„I z kwiecistymi trofeami swymi
Wpadło w toń biedne dziewczę. Przez czas jakiś
Wzdęta sukienka niosła ją po wierzchu
Jak nimfę wodną i wtedy, nieboga,
Jakby nie znając swego położenia
Lub jakby czuła się w swoim żywiole,
Śpiewała starych piosenek urywki,
Ale niedługo to trwało, bo wkrótce
Nasiąkłe szaty pociągnęły z sobą
Biedną ofiarę ze sfer melodyjnych
W zimny muł śmierci."

William Shakespeare, Hamlet
(przełożył Józef Paszkowski)

„Dziarsko osunęli się w czułość, po której nigdy nie doszli do siebie."

F. Scott Fitzgerald, Po tej stronie raju
(tłumaczenie własne)


Jest coś niezwykle poetyckiego w znajdującym się pod wodą ludzkim ciele.
Czarne włosy otaczały głowę delikatnej dziewczyny niczym demoniczna aureola, kontrastująca tak wyraźnie ze śnieżnobiałą cerą. Kończyny, choć na powierzchni również nie brakło im wdzięku, poruszały się teraz z upiorną gracją, mimo, że były to desperackie i gwałtowne gesty tonącego.
Spoglądając z boku na tonącego człowieka, z pewnością nie dostrzeglibyśmy w tym żadnych walorów estetycznych. Gdyby Dorcas Meadowes pochodziła z rodziny mugoli, pomyślałaby być może o obrazie Millaisa, o szekspirowskiej Ofelii i jej namokłej sukni, tak podobnej do szaty, którą Dorcas miała na sobie, a która boleśnie krępowała jej ruchy. Bliska przyjaciółka dziewczyny, Lily Evans widziała ten obraz w czasie pierwszej wycieczki do Londynu, tego samego roku, kiedy dowiedziała się, że jest czarownicą. Stała naprzeciwko obrazu w towarzystwie swojej naburmuszonej siostry, Petunii, która marzyła jedynie o wyjściu z muzeum i udaniu się na obiecane jej przez matkę zakupy. W tym samym czasie, Lily wraz z panem Evansem miała udać się na ulicę Pokątną, jej siostra bowiem nie miała zamiaru oglądać „parady pomyleńców."
Dorcas nie mogła wiedzieć ani o Ofelii, ani o obrazie, ani o wycieczce swojej szkolnej koleżanki. Czy mogłaby zresztą skupić się na czym innym prócz tej otaczającej jej mętnej, zimnej wody powoli wypompowującej z niej życie? Lecz kto wie, o czym tak naprawdę myśli człowiek w chwili śmierci. Profesor Dumbledore powiedziałby pewnie, że mózg człowieka jest zagadką dla niego samego. Że równie dobrze umierający może myśleć o dyniowej galaretce. A być może, w tych ostatecznych chwilach rozum kompletnie odłącza się od naszego ciała, pozostawiając tylko to bijące serce, rozpaczliwie rozbijające się o klatkę piersiową, jakby błagało o życie.
Mówi się, że tonący nie zachowuje czystości umysłu. Silny instynkt przetrwania potrafi przynieść skutek odwrotny od tego zamierzonego przez ciało i sprowadzić człowieka na dno, często wraz z nieszczęśnikiem, który usiłuje bohatersko wyciągnąć ofiarę z wody.
Jednak Dorcas była nawet zbyt świadoma wszystkiego, co działo się wokół niej. Jak przez mgłę widziała jeszcze podwodną roślinność, zupełnie obojętną wobec jej cierpienia, lecz nawet magiczne rośliny nie były teraz jej w stanie pomóc. Z czułością pomyślała przez chwilę o wielkiej kałamarnicy z Hogwart, która znana była ze swych licznych interwencji, w przypadku gdy uczniowie znajdowali się w niebezpieczeństwie Wielką słabość przy tym miała dla Petera Pettigrew, którego nie raz pieszczotliwie wciągała za nogę w zimną toń hogwarckiego jeziora – ku niezwykłej uciesze jego przyjaciół oraz niezmiernemu przerażeniu samego zainteresowanego. Hogwart… Jakże daleki, jakże mało znaczący wydawał jej się teraz, gdy płuca zalewały się wodą. Oto bowiem miała umrzeć śmiercią zwykłego mugola. Gdyby jej przodkowie widzieli ją teraz – żaden z nich bowiem, nie zdecydował się na powrót w postaci ducha, była więc całkiem pewna, że nikt jej nie ocenia – zapewne przeklęli by ją na wieki. Cóż za niegodna śmierć dla czarownicy ze starej magicznej rodziny. Czysta krew, brudna krew, mugolska krew... Jakie znaczenie miało to teraz, kiedy jej serce miało przestać bić? Różdżka, pozostawiona gdzieś na brzegu, nie mogła jej służyć żadną pomocą. Dorcas zawsze myślała, że gdyby kiedykolwiek znalazła się w takiej sytuacji, instynkt przetrwania uaktywnił by jej moce magiczne i udałoby jej się wykaraskać bez użycia różdżki. Była jednak słaba, bardzo słaba i tak żałośnie bezbronna. Dorastała wśród czarodziejów, magia była więc dla niej na wyciągnięcie ręki odkąd tylko sięgała pamięcią. Lecz teraz magia zdawała się ulatywać z niej powoli wraz z resztką życia, które jeszcze się w niej tliło.
Dlaczego miała na sobie szaty? Cichy głosik w głowie Dorcas domagał się natychmiastowej odpowiedzi, choć tak naprawdę nie miała w tej chwili żadnego znaczenia. Jak znalazła się w jeziorze? Gdzie dokładnie się znajdowała? Nigdy nie widziała jeziora w pobliżu domu. Tak ciężko było skupić się na czymkolwiek poza wodą raz po raz zalewającą jej płuca. Wciąż jednak walczyła, choć zupełnie nieświadomie. Od czasu do czasu przebijała głową powierzchnię, lecz na próżno, bowiem coś nieustannie ciągnęło ją w dół. Co to mogło być? Być może druzgotek... Kolejne stworzenie, które przywołało niejasne wspomnienie, jakby z innego życia. Remus Lupin opowiadał jej o druzgotkach, tak, pamiętała to coraz dokładniej. Byli wtedy razem w skrzydle szpitalnym. Uderzyła ją klątwa Louisy Malcolm, a w efekcie, palce wydłużyły jej się tak bardzo, że szorowała paznokciami po ziemi i połamała wszystkie maleńkie stawy. Miała wtedy dwanaście lat. Remus, który szczęśliwie wychodził akurat z biblioteki, zaprowadził ją do pani Pomfrey i kiedy płakała z bólu, siadł koło niej i wyraźnie speszony, wypalił:
- Wiesz, wyglądasz teraz jak druzgotek!
Dorcas momentalnie przestała płakać.
- Dru… Druzgotek? – powtórzyła.
- Tak – rozpromienił się Remus, ucieszony, że odwrócił jej uwagę. - To taki wodny demon…
- Porównałeś mnie do demona?! – oburzyła się Dorcas. Z gniewu natychmiast zapomniała o bólu. Odruchowo chciała zacisnąć pięści i natychmiast zapiszczała z bólu, co tylko podwoiło jej irytację.
- Nie, nie! – zaczerwienił się chłopiec. - W zasadzie…
Żadne tłumaczenia nie trafiały jednak do urażonej dumy dziewczynki. Nie odzywała się do niego do końca drugiej klasy.
Gdyby go wtedy zapytała… Choć może to wcale nie był Remus? I może to nie była ona. Być może była to Lily... Och, tak bardzo chciała zobaczyć jeszcze twarz przyjaciółki! Albo Remusa. A nawet Pottera i członków jego bandy. W zasadzie, każda twarz byłaby teraz przyjazna. Byle tylko coś rozdarło tę przeraźliwą pustkę… Byle tylko coś zagłuszyło ten przerażający świst w je uszach...
Nie widziała już nic. Nie widziała mętnej wody, ani magicznych roślin. Z jakiegoś powodu, nawet wyobraźnia zaczęła odmawiać jej posłuszeństwa. Na próżno próbowała przywołać twarze rodziców i brata. Biedny mały Xavier... Lecz oto go zobaczyła, rozproszył ciemność niczym patronus pośród nocy. Ale wciąż nie widziała jego twarzy. Chciała unieść ręce, zawołać, lecz nie mogła znaleźć już ani swoich rąk, ani języka... Nic prócz tej ciemności, która ponownie zakryła wszystko, co było jej drogie, utuliła ją do snu w swych śliskich i zimnych ramionach, aż w końcu Dorcas przestała walczyć, a serce uspokoiło się nareszcie w klatce piersiowej, jakby i ono postanowiło zamknąć oczy i oddać się ciemności.