Scene one: Apple-pie life
Życie na przedmieściach może nie wyglądało tak, jak to przedstawiały filmy, ale Dean nie narzekał. Wszystko mu się układało, miał dobrze płatną pracę, młodszego brata, który dostał się na dobrą uczelnie, piękny samochód i przytulny dom, który dzielił z miłością swojego życia.
Castiel był po prostu cudowny. Nie wstydził się tak o nim mówić, bo inne przymiotniki po prostu nie pasowały do tego mężczyzny. Gdy poznał go po raz pierwszy, nie mógł uwierzyć, że tak mu się poszczęściło. To nie był pierwszy facet, z którym się umawiał, ale pierwszy, z którym miał tyle wspólnego. Wydawało się prawie niemożliwe, by ktoś taki jak on istniał. Ale Castiel – albo Cas, jak wolał go nazywać – istniał naprawdę i w dodatku obaj byli sobą zainteresowani.
Minęło trochę czasu, nim umówili się na pierwszą randkę, żaden nie miał odwagi wyjść z inicjatywą. W końcu to Castiel okazał się być tym, który zadzwonił pierwszy. Umówili się na popołudnie, w parku. Stamtąd mieli pójść gdzie indziej, ale ostatecznie spędzili cały dzień siedząc na ławce i rozmawiając. Jednym z tematów było rodzeństwo. Dean bardzo lubił się chwalić osiągnięciami brata, był z niego niezwykle dumny. Castiel też miał rodzeństwo, trzech starszych braci. Dean przez cały czas ich znajomości poznał tylko dwóch z nich, Michalea i Luke'a, którzy mieszkali w tym samym mieście co oni. Trzeci, Gabriel, dawno wyjechał i nikt nie miał z nim kontaktu.
Starsi bracia Castiela byli dla Deana świetnymi kumplami, zwłaszcza Michael, z którym spotykał się od czasu do czasu w knajpie, gdzie rozmawiali przy piwie. Castiel nigdy nie był fanem alkoholi.
Po kilku miesiącach spotykania się ze sobą każdego wolnego dnia, Castiel zaproponował Deanowi, by się do niego wprowadził. Nie mógł powiedzieć nie, zwłaszcza że jego własne mieszkanie było za drogie w utrzymaniu na jedną osobę, odkąd Sam, jego młodszy brat, wyjechał do Stanford.
W ciągu dwóch dni spakował manatki i przeniósł się do Castiela, który kupił dom na przedmieściach. Obaj mieli teraz daleko do Michaela i Luke'a, którzy mieli mieszkanie blisko centrum, ale to nie był problem. W końcu od czego są samochody?
Castiel zarabiał więcej od niego, zajmował się korektą w pewnym znanym wydawnictwie książek. Codziennie czytał jakieś maszynopisy w swoim biurze, ale zawsze znajdywał czas dla Deana, który miał nieco mniej intelektualną pracę. Był zwykłym mechanikiem. Nie zarabiał dużo, ale lubił grzebać przy samochodach, odprężało go to. Nie to żeby miał powód do odprężenia, bo jego życie było doskonałe. Nie zamieniłby go na żadne inne.
Wyszedł z pracy nieco wcześniej niż zwykle, choć nie bez problemów. W końcu jednak szef go wypuścił, każąc mu być następnego dnia punktualnie.
Dean wsiadł do swojego ukochanego samochodu, ale nie pojechał do domu, tylko do sklepu. Miał plany na wieczór, które uwzględniały gotowanie kolacji. Castiel nie powinien być w domu nie wcześniej niż o siódmej, miał więc sporo czasu, by go zaskoczyć.
Zatrzymał Impalę na parkingu, nim jednak wyszedł, musiał wykonać jeszcze jeden mały telefon.
- Hej, Sammy! – przywitał się z bratem, gdy ten odebrał. – Co słychać?
- Dean, jestem przed zajęciami, nie mogłeś zadzwonić wcześniej?
- Raz tak zrobiłem i cię obudziłem.
- Bo w Kalifornii była czwarta rano.
- Nie bądź baba, mów co u ciebie.
- Poza tym, że mi przeszkadzasz? Niedługo mam egzaminy.
- Kiedy? – Chciał wiedzieć, bo zamierzał trzymać za brata kciuki. Choć to nie było potrzebne, Sammy był tak inteligentny, że nie mógł nie zaliczyć jakichś prostych egzaminów.
- Za miesiąc. Potem mam kolejne, więc nie będę mógł wpaść w odwiedziny w najbliższym czasie, będę kuł po nocach.
- Lepiej żebyś tak robił, płacę za twoje studia – przypomniał mu.
- Obaj płacimy, też mam pracę, wiesz? – Dean usłyszał, jak Sam ziewnął. – A co u ciebie i Casa? Dalej sielanka?
- Nic się nie zmieniło. – Dean uśmiechnął się na tę myśl. Naprawdę kochał swoje życie. – Cas zaczął pisać własną książkę.
- Oh. O czym będzie? Może kupię, jak już ją wyda.
- Sam ci wcisnę egzemplarz z autografem. A odpowiadając na twoje pytanie, Cas jeszcze nie wie, co to za książka, na razie zbiera notatki.
- Życz mu ode mnie powodzenia.
- Nie ma sprawy.
Sam i Castiel widzieli się tylko kilka razy, gdy Sam przyjeżdżał w odwiedziny. Dogadywali się ze sobą, lubili się i czasami tak skupiali się na rozmowie, że zapominali o innych ludziach w pokoju. Dean był szczęśliwy, że dwie najważniejsze w jego życiu osoby się lubią. Nie mógłby wybierać pomiędzy nimi.
- Szlag! Dean, muszę kończyć, jestem już spóźniony, to wszystko twoja wina.
- Wybacz, że chciałem z tobą pogadać. – Wiedział, że Sam nie ma pretensji.
- Pogadamy później, jak skończę zajęcia.
- Później nie mogę, ja i Cas mamy plany. W zasadzie to ja mam, Cas o niczym nie wie.
- W takim razie miłego wieczoru. Na razie, Dean.
- Trzymaj się, Sammy.
Rozłączyli się i Dean w końcu wszedł do sklepu. Nie był fanem zakupów, zwykle Castiel kupował wszystko, gdy wracał z pracy do domu. Gdy jednak padało na niego, Dean zawsze najpierw układał sobie w głowie listę zakupów, by kupić tylko to, co potrzebne.
Od razu po wejściu do sklepu skierował się na dział, gdzie znajdował się pierwszy produkt z listy. Żadnego rozglądania się, błądzenia, szedł prosto do wyznaczonego przez siebie celu. Czasami zastanawiał się, ile pieniędzy zaoszczędził kupując tylko potrzebne rzeczy. Cas czasami oprócz czegoś na obiad kupował czekolady, cukierki albo kolejny kubek na herbatę, choć mieli ich w domu już 10. Jeśli coś było ładne, Cas po prostu to kupował, nigdy nie wrócił tylko z tym, co miał zapisane na kartce do kupienia, a co razem ustalali rano przed wyjściem do pracy. Powinni zamienić się obowiązkami, w przeciwnym razie zbankrutują, a ich dom zamieni się w rupieciarnię.
Po skończonych zakupach Dean wrócił do domu i sprzątnął nieco mieszkanie, nim zabrał się za przygotowywanie kolacji. Mimo że do powrotu Castiela z pracy wciąż pozostało sporo czasu, zaczął się stresować. To nie była kolacja na specjalną okazję, ale chciał, żeby była idealna.
Trzy godziny później Castiel wrócił do domu. Dean usłyszał jak parkuje samochód na podjeździe, a potem wsadza klucz w zamek, który był otwarty.
- Dean, już jesteś w domu?! – zawołał z korytarza.
Dean wyszedł z kuchni, by się z nim przywitać.
- Szef puścił mnie wcześniej – odpowiedział, całując Castiela w policzek. – Powiedziałem mu, że chcę spędzić z tobą trochę czasu z tobą.
- I zgodził się? – zdziwił się Castiel, odwieszając płaszcz na wieszak.
- Nie. Musiałem mu obiecać, że w następny weekend wezmę nocną zmianę.
- Nie wyszedłeś dobrze na tym interesie – zauważył, idąc razem z Deanem do salonu.
Dean wzruszył ramionami.
- Co za różnica. Chodź, zrobiłem kolację.
- Tylko się przebiorę i przychodzę. – Teraz to Castiel pocałował go w policzek, nim zniknął na piętrze. Dean musiał czekać na niego tylko dwie minuty. – Już jestem. To co ugotowałeś?
W ich domu to Dean zajmował się gotowaniem, co wcale nie znaczyło, że Castiel nie umiał gotować. Robił to tak dobrze jak Dean albo i lepiej, problem polegał na tym, że nie lubił tego równie mocno, co Dean zakupów. Gdyby miał do wyboru usmażyć sobie prosta jajecznicę albo zjeść pizzę z mikrofali, na pewno wybrałby pizzę. Mniej roboty i brudnych naczyń do zmywania.
- Zrobiłem kurczaka – powiedział Dean, nakładając porcje na talerze Castiela i swój.
- Jesteś jak dobra żona – westchnął Cas.
- Powiedz to jeszcze raz, ty ciulu.
Dean wziął oba talerze i postawił je na stole. W końcu mogli zasiąść do kolacji.
Castiel jadł bardzo szybko. To nie było u niego normą, po prostu lubił kurczaka. Po hamburgerach, to było jego drugie, ulubione danie, nie ważne jak zrobione, ważne było tylko to, by to Dean je zrobił.
- Dzwoniłem dzisiaj do Sama. Powiedziałem mu o twojej książce.
- Dean, to jeszcze nie jest książka, to tylko notatki.
- Jak zwał tak zwał. Kazał ci życzyć powodzenia.
- To miło z jego strony.
Przez resztę kolacji opowiadali sobie, jak było w pracy i co się wydarzyło. Castiel rzadko miał co opowiadać o współpracownikach, ale uwielbiał opowiadać o tym, co czytał. Dean z kolei często mówił o wygłupach swoich kolegów albo o samochodach, którymi się zajmował danego dnia. Nawet jeśli Castiel nie przepadał słuchać o samochodach, a Dean o książkach, to i tak nigdy sobie nie przerywali. W końcu schodzili na tematy, które interesowały ich obu, ale robili to wtedy, gdy już po kolacji siadali w salonie i razem oglądali telewizję. Dean uwielbiał swoje życie.
Castiel zawsze szedł do łóżka pierwszy, gdy tylko zaczynał ziewać i przysypiać. Życzył wtedy Deanowi dobrej nocy i szedł na górę.
Dean zawsze czekał, aż Castiel skończy brać prysznic, nim wyłączał telewizor i sam kładł się spać. Tego wieczora było tak samo. Poczekał aż woda przestanie lecieć i dopiero wtedy poszedł na górę, uprzednio zamykając drzwi i gasząc światło na parterze. Wziął szybki prysznic i położył się do łóżka. Castiel od razu odwracał się w jego stronę, by go objąć. Nigdy nie spali oddzielnie, nawet gdy się kłócili, co zdarzało im się niezwykle rzadko. Dean nie miał pojęcia, który z nich bardziej lubi się przytulać, ale to nie było ważne.
Pocałował Casa w czubek głowy, zamknął oczy i zasnął. Kolejny wspaniały dzień za nimi.
