Początek końca


Autokar zatrzymał się przed małym budynkiem na skraju lasu. Drzwi się otworzyły i z pojazdu wyszedł, mniej lub bardziej cicho, rząd licealistów. Kiedy stopy Kagamiego dotknęły ziemi, chłopak rozejrzał się dookoła, przyswajając widok, który rozpościerał się przed jego oczami. Las sięgał do pobliskich wzgórz, a za nimi rozciągał się nierówny, idealny do biegania teren. Kilka białych chmur nad jego głową przysłaniało lekko jasne słońce. Kagami skrzywił się, kiedy na nie spojrzał. Nie był pewien, czy radować się dobrą pogodą czy też nie. Z jednej strony w prognozie nie zapowiadali żadnego deszczu na cały tydzień, ale z drugiej strony to oznaczało, że na obozie treningowym będzie dosyć gorąco. No cóż, mniejsza z tym. Byli tu po to, żeby trenować, a nie po to, żeby narzekać.

- Hej, jeśli skończyłeś już marzyć, to się przesuń. Blokujesz drogę, Bakagami – odezwał się za nim irytujący głos.

- Nie nazywaj mnie tak, Ahomine! – warknął Kagami, piorunując wzrokiem asa Touou, który udawał, że go nie widzi.

- Nie zaczynajcie kłótni od razu po przyjeździe. – Kiyoshi uśmiechnął się szeroko, wychodząc z autokaru zaraz za Aomine.

- Co masz na myśli, mówiąc „nie zaczynajcie"? Zachowywali się tak przez całą podróż - mruknął Hyuuga.

- Cóż, to trochę ożywiło atmosferę w autokarze! – Po kapitanie Seirin z pojazdu wyskoczył Takao. – Prawda, Shin-chan?

- Wygląda na to, że moja definicja słowa „ożywić" różni się od twojej – oświadczył Midorima ze ściągniętymi brwiami, podążając za swoim kolegą z drużyny. – Dla mnie to było czyste utrapienie. I dlaczego wisisz na moim ramieniu, Takao?

- Hm? Bo lubię? – odparł niewinnie rozgrywający Shuutoku.

- Tch, ty też jesteś niezłym utrapieniem.

- Oj przestańcie narzekać! Spędzimy razem pasjonujący tydzień! – Momoi klepnęła Midorimę w ramię. Chłopak spojrzał na nią.

- Powiedz mi jeszcze raz co ty tu robisz, Momoi. – powiedział.

- Jestem tu oczywiście po to, żeby pomóc pozostałym trenerom wymyślić dla was idealny trening! Zorganizowanie obozu z wszystkimi drużynami Pokolenia Cudów było takim świetnym pomysłem! Och, spójrzcie, to autokary z Kanagawa i Kioto! Więc Ki-chan i Aka-chan już tu są!

Kawałek dalej, przed wejściem do budynku zebrali się przybysze z torbami sportowymi na ramionach.

- Więc tu będziemy zakwaterowani, huh? Całkiem nieźle – skomentował Imayoshi, przyglądając się dwupiętrowemu zajazdowi. Nie różnił się on od innych miejsc, w których miał obozy treningowe, poza tym, że miał boisko do koszykówki na zewnątrz. Miał również większe łaźnie. Cóż, to była dobra rzecz, biorąc pod uwagę fakt, że drużyny koszykarskie z sześciu różnych szkół miały tu obozować. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnął Imayoshi był tłok w łaźniach.

- No dobra! Załatwmy sobie pokoje, żebyśmy mogli zostawić nasze rzeczy i zacząć trenować – powiedział Kagami, kierując się w stronę wejścia, ale drobna dłoń złapała go za rękaw.

- Kagami-kun, proszę, nie śpiesz się tak. Powinniśmy poczekać aż nasi trenerzy zajmą się pokojami – oznajmił Kuroko, przez co czerwonowłosy podskoczył.

- Kuroko! Przestań wyskakiwać znikąd!

- Byłem tu przez cały czas – brzmiała jak zwykle spokojna odpowiedź. Stojący obok nich Aomine prychnął.

- Przysięgam, że twoje misdirection bywa czasami uciążliwe – mruknął Kagami. – W każdym razie, na co my czekamy? Kaijou i Rakuzan już tu są.

- Więc zostało tylko Yosen – powiedział Aomine, odwracając się do chłopaka obok siebie. – Hej, Sakurai, daj mi coś do żarcia. Jestem cholernie głodny.

- T-Tak, już! Przepraszam, że jesteś głodny! Naprawdę przepraszam! – blondyn w pośpiechu wyciągnął z torby pudełko ciasteczek i położył je na leniwie wyciągniętej dłoni Aomine.

- Aomine-kun, nie powinieneś tak zastraszać swoich kolegów z drużyny. To niezdrowe dla pracy zespołowej.

- Hah? Kto tu kogo zastrasza? I nie pouczaj mnie, Tetsu, wiesz, że ich nienawidzę.

- Co nie znaczy, że ich nie potrzebujesz. – Kagami uśmiechnął się ironicznie.

- Co powiedziałeś? – spytał powoli Aomine, ale nie zdążył mu zagrozić, ponieważ przerwał mu głośny, wesoły głos.

- Aominecchiiiiii! Nareszcie tu jesteś! Och, i Kurokocchi, Midorimacchi i Kagamicchi też!

- O co chodzi z tym „też"? – wymamrotał Kagami. – Przyjechaliśmy wszyscy razem.

Przed oczami mignęło mu coś żółtego, pędzącego w kierunku Aomine. W następnej sekundzie as Touou dusił się do silnego uścisku Kise.

- C—Kise! Co ty kurwa robisz?! Puść mnie!

- Wiesz, zapytałem trenera czy możemy pojechać tym samym autokarem co ty, jako że Touou nie jest w końcu aż tak daleko. Chciałem jechać z tobą! – jęknął as Kaijou i Kasamatsu walnął go w głowę. Kapitan odciągnął go od Aomine i ukłonił się lekko w ramach przeprosin za dziecinne zachowanie Kise.

- A przy okazji, nie widzę Akashiego ani żadnego innego kolesia z Rakuzanu – zauważył Kagami, rozglądając się dookoła. – Gdzie oni są?

- Och, oni— zaczął Kise, zanim zamarł w miejscy, gdy usłyszał za sobą aż za dobrze znany głos:

- Ryouta, co to za zamieszanie?

W wejściu do budynku ze skrzyżowanymi ramionami stał Imperator – czyli Akashi Seijuurou. Niekoronowani Królowie również tam byli, razem z Mibuchim mrugającym do Hyuugi, który natychmiast się odwrócił, z trudem ukrywając swoje obrzydzenie. Dwukolorowe oczy Akashiego wylądowały na Kuroko.

- Tetsuya, Daiki, Shintarou. Przyjechaliście – oświadczył chłodno. – Atsushi wkrótce też tu będzie.

Nie mogę się doczekać tego obozu treningowego – dodał i w jakiś sposób, wbrew wysokiej temperaturze, wszyscy poczuli nagły chłód przebiegający po ich kręgosłupach.

Przebywając tu z Imperatorem z pewnością będą cierpieć, i to nie mało.


Mimo że koszykarze dopiero przyjechali, trenerzy z sześciu liceów nie okazali im litości pierwszego popołudnia na obozie treningowym. Program zaczął się klasyczną zabawą w policjantów i złodziei – zasugerowaną przez Riko – z utworzonymi losowo zespołami. Gra trwała przez dwie długie godziny wbiegania i zbiegania po pagórkach w lesie, zanim trenerzy zarządzili przerwę. Została powitana z otwartymi ramionami przez spoconych i zadyszanych graczy. Jednak ci, którzy wierzyli, że dostaną trochę wolnego czasu patrzyli jak ich nadzieje zostają zmiażdżone w momencie, gdy Masako Araki ogłosiła, że zagrają kilka krótkich meczy w formie małych mistrzostw. To oczywiście wywołało podniecenie wśród graczy.

- Nareszcie! Zagramy w kosza! – wrzasnął Kagami, nie dbając ani trochę o to, że jego ciało krzyczało o odpoczynek. – Spuścimy wszystkim łomot! Prawda, Kuroko? Kuroko? Hej, co jest?!

Nikogo zbytnio nie zdziwił widok Kuroko rozciągniętego na ziemi twarzą w dół i wyglądającego na martwego.

- Cholera, widzę, że jego kondycja nadal jest do dupy – skomentował Aomine, kucając i dźgając leżącą postać. Ten gest z jakiegoś powodu zirytował Kagamiego.

- Hej, nie dotykaj go w ten sposób – powiedział, stawiając Kuroko na nogi i podpierając go ramieniem. – Kuroko, wszystko w porządku?

Chłopak z trudem otworzył oczy.

- Nic mi nie jest, Kagami-kun – odparł, mimo że sposób w jaki opierał się o ramię Kagamiego wskazywał na coś zupełnie innego.

- Powinieneś zrobić sobie przerwę, Kurokocchi – nalegał Kise z wyraźnym zmartwieniem.

- Kuroko, chcesz trochę odpocząć? – zapytała Riko.

- Nic mi nie jest – powtórzył niebieskowłosy chłopak. – Przyjechałem tu trenować. Nie mogę odpoczywać, kiedy wszyscy inni ciężko pracują.

- Świetnie! Właśnie to chciałam usłyszeć. – Trenerka Seirin klasnęła w dłonie. – Zatem zapoznajmy się z zasadami turnieju – dodała, odwracając się do Masako, która skinęła głową i odchrząknęła.

- Drużyna, która zwycięży nic nie dostaje, ale przegrani będą musieli przebiec się do miasta i z powrotem. Dla waszej wiadomości, całkowita odległość wynosi mniej więcej dziesięć kilometrów i nie dostaniecie jeść, dopóki nie skończycie. Takie turnieje będą się odbywały każdego popołudnia i codziennie będziemy zwiększać odległość, którą będziecie musieli przebiec, jeśli przegracie – ogłosiła trenerka Yosen, trzymając rękę na bambusie, który rósł na ziemi obok niej.

- Często bije cię swoim kijem? – spytał cicho Kagami Himuro.

- Zazwyczaj tylko Atsushiego, kiedy je zbyt dużo słodyczy podczas treningu – odparł szeptem chłopak. Stojący obok Murasakibara obrzucił ich szybkim spojrzeniem, zanim skupił się z powrotem na paczce słodyczy, którą trzymał w rękach.

- Straszna kobieta.

- Powiedziałbym, że nie tak bardzo jak wasza trenerka. Słyszałem, że jej ciosy są dosyć… mocne.

- Nie przypominaj mi – wymamrotał Kagami, zanim uśmiechnął się szeroko. – Tak czy inaczej, przygotuj się na to, że zostaniesz zmiażdżony, Tatsuya.

- Nie płacz później jak będziesz musiał biegać, kiedy my dostaniemy jeść – zripostował Himuro z uśmiechem.

Na nieszczęście dla nich obu, Rakuzan oczywiście kompletnie unicestwił pozostałe drużyny – i to bez większego wysiłku, żeby dosypać soli do rany. Riko dmuchnęła w gwizdek po raz ostatni tego dnia, ogłaszając całkowite zwycięstwo drużyny Kioto.

- Jaka szkoda – zachichotał Hayama. – Miłego biegania.

- Nie dokuczaj im za bardzo. – Mibuchi poklepał kolegę z drużyny po ramieniu. – Pamiętaj, że wszyscy dzielnie walczyli – dodał ze szczyptą emocji w głosie. – Ale hej, to oznacza też, że dostaniemy gorącą kąpiel!

- Nikt nie może nas pokonać! – przechwalał się z dumą Nebuya, opierając pięści na biodrach.

- Następnym razem wam wpierdolimy! - odparowali zgodnie Kagami i Aomine, po czym spojrzeli na siebie.

- Hej, nie kradnij moich słów, Bakagami.

- Nawzajem, Ahomine.

- Dobra, dobra! – interweniowała Momoi. – Nie zaczynajcie tu kłótni i przygotujcie się do biegu! – dodała wesoło.

- Cholera, Satsuki, daj mi odetchnąć – mruknął Aomine.

- No cóż, dobrze, że dzisiaj to tylko dziesięć kilometrów – powiedział optymistycznie Takao.

- Ale to niesprawiedliwe! Wszyscy wiedzą, że drużyna Akashicchiego jest szalenie silna! – narzekał Kise. – Nawet Seirin nie udało się ich pokonać. I jest już 20.00, jestem głodny!

- Przestań gadać i biegnij! – wrzasnęła trenerka Yosen, przez co wszyscy podskoczyli. – Chyba, że nie chcesz dostać kolacji.

- Straszna, mówię ci – mruknął Kagami do Himuro, zaczynając biec razem z całą grupą.


O 23.00 każda drużyna znajdowała się w indywidulanym pokoju – dziewczyny w oddzielnym – i przygotowywała się do snu po zakończeniu wyczerpującego dnia. W pokoju Seirin Kagami rozprostował ramiona i ziewnął głośno.

- Cholerny Akashi i jego Oko Imperatora. Jeszcze trochę i żarliby pył – powiedział.

- Nie jestem pewien co masz na myśli, mówiąc „trochę", ale tak., zdecydowanie jest irytujący. Ludzie, jeśli tak będzie przez następne dni, niedługo będę martwy – westchnął Izuki. – Czasami zastanawiam się czy Akashi w ogóle jest człowiekiem. Jak dla mnie wygląda bardziej jak demon.

- Cz-Czy mógłbyś proszę przestać wymawiać to nazwisko? Przechodzą mnie dreszcze. – Furihata zadrżał na swoim futonie.

- Zatem nie masz szczęścia, wygląda na to, że jest tobą zainteresowany – powiedział Koganei.

- C-Co masz na myśli?

- Ach? Nie zauważyłeś? Cały czas się na ciebie gapił podczas meczu z Yosen i Shuutoku. Myślałem, że chciał twojej śmierci czy coś.

- Przestań go tak straszyć, Koga. Spójrz, jest biały jak duch – roześmiał się Izuki. – Ale muszę przyznać, że Hayama też mnie strasznie denerwuje – dodał.

- Jutro z pewnością zmiażdżę tego transwestytę. – Do anty-Rakuzanowej ligi dołączył Hyuuga.

- Cóż, liczy się to, że dobrze się bawiliśmy! – brzmiała jak zwykle odpowiedź Kiyoshiego.

- Zgodnie z oczekiwaniami gra przeciwko Niekoronowanym Królom jest naprawdę uciążliwa. Prawda, Mitobe? – spytał Koganei swojego sąsiada, który tylko skinął głową.

- Zachowujecie się, jakby Rakuzan był naszym jedynym przeciwnikiem. - Do rozmowy dołączył łagodny głos Kuroko.

- Cóż, oni są najbardziej irytującą grupą ze wszystkich – odparował Kagami.

- Zatem proponuję, byśmy wszyscy poszli teraz spać, żebyśmy nie byli jutro zbyt zmęczeni. Musimy wstać o 7.00 – przypomniał Kuroko.

Kiedy wszyscy się zgodzili, światła zostały wyłączone, by powitać pierwszą noc obozu treningowego.


Następny dzień był, mówiąc prosto, bliski do tego, co można by nazwać piekłem. Sześciu trenerów plus Momoi wyskoczyło z różnymi programami dla każdego gracza, zależnie od tego co najbardziej musieli poprawić. Wliczało się w to bieganie, pływanie w rzece, wspinaczka po drzewach, jak również ćwiczenia z piłką. Wymagany wysiłek fizyczny to jedno, ale upał bezchmurnego dnia dał się wszystkim jeszcze bardziej we znaki. Jednak nikt nie narzekał. Prawdę mówiąc, było raczej odwrotnie. Konkurencja między szkołami była wystarczającą zachętą, by pobudzić ich do działania. Nie trzeba dodawać, że wojna między Aomine i Kagamim była szczególnie zaciekła, nawet z Kuroko i Kise pośrodku, próbujących ich uspokoić.

Przerwa na lunch pojawiła się wkrótce jak zbawienie dla ich burczących brzuchów. Po upewnieniu się, że posiłki nie zostały przygotowane przez Riko i Momoi, licealiści zaczęli jeść przy ogromnym stole na zewnątrz budynku.

- Nie mogę się doczekać dzisiejszego turnieju – skomentował Takao, pochłaniając swój posiłek. – Myślisz, że Seirin będzie dziś grało z Touou? Chciałbym zobaczyć mecz Kagamiego z Aomine.

- Przypuszczam, że to bardzo możliwe – odparł Midorima. – Chociaż ci dwaj przesadzają – dodał, patrząc w bok na Kagamiego i Aomine.

- Naprawdę miło widzieć Dai-chan w takim stanie – powiedziała Momoi. – Bardzo się cieszę, że znalazł sobie kogoś, dzięki komu znów czerpie przyjemność z gry.

- Znasz pary drużyn na dzisiejszy turniej? – zapytał Takao, ale różowowłosa dziewczyna tylko się uśmiechnęła.

- Hm? Pary? Hi, hi! Mamy niespodziankę dla was wszystkich! – powiedziała tajemniczo Momoi. – Dowiecie się w odpowiednim czasie!

- Och, daj spokój, powiedz nam!

- No, ja też chcę wiedzieć! – dołączył się Miyaji.

- Muszę przyznać, że również jestem ciekawy. – Imayoshi pokiwał głową.

- Nic ze mnie nie wyciągnięcie! – Momoi uśmiechnęła się szeroko, ku rozczarowaniu innych.

Dopiero gdy nadeszło popołudnie i wszyscy zostali zwołani, trenerzy ogłosili wieści.

- Nastąpiła zmiana planów – oświadczył Harasawa ze swoim surowym wyrazem twarzy. Nawet teraz trener Touou był jedyną osobą ubraną w garnitur, jakby był nieczuły na upał. – Niektórzy z was zaobserwowali, że system turnieju nie był być może najbardziej sprawiedliwym sposobem na rywalizację, przez… lepsze umiejętności pewnych osób, szczególnie w tak krótkich meczach. – Był na tyle uprzejmy, że nie spojrzał na drużynę Rakuzanu. – Dlatego też został podsunięty nowy pomysł. – Odchrząknął. – Od teraz każdego popołudnia będziecie grać w chowanego.

Jak można się było spodziewać, ostatnie zdanie poskutkowało uniesionymi brwiami i okrągłymi oczami. Fukui podniósł rękę:

- To może zabrzmieć głupio, ale kiedy powiedziałeś „w chowanego", miałeś na myśli tę grę, gdzie ktoś się chowa, a ktoś inny go szuka? – zapytał. Jego trenerka, Masako, skinęła głową.

- Jest jednak pewna różnica – powiedziała. – Tylko jeden z was będzie się chować, a reszta będzie musiała go znaleźć.

- A tym kimś będzie Kuroko! – kontynuowała wesoło Riko. – To będzie doskonały trening dla was wszystkich.

- W jakiż to sposób? – zapytał z powątpiewaniem Hyuuga.

- Dla Kuroko, przetestuje to jego możliwości korzystania z misdirection przez dłuższą ilość czasu – odpowiedziała Riko.

- A dla reszty z was będzie to wyścig! – ciągnęła dalej Momoi. – Pierwszy, który złapie Tet-chan wygrywa!

- Kto kurwa wyskoczył z takim durnym pomysłem? – spytał Aomine.

- Ja – odparł spokojnie znajomy głos obok niego. Odwracając się do jego właściciela, Aomine mruknął:

- Ach. Akashi.

Chłopak posłał asowi Touou nieczytelne spojrzenie. Znajdujący się wokół niego pozostali gracze zastanawiali się czy należało się schować czy też nie. Jednak Akashi tylko wyszedł do przodu, żeby stanąć naprzeciwko małej grupy graczy i przemówił spokojnym głosem:

- Ponieważ jest to obóz treningowy dla nas wszystkich, uważam, że powinniśmy trenować w najbardziej sprawiedliwy możliwy sposób. Gra w chowanego nikogo nie skrzywdzi, jak zostało zauważone wcześniej. A jeśli potrzebujecie zachęty, myślę, że nie zaszkodzi wprowadzić nagrody dla pierwszej osoby, której uda się znaleźć Tetsuyę – oświadczył, nawet nie pytając o zdanie trenerów. – Dlatego zarządzam, że zwycięzca będzie mógł spędzić całą noc z Tetsuyą. To, co chcecie z nim zrobić zależy już od was.

- COOOOOO?! – wrzasnęła Momoi. Nie ona jedna. Ostatnie zdanie wywołało burzę różnych reakcji, globalnie uwarunkowaną czystym niedowierzaniem. Nawet trenerzy wyglądali na kompletnie oniemiałych, a Riko machała rękami, krzycząc coś niezrozumiale.

- O co ci kurwa chodzi, Akashi?

- Akashicchi, czy to nie lekka przesada?

- Hej, Akashi! Kto do cholery dał ci prawo decydowania o tym, co chcesz robić z naszym Kuroko? – warknął Kagami.

- Od kiedy on jest „naszym" Kuroko? – wyszeptał Izuki do swojego kapitana, który tylko wzruszył ramionami.

- Kuro-chin, w takim razie lepiej dobrze się schowaj - oświadczył bez ogródek Murasakibara, który nie wyglądał, jakby widział w tym coś dziwnego.

- Atsushi… nie mówi mi, że to wszystko co masz do powiedzenia. – Na twarzy Himuro pojawiła się kropla potu.

Co ciekawe główny charakter zaangażowany w tę sprawę – czyli Kuroko – nadal milczał. Zauważywszy to, Kagami odwrócił się do niego, ściągając brwi:

- Hej, nie zamierzasz się odezwać?

- Nie mam zbyt wiele do powiedzenia w tej sprawie, Kagami-kun – odparł cicho Kuroko. – To już zostało postanowione.

- Postanowione? To tylko ten cholerny Akashi, który wygaduje bzdury!

- Kagami-kun, zapomniałeś? Rozkazy Akashiego-kun—

—są bezwzględne – dokończył Akashi, emitując wokół siebie przytłaczającą aurę dominacji. To, i jego płonące, dwukolorowe oczy wystarczyły, by wszyscy się uciszyli. Tylko Liu był na tyle odważny, by znów się odezwać:

- Co jeśli nie jesteśmy zainteresowani nagrodą? – zapytał, jak zawsze bez emocji.

- Kara dla przegranych pozostaje taka sama jak na turnieju – odparł Akashi. – Bieganie i brak jedzenia, dopóki nie skończycie.

- Jezu, nadal uważam, że to popierdolone. – Aomine podrapał się po głowie, ale spojrzenie kapitana Rakuzanu wystarczyło, by zamilkł i się skrzywił.

- Moje rozkazy są bezwzględne – oświadczył Akashi i nikt nie ośmielił się tego podważyć.

A zatem, tym optymistycznym akcentem, rozpoczęła się bitwa o schwytanie Kuroko.