Pieśń dla lorda Berica i jego wiernego kapłana, zwana również pieśnią Thorosa z Myr i jego dobrego lorda
Daleko w las, gdzie nie widział lew
Ser Beric jest dobry, myśli Thoros, kiedy patrzy na swojego lorda, i to jest jego największa niemożliwość.
Rycerz siedzi z dala od ludzi i od ogniska, w cieniu, jaki przynoszą płomienie. Twarz obrócił ku północy, wzrok wbił w dal, targają nim wątpliwości. Poprzez zmaltretowanego człowieka, półtrupa o zniszczonym ciele, Thoros widzi więcej. W martwym lordzie tkwi duch, którego nie zdołała złamać nawet śmierć, wyjątkowość, która ma znaczenie nawet dla Pana Światła.
Człowiek nad samą krawędzią przepaści, myśli Thoros, kiedy patrzy, jak jego lord umiera i wstaje, a znalazł się tam dzięki przekleństwu ludzi północy, ludzi honoru.
Ser Beric jest dobry.
Oszuści kpili zeń co dnia
Thoros czasem zastanawia się, czy układa się pieśni o lordzie Dondarrionie, o takim lordzie Dondarrionie, jakiego widzi kapłan z Myr. Martwym i żywym, niemożliwym Bericu, Bericu dobrym, Bericu bez wahania, Bericu z wątpliwościami. Brzydkim Bericu o połamanej zbroi, o wyłupionym oku, o niegojących się ranach, Bericu sprawiedliwym, Bericu rozważnym i Bericu bezlitosnym, Bericu stanowczym, Bericu mądrym.
Thoros uśmiecha się lekko, krzywo jak zawsze. Ser Beric podłapuje jego spojrzenie i odpowiada uśmiechem, i Thoros wie, że nawet gdyby cały świat zapragnął ułożyć pieśni o lordzie Dondarrionie, to nigdy nie będzie prawdziwej pieśni o jego lordzie Bericu, lordzie Bericu od płonącego uśmiechu.
Daleko w las, kędy uciekł pies
- Ułożę coś – oferuje Tom Siódemka, beznadziejny w układaniu czegokolwiek, co nie jest kobietą pod nim. Ser Beric uśmiecha się – inaczej, zauważa Thoros bezwiednie – i zachęca go do tego pomysłu, rozbawiony.
Tom odchrząka, zaczyna coś durnego, czym wywołuje salwy śmiechu. Śmieje się lord Dondarrion, śmieje się Tom Siódemka, śmieje się Anguy i Cytryn Cytrynowy Płaszcz. Śmieje się Thoros, który do tej pory nie wiedział, że w Tomie tkwi taki talent do głupich przyśpiewek.
A potem zapada noc, tu, z tymi ludźmi, nie tak pełna strachów, nie tak ciemna przy ogniu. Tom znika z córką gospodyni, Anguy staje na warcie, a Cytryn chrapie. Śmiech zostaje zastąpiony trzaskiem płomieni odbijających się czerwono w oczach oszusta z Myr i obaj wiedzą, Thoros i Beric, że to jest jedyna pieśń, na jaką mogą liczyć, pieśń dla martwego lorda i fałszywego kapłana.
Najlepsza pieśń, myśli Thoros, uśmiechając się do swego dobrego lorda. Taka, która utrzyma nas przy życiu.
Płonęła czerwień wszechmocna
