Wreszcie! Zaplątani wstawieni w całości, a ja zaczynam się za pierwszy rozdziało Kryjówki, która mnie samą doprowadziła do siedzenia w nocy by skończyć Zaplątanych i móc tłumaczyć właśnie ją.
Mam nadzieje, że przypadnie wam do gustu. :)
EDIT: Wstawiam zbetowany rozdział. :D
Autor: Paimpont
Tytuł oryginału: The Final Hiding Place
Link do oryginału: s/9003561/1/The-Final-Hiding-Place
Beta: Ziober
Nareszcie!
Harry otworzył okno w swojej sypialni i uśmiechnął się do siebie, gdy lśniące auto Dursleyów zniknęło w chmurze spalin, kierując się w dół cichej uliczki. Pięć lat po niespodziewanej wizycie Zgredka na Privet Drive numer 4 i niefortunnym incydencie z puddingiem Mansonowie wreszcie doszli do siebie na tyle, by zaprosić Dursleyów na kolację. Harry wiedział, że ponowne wkupienie się w łaski pana Mansona zajęło jego wujowi kilka lat nieszczerych pochlebstw. Ciotkę Petunię całą nosiło z ekscytacji, gdy dowiedziała się, że cała rodzina (nie wliczając Harry'ego, rzecz jasna) mogłaby spędzić wieczór w rezydencji Mansonów. Dudley i wuj Vernon wbili się w pasujące do siebie ciemne garnitury i niegustowne krawaty oraz oblali się tanimi płynami po goleniu, a ciotka Petunia nieodparcie przypominała Harry'emu... cóż, właśnie petunię, w swojej furkoczącej różowej sukience z szyfonu, pachnąca słabo drogimi perfumami.
Trzy godziny wolności dla Harry'ego! Może nawet cztery, jeśli pan Manson ma dobry gust w oferowaniu wujowi Vernonowi brandy i cygara po obiedzie... i czy nie było też jakiejś rozmowy o zdjęciach z wakacji na Majorce?
Harry uśmiechnął się do siebie na perspektywę długich, cudownych godzin całkowitej wolności - cóż, niemal całkowitej. Dursleyowie zatroszczyli się dobrze o zamknięcie frontowych drzwi, by nie mógł wyjść z domu i odstawiać magicznych cyrków przed ich nieskazitelnymi sąsiadami.
Jednak wciąż - kilka godzin wolnych od Dursleyów!
Gdy tylko zniknęli z pola widzenia, Harry skierował się prosto do spiżarni i zjadł łapczywie tyle jedzenia ile mógł w sobie zmieścić. Już znał rutynę: natychmiast po tym jak jego wujostwo znalazło się poza domem jadł wszystko co znalazł, a czego brak nie zostanie odkryty do czasu, gdy będzie bezpieczny z powrotem w szkole. Nauczony latami doświadczenia w sztuce radzenia sobie z głodem, Harry skupił się na bogatych odżywczo składnikach, które utrzymają go w formie przynajmniej do kolejnego tygodnia lub coś podobnego. Szybko zjadł swoją zakazaną ucztę złożoną z sardynek, kondensowanego mleka, konserwowanych brzoskwiń, dżemu jeżynowego i szynki. Smaki, zmieszane razem, były nieco dziwne, ale wkrótce jego żołądek był przyjemnie napełniony.
Co teraz? Otwierała się przed nim szeroka gama zakazanych przyjemności. Telewizja, gry video, komputer Dudleya? Harry ukrył puste puszki za nieotwartym workiem ziarna dla ptaków w spiżarni i rozważył przez chwilę możliwe opcje. Komputer był prawdopodobnie najlepszym wyborem. Nie podzielał zamiłowania swojego kuzyna do okaleczania kosmitów na tyle, by cieszyć się grami video, co pozostawiało komputer i telewizor. Wiedział jednak, że gdyby Dursleyowie wrócili wcześniej, mogliby go przyłapać na oglądaniu telewizji na dole, co skończyłoby się nieuniknionym laniem. Jednak jeśli wróciliby, a korzystałby u Dudleya z jego komputera, to byłby w stanie wyłączyć go i wrócić do własnego pokoju nim wujostwo dotarłoby na górę. Tak, więc komputer!
Komputer Dudleya wkrótce zamigotał, wracając do życia i Harry zauważył z pewnym zaciekawieniem, że jego kuzyn był w trakcie googlowania "jak zainteresować gorące dziewczyny". Harry wiedział, że mugole mogą szukać wielu informacji w Google'u - Hermiona wyjaśniła mu kiedyś jak działa wyszukiwarka niemal poetycko - jednak Harry mógł się założyć, że nawet Google nie pomoże Dudleyowi z czymś takim.
- Do tego potrzeba by ci trochę prawdziwej magii, Dudley. - Szepnął do siebie. - Więcej niż znajdziesz w Google'u!
Być może Harry również powinien czegoś poszukać, skoro ma szansę? Jedyny problem był taki, że informacje, których mógłby potrzebować nie należały to takich, które można znaleźć przez Google'a. Jak sprowadzić kogoś zza Zasłony, która oddziela żywych od martwych? Jak zwyciężyć Czarnego Pana? Jaka jest najlepsza strategia na przetrwanie ataku śmierciożerców?
Palce Harry'ego unosiły się przez chwilę nad klawiaturą. Wtedy wzruszył ramionami i wpisał imię, które ostatnimi dniami wciąż krążyło w jego głowie: Tom Marvolo Riddle. Wiedział dość o komputerach, by zdać sobie sprawę, że ten odpowie pewnie "Brak wyników dla 'Tom Marvolo Riddle'. Miałeś na myśli 'Toma morwy i rydle'?" czy coś takiego, ale było coś zakazanego i dziwnie satysfakcjonującego we wpisywaniu nazwiska Czarnego Pana w mugolskim komputerze Dudleya. Wuj Vernon spaliłby pewnie komputer gdyby tylko wiedział, że użyto go do tak grzesznych działań, pomyślał Harry radośnie.
Jednak ku jego wielkiemu zaskoczeniu, komputer nie zadał mu żadnych pytań; w zamian, momentalnie wyświetlił pierwszą z trzech stron wyników. Tom Marvolo Riddle, handlarz antyków. Tom Marvolo Riddle, samotny filantrop. Fundusz stypendialny Toma Marvolo Riddle'a dla osieroconych dzieci...
Co? Co?
Harry wbił wzrok w ekran. Nagle krew poniosła po jego ciele nieprzyjemne mrowienie. Miał halucynacje? Z pewnością to nie mógł być ten Tom Marvolo Riddle, Czarny Pan? Ale jak mogła istnieć inna osoba, która się tak nazywa?
Na ekranie był link, który pozwalał zobaczyć wyniki dla "Obrazów". Harry powoli przesunął na niego kursor. Nie. Nie, to nie mógłby być ten sam Tom Riddle... Mógłby? Oczywiście, że nie. Tylko dziwaczny zbieg okoliczności...
Harry kliknął "Obrazy" i kilkanaście małych fotografii mężczyzny pojawiło się na jasnym ekranie.
Harry siedział nieruchomo przez długą chwilę, wpatrując się w kompletnym niezrozumieniu w twarz na ekranie komputera. Wreszcie poruszył kursorem i kliknął na jedno ze zdjęć, by je powiększyć.
Twarz mężczyzny wypełniła ekran i poważne szare oczy spojrzały na Harry'ego z podświetlonej powierzchni.
Tom Riddle.
Harry poczuł się słabo. Tom Riddle? Tak, twarz na ekranie z pewnością należała do niego. Wyglądał teraz starzej niż kiedy Harry widział jego cień w Komnacie Tajemnic czy jego wspomnienie w myślodsiewni Dumbledore'a, ale te hipnotyzujące oczy były identyczne. Jak stary był? Trzydzieści lat, może czterdzieści? Nie, to absurd! Tom Riddle był uczniem Hogwartu w latach 40', powinien być teraz w wieku McGonagall! Nawet jeśli czarodzieje starzeją się wolniej niż mugole, nie było możliwości, by Tom Riddle tak wyglądał. Mimo tego, to był Tom Riddle. Nie mógłby pomylić tych lśniących, srebrzystoszarych oczu, otoczonych ciemnymi rzęsami, tych kształtnych rysów twarzy, albo pełnych warg wygiętych w na pół ironicznym uśmiechu...
Tom Riddle...?
Ale jak to możliwe? To nie ma najmniejszego sensu!
Tom Riddle już dawno stracił ludzkie piękno, które kiedyś posiadał. Stał się Voldemortem! Te jasne oczy barwy srebra dzisiaj lśnią szkarłatem, a ta urocza twarz jest przemieniona w coś potwornego i nieludzkiego.
Voldemort. Harry wpatrzył się w obraz mężczyzny przed sobą i, z dziwnym ukłuciem chłodu, zdał sobie sprawę z tego, że to była twarz Voldemorta. Tak, mógł wyczuć w niej coś wspólnego z widmem, które nawiedziło jego koszmary w rysach twarzy i hipnotycznych oczach. To był Voldemort, a jednocześnie wcale nie. Człowiek na ekranie był Tomem Riddlem, którym mógłby być, gdyby nie zmienił się w potwora. Ten mężczyzna wciąż był człowiekiem, wciąż był niepokojąco przyjemny do oglądania, tak jak upadły anioł...
Harry kliknął szybko i wrócił na poprzednią stronę, przywracając listę wyników. Tom Riddle, znany handlarz antykami, okazał się mieć sklep w jednej z lepszych części Londynu. Tom Riddle był wpisany na listy darczyńców różnych fundacji charytatywnych, w tym hojnego funduszy stypendialnego "ku pamięci Amy Benson i Dennisa Bishopa z sierocińca Wool". Zaraz, Amy Benson i Dennis Bishop? Harry poczuł jak dreszcz przebiega mu po plecach. Czy to nie była ta dwójka, którą Tom skrzywdził w jaskini, wiele lat temu?
Harry przetarł oczy. Śnił? Musiał śnić! To z pewnością jakaś straszna pomyłka? Możliwe, że ktoś umieścił te wszystkie fałszywe informacje o Tomie Riddle'u w internecie, wszystko w celu... w jakim celu? Zmyleniu magicznego świata? Jednak większość czarodziejów nigdy nawet nie widziała komputera! Czemu właściwie ktoś tworzyłby fałszywą postać dorosłego Toma Riddle'a w miejscu, w którym nie ma szansy zobaczyć tego nikt, kto by go znał?
Co jeśli to była prawda, a wszystko inne było kłamstwem? Co jeśli szarooki mężczyzna na ekranie był, mimo wszystko, prawdziwym Tomem Riddle'em? Jednak jeżeli to był Tom Riddle, w takim razie nie mógł być on Voldemortem. Jeśli Tom Riddle nie był Voldemortem, wtedy...
Wtedy co? Wtedy wszystko musi być kłamstwem. Każde słowo, które powiedział mu Dumbledore, każde wspomnienie, który zobaczył w jego myślodsiewni, każda rzecz, której nauczył się o Czarnym Panu... Same kłamstwa. Jednak dlaczego Dumbledore miałby go okłamywać? Czy możliwe, że sam był w błędzie? Czy to możliwe, że ktoś zdołał omamić cały czarodziejski świat, z Dumbledore'em włącznie, sprawiając, że uwierzyli w Czanego Pana, który nie jest prawdziwy?
Nie! Potworny Voldemort był prawdziwy - Harry widział go, czuł palący ból jego dotyku. Tak, Czarny Pan był nawet zbyt prawdziwy. Jednak jeśli nie był on Tomem Riddle'em, a jedynie kimś do niego podobnym?
Możliwe też, że mężczyzna na ekranie jest kimś pod działaniem eliksiru Wielosokowego, by wyglądać jak człowiek, jakim Czarny Pan mógł kiedyś być? Jednak czemu ktokolwiek by coś takiego robił?
Czując jak dłoń mu drży, Harry kliknął "drukuj" i drukarka Dudleya wyrzuciła z siebie pojedynczy arkusz papieru. Złapał go i spojrzał na kilka linijek tekstu. Domowy adres Toma Marvolo Riddle'a w Londynie. Człowieka, który może jednak nie być Voldemortem...
Harry złożył kartkę i schował do kieszeni. Po tym usunął historię przeglądania, wyłączył komputer i zszedł na dół.
Wziął pełna garść z awaryjnych pieniędzy, które ciotka Petunia trzymała w tajnej skrytce za książkami kucharskimi w kuchni. Złapał ciężkie krzesło i użył go do wybicia/otwarcia sobie drogi wyjścia przez okno w jadalni. Deszcz odłamków szkła opadł na nienaganny trawnik Dursleyów, małe dowody najnowszego występku Harry'ego, pozostawione i czekające na odkrycie przez jego wujostwo po ich powrocie. Harry sprawdził kieszeń i upewnił się, że ma w niej różdżkę.
Będzie miał piekielne kłopoty za tę wybitą szybę, a za kradzież pieniędzy, gdy tylko zostanie ona odkryta, czeka go pewnie dzikie lanie i miesiąc w komórce. Jednak w tej chwili Harry nie myślał o konsekwencjach. Wybierał się do Londynu, by znaleźć Toma Marvolo Riddle'a.
- Mogę w czymś panu pomóc? - W jakiś sposób mężczyzna za biurkiem w recepcji eleganckiego apartamentowca był w stanie sprawić, że słowo "panu" brzmiało jak obelga.
Harry przełknął ślinę, boleśnie świadom, że jego za duże, używane ubrania upodabniając go do czegoś, co kot przeżuł i wypluł.
- Chciałbym się spotkać z Tomem Riddle'em.
Portier pozwolił sobie unieść leciutko lewą brew, jasno komunikując, że uważa to za niezmiernie mało prawdopodobne.
- Czy pan Riddle oczekuje pana?
- Nie. - Cóż, jeśli tylko nie jest to skomplikowana pułapka. Czemu Harry nie pomyślał o tym wcześniej? Czy to mógł być sprytny podstęp, ukartowany przez samego Voldemorta, by odciągnąć Harry'ego od bezpieczeństwa domu Dursleyów? Nie, nikt nie mógł przewidzieć, że Harry wygoogluje "Tom Marvolo Riddle". Harry trafił na niewytłumaczalną tajemnicę i miał zamiar zgłębić temat.
- Mógłbym powiedzieć panu Riddle'owi jaki jest cel pana wizyty? - Portier mierzył Harry'ego zniesmaczonym wzrokiem. Zniżył lekko głos szepcząc konspiracyjnie: - Obawiam się, że pan Riddle wspiera jedynie uznane i szanowane instytucje charytatywne, proszę pana.
- Nie chcę prosić o pieniądze. - Harry poczuł, jak jego policzki płoną. - Chce z nim porozmawiać o... - O czym? Harry zastanawiał się, szukając po omacku we wspomnieniach imienia lub czegokolwiek innego, co mogłoby być znajome dla tego nieznanego Toma Riddle'a. Z jakiegoś powodu nie sądził by wpuszczono go, gdyby powiedział, że "chce porozmawiać o Czarnym Panu imieniem Voldemort", więc zdecydował się na: - Chcę porozmawiać z nim o... Albusie Dumbledorze. To bardzo ważne.
Portier zamarł.
- Albus Dumbledore? Czy to jeden z artystów, którego prace kolekcjonuje pan Riddle?
Harry skinął głową bez słowa, wyobrażając sobie niedawno zmarłego dyrektora Hogwartu jako niezrozumiałego artystę, otoczonego obrazami w jasnofioletowych barwach. To był całkiem miły obrazek.
Portier westchnął i uniósł słuchawkę, przyciskając coś. Po chwili czekania, powiedział:
- Przepraszam, że panu przeszkadzam, panie Riddle, ale jest tu... chłopak, który chce się z panem widzieć. Mówi, że chodzi o pana Dumbledore'a, proszę pana. - Urwał na chwilę. - Tak, powiedział "Dumbledore", panie Riddle. - Portier zerknął na Harry'ego, szukając potwierdzenia i ten kiwnął szybko głową. - Z sierocińca? Tak, wydaje mi się, że może być z sierocińca. - Kolejna, dłuższa przerwa, po której portier podjął z nutą niedowierzania w głosie: - Jak pan sobie życzy. Przyślę go, proszę pana.
Portier odłożył słuchawkę i powiedział z wyraźnym żalem:
- Pan Riddle zgodził się łaskawie z panem zobaczyć. Proszę wjechać windą na siódme piętro. To pierwsze mieszkanie po lewej. Proszę nie błąkać się po korytarzach albo powiadomię władze.
Harry kiwnął krótko głową i skierował się do windy, zaciskając mocno palce na różdżce w kieszeni kurtki.
Przez moment Harry zastanowił się, wręcz absurdalnie, czy handlarz antykami Tom Riddle będzie go pamiętał. Z pewnością będzie w stanie jakoś wyczuć, że jego druga mroczna część jest śmiertelnym wrogiem Chłopca, Który Przeżył? Jednak nie dostrzegł nawet cienia rozpoznania w srebrzystoszarych oczach mężczyzny, który otworzył mu drzwi chwilę później.
- Więc to ty jesteś chłopakiem, który chce porozmawiać o Albusie Dumbledorze. - Głos Toma Riddle'a brzmiał spokojnie i sympatycznie. Czy to był głos Voldemorta? Harry nie potrafił zdecydować. - Jakże niespodziewanie. - Srebrzystoszare oczy Riddle'a przez moment mierzyły wzrokiem Harry'ego i jego podniszczone ubrania, zanim nie cofnął się o krok, wpuszczając go do środka. - Wejdź w takim razie.
Harry zawahał się przez chwilę, nagle czując przenikający go lodowaty strach, gdy tylko spojrzał na piękną, na wpół znajomą twarz dorosłego Toma Riddle'a. Wziął jednak głęboki oddech, zaciskając palce wokół różdżki i wchodząc Riddle'em do jego mieszkania.
Mieszkanie było przestronne i pięknie umeblowane, ale zaskakująco zabałaganione. Ściany zajmowały bogato rzeźbione regały pełne, jak Harry przypuszczał, rzadkich i cennych książek, ale chwiejne stosy starych, oprawionych w skórę tomów zajmowały też niskie stoły i głębokie fotele. Antyczne przeszklone szafki wypełnione były osobliwościami: starymi przyrządami astronomicznymi, Egipskimi skarabeuszami, tajemniczymi mapami, figurkami z brązu przedstawiającymi nieznanych bożków, srebrnymi sztyletami i pucharami inkrustowanymi klejnotami, wszystko pomieszane razem. Wiekowe książki leżały na stolikach i krzesłach i dywanach, otwarte na fantastycznych ilustracjach średniowiecznych stworów, świętych i grzeszników, wszystkich równie pięknych w oczach ich dawnego autora. Harry przypomniał sobie nagle, że Dumbledore nazwał kiedyś Toma Riddle'a kolekcjonerem - i właśnie nim był, chociaż uroczo niezorganizowanym typem.
- Jestem Tom Riddle. - Wysoki, szarooki mężczyzna podał Harry'emu dłoń. - Jak się nazywasz?
Harry potrząsnął jego dłonią, niemal oczekując znajomego, palącego bólu płynącego z jego dotyku. Jednak nic takiego nie miało miejsca, a uścisk dłoni Toma Riddle'a był silny i zadziwiająco ciepły.
- Harry Potter. - Przedstawił się szybko. Zlustrował przy tym twarz Riddle'a wzrokiem, dziwiąc się na nieznajomo ludzkie rysy jego twarzy. Wciąż widział w nich ślady Voldemorta, ale zupełnie innego Voldemorta, jakby znany mu potwór zrzucił swoją okropną skórę i przybrał ludzką, kruchą i piękną... Za Riddle'em Harry mógł zobaczyć ciemniejącą panoramę Londynu w dużych, wysuniętych oknach, w których odbijało się znikające za horyzontem słońce, lśniące ostatnimi, płonącymi krwawo promieniami.
- Usiądź, Harry. - Riddle wskazał dwa głębokie fotele przy kominku. – Proszę, wybacz bałagan; byłem zajęty czytaniem. Chciałbyś czegoś do jedzenia? Wyglądasz na głodnego.
- Nie, dziękuję.
Harry przez chwilę siedział nieruchomo, zastanawiając się co dalej. Co powiedzieć, gdy świat przestał mieć jakikolwiek sens? Niemal czuł utrzymujące się na sobie spojrzenie srebrzystych oczu i zastanawiał się co Tom Riddle mógłby myśleć.
- Jesteś czarodziejem - powiedział nagle Riddle. - Mogę to wyczuć, Harry. Jest w tobie magia.
Harry wziął głęboki oddech i napotkał jego jasne spojrzenie.
- Tak, jestem czarodziejem, panie Riddle. Pan jest?
Tom Riddle milczał przez chwilę, wreszcie mówiąc łagodnie:
- Nie, nie jestem, Harry. Już nie. Byłem nim, ale bardzo dawno temu.
- Jak dawno? - Wyszeptał Harry.
Riddle uśmiechnął się.
- Dawniej niż podejrzewasz, jak mniemam. Jestem o wiele starszy niż na to wyglądam. Możliwe, że starzeję się tak wolno właśnie przez to, że już nie używam magii. Od kiedy nie ma ona ujścia w zaklęciach i klątwach, płonie wewnątrz mnie i zachowuje mój młody wygląd... Nigdy nie uczyli nas o tej stronie magii w Hogwarcie, ale nie podejrzewam, by wielu czarodziejów coś o tym wiedziało. Większość z nich woli używać swej magii, gdy tylko ma ku temu okazję.
- Kiedy... kiedy po raz ostatni użył pan magii, pani Riddle? - Harry starał się brzmieć pewnie.
Tom Riddle opuścił wzrok.
- Nie używałem magii od kiedy skończyłem szesnaście lat, Harry. Ani razu od dnia w którym nieumyślnie uwolniłem potwora, który zabił niewinną dziewczynkę. - Jego głos drżał nieznacznie. - Magia to niebezpieczna rzecz. Dlatego wolę jej nie używać.
Harry wpatrywał się w niego.
- Zabił niewinną dziewczynkę? Mówi pan o Marcie?
Nieumyślnie? Uwolnił bazyliszka nieumyślnie?
Tom Riddle kiwnął głową.
- Tak. Biedna, mała Marta McGrew. Musisz wiedzieć o straszliwym czynie jakiego się dopuściłem, lata temu, kiedy to bezmyślnie wypuściłem bazyliszka na wolność. Podejrzewam, że ludzie wciąż o tym mówią, nawet po tak długim czasie.
Harry przełknął.
- Mówią o tym, ale wszyscy przypuszczają, że to Hagrid był tym, który wypuścił potwora.
Riddle wyglądał na zaskoczonego.
- Hagrid? Ten wielki chłopak z gromadą zwierzaków? Pamiętam go! Jednak czemu, na Merlina, ludzie mieliby myśleć, że on ma z tym cokolwiek wspólnego? Jestem pewien, że Dumbledore to naprostował?
- Dumbledore? - Harry czuł, jak kręci mu się w głowie. - On... on mógł podejrzewać, że miał pan coś wspólnego z otwarciem komnaty, tak myślę, ale nie sadzę, by wiedział...
Srebrzyste oczy Toma Riddle'a otworzyły się szeroko.
- Co? Och, ale nie masz tu racji, Harry! Oczywiście, że Dumbledore wiedział! Poszedłem do niego i opowiedziałem mu wszystko zaraz po tej tragedii! Wyznałem Dumbledore'owi wszystkie straszliwe czyny, których się dopuściłem, powiedziałem mu też, że oszczędzę dyrektorowi Dippetowi problemów z wydalaniem mnie ze szkoły; chciałem spakować się i zniknąć przed rankiem. Opuściłem Hogwart tej nocy, po tym jak zobaczyłem jakich strasznych i mrocznych rzeczy może dokonać moja magia, i nie użyłem jej od tamtego czasu.
- Pan nigdy nie użył magii od tamtego czasu? - Harry spojrzał na Riddle'a wątpiąco. - Ale... ale poszedł pan zabić własnego ojca za pomocą Avady! Tak jak innych, niewinnych ludzi, w tym moich rodziców...
- Co? - Twarz Riddle'a poszarzała. - Skąd masz te dziwne myśli, Harry? Ja zabiłem mojego ojca? I twoich rodziców? Kto ci to powiedział?
- Albus Dumbledore. - Wyszeptał Harry.
- Albus Dumbledore. - Głos Toma był niemal niesłyszalny. - On ci to wszystko powiedział? Ale nie rozumiem... czemu powiedziałby coś takiego? Czy Dumbledore stracił rozum na stare lata? Jestem pewien, że musiałeś słuchać majaków szaleńca. Gdzie on teraz jest, Harry?
- Martwy - powiedział Harry, czując jak słowa niemal utykają mu w gardle. - Albus Dumbledore zginął kilka miesięcy temu. Został zamordowany przez nauczyciela eliksirów, Severusa Snape'a, sługę mrocznego czarodzieja Voldemorta.
- Voldemort? - Tom Riddle spojrzał na niego bezmyślnie. - Kolejny mroczny czarodziej, jak Grindewald?
Harry kiwnął głową.
- Tak. Ale nie rozumiem... widzi pan, Voldemort to pan, panie Riddle.
- Co? - Kolejne bezmyślne spojrzenie pełne niezrozumienia. - Ja?
Harry przyjrzał się Riddle'owi bliżej, ale nie widział w jego bladej, harmonijnej twarzy oszustwa, jedynie skołowanie i niepokój.
- Tak, pan. Według słów profesora Dubbledore'a oraz innych nauczycieli Hogwartu, jak profesor Slughorn, pan stał się Voldemortem. Uwolnił pan bazyliszka, zamordował własnego ojca i dziadków, stworzył kilka horkruksów i został Czarnym Panem Voldemortem. Widziałem Voldemorta; próbował mnie zabić. Wiem, że jest prawdziwy i niewiarygodnie przerażający. Według Dumbledore'a, istnieje przepowiednia która mówi, że muszę zostać tym, który w końcu zabije Voldemorta, jeżeli on nie zabije mnie pierwszy...
Tom Riddle zatopił się w fotelu, bledszy niż śnieg.
- Och, na Merlina, Harry! Istnieje wielkie zło, które maczało w tym palce, nie ma co do tego wątpliwości! Jednak nic z tego nie rozumiem. Nigdy nie chciałem mieć nic więcej wspólnego z magicznym światem, ale jeśli Dumbledore zdecydował, by osobiście mnie w to wmieszać, mogę nie mieć wyboru. Do tego wciągnął we wszystko ciebie, no i jak to brzmi - zwyczajny chłopak, który przypomina mi o zaniedbanym uczniu którym sam byłem... - Riddle siedział dłuższą chwile bez słowa, wpatrując się w Harry'ego. Wreszcie wyszeptał: - Harry, będzie lepiej jeśli opowiesz mi wszystko, od samego początku. Wtedy, być może, będziemy w stanie zrozumieć kim lub czym jest ten potworny Voldemort...
Uff, jednak sen i sprawy w domu okazał się silniejsze od zachwytu Kryjówką, no trudno. Na razie jest to jedyny opublikowany przez autorkę rozdział, kolejne będę tłumaczyć i umieszczać tak szybko po publikacji oryginału jak tylko będę mogła.
