- Najwierniejsza...

Na dźwięk tego słowa zadrżała. Owszem, była najwierniejsza. Jej serce biło dla niego i jego idei. Czy nie dostrzegał, że nie byłaby zdolna do zdrady?

- A jednak mnie zawiodłaś - mruknął Czarny Pan. Każde z tych słów przeszywało Bellatrix i sprawiało jej nieznośny ból.

Upadła na kolana przed jego obliczem.

- Panie... Nigdy nie dopuściłabym się zdrady - po jej bladych policzkach spłynęły pojedyncze łzy. - Błagam, uwierz mi.

Zacmokał z pogardą. Zachowywał maskę, a jednak gdzieś w głębi gnębiło go podłe uczucie zawodu na najwierniejszej służce, którą darzył takim zaufaniem. Informacja, którą mu doniesiono, jakoby Bellatrix Lestrange miała pomóc w ucieczce swojej siostrzenicy, Nimfadorze Tonks, członkini Zakonu Feniksa, wydawała mu się nieprawdopodobna... A jednak nie mógł tego tak po prostu zostawić.

- Twierdzisz, że skłamano na twój temat?

Bellatrix nieznacznie uniosła głowę.

- Tak, panie. Nigdy nie pomogłabym tej szlamie. Gardzę nią, moją siostrą i jej...

- Dość - wysyczał Czarny Pan.

Bella natychmiast zamilkła i ponownie spuściła wzrok.

Zaczął okrążać wciąż klęczącą na chłodnej ziemi kobietę, tak jak lubił robić, podczas znęcania się nad bezbronną ofiarą. W tamtej chwili chodziło mu jednak o coś innego. Bellatrix nie była człowiekiem, którego krew chciałby przelać. To była czysta krew. Krew oddanej poddanej, która go podziwiała. Lord Voldemort kochał być podziwiany.

Oddech Bellatrix przyśpieszał. Z każdą chwilą czuła się bardziej niepewna swego losu. Przez wiele lat wierności próbowała przekonać Czarnego Pana o swoim bezgranicznym uwielbieniu, będąc na każde jego wezwanie. A jednak teraz w nią zwątpił.

To nie jego wina - myślała gorączkowo - To te obślizgłe ścierwa, które mu nałgały. Zazdrościli mi. Zawsze mi zazdroszczono.

Czarny Pan zatrzymał się, powróciwszy do miejsca, w którym pierwotnie stał, wysłuchując Bellatrix. Pozwolił potrwać ciszy jeszcze przez chwilę, postanowił dać sobie jeszcze kilka minut na obserwowanie przestraszonej, a jednak pewnej swego kobiety.

Kazał jej wstać, a ona powoli wykonała polecenie. Wciąż jednak miała spuszczoną głowę. Voldemort zażądał, by spojrzała mu w oczy.

Tak zrobiła. A głęboko w jej oczach kryło się tylko to, co zawsze. Uwielbienie. Oddanie. Szaleństwo. I jeszcze ten specjalny błysk. Ten, który miała tylko ona. Wszystko, co dostrzegł już przez lata, nic więcej. Ani śladu zdrady.

Podjął decyzję.

- Bello, pozwolisz, że to tobie powierzę uśmiercenie ludzi, którzy ośmielili się mnie okłamać.