Tytuł oryginalny: A Hundred Words;

Link: s/8947608/95/A-Hundred-Words

Autor oryginału: Prim the amazing

Zgoda autora na przetłumaczenie i publikację: Tak

Tytuł tłumaczenia: Pies

Tłumacz: Yukami

Długość: miniaturka

Pairing: Allen x Kanda

Gatunek: AU, humor, romans

Ostrzeżenia: słownictwo Kandy

Uwagi autora: -

Uwagi tłumacza: No więc, całe opowiadanie to 100 miniaturek z fandomu DGM. Każda zainspirowana randomiastym słowem. Powiedziałam autorce, że wybiorę niektóre i przetłumaczę, więc tak też zrobię.

Pięknie wyprzecinkowała: Sake

Pies

Chociażby nie wiem jak się starać, nie dało się szczerze powiedzieć, że Yuu Kanda był w jakikolwiek sposób uroczy. Był zahartowanym byłym żołnierzem amerykańskiej armii, klął jak szewc, a jego ogólne usposobienie było najoględniej mówiąc wredne. Nie rumienił się, nie jąkał, nie robił rzeczy, które można by zakwalifikować jako „słodkie", a nawet jakoś specjalnie często się nie uśmiechał. Wiedział jak walczyć o swoje i robił to bez najmniejszych oporów. Był również w stanie sam doskonale się obronić, wielkie dzięki za pomoc.

A pomimo wszystko… Allen jednak wciąż twierdził, że Kanda był naprawdę… uroczy, z braku lepszego słowa. Nie robił ani nie mówił nic uroczego, nawet nie wyglądał uroczo. Jego uroda kojarzyła się raczej z gracją, z siłą. Ale jednak w jakiś sposób, jakimś cudem potrafił być czasem bardziej uroczy niż mały szczeniaczek i ledwo narodzony kotek próbujący jednocześnie wczołgać się do tego samego kapcia.

No na przykład: Kanda, próbując przejść koło stolika w salonie, walnął się w duży palec u nogi, zaczął kląć jak opętany, a w końcu doszło do tego, że wywrócił ten stolik do góry nogami. A co Allen na to? Na sam widok poczuł jak jego serce niemal topnieje z zachwytu, jakżeby inaczej.

Kanda dosłownie zawarczał na psa, który próbował polizać go po ręku? Przyjemne ciepło, które rozlało się w klatce piersiowej Allena było wprost niemożliwe do opanowania.

Kanda kopnął telewizor, żeby zaczął działać? Sam nie rozumiał jakim cudem „Awwww" zdołało nie wymknąć się z jego ust.

To było dziwne. To było niewytłumaczalne. Jak również raczej dość głupie.

Lenalee powiedziała, że może po prostu jego poczucie tego co słodkie, a co nie było po prostu spaczone od urodzenia. No, w końcu umawiał się z Kandą. Lavi z kolei sądził, że połączenia między jego neuronami muszą być w którymś miejscu wadliwe i powinien natychmiast iść do neurochirurga zanim będzie za późno!

Allen już dawno temu nauczył się, że nie powinien brać na poważnie wszystkiego, co mówił Lavi, więc zrezygnował z wizyty w szpitalu, ignorując ryzyko krwiaka śródczaszkowego.

Więc może po prostu był trochę spaczony, jak twierdziła Lenalee. Ale czy to nie dobrze, w jego sytuacji? W końcu, jak już wspomniano, umawiał się z Kandą. A może po prostu to z przyzwyczajenia? On sam porównywał go poniekąd do psa, który był wściekły na coś głupiego, czego nie potrafił pojąć jak na przykład czemu jego smycz robiła się coraz krótsza z każdym okrążeniem, które wykonał wokół drzewa, do którego był przywiązany. To było właśnie coś takiego. Tak. Kanda nie był uroczy w tym sensie tego słowa, o którym zawsze myślało się w pierwszej chwili. Był uroczy w ten rozbrajający, przygłupi psi sposób. Oczywiście lepiej mu o tym nie wspominać. Mógłby zrobić się na tyle wściekły, żeby próbować go zabić. Wściekły jak ten pies, rzecz jasna.

Właściwie to teraz nabrał ochoty, żeby mu powiedzieć. Tylko po to, żeby móc zobaczyć jak goni go z nożem kuchennym w ręku i wściekłą miną na twarzy. Tą minę uwielbiał najbardziej, była przeurocza — w ten psi sposób.

To wszystko beztrosko przelatywało przez myśli Allena, kiedy z kanapy obserwował jak Kanda parzy sobie palce zapałką, którą próbował podpalić drewno w kominku i którą niestety trzymał w palcach już byt długo. Patrzył jak Kanda wyzywa pudełko zapałek od plugawych skurwysynów i wrzuca całe naraz do tlącego się już ognia. Allen zwrócił uwagę sam sobie, że powinien kupić nowe zapałki. I oczywiście ledwo powstrzymał się od dźwięków zachwytu jakie chciały wyrwać mu się z piersi w odpowiedzi na zachowanie Kandy, który teraz wpatrywał się w ogień z wyraźną chęcią mordu — zupełnie jakby miał z nim jakieś osobiste porachunku.

Yuu Kanda w żadnym wypadku nie był uroczy. A przynajmniej nie w tym tradycyjnym sensie.