Link do oryginału: .net/s/1360492/1/Eclipse
Chapter 1
Drapieżnik i ofiara
O ile korytarze Hogwartu były interesujące podczas dnia, to ich atmosfera wręcz zapierała dech w piersiach podczas nocy. Każda ściana migotała lekko od eterycznie osiadających pozostałości magii. Same cienie wydawały się chować rzeczy, które nie mogły wydostać się do światła, oszukując zmysły, podsuwając wizje czegoś ukrywającego się w najciemniejszych zaułkach. Dziś wieczorem można było przekonać się o tym na własnej skórze.
Draco Malfoy nie zwracał uwagi na niesamowity nastrój panujący nocą w Hogwarcie. Opuścił lochy, skupiony na od dawna wyczekiwanej misji. Niosła ona ze sobą obietnicę jakże słodkiej i przyjemnej zemsty. Tego samego dnia, pod koniec lekcji eliksirów, udało mu się wykraść wypracowanie Pottera z jego torby. Było zadane na następny dzień i jeżeli brunet chciał mięć jakakolwiek szansę by zdać do następnej klasy, niedługo zacznie go szukać. Gdy tak się stanie, Draco będzie już gotowy. To było takie banalne. Tak proste, a jednak tak mistrzowsko wykonane. Teraz musiał już tylko czekać.
Starał się przeniknąć wzrokiem ciemności, oczekując jakiegokolwiek drgnięcia ze strony dużego portretu wiszącego spokojnie na ścianie. Sprawiał on wrażenie, jakby oddzielał wieżę Gryffindoru od reszty Hogwartu. Wytężając słuch mógł jednak tylko rozpoznać, jak Gruba Dama pochrapywała cicho w swojej ramie. Oprócz tego słyszał jedynie bicie własnego serca.
Skradając się dyskretnie, Draco wspierał się jedną ręką ściany, zachowując w dalszym ciągu pełną czujność. Nigdy jeszcze nie był w nic aż tak bardzo zaangażowany. Magiczny napój, który przyrządził dla siebie, zniwelował jego zapotrzebowanie na sen. Mógł dzięki temu czekać całą noc, jeśli byłoby to konieczne i nawet się przy tym nie zachwiać. Bycie pupilkiem Snape'a miało wiele zalet, ale największą z nich był niewątpliwie dostęp do wszystkich składników, z których przyrządzano eliksiry. Z kolei pod koszulą ukrywał wyjątkowy medalion, który przyodział mając na względzie rady ojca. Unieszkodliwiał on wszelkiego rodzaju zaklęcia tropiące, maskując jego obecność do czasu, aż on i Potter znajdą się poza terenami Hogwartu. Ponadto, jego własne zdolności i ostrożność powinny skutecznie chronić go przed zdemaskowaniem. Zjechał ręką w dół i potarł nią rękojeść sztyletu, wetkniętego w pochwę oraz dokładnie ukrytego pod szatą. Ostrze pokrywała trucizna paraliżująca, którą uzyskał wedle własnego przepisu. Ten wywar dał mu najwyższe oceny w na SUM-ach, a teraz dzięki niemu zdobędzie również Pottera.
Nagle coś zaskrzypiało. Draco zamrugał, ale nie uczynił nic poza tym. Rama portretu odchyliła się lekko od ściany z donośnym zgrzytem, przez co Gruba Dama poruszyła się, lecz nie obudziła. Powoli obraz powrócił z powrotem na swoje miejsce. Mimo wszystko, zwyczajny obserwator nie zauważyłby, ze ktoś stamtąd wyszedł. Uśmiech Dracona powiększył się. Więc miał pelerynę niewidkę. Nie robiło mu to większej różnicy − w sumie ten fakt mógł być nawet pomocny. Potter będzie czuł się pewniej, przebywając w ukryciu. I naturalnie stanie się tym samym mniej czujny. Nieostrożną zdobycz zawsze łatwiej złapać.
Słyszał szuranie butów po kamiennej posadzce i delikatne szeleszczenie materiału w powietrzu. Dobry łowca dokładnie wie kiedy i gdzie uderzyć. To ewolucja; przetrwają jedynie ci najsilniejsi. Mający świadomość tego gdzie należy czekać, kiedy walczyć, w jakim czasie ruszyć i zadać ostateczny cios. Będzie go śledził, aż ten znajdzie się w odpowiednim miejscu, a następnie przystąpi do ataku. Potter wyląduje w ten sposób na końcu łańcucha pokarmowego.
W między czasie Harry szedł, cicho przeklinając w myślach. Gdy nie miał już pomysłów, powracał do najlepszych pozycji ze swojej mentalnej listy. Nie mógł uwierzyć, że gdzieś zapodział ten pergamin. Ze wszystkich głupich rzeczy, jakie mogły mu się przytrafić, musiało paść akurat na zadanie z Eliksirów? I pomimo tego, że jest tyle przedmiotów, muszą to być właśnie one? Na dodatek dzień przed oddaniem prac? Najgorsze jest to, że to było pierwsze wypracowanie w tym roku.
Mógł przysiąc na wszystko, że włożył je do plecaka pod koniec zajęć, lecz dziś wieczorem , kiedy to siedząc wraz z Ronem przed kominkiem, postanowili wyciągnąć książki, by zająć się pracą domową, odkrył, że pergamin zniknął. Napisanie tych czternastu cali skryptu zajęło mu cały tydzień, i nie było sposobu, by mógł przepisać to wszystko w jedną noc. Hermiona mogłaby mu w tym pomóc, jednak zamiast tego, zaczęła go pouczać, mówiąc, że stanie się bardziej odpowiedzialny, jeśli sam przez to przejdzie. Więc tak też zrobił. Rozpoczął polowanie na ten cholerny świstek papieru.
Harry, będąc na końcu korytarza, skręcił w bok i zaczął schodzić po schodach, praktycznie potykając się o pierwszy stopień. Dodał kilka nowych wyrazów do, stale się powiększającej, kolekcji przekleństw.
Ciemność nigdy mu nie dokuczała. Po spędzeniu większości życia w ciasnej komórce, mając do dyspozycji wyłącznie żarówkę, przywykł do niej. Cienie, wypełniające podczas nocy korytarze traktował jak coś znajomego. Miejsce, przez które mógł śmiało i swobodnie przejść. Mimo wszystko, frustracja związana z wypracowaniem, a także irytacja spowodowana faktem, że nie może teraz wylegiwać się w swoim ciepłym łóżku, wprawiały go w nienajlepszy nastrój. Dzisiaj nawiedzało go niepokojące przeczucie, że coś kryje się w ciemnych zakamarkach. Jakby ktoś był za blisko, naruszając jego prywatną przestrzeń.
Przestań powiedział sobie. Zeżre cię paranoja, jeśli tak dalej pójdzie. Mapa Huncwotów nikogo nie pokazuje. Jestem tylko ja. Wystarczy dostać się do lochów, znaleźć ten piekielny pergamin i wrócić z powrotem do łóżka.
Całkowicie skupiony na swoim zadaniu i odkryciu kolejnego wulgaryzmu, który mógłby dodać do swojej, powiększającej się ciągle, wewnętrznej tyrady, ruszył schodami w dół, kierując się przez rozlegle korytarze, by w konsekwencji znaleźć się dokładnie naprzeciwko lochów. Nie było widać śladu Filch'a, Pani Norris, Irtka, czy nawet Krwawego Barona. Harry'emu taki spokój bardzo przypadł do gustu.
Ale Draco również.
Pozostali tylko oni dwaj - niewidzialny człowiek i jego cień.
Malfoy podążał za Harrym w bezpiecznej odległości trzydziestu, bądź więcej, stóp, bacznie obserwując każdy krok Pottera, jak również chłonąc dźwięk jego przyspieszonego oddechu. Tropił go z wyczuciem, precyzją, opracowaną niemal do perfekcji: skradając się na palcach.
Harry nie potrafił odnaleźć się w lochach, podczas gdy Draco czuł się w nich jak ryba w wodzie. Znał na pamięć każdy kamień, cień i drzwi.
W otoczeniu głuchej ciszy, Malfoy i Potter skręcili w korytarz prowadzący wprost do dormitoriów Ślizgonów, jednak kontynuowali dalszą wędrówkę w kierunku klasy Eliksirów.
Za salami Snape'a nie było jednak niczego, co chociaż częściowo mogłoby sugerować odbywające się tam zajęcia. Te korytarze opustoszały wieki temu, mimo to Draco miał nieodparte przeczucie, że rozsądnym wyjściem byłoby je zwiedzić. A wycieczka zaprowadziła go do zakurzonego, bo od dawna nie używanego przejścia. W tamtym czasie jego śmiałe przedsięwzięcie można było w pewnym stopniu uznać za zwykłą stratę czasu. Dzisiaj ta wiedza miała zaprocentować.
Odgłosy szurania, jakie wydawał Potter zanikły, gdy chłopak zatrzymał się przed klasą Snape'a. Do uszu blondyna dotarł szelest peleryny i metalowy zgrzyt klamki, kiedy to Harry próbował otworzyć – najwyraźniej zablokowane – drzwi.
To jasne, że będą zamknięte, kretynie.
W mniemaniu Draco inteligencja bruneta spadła z trzaskiem o kilka stopni w dół.
Ta chwila zawahania była tym, czego najbardziej potrzebował. Przemknął wzdłuż ściany po przeciwnej stronie korytarza, aż znalazł się dokładnie za Harrym. Więc to właśnie tak czuje się wąż, który po zwęszeniu swojej ofiary, jest w pełni gotowy do ataku.
Ojciec byłby dumny, gdyby mógł go teraz zobaczyć. Jakby nie patrzeć, nie był tylko pustym narzędziem zbrodni. Mógł zadać o wiele głębszy cios, jakim niewątpliwie będzie honorowe wkroczenie w szeregi śmierciożerców.
Starając się z całej siły nie zaczerpnąć powietrza, przez co mógłby stracić swoja szansę, stanął za plecami Harry'łopak wyciągnął rękę i chwycił klamkę, a następnie ją pociągnął. Nawet nie drgnęła. Szarpnął powtórnie, nie przyjmując do wiadomości, że drzwi są zablokowane. Przerwał na moment, zirytowany, a następnie nerwowo zaczął przeszukiwać szaty w poszukiwaniu różdżki. Rozległ się cichy szmer, na sekundę przed tym, jak coś chwyciło niespodziewanie jego pelerynę i ściągnęło ją z ciała.
Harry obrócił się zszokowany, instynktownie osłaniając się rekami przed niebezpieczeństwem.
− Malfoy! − wysyczał.
− Nie powinieneś się tu kręcić w nocy, Potter. Ktoś może cię złapać. − zadrwił Draco.
− A ciebie to może nie dotyczy, co? − odgryzł się Harry. − Co ty tu do cholery w ogóle robisz?
− Odrabiam małą prace domowa z Eliksirów. − Blondyn sięgnął do kieszeni, by po chwili wyciągnąć z niej zmięty kawałek pergaminu. − Wygląda znajomo?
W słabym świetle korytarza rozpoznał w nim swoje chaotycznie napisane wypracowanie.
Niemal jak ryba otwierał i zamykał usta, nie wydając przy tym żadnego dźwięku, co przy jego bezbrzeżnym zdumieniu nie było niczym niezwykłym. W końcu zdobył sie na słabe:
− Do czego ci ono potrzebne? Nie możesz zacząć zawracać sobie głowy kimś innym?
Malfoy zbliżył się nieznacznie, przyjmując najgroźniejszą pozę, na jaką mógł się zdobyć. Harry czuł na policzku jego gorący oddech. Potter odsunął się, uderzony nieprzyjemnym odczuciem dyskomfortu. Większym nawet, niż zwyczajowe złe samopoczucie, które odczuwał zawsze w obecności Ślizgona.
Uderzył plecami o ścianę.
Nagle zdał sobie sprawę, że znajduje się w potrzasku, uwieziony pomiędzy murem, a Malfoyem. Draco uśmiechnął się, a Harry z całą pewnością mógł stwierdzić, że był to najbardziej odrażający uśmiech, jaki kiedykolwiek w życiu widział. Nie licząc rzecz jasna Voldemorta.
− Zawracam sobie głowę, Potter? − zapytał. W jego oczach pojawił się dziwny błysk. − Doprawdy? W takim razie najwyższy czas to zmienić.
Może i Harry miał odpowiednią ilość wolnej przestrzeni, by móc się wydostać, lecz definitywnie zabrakło mu na to czasu. Draco wystrzelił z prędkością błyskawicy. Potter dostrzegł błysk metalu w dłoni blondyna, po chwili czując, jak ostrze zatapia się w jego ramieniu.
Był zbyt oszołomiony, by wrzasnąć, lecz starczyło mu siły na głośne sapniecie. Żelazo zdawało się mrozić jego ciało niczym arktyczny lód.
Szczerząc się złośliwie, Malfoy wykręcił sztylet, zanim wyciągnął go na zewnątrz. Mimo to, mroźne wrażenie nie znikło. Co gorsza, najwyraźniej szybko się rozprzestrzeniało. Chłód pędził przez żyły Harry'ego, kierując się w dół do ramion, a następnie do klatki piersiowej.
− Co ty...?
Igiełki lodu dosięgły w końcu i szyi, zamrażając sformułowane w gardle słowa. Potter upadł na podłogę, gdy również nogi stały się odrętwiałe.
Draco stał nad nim, manifestując wyraźnie swoje zwycięstwo.
− To specjalna mikstura, mojej własnej produkcji, Potter. Przekracza raczej znacznie twoje umiejętności. Masz pecha, mogłeś bardziej uważać na Eliksirach. Och, przy okazji − twoje wypracowanie jest koszmarne.
Pochylił się, przez co jego twarz od twarzy Harry'ego dzieliły teraz już tylko cale.
− Nie martw się. Nie jest trująca. Czarny Pan byłby bardzo rozczarowany, gdybym zabrał mu przyjemność zabicia cię. Mówiłem przecież, że zapłacisz mi za wszystko.
Harry próbował krzyczeć, ale stopniowo wszystko wokół niego stawało się coraz bardziej niewyraźne. Puls zwolnił, odbijając się głuchym echem w jego uszach. Ledwie mógł zmusić swoje płuca, aby wypełniły się na nowo powietrzem. Bryla lodu skuła serce, dziko nim wstrząsając. Wraz z ostatnim, płytkim wdechem Potter obserwował ciemność, która owijała go ciasno niczym kokon, dusząc, a następnie całkowicie pochłaniając.
Malfoy ujął jego nadgarstek i wyczuł puls. Uderzenia były słabe, oddzielone od siebie praktycznie dziesięcioma sekundami, ale jednak były tam. Pokiwał głową z satysfakcja, schował sztylet z powrotem do pochwy i wepchnął wypracowanie bruneta do kieszeni. Wziął Harry'ego pod ramiona, ciągnąc go w kierunku sekretnego przejścia. Zaintrygował go fakt, że chłopak w rzeczywistości był tak lekki. Może nie będzie musiał robić mu przysługi i lewitować go do końca tunelu. Z łatwością pociągnie drobnego Gryfona po ziemi, przez co ten nabierze paru zadrapań. Taka wizja wydawała się całkiem kusząca.
Draco poinformował wcześniej ojca o swoim planie, więc ten będzie czekał na niego przy wyjściu. Jeśli by zawiódł, niewątpliwie otrzymałby kare, jednak ryzyko było tego warte. Lucjusz powita go z duma, a Czarny Pan we własnej osobie wynagrodzi go sowicie. Dokonał czynu, który wprawi w zazdrość wszystkich starszych rangą śmierciożerców. On, Draco Malfoy, złapał Harry'ego Pottera.
