Co to do cholery jest? - to była pierwsza myśl, która przefrunęła przez głowę Lokiego, gdy ujrzał owe zwierze na korytarzu zamku. Było małe, miało białe futro, sterczące uszy i chodziło na czterech łapach. Niepodobne do żadnego żywego stworzenia, które widział w Asgardzie.

I co to tu do cholery robi? - bóg kłamstw stał przez chwilę mierząc wzrokiem małą kreaturę, która stała pośrodku drogi machając na boki długim ogonem. Wpatrywała się w niego intensywnie dużymi niebieskimi oczami jakby czekając na idealny moment do ataku.

- Chcesz mnie zaatakować? - Loki odezwał się unosząc jedną brew - Lepiej bacz na co się porywasz.

Zwierze zniżyło głowę przenosząc wzrok na jego buty. Biały ogon zatrzepotał na wietrze, gdy stworzenie rzuciło się w jego kierunku. Duże ostre zęby wbiły się w skórzany but, a wysunięte pazury cięły wzmocnioną cholewkę powyżej kostki. Loki zaskoczony spojrzał w dół nie ruszając się z miejsca. Biała furia szarpała za jego nogę próbując przebić się przez materiał. Przednie łapy owinęła wokół jego kostki, podczas gdy jej zęby szukały słabszego miejsca do przebicia się.

- Dość! - zagrzmiał ochrypły głos. Loki sięgnął niżej chwytając zwierzę za kark. Wyrwane z zajęcia atakowania jego buta nadal miotło pazurami na oślep, dopóki nie zawisło w powietrzu tuż przed twarzą boga kłamstw. - Jesteś niewiele większy od mojej dłoni - powiedział do białej istoty - Co niby chciałeś osiągnąć atakując moją nogę?

Zwierze poruszyło swoimi białymi wąsami i wysunęło przednią łapkę dotykając nosa istoty, która go trzymała. Loki zdegustowany odchylił do tyłu głowę. Zwierze, głupie podrzędne zwierze. Czemu ja w ogóle do ciebie mówię? - spytał w myślach. Spojrzał krzywo na kulkę białego futra, zastanawiając się kto ją wniósł do pałacu, po czym rozprostował palce pozwalając spaść jej na podłogę. Upadek z dwóch metrów zapewne byłby bolesny dla tak małej istoty, ale ku zdziwieniu Lokiego, zwierze wylądowało bezgłośnie na czterech łapach bez żadnej szkody. Otrzepało się i popatrzyło zadowolone w górę jakby prosząc o powtórkę.

- Żałosne - prychnął Loki dając krok nad zwierzęciem i zostawiając je pośrodku korytarza.


Idąc przed siebie przyszły król zastanawiał się czy na obiedzie nie poruszyć tematu dziwnej istoty przebywającej w pałacu. Będąc jednak przed wejściem do sali biesiadnej odrzucił ten pomysł. Zwierze jest na tyle nieszkodliwe, żeby się nim nie przejmować, a w dodatku na tyle głupie, że na pewno zostanie pożarte jak tylko wyjdzie na zewnątrz.

Przed salą stał Tyr. - Książę - kiwnął głową. - Wszyscy są już na sali. Oczywiście czekają na twoje przybycie.

Loki westchnął. Nie miał w zwyczaju się spóźniać, nawet jeśli chodziło jedynie o popołudniową sjestę. Zazwyczaj to Thor spóźniał się na spotkania ignorując wszelkie ramy czasowe. Przeklinając w myślach siebie i futrzaną kulkę kiwnął w rewanżu głową i przeszedł przez próg sali. Nagle poczuł jak coś wskakuje mu na plecy pod poły płaszcza. Stanął w miejscu sparaliżowany czując jak coś wspina się w górę jego kręgosłupa.

- Cholera - syknął zwracając na siebie uwagę Tyra.

- Panie? Wszystko w porządku?

- Tak - Loki jęknął kiedy poczuł pazury wbijające się w skórę. Miał wprawdzie na sobie swoją pelerynę, ale zbroję zostawił w komnacie. Pazury przerwały materiał koszuli zahaczając o plecy. Próbując pozbyć się intruza Loki sięgnął ręką do tyłu. Jednak zwierze przesunęło się wyżej jego pleców i młody bóg poczuł jedynie pacnięcie ogonem po swoich palcach.

- Przeklęte zwierze! - syknął głośniej nie zwracając uwagi na zdziwioną minę Tyra. Napinając mięśnie na plecach i poruszając łopatkami próbował strzepnąć natręta, ale czworonóg trzymał się mocno.

- Panie, czy na pewno...

- Tak! - Loki wrzasnął zniecierpliwiony.

Nadal próbując chwycić zwierze czarnowłosy bóg dał krok w tył. Kiedy był tuż przy drzwiach z całej siły walnął plecami o lewe skrzydło. Drzwi zaskrzypiały głośno pod naporem ciała, ale nie trafiły zwierzęcia. Zamiast tego Loki jęknął głośno. Czując palący ból w łopatkach potrząsnął głową. W tym samym momencie jego oczy wyłapały białą futrzaną kulkę przebiegającą między krzesłami i wbiegającą pod stół. Oczy Lokiego zwęziły się pałając chęcią zemsty. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że oprócz własnego ciężkiego oddechu nie słyszy żadnego innego odgłosu. Na sali panowała głucha cisza. Loki powoli omiótł wzrokiem pomieszczenie. Kiedy spostrzegł, że wszyscy się na niego gapią, jego policzki zapłonęły żywym ogniem ze złości i ze wstydu, bo zdał sobie sprawę, że wszyscy byli świadkami jego dziwnego zachowania.

- Loki... - zatroskany głos brata odbił się echem po komnacie - Wszystko w porządku?

- Nieważne. - odpowiedział szybko i stanowczo - Nie jestem głodny.

Nie słysząc sprzeciwu ani dalszych pytań trzymając się za bolące plecy wyszedł pośpiesznie z sali.