Takipomysł na fanfiction przyszedł mi do głowy zupełnie niespodziewanie. Tak więc, jeśli Meropa Gaunt (czy raczej Riddle) nie umarłaby przy porodzie, a Tom Riddle nigdy nie mieszkałby w sierocińcu, to losy ilu osób potoczyłyby się zupełnie inaczej?
Jeśli ktoś zechciałby zostać Betą to bardzo proszę o kontakt. Czekam.
ROZDZIAŁ 1
Londyn, 31 grudnia 1926r.
Ostatni dzień roku był wyjątkowo mroźny i wietrzny. Pośród spieszących do domów mieszkańców Londynu, szła samotnie młoda kobieta w zaawansowanej ciąży. Widać było, że porusza się z dużym wysiłkiem, lecz nikt nie zwracał na nią specjalnej uwagi. Nagle skręciła w jedną z bocznych ulic, stając przed tajemniczo wyglądającym barem z odrapanym szyldem z napisem „Dziurawy kocioł". Weszła do środka kierując się w stronę ukrytego przejścia na ulicę Pokątną. Tak, ta kobieta była czarownicą.
Wkrótce znalazła się na zatłoczonej ulicy, która tego dnia wyglądała wyjątkowo pięknie. Ona jednak nie zwracała uwagi na dekoracje, girlandy i światła, z wyrazem zdeterminowania na twarzy kierując się do celu swej wędrówki.
Sklep Borgina i Burkesa. Musi tam dotrzeć.
Jednak, gdy tylko przeszła kilkanaście metrów, zachwiała się i upadła, a jej krzyk przeszył powietrze, w końcu zwracając uwagę przechodniów.
- Co się pani stało? – zapytał jakiś mężczyzna, podbiegając do niej.
- Nie widzi pan? Ona zaczyna rodzić! Trzeba ją natychmiast zawieźć do Świętego Munga! – krzyknęła staruszka w purpurowej szacie – Słyszy mnie pani? Wszystko będzie dobrze. Zaraz zajmą się panią uzdrowiciele…
Ale kobieta już jej nie usłyszała, bo zemdlała ze zmęczenia i strachu.
xxxxxxxxxxxxxx
Obudziło ją jasne światło i podniesione głosy.
- Lepiej się pani czuje? Jak się pani nazywa?
Kobieta była zbyt oszołomiona tym co się dzieje. Nie chciała, żeby tak to się skończyło. Jeszcze nie teraz… Zdołała wykrztusić tylko:
- Meropa… Meropa Riddle.
- Dobrze, teraz najważniejsze jest zdrowie pani dziecka. Czy…
Kolejny krzyk bólu nie dał uzdrowicielowi dokończyć pytania.
- Nie ma czasu do stracenia. Proszę się nie bać. Zaraz wszystko będzie w porządku.
Meropa i tak mu nie uwierzyła. Teraz, leżąc tutaj, rozmyślała nad tym jaka była głupia, myśląc, że Tom naprawdę ją kocha. Dlaczego przestała dawać mu eliksir miłosny? A teraz…
Już nic nie mogła zrobić.
To jej wina. To wszystko była jej wina.
xxxxxxxxxxxxxx
dwie godziny później
Zmęczenie. Wyczerpanie. Tylko to teraz czuła.
A równocześnie trzymając w ramionach swe nowonarodzone dziecko, odczuwała nieopisane szczęście i spokój.
Tom Marvolo Riddle. Jej syn.
Tak, nie była już sama na tym świecie. I to dawało jej nadzieję.
Jak jeszcze kilka godzin temu mogła myśleć o śmierci jak o rozwiązaniu swoich problemów?
To be continued…
Jeśli wam się podobało to proszę o komentarz ;) Rozdział 2 właściwie już jest napisany tylko nie miałam dzisiaj czasu na dodanie go. Pozdrawiam.
