A/N: Mamusia Holmes przewracałaby się w grobie, widząc, co wyrabiają jej synowie, na szczęście, jak sama podkreśla, została poddana kremacji. Oglądamy wydarzenia od „Skandalu w Belgravii" z jej punktu widzenia. Pani Holmes dobitnie daje wyraz swoim sympatiom i antypatiom, a podobno każda matka kocha swoje dzieci… Proszę Państwa, coś na kształt łatki, takiej nietypowej, bo z ektoplazmy!
Śledzik na Baker Street
Przy akompaniamencie świątecznych melodii i przybywających w szybkim tempie dekoracji, zbliżał się jeden z tych szczególnych momentów w roku, w których zostają uchylone nieco szerzej drzwi pomiędzy światami. Aż wreszcie nadeszła noc dwudziestego piątego grudnia.
Na Baker Street 221B wydano małe przyjęcie. Sherlock na początku zachowywał się wzorowo, a jego recital skrzypcowy był bezbłędny. I jakże elegancko wybrnął z sugestii pani Hudson na temat montażu reniferowego poroża. Niestety, chwilę później Młodszy postanowił udowodnić swą genialność całemu światu, a przynajmniej tej części mieszkańców globu, którzy mieli wątpliwą przyjemność znaleźć się w tym samym pomieszczeniu co moje słoneczko.
Biedny John i jego nudna nauczycielka.
Wyrazy współczucia dla inspektora, któremu przy każdej okazji jest wypominane, że nosi rogi i to bynajmniej nie reniferowe.
Jednak szczyt „sherlockowatości" beniaminek osiągnął „konwersując" z Molly. Wtedy uznałam, że w jego kierunku powinien polecieć lotem koszącym jakiś przedmiot, by domorosły detektyw poczuł, że oberwał, a zarazem nie nabawił się trwałego kalectwa. Chociaż fakt, na wnuki i tak przesadnie nie liczę. Może ten kot szczęścia stojący na półce byłby odpowiedni, co? Jaka szkoda, że nie mam znajomego poltergeista.
Warto podkreślić, że gdy czasem patrzę, co wyrabia mój syn (a gwoli ścisłości jak postępują obaj Holmesowie), to przewracałabym się w grobie, gdyby mnie nie skremowano.
Więc młoda i sympatyczna kobieta, żywiąca do Sherlocka szczerą (i niezrozumiałą) sympatię przyszła i…
Po pierwsze miała nie żartować. Mi się dowcip „post mortem" podobał, ale z racji bycia martwą nie stanowię szczególnie reprezentatywnej próby badawczej.
Po drugie uwagi mojego syna nie przykuł jej wygląd, chociaż był całkiem zachęcający. Owszem, panna Hooper nieco przesadziła z dodatkami, ale Greg ma normalne odruchy na widok atrakcyjnej kobiety, moja latorośl natomiast skupiła się na wyimaginowanej zagadce „kryminalnej".
- Widzę Molly, że się z kimś spotykasz. I myślisz o nim poważnie.
„Ty, barani łebku, że też ci najprostsze z wyjaśnień pod czernią kręconego runa nie zaświtało."
- Słucham?! – przeraziła się pani patolog.
- Spotykasz się z nim dziś wieczorem, żeby wręczyć mu prezent – Sherlock nieświadomy moich napomnień kontynuował.
- Weź sobie wolny dzień – powiedział John. Gdybym tylko mogła, przyklasnęłabym tej idei, ale brak fizyczności czasem daje się we znaki.
- Zamknij się i napij. – Lestrade postawił przed moim synem szklaneczkę ze stosowną zawartością. Alkohol działa niezawodnie, ale nie na tego z braci.
- Och, z pewnością zauważyliście wystający z torby perfekcyjnie zapakowany prezent. Pozostałe wyglądają byle jak. Ale ten jeden jest dla kogoś wyjątkowego. Ten odcień czerwieni, który pasuje do koloru szminki. Przypadkowa zbieżność… albo celowa zachęta. – Sięgnął po pakunek i przez chwilę ważył go w dłoniach. - Tak czy inaczej, pannie Hooper miłosne uniesienia w głowie. O poważnych zamiarach dobitnie świadczy przygotowany prezent. Wskazuje na długoterminowe nadzieje. Ewidentnie dziś się z nim spotyka, dowodami są makijaż i strój, którymi próbuje wpłynąć na rozmiar ust oraz piersi. – W końcu zobaczył, co nakreślono na zawieszce.
„Najdroższemu Sherlockowi. Całuję, Molly."
- Zawsze mówisz takie okropne rzeczy. Za każdym razem. Zawsze. Zawsze.
„Sherlock! Bądź człowiekiem! Jedną noc w roku chyba możesz mówić ludzkim głosem!"
I zdarzył się cud, Młodszy najwyraźniej mnie usłyszał.
- Przepraszam. Wybacz mi, proszę. Wesołych świąt, Molly Hooper. – Zabrzmiał całkiem szczerze i pocałował ją w policzek. Naprawdę się ucieszyłam. Dobre i mikrosekundy radości. Niestety, przyszła wiadomość od „Kobiety". Ponieważ nawet martwej damie nie wypada się wyrażać, poprzestanę na tym określeniu. Nie wiem, co w tej całej Adler jest najgorsze. Tak, zauważyłam umysł wyżej średniej i wagę poniżej średniej, a zarazem poziom wulgarności, którego nie jest w stanie zrekompensować ani jedno, ani drugie. Czyli idealny z niej materiał na synową, skoro szczerze jej nie cierpię, prawda? Och, że też mimo miłości własnej Sherlock jeszcze nie odgadł hasła do telefonu tej lafi… kobiety podejrzanej konduity.
Niby dorosły człowiek z mojego synka, a nie potrafi zmienić dźwięku wiadomości na mniej kontrowersyjny. Jedyny plus, że odezwał się do brata, który spędzał wieczór w Klubie Diogenesa. I jeszcze nie dzierżył kieliszka w dłoni, gdy telefon spoczywający dotąd spokojnie w jego kieszeni zaczął się dziwnie zachowywać. Mycroft był zaskoczony, pewnie dlatego że w Święta nikt o nim nie pamięta, przynajmniej w te spokojne. Zapewne już miał kilka typów lokalizacji, gdzie rozpętały się konflikty mogące przedzierzgnąć się w trzecią wojnę światową, gdy zerknął na wyświetlacz.
- Dobry Boże, chyba nie będziemy się bawić w świąteczne telefonowanie? Wprowadzono taki obowiązek? – Och, jakże cudownie sarkastyczne bywa moje starsze dziecię. To po mamie ma.
Potem się wyłączyłam, bo rozmawiali o Adler. A to przecież bez znaczenia. Wiedziałam, że ta wyw… kobieta żyje, w przeciwieństwie do innej, ale przecież tej lada… kobiecie nawet nie przyszło do głowy zapytać skąd Moriarty wziął ciało, prawda?
Beztroski nastrój ulotnił się z Baker Street. A część gości razem z nim. Lestrade wyciągnął Molly na świątecznego drinka do pobliskiego pubu. Ona poprzestała na jednym, nie tylko dlatego, że w czterdzieści minut później była już w pracy. W czasie tego krótkiego spotkania Greg zdążył zaserwował jej kilka dość banalnych komplementów, a po jej wyjściu upił na smutno.
Gdyby się tylko potrafił zdecydować na kilka zmian w życiu. Jeśli nawet coś łączyło go z żoną, to zniknęło bezpowrotnie. Szkoda, że jeszcze się łudzi, bo to naprawdę porządny człowiek. Tylko charakter ma niezbyt niezłomny, ale jako małżonka jednego i matka dwóch Holmesów posługuję się nieco wyśrubowanymi kryteriami. Zastanawiam się tylko nad losem następczyni aktualnej pani Lestrade. Czy drugie żony potrafią być szczęśliwe? Ja nie byłam, ale to przecież nie reguła. Należy wziąć poprawkę na to, że inspektor jest zwyczajnym człowiekiem i nie jest uwikłany w żadne arystokratyczne układy i układziki. Do tej pory wzdragam się na samą myśl o nich. Przynajmniej dopilnowałam, żeby moich dzieci nie potraktowano tak jak mnie. Zresztą w żadnej z tych zmanierowanych córeczek oraz wnuczek „przyjaciół" męża nie widziałam swojej „godnej następczyni".
Innymi słowy, Greg, na litość boską, nie mąć w głowie Molly, wóz albo przewóz, jakby to ujął mój nieodżałowany dziadek, dostatecznie bogaty, by sobie pozwalać na podobne kolokwializmy.
Na Baker Street zostali Janette i Watson. Nauczycielka liczyła chyba na coś innego niż pogaduszki z panią Hudson.
Cóż, to nie był wieczór spełnionych nadziei. Zdecydowanie nie.
