W sali wejściowej panowała niepokojąca cisza. Wszyscy, którzy przechodzili tamtędy starannie omijali środek pomieszczenia uważnie spoglądając przy tym w górę, gdzie Irytek, chichocząc głośno, grzebał coś przy okazałym zdobionym żyrandolu. Chociaż prawie wszystkich skręcało z ciekawości, by się dowiedzieć, co też poltergeist znów kombinuje, po części woleli nie wiedzieć, by przypadkiem się nie okazało, że w jakiś sposób przy tym ucierpią. Harry z Ronem jednak siedzieli na schodach niecierpliwie czekając na dalszy rozwój sytuacji. Wprawdzie burczące brzuchy zachęcały ich do przejścia do Wielkiej Sali, gdzie mogliby w spokoju zjeść śniadanie, woleli poczekać trochę dłużej i zobaczyć, co się właściwie stanie.
Z lochów wyłoniła się nagle dwójka młodych Ślizgonów, a tuż za nimi szedł profesor Snape mordując wzrokiem wszystkich dookoła. Ślizgoni nie wyglądali na wesołych, co mogło świadczyć o tym, że dostali właśnie burę od swojego Opiekuna Domu. Snape natomiast sprawiał wrażenie, że pozabijałby wszystkich z jeszcze większą chęcią niż zwykle. Żaden z nich nie zwrócił uwagi na wesołego Irytka, co było ich wielkim błędem.
Snape pchnął lekko uczniów idących przed nim, by ich trochę pospieszyć. Dzień nie zaczął mu się zbyt wesoło i wolał już być w Wielkiej Sali i powyżywać się trochę na Minerwie, niż użerać się jeszcze z jakimiś niewychowanymi bachorami. Naprawdę, Slytherin zaczął powoli schodzić na psy z każdym kolejnym nowym rocznikiem. Same rozwydrzone dzieciaki mu się wciąż trafiały.
Kiedy przechodzili przez środek sali, wydarzyło się naraz kilka rzeczy, które przerwały jego tok myślenia. Gdzieś w oddali Granger wrzasnęła: „Profesorze!", coś trzasnęło gdzieś nad jego głową, uczniowie zgromadzenia wokół pomieszczenia głośno wciągnęli powietrze, dwaj Ślizgoni przed nim czmychnęli szybko, a gdy uniósł wzrok, ujrzał lecący w dół z zawrotną prędkością zdobiony żyrandol. Sięgnął po różdżkę, ale wiedział już, że nie zdąży jej wyciągnąć. Cóż za paradoks! Przeżyć Ostateczną Bitwę, ujawnić się jako zdrajca i szpieg, zostać bohaterem wojennym tylko po to, by zginąć później pod spadającym żyrandolem.
- Kurw… - zdążyło mu się wyrwać, po czym zapadła ciemność.
Zgromadzeni dookoła uczniowie bali się chociażby odezwać. Harry i Ron z zapartym tchem wpatrywali się w Snape'a leżącego na ziemi tuż obok popękanego żyrandolu. Hermiona stała kilka stopni wyżej wciąż ściskając w ręku różdżkę, za pomocą której próbowała chociaż przesunąć lecące niebezpieczeństwo. Nie chowając magicznego patyka zbiegła na dół i zatrzymała się koło profesora, który akurat się poruszył.
- Profesorze? – zapytała niepewnie spoglądając na niego uważnie.
Powoli otworzył oczy, mrugnął kilka razy, po czym potrząsnął głową, ale zaraz syknął z bólu.
- Ałć…
- Nic panu nie jest? – spytała ostrożnie.
- Proszę?
- Pytam, czy nic panu nie jest, profesorze.
- Nie, panno Granger, wszystko w porządku. Oprócz faktu, że odrobinę boli mnie głowa. Intrygujące zjawisko. O, żyrandol – mruknął spojrzawszy w bok. – Czy on nie powinien wisieć?
- Powinien – odparła powoli spoglądając na niego niepewnie. – Na pewno dobrze się pan czuje?
- Oczywiście, panno Granger, ale dziękuję za troskę – odparł wstając powoli.
Hermiona po jego słowach ani drgnęła przez dłuższą chwilę, on tymczasem rozejrzał się ze zdziwieniem, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył do Wielkiej Sali. Wszyscy uczniowie pogrążeni w głębokim szoku odprowadzili go wzrokiem. Harry i Ron po chwili wyrwali się z otępienia i zbliżyli do Hermiony.
- Co mu się stało?
- Nie mam pojęcia, ale to było dziwne.
- Hermiona, czy my dobrze słyszeliśmy, że on ci PODZIĘKOWAŁ?
- Chyba tak. A przynajmniej tak mi się wydaje.
- Ale spójrzcie na to z innej strony – wtrącił się Ron. – Może w końcu będzie trochę spokoju.
- Dałbyś spokój, Ron, to poważna sprawa.
- Tak, tak, Miona. Idziemy na to śniadanie?
Hermiona westchnęła ciężko, ale powlokła się za przyjaciółmi zerkając przy okazji na stół nauczycieli. Mistrz Eliksirów siadał właśnie koło profesor McGonagall.
- Coś się stało w sali wejściowej, Severusie? Słyszeliśmy jakieś hałasy – odezwała się Minerwa, gdy tylko Severus usiadł.
- Obawiam się, że żyrandol spadł. Powinien być trochę mocniej zamocowany.
- Mam nadzieję, że nikomu nic się nie stało?
- Spokojnie, Minerwo, panna Granger czuwała nad wszystkim.
- Panna Granger? I ciebie to nie niepokoi?
- Oczywiście, że nie, przecież to zdolna dziewczyna. Mogłabyś mi podać ten półmisek? O, dziękuję.
- Severusie, czy ty się dobrze czujesz?
- Jak najbardziej, Minerwo, czemu pytasz?
- Nie wiem, zachowujesz się jakoś… dziwnie.
- Wydaje ci się, moja droga.
Minerwa przez chwilę wpatrywała się w niego ze zdumieniem, aż w końcu dotknęła dłonią jego czoła.
- Minerwo, co ty właściwie robisz?
- Sprawdzam, czy masz gorączkę. Niby nie masz – mruknęła, gdy spojrzał na nią pytająco.
- Wspaniale. W takim razie wybacz, ale z chęcią wróciłbym do śniadania – odparła uśmiechając się przy tym lekko.
- Severusie, coś ty robił w nocy?
Westchnął ciężko.
- Zapewniam, że jedynie spałem. Nie chcę być nieuprzejmy – słowa te spowodowały u Minerwy nagły napad kaszlu, gdyż akurat próbowała zjeść kiełbaskę, a przełykanie połączone z gwałtownym wciąganiem powietrza nie kończy się zbyt dobrze – ale zwróć, proszę, uwagę na wydarzenia mające bezpośredni wpływ na ciebie i, jeśli możesz, daj mi skończyć śniadanie – dokończył poklepując ją pomocnie po plecach.
- Co masz na myśli?
- Że jestem głodny i chciałbym ten głód zaspo…
- Nie to – przerwała mu. – To, co powiedziałeś wcześniej.
- Och, wybacz, nie mogę ci powiedzieć, Albus serdecznie mnie prosił, bym ci nie zdradzał, że jest w tobie na zabój zakochany – odparł z przepraszającym uśmiechem.
- A tak mnie coś ostrzegało, żeby mu tego nie mówić… - mruknął przechodzący akurat dyrektor.
- Severusie, na pewno czujesz się dobrze?
- Jak już mówiłem, Minerwo, czuję się jak najbardziej dobrze. Nie bardzo rozumiem, dlaczegóż miałbym czuć się źle. O witaj, Sybillo, pozwolisz, że ustąpię ci miejsca?
Słowa te wypowiedziane uprzejmym tonem przez Severusa Snape'a i skierowane do Sybilli Trelawney wywołały głęboką ciszę w całej Wielkiej Sali. Wszyscy wgapiali się zszokowani w uśmiechającego się uprzejmie Mistrza Eliksirów. Nawet Albus zatrzymał się przy drzwiach i teraz szybko pocierał swoje okulary połówki w obawie, że może to przez okulary źle właśnie widział, ale prawda była taka, że Severus faktycznie wstał z miejsca i przysunął krzesło zmieszanej Sybilli, która zdawała się nie wiedzieć, co ma powiedzieć. Nagle Minerwa zerwała się ze swojego krzesła i przytknąwszy Mistrzowi Eliksirów różdżkę do gardła wrzasnęła głośno:
- KIM JESTEŚ I CO ZROBIŁEŚ Z SEVERUSEM?
Severus westchnął. Odsunął jej różdżkę i położywszy jej rękę na ramieniu posadził ją z powrotem na jej krześle. Po chwili wcisnął jej filiżankę do ręki.
- Minerwo, odetchnij głęboko, napij się herbatki, zamknij oczy i policz do dziesięciu, a zapewniam, że wszystko, co ci się ubzdurało, zaraz zniknie. A teraz wybacz, ale muszę iść przygotować lekcję.
Poklepał ją jeszcze po plecach uśmiechając się pocieszająco, po czym opuścił Wielką Salę w wejściu obdarzając Albusa uprzejmym uśmiechem. Gdy tylko przekroczył próg w Sali momentalnie rozbrzmiały szepty. Każdy się zastanawiał, co takiego się wydarzyło, że Snape zachowywał się tak, a nie inaczej. Pojawiły się spekulacje, że może się zakochał, ale wszyscy szybko w to zwątpili. Większość obstawiała, że nawdychał się jakiś oparów i teraz mu odbija. Jednak ktoś też wymyślił, że może jakiś złośliwiec mu coś dolał do napoju, albo Snape po prostu się schlał i jeszcze nie wytrzeźwiał do końca. Harry z Ronem też próbowali wymyślić swoją wersję wydarzeń, zaś Hermiona dłubała w jajecznicy zastanawiając się nad czymś głęboko.
- To na pewno przez ten żyrandol – mruczała do siebie pod nosem. – Trzeba to szybko odwrócić, zanim dojdzie do samowolki… Pytanie tylko: jak? Idę do biblioteki! – krzyknęła w końcu i już jej nie było.
W połowie drogi, pędząc do swojej skarbnicy wiedzy, wpadła z rozpędu na profesora Snape'a wracającego właśnie z pokoju nauczycielskiego. Torba zsunęła się z jej ramienia, zawartość rozsypała się po korytarzu, a ona sama upadła na podłogę.
- Przepraszam bardzo, panie profesorze – mruknęła cicho zbierając swoje pergaminu, które po chwili wyrwały jej się z ręki i razem z książkami i atramentem wróciły do torby.
- Ależ nic się nie stało, panno Granger.
Z niepokojem spojrzała w górę i przełknęła głośno ślinę, gdy ujrzała ten przerażający uprzejmy uśmiech i wyciągniętą w jej stronę dłoń. Nie chcąc urazić profesora, przyjęła pomoc i moment później stała już na nogach, a Mistrz Eliksirów podawał jej torbę.
- Dziękuję, profesorze.
- Nie ma za co, panno Granger, ale radziłbym następnym razem poruszać się ostrożniej. Właśnie, nic się pani nie stało przy tym upadku?
- Nie, profesorze, nic mi nie jest – „w przeciwieństwie do pana" dodała w myślach.
- Wspaniale, a teraz pani wybaczy, panno Granger – skłonił się lekko i ruszył w dalszą drogę do lochów.
Hermiona doszło do wniosku, że jeśli szybko nie znajdzie sposobu, by doprowadzić go do normalności, uczniowie prawdopodobnie poschodzą na liczne zawały. Podążyła zatem szybko do biblioteki, gdzie miała nadzieję znaleźć rozwiązanie i uwolnić Hogwart od tego horroru…
CDN…
