Nie wiedziała nic, poza tym, że przerażający ból rozdzierał jej duszę na drobne kawałeczki. Już nigdy nie zobaczy uśmiechniętych twarzyczek swoich synów. Jej pięści zacisnęły się na jakimś materiale, a gdy podniosła głowę zdała sobie sprawę, że zaciska palce na ubraniu Robba, który klęczał przed nią i z trudem hamował łzy. Ledwie zauważyła, że ktoś wszedł do środka i jakby z oddali usłyszała słowa „Wasza Miłość" i „Lordzie Lannister" zanim wszystko zaczęło się rozmywać przed jej oczami.
Poczuła jak Merrick podnosi ją z ziemi i niesie jej słabe, drżące ciało w kierunku łóżka. Ich spojrzenia się przez chwilę spotkały. W jego zielonych oczach dostrzegła łzy i furię. Było to także spojrzenie, które mówiło do widzenia. Uścisnęła go i spojrzała na niego prosząco.
- Dokąd idziesz? – wyszlochała, a Merrick pogłaskał ją delikatnie po policzku.
- Ććć… - powiedział, słowa pocieszenia byłyby nieprawdziwe, nawet od niego. – Lannisterowie próbują odbić nam Jaime'a. – Lannisterowie. Równie dobrze mogliby to być ci, którzy zabili jej bezbronne dzieci. W końcu Joffrey był bękartem Lannisterów. Nagle poczuła, jak rośnie w niej wściekłość zamiast smutku. Podniosła się, ale szybko została odepchnięta z powrotem.
- Zostaniesz tutaj, słyszysz mnie?! – krzyknął Merrick.
- Nie… - zaczęła krzyczeć, ale Merrick chwycił jej twarz w dłonie i złożył na jej ustach mocny pocałunek. Smakował jak sól, łzy spływały po twarzach obojga. Gdy odsunął się, próbowała zatrzymać go, ale była zbyt słaba.
- Nie zostawiaj mnie. Merrick, proszę! – Axia płakała. Merrick uśmiechnął się smutno, przytrzymując jej twarz.
- Posłuchaj mnie tylko ten jeden raz, proszę – błagał ją, całując jej usta po raz ostatni zanim zniknął w wyjściu z namiotu. Oddech uwiązł w jej gardle. Słyszała wokół krzyki i brzęk stali, mogła zobaczyć blask płomieni, szybko jednak gaszonych przez deszcz i czuła się bardziej bezradna niż kiedykolwiek. Była kompletnie załamana, całe jej ciało drżało. Usiadła i objęła swoje kolana ramionami, ciągle szlochając.
Znieczulona na cały świat wokół niej.
Robb nie wiedział jak to się stało – jeszcze przed chwilą walczył, a teraz klęczał obok swojego przyjaciela, oboje doszczętnie przemoczeni przez padający ciągle ulewny deszcz. Nadchodził dzień – słońce powoli wychodziło zza chmur. Obok leżały trzy martwe ciała najeźdźców, którzy mieli się pozbyć jego i Merricka Lannistera. Robb i Merrick walczyli obok siebie, ramię w ramię przez ostatnią godzinę, by uwolnić się od atakujących i Robb wykończył swoim mieczem ostatniego.
Tego, który przeszył brzuch Merricka własnym mieczem.
Robb nie dowierzał własnym oczom. Nie wierzył, że klęczy obok swojego przyjaciela, trzymającego się za zakrwawiony brzuch. Robb ucisnął ranę, wołając pomocy. Merrick nie mógł umrzeć.
- Wiedziałem, że to się tak skończy – powiedział Merrick, pokasłując ciężko, gdy Robb próbował go o coś oprzeć.
- Czyli jak? – zapytał, zmieszany komicznym głosem Merricka, który zakaszlał i przesunął się.
- Tutaj, w jakiś mało heroiczny sposób, ratując twój królewski tyłek – powiedział, spluwając krwią.
- To nie koniec, jeszcze nie umierasz, Lannister – skłamał Robb, patrząc jak głowa Merricka opada, a jego wzrok wędruje w kierunku brzucha, skąd wciąż wypływała krew, a potem podniósł wzrok i spojrzał na swojego króla.
- Wasza Miłość nie powinien okłamywać człowieka, zwłaszcza umierającego – powiedział Merrick, a Robb westchnął i spojrzał na Theona, który stał obok. Skinął głową w kierunku namiotu Axii i Theon nie pytając o nic pobiegł tam natychmiast. Robb rozglądał się wokół, gdy Merrick chwycił go za rękę i przyciągnął bliżej, tak że ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
- Zawsze byłem tobie wierny, Robb – wyszeptał.
- Nikt nie był wierniejszy – odpowiedział młody król. To była prawda. Nikt nigdy nie był bardziej wierny i oddany królowi niż Merrick Lannister Robbowi Starkowi. To nie ulegało żadnym wątpliwościom.
- Chciałbym, aby cały ród Lannisterów złożył ci hołd. Jesteś królem, którego Siedem Królestw potrzebuje. Bądź wierny. – Robb skinął głową.
- Będę.
Przez kilka sekund słyszał tylko deszcz i kaszel przyjaciela, dla którego każdy kolejny oddech był coraz bardziej bolesny.
- Wiem… - Merrick ciężko zakaszlał. – Wiem, że ją kochasz – wyszeptał. Robb oderwał wzrok od ich złączonych dłoni i spojrzał w oczy Merricka.
- Kogo? – zapytał ostrożnie Robb, ale Merrick potrząsnął głową.
- Kochasz ją – powtórzył. – Więc spraw, by była bezpieczna i szczęśliwa. By bogowie dali jej to, czego do cholery tylko zapragnie.
- Merrick… - zaczął Robb, lecz nie wiedział, jak zakończyć to zdanie. Co miał mu powiedzieć? Mężowi kobiety, którą kochał? Umierającemu przyjacielowi, mówiącemu o kobiecie, którą oboje… kochali?
- Obiecaj mi, że się nią zaopiekujesz.
- Przecież wiesz, że tak – obiecał, a potem usłyszał za sobą rozgorączkowany płacz. Axia przepchnęła się przez gromadzący się tłum, wciąż w swojej koszuli nocnej i odsłoniętym jednym ramieniem, przemoknięta doszczętnie i niezwracająca uwagi na trzymaną przez Theona pelerynę. Opadła na kolana obok Merricka, biorąc jego twarz w dłonie i spoglądając na niego w tak desperacki sposób, że wszyscy mężczyźni zgromadzeni wokół przyklękli na jedno kolano, zdejmując hełmy i wbijając swe miecze w ziemię. Robb poczuł, że jego serce pęka tak samo, jak zaledwie przed kilkoma godzinami, gdy dostarczono mu wiadomość o synach Axii. Teraz klęczał tutaj obok jej umierającego męża i nie mógł zrobić nic, by powstrzymać jej ból.
- Moja miłości – wyszeptał Merrick i drżącą dłonią odgarnął mokry kosmyk włosów z twarzy Axii.
- Coś ty najlepszego zrobił – powiedziała przez łzy. – Mówiłam ci, żebyś nie szedł, mówiłam… - odezwała się, a Merrick uśmiechnął się, z wysiłkiem otwierając oczy.
- Po prostu… chyba smak twojej własnej… niesubordynacji – powiedział, ale nikt się nie zaśmiał z jego słów. Nawet Axia, która nie potrafiła powstrzymać łez płynących po jej policzkach. Spojrzała w dół, na krew pokrywającą Merricka, a później przeniosła wzrok na Robba. Jej spojrzenie było tak błagalne, że Robb gdyby tylko mógł dałby jej gwiazdkę z nieba. Ale nie mógł. Był całkowicie bezradny, gdy Merrick unosił swoją dłoń ku jej twarzy.
- Proszę, nie zostawiaj mnie – błagała, a Robb poczuł, jak jego serce pęka. – Nie możesz mnie zostawić tutaj samej.
- Robb się tobą zaopiekuje. Więc pozwól mu na to, dobrze? – Axia tylko skinęła głową na te słowa. – Gdzie się podziała moja odważna żona? – zapytał, ocierając jej łzy, ale Axia potrząsnęła głową. Przycisnęła swoje usta do jego warg, nie zwracając uwagi na to, że były pokryte krwią. Robb nie odwrócił wzroku, ten moment pomiędzy tą dwójką był zbyt piękny i prawdziwy, by odwracać wzrok. Bez względu na jego uczucia. Gdy Merrick słabo ścisnął jego dłoń, Robb odwzajemnił uścisk, zanim ręka Lannistera zwiotczała w jego dłoni. Axia przestała na chwilę szlochać, przyciskając swoje czoło do czoła Merricka i spoglądając na niego z tęsknotą.
Deszcz wciąż padał nieprzerwanie, powietrze było gęste od dymu, ale nikt nie poruszył się choćby o cal. Robb wypuścił z uścisku dłoń przyjaciela i pozwolił jej opaść bezwładnie. Krople zimnego deszczu paliły jego skórę, gdy wyciągnął rękę w stronę Axii. Pod wpływem jego dotyku, Axia odwróciła wzrok od swego męża i spojrzała na Robba, a w jej oczach dostrzegł coś, czego nigdy nie widział, gdy patrzyła na niego.
Usiadła powoli, a potem wstała, znajdując się w Robbem twarzą w twarz. Spoliczkowała go. Jej ręka pozostawiła czerwony ślad na jego policzku, a odgłos uderzenia sprawił, że strażnicy podnieśli wzrok n swego króla, ale Robb wiedział, że nie ruszą się z miejsca. Nie z powodu uderzenia, ale dlatego, że była świeżo owdowiałą kobietą, o którą ich król tak bardzo dbał.
- Powiedziałeś mi, że będą bezpieczni – powiedziała, powstrzymując łzy. Gdy spojrzała na niego, w jej lodowato szarych oczach płonął ogień. – Obiecałeś mi to! – Jej głos był donośniejszy, ale zaczął drżeć. Robb nie był pewien, czy to był ból, smutek czy furia – prawdopodobnie mieszanka wszystkiego.
- Przykro… - zaczął, ale Axia ponownie go spoliczkowała.
- Nie waż się nawet mówić tych słów, Robbie Stark! – wykrzyczała, a łzy znów popłynęły po jej policzkach, mieszając się z kroplami padającego deszczu. Gdy znów podniosła rękę, Robb powstrzymał ją, chwytając jej nadgarstek i potrząsając głową. Gdy próbowała wyrwać się z jego uścisku, Robb przyciągnął ją bliżej, przytulając do swojej klatki piersiowej. Trzymał ją mocno, dopóki nie przestała się szarpać, owinęła swoje ramiona wokół jego szyi i załamała się, szlochając histerycznie.
- Wasza Miłość, musimy pomówić…
- To może zaczekać – powiedział, biorąc Axię na ręce i spoglądając na Theona.
- Ale Wasza Miłość, musimy przedyskutować plany naszego ataku. Musimy w nich uderzyć, dopóki mamy przewagę.
- Powiedziałem, że to może zaczekać. – Robb nie podniósł głosu, ale jego ton stał się ostrzejszy i czysty, taki jakim często przemawiał jego ojciec. – Theonie, rozkaż ludziom przenieść ciało lorda Lannistera i umyć. A my porozmawiamy potem.
Theon skinął głową i okrył drżące ciało Axii własną peleryną. Później, wypełniając polecenie Robba, rozkazał kilku ludziom przeniesienie ciała Merricka. Axia odwróciła głowę by zobaczyć, jak zabierają ciało jej męża. Potem ścisnęła ramię Robba i schowała twarz w futrach jego peleryny.
Przechodząc pomiędzy swoimi ludźmi, Robb wiedział, że Axia prawdopodobnie już nigdy nie wybaczy mu tego, co wydarzyło się dzisiejszego dnia. Ale gdy trzymał ją w swoich ramionach, tak załamaną i przerażoną, miał jednak nadzieję, że kiedyś mu to wybaczy. Bo życie bez radości i uśmiechów Axii Lannister byłoby najdłuższą zimą ze wszystkich.
- Nic się nie zmieniło, odkąd Wasza Miłość wezwał mnie ostatniej nocy, gdy wybudziła się ze snu – powiedział maester niskim tonem, gdy stał na zewnątrz namiotu, w którym Robb zebrał swoich lordów, aby przedyskutować sukces ostatnich dni. Robb westchnął, słysząc odpowiedź maestera. Wolałby usłyszeć lepsze nowiny, ale nawet wiadomość o polepszeniu stanu zdrowia Axii ostatniej nocy było najlepszą wiadomością w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Gdy zmienili miejsce obozowiska kilka dni temu, Robb osobiście nadzorował podróż Axii. Od dnia śmierci Merricka, depresja Axii zmieniła się w chorobę. Tulenie się do umierającego męża w cienkiej koszuli nocnej na lodowatym deszczu zrobiło swoje. Depresja osłabiła jej ciało, czyniąc je mniej odpornym na chorobę.
- Przeżyje. Jest silna – powiedział pewnie. – Tylko to się liczy. – Mógł sobie ją wyobrazić: skuloną w swoim namiocie ze skórą rozpaloną od gorączki, z którą tak zawzięcie walczyła. Gorączka wywoływała majaki w nocy. Axia przywoływała swoich synów, Merricka, czasem nawet Robba, a on mógł być tylko u jej boku, gdzie Szary Wicher był jej najwierniejszym przyjacielem. Axia jednak rzadko kiedy odzyskiwała świadomość. Maester miał problemy z karmieniem jej codziennie ze względu na jej stan zdrowia, a Robb mógł tylko to obserwować.
- Wasza Miłość nie powinien odwiedzać jej tak często – przypomniał mu maester. – Nie możemy pozwolić sobie i na twoją chorobę, Wasza Miłość. – Ale Robb nie odpowiedział na tę sugestię, zignorował ją, cały czas stojąc w ciszy. Nie odmówi jej wizyt, nie z powodu choroby. Będzie przy jej boku.
- Maester ma rację, Robb. – Głos należący do jego matki, której nie widział od dłuższego czasu, rozległ się tuż za nim. Oto była, stojąc przed nim z tym swoim surowym spojrzeniem, spoglądając na swojego syna.
- Co tutaj robisz, matko? – spytał niecierpliwie. Miała zostać w Winterfell, zwłaszcza po ostatnim ataku na nią podczas podróży, trzy tygodnie temu.
- Otrzymałam kruka od Rickarda Karstarka – odpowiedziała, sygnalizując maesterowi, że może odejść. Mężczyzna spełniając prośbę, zostawił Robba samego z matką, która wyraźnie miała coś do powiedzenia synowi. – Pisał, że prawie nie opuszczasz namiotu tej dziewczyny.
- Podobną rozmowę odbyliśmy w Winterfell – odpowiedział, patrząc jej prosto w oczy. Surowy wyraz jej twarzy znikł, a Catelyn natomiast zmarszczyła brwi.
- I miałeś wtedy rację. Bran żyje i musiałam go zostawić – sprzeciwiła się.
- Opuściłem matkę. Nie porzuciłem swoich obowiązków. Wygraliśmy bitwę. Moi ludzie potrzebują czasu na dojście do zdrowia.
- Masz także inne zobowiązania, Robb. – Jej głos był twardy, gdy wymawiała jego imię, a Robb skinął tylko głową. – Spędzanie całego twojego czasu z nią… nie jest zdrowe, zwłaszcza, że masz swoje obowiązki gdzieś indziej.
- Masz na myśli jedną z córek Waldera Frey'a, której nawet nie widziałem? Myślisz, że obietnica, którą TY złożyłaś temu człowiekowi powstrzyma mnie przed opiekowaniem się Axią? – Robb podniósł głos, a Catelyn spojrzała na niego z niedowierzaniem, zdając sobie sprawę, że zrobiła jeden krok do tyłu.
- Wygląda na to, że porzuciłeś swój honor, a zamiast niego… Twoi ludzie walczą za ich sprawę, za twoją sprawę – wyszeptała ostro. – Zapomniałeś o mordercy twego ojca? O twoich siostrach uwięzionych gdzieś w Królewskiej Przystani?
- Jeśli myślisz, że choć na chwilę o tym zapomniałem, to nie znasz mnie matko – odpowiedział twardo.
- Masz rację – powiedziała powoli, rozważnie podchodząc do Robba. – Nawet nie poznaję własnego syna. Zadajesz się z Lannisterami – rzekła, kręcą głową. – Kim ty się stałeś?
- Zapomniałaś, że urodziła się Baratheonem – przypomniał jej, próbując powstrzymać swój temperament, gdy spoglądała na niego zdegustowana. – Cersei Lannister zmusiła króla do wydania Axii za Lannistera. A ten Lannister był jednym z najodważniejszych ludzi, jakich znałem.
- Może dlatego, że Baratheonowie są bardziej honorowi niż Lannisterowie? – zapytała. – Oni także polują na twoją głowę, jak i jej. Jej bracia nigdy nie będą negocjować z nami warunków pokoju, dopóki ona będzie z nami.
- Może będziesz miała szczęście, matko, i Axia umrze od choroby, która przykuła ją do łóżka na ostatnie dwa tygodnie – powiedział, marszcząc brwi, a w jego głosie zabrzmiała złość na samą myśl o tym.
- Więc powinnam być szczęśliwa – powiedziała cicho. Ta odpowiedź zniszczyła w nim cały szacunek, jaki żywił do matki. Gdyby był brutalnym mężczyzną, mógłby ją uderzyć za te słowa. Ale nigdy nie uderzyłby kobiety, zwłaszcza matki. Jedyne, co mógł zrobić, to powstrzymać swoją wściekłość i odejść. Zaledwie kilka kroków później, zatrzymał go Rodrick Karstark i poprosił go do namiotu.
Namiot doskonale ochraniał przed zimnymi wiatrami, które wzmagały się przez ostatnie dwa tygodnie, ale nawet podszywane futrami peleryny nie chroniły przed chłodem, który dawał się we znaki wszystkim. Wszyscy ludzie: lordowie i doradcy siedzieli wzdłuż podłużnego stołu, obserwując Robba, gdy wchodził. Robb zaczął się obawiać, czy nie słyszeli przypadkiem jego rozmowy z matką przez cienkie ściany namiotu. Ale koncentrowali się bardziej na dwóch dokumentach w rękach Rodricka, niż na frustracji Robba.
- Przyszły przed momentem, panie. Dostarczyli je jeźdźcy z innego obozu. Z Królewskiej Przystani i od lorda Stannisa Baratheona – powiedział Rodrick, a Robb nie tracąc czasu złapał pierwszy list, łamiąc pieczęć. Pieczęć Joffrey'a. Szybko przebiegł wzrokiem po liście i wprost poczuł, jak wzrasta jego wściekłość.
- Wygląda na to, że bękart Jaime'a Lannistera chce nam złożyć kondolencje z powodu śmierci swego wuja. – Robb zacisnął zęby. – Chce renegocjować warunki pokoju z zamian za powrót lady Axii Baratheon oraz lorda Jaime'a Lannistera do Królewskiej Przystani. Chce także, abyśmy przyłączyli się do niego przeciw zdrajcy Stannisowi Baratheonowi.
- A co z dziewczynkami? – Robb usłyszał głos matki dobiegający z rogu namiotu i potrząsnął głową.
- Pisze, że oddadzą nam je pod warunkiem, że przysięgniemy lojalność przed Żelaznym Tronem i uznamy Joffrey'a za prawowitego władcę. – W namiocie wybuchło zamieszanie, a Robb spojrzał na matkę, która patrzyła na niego błagalnie. Chciał mieć znów całą rodzinę razem, ale nie zamierzał budować tego na akcie poddania się, zwłaszcza jeśli nie był pewien, że jego siostry były bezpieczne, czy w ogóle żyły. Z całą pewnością nie zamierzał nawet rozważać oddania Jaime'a, a już z pewnością Axii. Zignorował rozmowy i sięgnął po list od Stannisa, który zawierał podobna prośbę o przyłączenie się do niego przeciw Joffrey'owi i Lannisterom. Musiałby tylko zadeklarować posłuszeństwo Stannisowi i oddać mu Axię. Ale tego też nie zamierzał robić. Robb rzucił obydwa listy na stół i rozejrzał się po twarzach ludzi oczekujących na jego odpowiedź.
- Nie poddamy się podczas gdy dopiero zaczęliśmy pokazywać naszą siłę – zaczął, a mężczyźni zgromadzeni wokół niego przytaknęli, zgadzając się ze swoim królem. – Widzieli jak wygrywamy bitwę po bitwie i wiedzą, że nie zatrzymamy się i nie będziemy biernie patrzeć na to, jak ograbiają nasze ziemie i majątki oraz okradają nas z naszych praw. Nie odpowiemy bękartowi Joffrey'owi i nie ugniemy kolan przed tyranem Stannisem Baratheonem. – W namiocie wybuchła wrzawa. – Jesteśmy Północą, a Północ pamięta, co tak zwani „królowie" uczynili każdemu z nas. Nie zatrzymamy się, dopóki pamiętamy. Dopóki oni nie będą błagać nas na kolanach o litość. Bo to oni ugną kolana przed nami.
- Król Północy! – zakrzyknęli wszyscy w odpowiedzi, a okrzyk radości przetoczył się po namiocie, zapewniając o poczuciu sprawiedliwości i sile. Robbowi ciężko było na pozycji króla, ale wiedział doskonale czego on sam życzyłby sobie od króla na miejscu tych ludzi. A gdy spełni się ich życzenie, będą tak samo radośni jak teraz. Bo każdy z nich pragnął sprawiedliwości.
Nigdy nie widziała zimy na Północy.
Była zaledwie kilkuletnią dziewczynką, gdy ostatnia zima kończyła się w Westeros i jej wspomnienia nie były zbyt wyraźne. Pamiętała, że jej starsi bracia byli na wojnie, tylko Renly dotrzymywał jej towarzystwa w Końcu Burzy. Byli w podobnym wieku, bo Renly był tylko dwa lata od niej starszy. Byli do siebie bardzo podobni choć Renly wolał się trzymać z dala od wojny. Nigdy nie chciał być rycerzem, ani zdobywcą. Za to Axia lubiła wyobrażać sobie, jakim by była świetnym wojownikiem, gdyby była mężczyzną. Ale Koniec Burzy miał mnóstwo wojowników, którzy poszli na wojnę za Robertem walczącym o swoją miłość – Lyannę Stark.
Axia aż do teraz nie rozumiała miłości.
Stała pod czardrzewem poświęconym starym bogom, przyglądając się korze białej jak śnieg, który spadał z nieba i osiadał na czerwonym liściach, które wyglądały jak krwawe łzy. Uniosła dłoń i delikatnie położyła ją na korze, wyczuwając jej szorstkość i szepcząc słowa, które ledwie rozumiała.
Śnieg pokrywał jej czarne włosy i opadał na jej ramiona, które, jak zauważyła były prawie nagie. Cienkie ubranie opadające z jej ramion było częścią jej jedwabnej sukni w kolorze żywej zieleni. Powinno jej być zimno, nawet podczas lata na Północy. Ale nie było. Stała spokojnie pomimo zimnego wiatru, który owiewał jej twarz, gdy opadła na kolana. Jeszcze więcej słów wydobyło się z jej ust, ale nie potrafiła ich usłyszeć, nie potrafiła ich zrozumieć.
Patrzyła jak czerwony liść odrywa się do gałęzi i opada na pokrytą śniegiem ziemię. Siedziała tam przez kilka dobrych chwil pomimo wiatru, dopóki nie opadło więcej liści, który zaczęły wyglądać jak płomienie. Wstała i odsunęła się.
- Starzy bogowie odpowiedzieli na twoją modlitwę. – Usłyszała za sobą i odwróciła się, spoglądając na twarz, która wypełniała jej sny przez ostatnich kilka nocy. Ciężar spadł z jej ramion, gdy podbiegła do niego i schowała się w jego ramionach.
- Merrick – wyszeptała, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi, czuła jego ciepłą skórę tuż przy swoich ustach. Odsunęła się, spoglądając na jego twarz i te słodkie zielone oczy, które uśmiechały się do niej. – Myślałam, że cię straciłam.
- Straciłaś mnie? Ty? Axia, córka Steffona Baratheona nie mogłaby stracić nic, choćby się starała – powiedział. Czy to była prawda? Naprawdę stał przed nią z tym samym poczuciem humoru, którym jej dokuczał? – Nie odszedłem, moja miłości, nie naprawdę. – Zmarszczyła brwi, a jego słowa zmusiły ją do rozejrzenia się wokół, gdzie wszystko się zmieniło. Ziemi już nie pokrywał śnieg, ale zielona trawa, a nad nią było przejrzyście niebieskie niebo, które w oddali stykało się z powierzchnią morza.
- Gdzie jesteśmy? – spytała zaniepokojona, rozglądając się wokół.
- Koniec Burzy. – Usłyszała odpowiedź, ale to już nie był głos Merricka. Odwróciła się, by zobaczyć, kto trzyma ją w ramionach, ale zamiast zielonych tęczówek napotkała niebieskie, idealnie pasujące do koloru morza. – Powinnaś to wiedzieć najlepiej, prawda? – zapytał, ale Axia była zbyt zagubiona, by nawet usłyszeć to pytanie. Wysunęła się z jego objęć, patrząc jak uśmiech znika z twarzy Robba. – Coś się stało, moja miłości?
- Co to jest? Gdzie jest Merrick? – Odwróciła się w kierunku wybrzeża, ale ujrzała przed sobą tylko las i zamknęła oczy, chowając twarz w dłoniach.
- Jestem tutaj – wyszeptał w odpowiedzi jej mąż, jego ciepły oddech owionął jej ucho, a gdy odwróciła się, ujrzała przed sobą jego blond włosy. Axia zaczynała się złościć. Musiało być jakieś wytłumaczenie. Potrząsnęła głową, stając oko w oko z Merrickiem.
- Co to jest? – spytała, nie odrywając od niego wzroku. – Gdzie jest Robb? Co się dzieje?
- Robb jest w Pinkmaiden, gdzie powinnaś być i ty – powiedział, podchodząc bliżej i zmniejszając dystans między nimi. Uniósł dłoń i powiódł opuszkami palców po linii jej szyi, aż do ust.
- Nie chcę cię zostawiać – odpowiedziała, przymykając oczy, odprężona pod wpływem jego dotyku.
- On cię potrzebuje. – Axia potrząsnęła głową, słysząc te słowa.
- A ja potrzebuję ciebie – odrzekła, otwierając oczy. Jego tęczówki przez chwilę były niebieskie, ale tylko przez ułamek sekundy, później znów stały się zielone. Uśmiechnął się, delikatnie gładząc jej policzek.
- Będzie łatwiej, gdy już się obudzisz – powiedział.
- Więc to jest… sen? – spytała, rozglądając się wokół, a sceneria znów się zmieniła. Tym razem na wysokie klify Żelaznych Wysp.
- Będzie ci łatwiej opuścić mnie, gdy przestaniesz przychodzić tutaj, by mnie zobaczyć. – Axia zmarszczyła brwi, zmieszana. Czy on żartował? Czy to miał być kolejny z żartów Merricka Lannistera, bo ona nigdy nie potrafiła odnaleźć niczego zabawnego w jego żartach?
- Nie chcę ciebie zostawiać, kochany – powiedziała poważnie. – Więc jeśli to oznacza zostanie tutaj, w świecie snu, to niech tak będzie. – Zawsze była uparta i zawsze dostawała to co chciała, będąc najmłodszym dzieckiem w rodzinie i jedyną córką Steffona Baratheona. A teraz gotowa była zrobić wszystko by zostać tutaj z mężem. Ale Merrick potrząsnął głową, widząc jej rosnącą złość.
- Śnisz, Axia, co oznacza, że wciąż żyjesz, choć trzymasz się tylko na cienkiej linie – odpowiedział, lecz Axia tego nie zrozumiała. – Jeśli pozwolisz chorobie wygrać, będziesz tylko ofiarą wroga, który atakuje twoje piękne ciało, Axio Baratheon.
- Axia Lannister – poprawiła go. Merrick uśmiechnął się.
- Bardzo proszę. Axia Lannister nigdy nie poddałaby się bez walki. Nie moja uparta żona. Zostałaś przyprowadzona do tego świata nie tylko po sen, w którym współistnieję z Robbem Starkiem.
- Dlaczego on tutaj był? Dlaczego odszedł? – spytała. – Mimo że spoglądam w twoje oczy, czasem to też są i jego oczy.
- Nie potrafię opisać tego, co się dzieje w twoim umyśle, kochana, ale wiem, że on potrzebuje cię, a ty potrzebujesz jego. Teraz on jest twoim przeznaczeniem, nie ja – powiedział Merrick. Axia chciała mu przerwać, mówiąc, że to właśnie on jest jej przeznaczeniem, to przecież on był jej mężem. Merrick jednak nie pozwolił jej nic powiedzieć. – Robb nie wygra tej wojny bez wiary w siebie, bez pozostania skupionym na większym dobru, na jego Królestwie Północy. Nie będzie mógł tego zrobić, jeśli ty umrzesz. Możesz mu pomóc być Królem Północy.
- Co mogę mu ofiarować?
- On cię kocha – powiedział Merrick, a to bezceremonialne oświadczenie sprawiło, że Axia zamarła. – Nigdy się do tego nie przyzna, nigdy nie powie tego głośno. Nieważnie, co się wydarzy, Robb jest honorowym mężczyzną i nigdy nie zhańbi przyjaciela… mnie.
- Robb przyrzekł poślubić jedną z córek Waldera Frey'a, nie może zerwać zaręczyn, nie tracąc jednocześnie poparcia lorda Frey'a. Pozyskałby tylko wroga, co nie byłoby dobre dla losów tej wojny – powiedziała rzeczowo, jak gdyby to nie Merrick powiedział jej tego na samym początku, gdy przybyli do obozu Starka.
- Właśnie dlatego nigdy nic nie powie na ten temat – odpowiedział Merrick.
- Nie rozumiem.
- Powiedziałbym, że Robb zakochał się w tobie od pierwszego spojrzenia. Tego dnia, gdy podróżowaliśmy do Winterfell z twoim bratem… jego żoną, dziećmi i Królobójcą. Sposób, w jaki na ciebie patrzył, gdy siedziałaś na swojej białej klaczy… Ale nie winię go. Sam zakochałem się w tobie szybciej niż oczekiwałem – powiedział, ale Axia nie mogła zrozumieć, dlaczego mówi jej takie rzeczy. – Wziąłem to za proste zauroczenie twoim pięknem, dopóki nie dołączyliśmy do niego na tej wojnie. Widziałem w jaki sposób na ciebie patrzy, jak bardzo się o ciebie troszczy. I uświadomiłem sobie to. Uświadomiłem sobie, że on cię kocha.
- Merrick… - wyszeptała Axia, ale znów jej przerwano.
- Zajęło mi trochę więcej czasu dostrzeżenie tego w tobie. – Te proste słowa wystarczyły, aby Axia poczuła się jeszcze bardziej zmieszana.
- Tylko ciebie kochałam. Zawsze byłam tobie wierna, jak możesz w to wątpić? – spytała, podnosząc głos. Merrick potrząsnął głową i przyciągnął Axię do siebie, składając na jej czole pocałunek.
- Nigdy tego nie kwestionowałem, Axia. Wiem, że mnie kochałaś. Wiem, że nigdy byś mnie nie zdradziła. Ale wiem także, że czujesz coś do niego. Teraz to może być nic, po prostu przyjaźń, ale to będzie rosło, aż urośnie na tyle, byś dostrzegła to, co sam widzę. – Axia nie mogła zaprzeczyć temu, że czuła coś do Robba, nie była jednak pewna co to było. Odkąd poznała Robba, wiedziała, że może mu zaufać i mieć go za swego sprzymierzeńca. Ale im dłużej się znali, zdawała sobie sprawę, że jest nie tylko jej sprzymierzeńcem, ale i przyjacielem, którego… kocha. Ale nie w sposób, jaki kochała Merricka. Jej miłość do Merricka była więzią, której nie dzieliła z żadnym mężczyzną w ciągu jej osiemnastoletniego życia.
- Kocham ciebie – powiedziała, przysuwając swoje usta do jego warg.
- I ja kocham ciebie. Ale to w porządku, że kochasz także jego. Wiem, że on się tobą zaopiekuje.
- Przestań! Przestań mówić takie rzeczy!
- Jesteś ślepa, Axia! – powiedział Merrick, podnosząc głos, a dziewczyna zamarła, wpatrując się w jego oczy. – Jesteś piękna, inteligentna, kreatywna, silna i odważna, ale jesteś tak samo ślepa jak reszta twoich braci. Chcę ci pomóc zobaczyć!
- Zobaczyć co?
- Nie widzisz, w jaki sposób ludzie na ciebie patrzą, jak cię podziwiają. Tak wielu mężczyzn w obozie oddałoby swoje życie, by chronić ciebie. Robb Stark jest tym, który oddałby sto tysięcy innych żyć po to, by ratować twoje.
Otoczenie wokół niej znów się zmieniło. Klify Pyke na Żelaznych Wyspach zmieniły się w wąską drogę wzdłuż lasu. Za Merrickiem śnieg pokrywający ziemię błyszczał w promieniach słońca. Gdy odwróciła się, zobaczyła wschodzące słońce. W oddali dostrzegła postać zwierzęcia.
- Szary Wicher – wyszeptała, a słońce coraz bardziej wychylało się zza horyzontu.
- Musisz już iść, kochana – wyszeptał Merrick, owiewając swoim oddechem szyję Axii. Gwałtownie odwróciła się, chwytają mocno jego pelerynę.
- Tym razem nie pozwolę ci odejść – powiedziała ostro. Już raz patrzyła jak umiera w jej ramionach, tym razem nie zamierzała patrzeć, jak odchodzi. Ale im mocniej starała się trzymać jego pelerynę, tym bardziej była bezbronna wobec jego siły, gdy odepchnął ją i ucałował koniuszku jej palców.
- Tym razem to ty musisz odejść – poprawił ją. – Szary Wicher zabierze cię do Pinkmaiden, gdzie pomożesz Robbowi i wszyscy zapamiętają twoje imię: honorowa i odważna Axia Baratheon
- Lannister – poprawiła go ponownie, a Merrick uśmiechnął się w tak charakterystyczny dla siebie sposób, że Axia musiała odpowiedzieć mu uśmiechem.
- Proszę bardzo – odpowiedział, puszczając jej dłoń. – Idź już.
Minęło kilka dobrych chwil zanim Axia była w stanie odwrócić się w stronę, gdzie czekał na nią Szary Wicher. Wilkor był większy niż większość innych zwierząt mieszkających na południe od Muru, a żaden z nich na pewno nie był tak bardzo imponujący. Ruszyła, na początku powoli, odwróciła się tylko raz, ale Merricka już nie było. Podskoczyła, gdy poczuła, jak coś musnęło jej palce. Spojrzała w dół i dostrzegła, że Szary Wicher idzie razem z nią.
Więc poszła za nim, patrząc jak słońce coraz bardziej i wychyla się zza horyzontu, aż w końcu wszędzie zapanowała jasność.
Robb przez całe popołudnie myślał o rozmowie z Jaimem Lannisterem. Część jego chciała konfrontacji z tą obrzydliwą imitacją mężczyzny, pragnął obwinić go za zniszczenie rodziny, ale z drugiej strony wiedział, że byłoby to głupie. Tylko chłopiec postąpiłby tak pochopnie.
A on był teraz królem. Nawet jeśli tego nie chciał.
Jego myśli przerwał radosny okrzyk, który przyciągnął jego uwagę. Uniósł wzrok znad śniegu, w który dotychczas się wpatrywał i ujrzał, jak Szary Wicher biegnie w jego kierunku. Wilkor dobiegł do niego i zaczął krążyć wokół niego poszczekując i wyjąc, a Robb nie mógł go uspokoić. W końcu wstał i stanął obok niego. Nie widział go przez cały dzień, bo jego lojalny wilkor nie chciał opuścić boku Axii. Chyba że… Robb zamarł, uświadamiając sobie, co oznacza obecność Szarego Wichru tutaj. Biegiem ruszył w stronę namiotu Axii.
Peleryna ciążyła na jego ramionach podczas biegu, ale nie zatrzymał się dopóki nie dobiegł do namiotu Axii. Strażnicy odsunęli się, wpuszczając go do środka, gdzie ujrzał najpiękniejszy widok.
Szare oczy Axii spoglądały na niego spod mnóstwa koców. Opadł na kolana i poczuł, jak jego ciało ogarnia ulga. Uśmiechnął się.
Jego modlitwy zostały wysłuchane. Jego ukochana żyła.
