Prolog

Pięcioletni neko (kot) o różowych włosach i wielkich ufnych fiołkowych oczkach siedział na łóżku w swojej sypialni uważnie nasłuchując zamieszania, jakie panowało w domu. Jutro są jego urodziny i wiedział, że rodzice przygotowują przyjęcie urodzinowe. Neko zachichotał cicho podekscytowany na samą myśl o tym.

- Shu-chan wiem, że nie śpisz smyku… - Odezwał się kochający głos matki zza drzwi.

- Meww? – Miauknął pytająco drepcząc w stronę drzwi i ostrożnie wychylił się spoglądając wprost w roześmiane oczy matki.

Starsza neko otworzyła ramiona w zapraszającym geście. Shuichi uśmiechnął się szeroko od razu wdrapując się w ramiona matki.

- A teraz pójdziemy dać całusa ofusan (tatusiowi) na dobranoc, a później z powrotem do łóżka i tym razem masz spać.

- Hai (tak).

- Watashi-no erufu (mój psotnik) jeszcze nie śpi?

Wysoki mężczyzna o czarnych włosach i blado zielonych oczach stanął za żoną trzymającą w objęciach ich jedynego synka, który krnąbrnie machał białym ogonkiem i radośnie drgał swoimi uszkami.

- Ofusan! (tatuś) – Zawołał radośnie Shuichi wdrapując się w ramiona ojca, który podrzucił go kilka razy do góry.

Chikai pusshi: (mały kiciuś) śmiał się głośno uwielbiając latanie w powietrzu i spadanie w ramiona tatusia, który zawsze go złapał i nigdy nie pozwolił spaść. Uchwycił się jego szyi mocno wtulając swoją drobną główkę w jej zgięcie.

- Purrr… purrr…. Purrr … - Mruczał cicho Shu wtulając główkę w rękę drapiącą go za uchem.

- Erufu (psotniku) czas do łóżka. – Shuichi zamrugał oczkami kilka razy wracając do rzeczywistości. Z figlarnym uśmiechem i diabelskim błyskiem w oku dał buziaka na dobranoc tatusiowi i mamusi, która poczochrała go po główce życząc dobrej i spokojnej nocy. Malec zeskoczył z ramion ojca i wskoczył jednym susem na łóżko zakopując się szczelnie pod pierzyną.

- Dobranoc. – Szepnął cichutko wywołując uśmiech na twarzy rodziców.

***

Nie zdając sobie sprawy z niebezpieczeństwa, które czyhało za oknem pokoju ich syna rodzice udali się na dół kontynuując przygotowania do przyjęcia urodzinowego.

Dwóch mężczyzn cierpliwie siedziało na drzewie uważnie obserwując każdy ruch domowników, czekając na sposobność wykradzenia ich ofiary. A tak sposobność nadarzyła się jak tylko wszyscy zasnęli.

- Zdajesz sobie sprawę, że porywając go… - Jeden z mężczyzn ruchem głowy wskazał na śpiącego neko. - … dużo ryzykujemy?

Drugi zamaskowany mężczyzna zeskoczył z drzewa na balkon przy oknie Shuichi`ego zwracając się do swojego towarzysza.

- Wiem, ale potraktuj to jak kolejne zwykłe zlecenie tej szalonej baby.

- Nie mogę! – Wściekł się mężczyzna drobniejszej budowy ciała. – Tamte neko i dzieci były bez domu i nikt ich nie będzie szukał. Ale ten… - Zapatrzył się lekko zarumienioną twarzyczkę śpiącego neko uśmiechającego się słodko przez sen.

Wyższy mężczyzna podążył za wzrokiem wspólnika. Westchnął ciężko kładąc dłoń na klamce drzwi balkonowych.

- Musimy.

- Wiem, ale to nie znaczy, że robię to z przyjemnością.

- Chodźmy, miejmy to już za sobą.

- Tak.

***

Shuichi zaczął się powoli wybudzać ze snu cały obolały. Otwierając oczka nie widział nic poza ciemnością, która go otaczała. Wystraszył się.

- Ofusan! – Krzyknął głośno mając nadzieję, że to jest tylko zły sen, z którego zaraz się obudzi.

- Shhh… - Usłyszał lekko zachrypnięty głos obok siebie. - … Nie bój się. Jestem Tachi i mam 7 lat, a ty?

Shuichi dostrzegał tylko blask ciemno fioletowo-różowych oczu swojego rozmówcy i jego ogon, który łaskotał go po drobnej rączce.

- Shu… ichi… - Wyszeptał między spazmami płaczu. - … 5 latek.

- A więc Shuichi … - Smutny uśmiech ostrożnie rozświetlił twarz starszego. - …musisz stąd uciec jak najszybciej.

- A ty? – Tachi uśmiechnął się domyślając, że na twarzy malca musiał zagościć niepokój.

- Ja odwrócę ich uwagę, a poza tym … - Przyciągnął neko do siebie sadzając go sobie na kolanach głaszcząc go delikatnie za uszkami. - … to ich wina, że nie zamknęli drzwi na zatrzask.

- Ale…

- Nie Shu … - Smutek zagościł na licu Tachi`ego. – Tylko ty możesz uciec. Posłuchaj…

- Tachi… - Zakwilił cicho Shu wtulając się mocno w starszego neko.

- Jeśli nie uciekniesz to skończysz w domu publicznym…

- A co to? – Zapytał zaciekawiony.

- Miejsce gdzie umieszczają porwane dzieci, aby zaspokajały potrzeby dorosłych.

- Nie rozumiem.

- Jak mam ci to wyjaśnić malutki? – Oparł brodę o czubek głowy Shu. – Zadają ci ból, a sami czerpią z tego przyjemność.

Shuichi cichutko zakwilił wiedząc, że jego przyjaciel będzie bardzo skrzywdzony, a tego nie chciał. Cisza, jaka między nimi zapanowała przerwała burza, która się rozpętała.

- Meww! – Przerażony Shuichi mocniej się wtulił się w opiekuńcze ramiona nowego przyjaciela.

- Nie bój się malutki. – Chwycił twarz chikai pusshi: (małego kiciusia) w dłonie próbując w ciemności zajrzeć w jego oczy, ale widział tylko ich blask. – Posłuchaj mnie Shu-chan, jak tylko samochód stanie w miejscu otworzę ci drzwi, a ty szybko wyskoczysz i zaczniesz biec tak szybko jak tylko dasz radę. Dobrze?

- … Hai. – Kiwnął smutno główką.

- Nie smuć się … - Pocałował młodszego w czoło. - … Jestem pewny, że jeszcze się spotkamy.

Samochód się zatrzymał sprawiając, że chłopcom zaczęły bić serduszka szybciej. Shuichi przerażonym spojrzeniem spoglądał na skoncentrowaną twarz Tachi`ego.

Tachi posadził Shu szybko na podłodze samochodu, a sam podszedł do drzwi uchylając je lekko.

- Wyskakuj. – Szepnął nagląco.

Shuichi posłusznie wymknął się przez szparę uchylonych drzwi. Wysuwając się zahaczył koszulką z piżamy o wystający drut kalecząc swój brzuszek przy tym. Tachi widząc krew przyjaciela przestraszył się mocno, ale mały neko uspokoił szybko przyjaciela.

- To tylko draśnięcie. – Powiedział dzielnie pokazując na dowód swój brzuszek. Nad pępkiem znajdowała się szrama na około 5 cm.

- Ale zostanie blizna.

- Nie martw się … - Uśmiechnął się Shuichi. - … Dzięki tej bliźnie łatwiej mnie znajdziesz.

Tachi wychylił się zza drzwi sprawdzając okolicę. Stali na światłach, które w każdej chwili mogły się zmienić. Dostrzegł, że stoją obok zaułka z kontenerem na śmieci.

- Schowaj się za śmietnikiem … - Popchał neko w stronę zaułka. - … i wyjdź dopiero jak odjedziemy.

Shuichi stał nieruchomo w deszczu patrząc zagubionym spojrzeniem na Tachi`ego, który przy świetle błyskawicy dostrzegł jak śliczną istotą jest Shuichi. Biały ogon poruszał się niespokojnie za plecami neko. Różowe włosy, z pomiędzy których wystawała para białych uszu, wielkie zapłakane fiołkowe oczka, mały śliczny nosek i pełne usta lekko drżące. Drobne ciałko Shuichi`ego było ubrane w niebieską piżamkę z biało żółtymi chmurkami. Shuichi przedstawiał sobą istnie rozkoszny obrazek. Tachi zrozumiał, dlaczego mały neko stał się celem porywaczy.

- Uciekaj Shu-chan! – Krzyknął Tachi próbując przekrzyczeć grzmot burzy. – Już!

Wystraszony i przemoczony Shuichi pobiegł do zaułku potykając się, co chwilę i kalecząc swoje bose stópki. Obrócił się po raz ostatni spoglądając w ciemno fioletowo-różowe oczy przyjaciela, który oddalał się w samochodzie porywaczy. Rozumiejąc, że już przyjaciela nie zobaczy stał przez chwilę w miejscu nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Przerażony zaczął biec nie zważając na trąbienie samochodów i krzyki ludzi go wołających. Biegł ile sił w swoich małych nóżkach, aż dobiegł do pobliskiego parku chowając się za ławką. Zmęczony usiadł za nią opierając główkę na kolanach, które mocno obejmował. Bał się. Nie wiedział, co się stało. Gdzie są jego rodzice? Co to za miejsce? Bo na pewno nie jego dom. Było mu zimno i mokro. Był cały przemoczony i zmarznięty, a do tego panująca burza sprawiała, że jak tylko usłyszał grzmot krzyczał głośno zakrywając wrażliwe uszka, podkulając ogonek pod siebie.

- Tachi… - Płakał przeraźliwie neko bojąc się coraz bardziej. - …. Aaaaaa!!!

Krzyknął zlękniony wybiegając zza ławki. Piorun uderzył w drzewo oddalone zaledwie o 5 metrów rozpoławiając je na pół i powodując, że od razu stanęło w płomieniach.

Shuichi stał na środku alejki trzęsąc się cały z zimna i przerażenia. Odruchowo zaczął się cofać do tyłu, przez co przewrócił się zahaczając nogą o wystający korzeń drzewa i uderzył się w główkę tracąc przytomność.

***

Przez park szybkim krokiem szedł wysoki blondyn o morskich oczach z kołnierzem płaszcza wysoko postawionym próbując osłonić się przed szalejącą burzą w jakikolwiek możliwy sposób. Jego uwagę przykuł przerażający krzyk dziecka spotęgowany uderzeniem, bardzo blisko, pioruna. Szybko pobiegł w tym kierunku, a to, co znalazł sprawiło, że zamarł na chwilę zapominając o burzy.

Przed nim leżał drobnej budowy ciała śliczny, mały neko o różowych włosach, białych uszach i ogonie. Odpiął płaszcz i szybko podniósł malca z zimniej ziemi przytulając go mocno do siebie, próbując ogrzać zmarzniętego neko, które odruchowo lgnęło do ciepła jego ciała.

- Zaopiekuję się tobą. – Biegł szybko w stronę szpitala. - Żadna krzywda cię już nie spotka. Jesteś bezpieczny.