Mac z ulgą weszła do swojego mieszkania. Kilka godzin siedzenia w samolocie potrafi człowieka wykończyć. Ale nie tylko to było jej powodem zmęczenia. To przez to, co się stało w ciągu ostatnich kilku dni w Paragwaju. Miała nadzieje, że już tam nigdy nie wróci. Chciała zapomnieć o tym, co tam się stało.
- Nigdy więcej takich akcji – powiedziała do siebie. Teraz marzyła tylko o gorącej kąpieli, która zbierze jej całe te zmęczenie. Weszła do gorącej wody pełnej piany. Gdy tak leżała znużona w wodzie, usłyszała pewien hałas. Przez krótką chwile przemknęło jej przez myśl, że to może Harm znowu wszedł do jej łazienki. Otworzyła oczy. To tylko ręcznik spadł z wieszaka. Westchnęła, po części z ulgi i po części z żalu, że jednak to nie on. A potem ta rozmowa i jej słowa, że oni nigdy nie mogą być razem. Wiedziała, że to jest niemożliwe. Ich związek byłby burzliwy i krótki. A ona miała już dość ciągłych burz w swoim życiu. Nie chciała być targana niczym statek na morzu podczas sztormu. Potrzebowała stałego związku, który można zbudować na skale. Z Harmem nie mogła tego mieć. Mogli być przyjaciółmi, lecz nic poza tym. Westchnęła ciężko. Zaczęła się zastanawiać, jak teraz będzie w pracy między nimi. Czy zapomną o tych słowach i nic się nie zmieni? Czy będą odwracali od siebie wzrok mijając się na korytarzu? A może po prostu zamilkną i nie będą do tego już więcej wracać? To ostatnie rozwiązanie najbardziej by jej odpowiadało.
Usłyszała dzwonek do drzwi. Niechętnie wstała z gorącej kąpieli. Wytarła się pośpiesznie, założyła szlafrok i podeszła do drzwi.
Znowu przychodzisz, gdy ja... – Urwała momentalnie, gdy zobaczyła, kto stoi w drzwiach.
Gdy co? – Spojrzał na nią zaciekawiony, Webb. Sara trochę się zmieszała. Była pewna, że to, Harm znowu ją przyłapał jak brała kąpiel.
Clay? Ty tu? – Spytała zaskoczona jego wizytą
Byłem w okolicy i postanowiłem, że zajrzę do ciebie. Zobaczę jak się czujesz. Mogę wejść? – Nie czekając na jej odpowiedź wszedł do środka. Sara zamknęła za nim drzwi. – Dopiero przyjechałaś?
Jakaś godzinę temu. Zaczekaj tutaj. Pójdę tylko się ubiorę.
Wyszła z pokoju zostawiając Webba samego. Szybko się ubrała to, co miała akurat pod ręką. Przyczesała włosy i wróciła do Claya. Zobaczyła, że ten zdążył się już rozgościć. Usiadł wygodnie na kanapie i przeglądał jakąś gazet sprzed trzech tygodni.
Napijesz się czegoś? – Spytała zastanawiając się, jaki jest powód jego przyjścia tutaj.
Nie, dziękuję. Tak po prawdzie to ja chciałby ci postawić drinka.
Dobrze wiesz, że nie pije alkoholu.
Przepraszam. Tak mi się powiedziało. Ale mówiąc poważnie to chciałbym cię zaprosić na kolacja. W ramach podziękowań tego, co dla mnie zrobiłaś.
Clay. Jestem zmęczona...
Saro – Clay wstał i podszedł do niej – Zrobiłaś dla mnie wiele. Zawdzięczam ci życie. Pozwól, że chociaż tak ci się odwdzięczę. Proszę – spojrzał jej w oczy proszącym wzrokiem.
W porządku. – Zgodziła się niechętnie.
Możesz ubrać tą czarną sukienkę. Wiesz bez obrazy w tych dżinsach i tej bluzce wyglądasz ślicznie, ale tam gdzie chce cię zabrać preferują raczej stroje wieczorowe.
Jeszcze jakieś życzenia – Sara odwróciła się od niego
Tak. Uśmiechnij się
Sara spojrzała na niego przez ramię i posłała mu czarujący uśmiech, po czym znikała za drzwiami pokoju. Przebierając się mimowolnie znowu pomyślała o Harmie.
Dlaczego nie mogę o nim zapomnieć? – Spytała sama siebie. Przecież jego tu nie ma. To nie on przyszedł przed chwila do niej by zabrać ją na kolacje. Musi o nim zapomnieć. A kolacja z Webbem będzie dobrym początkiem, by to zrobić. Dlaczego ja się nim tak przejmuję? Przecież miedzy nami nic nie było. Więc dlaczego moje myśli ciągle krążą wokół niego?
Saro taksówka już czeka – usłyszała głos Claya, który wyrwał ja zadumy.
Już jestem gotowa. – wyszła z pokoju w krótkiej czarnej sukience – możemy już iść
Webb obrzucił ją wzrokiem pełnym zachwytu i czegoś jeszcze. Sara uśmiechnęła się leciutko widząc jego minę.
Piękna – powiedział cicho Webb – zatem chodźmy – dodał głośniej.
Zabrał ją do drogiej restauracji. Do jednej z tych gdzie, gdzie rezerwacje składa się z co najmniej miesięcznym wyprzedzeniem. Nie pytała się ja się jak mu udało się dostać stolik w tej restauracji. Był agentem CIA. Oni mieli dostęp wszędzie.
To był przyjemny wieczór. Rozmawiali o błahostkach. O rzeczach mało istotnych. Milczeli na temat pracy i o tym co się stało. W miarę, gdy tak rozmawiali o wszystkim i o niczym Mac coraz bardziej się rozluźniała w jego towarzystwie. Na swój sposób Webb potrafił ją rozbawić. Przy nim czuła się swobodnie. A potem odprowadził ją do domu.
Saro – Clay złapał ją za rękę gdy stali przed jej domem. – Ostatnio dużo przeszłaś. Może weźmiesz urlop.
Urlop – uniosła brwi w zdumieniu – Nie wydaje mi się by admirał zgodził się na to.
Rozmawiałem z nim. Zgodził się
Chwileczkę. Rozmawiałeś z admirałem o mnie, bez mojej wiedzy. Prosząc go w moim imieniu o urlop. Webb!
Saro nie denerwuj się – przerwał jej Clay – Ja tylko pomyślałem, że może
To nie myśl! – rzuciła krótko.
Saro, ale może jednak to przemyślisz – Webb wyciągnął z marynarki kopertę i podał ją Mac. Ta otworzyła ją. Ze środka wyjęła bilet do Paryża
Paryż? – zaskoczyło to ją
Teraz jest najpiękniejszy o tej porze. Mało turystów. Zaciszne kafejki.
Mac wahała się co odpowiedzieć. Prawdą było, że urlop by jej się przydał. Mogłaby wszystko sobie poukładać, a o niektórych sprawach zapomnieć.
Zapomnisz tam o wszystkim. – powiedział Webb jakby czytając jej w myślach.
Nie mogę tego przyjąć. Co innego wspólna kolacja, a wyjazd do Paryż – wyciągnęła bilet w jego kierunku
Nie. Zatrzymaj. Zastanów się. Nie odrzucaj tego pochopnie. Zadzwonię do ciebie jutro. Jak będziesz nadal zdania, że Paryż nie jest wart obejrzenia, to oddasz mi bilet. A tym czasem dobranoc Saro. – Wsiadł do taksówki i odjechał.
Sara prze chwile stała z biletem w ręce. W końcu weszła do środka. W domu usiadła na kanapie. Na stoliku położyła przed sobą bilet. Dwa tygodnie w Paryżu. W mieście tak innym od Stanów. Inna kultura, inny język. Mogłaby się poczuć jak turystka. W końcu nic, ją tu nie trzyma. W jej myślach znowu pojawił się obraz Harma. Nie – pokiwała głową – nic mnie tu nie trzyma. Może faktycznie Webb ma rację i Paryż będzie tym miejscem w którym zapomni. Tak rozmyślając nad tym w końcu zasnęła.
Następnego dnia po przebudzenia zadzwoniła do biura. Potwierdziła, że bierze urlop na dwa tygodnie. Potem do Webba dziękując mu za prezent. Rozmawiając z nim przez telefon, wydał jej się trochę tajemniczy. Ale w końcu on był agentem CIA. Zawsze miał jakieś tajemnice. Zaczęła się pakować. Dwa tygodnie w Paryżu. Z dala od biura. Sali sądowej. Z dala od tego miasta. I od kilku osób. Może jak wróci będzie mogła spojrzeć na to innym okiem. Zaczynała się nawet cieszyć, że jedzie. Spojrzała na telefon. Podniosła słuchawkę. Chciała wykręcić numer telefonu do Harma, żeby powiadomić go o tym. Lecz jej ręka zawisła w powietrzu w połowie drogi do ucha. Odłożyła z powrotem ją na widełki.
Nie muszę mu przecież o tym mówić – powiedziała do siebie – Będzie lepiej jak nie będziemy się widzieć.
Mac sama nie była jeszcze do końca pewna jak się zachować w stosunku do Harma. Wiedziała, że po tym co zaszło. Co powiedziała, do niej będzie należał kolejny krok. A ona musiała się zastanowić nad tym co ma robić. Tak Paryż, to dobry pomysł przekonywała sama siebie.
Tymczasem Harm jechał ulicami Waszyngtonu do nowej pracy. Po tym jak pojechał bez pozwolenia do Paragwaju nie mógł już wrócić do pracy. Poświęcił swoją karierę na próżno. Lecz nie mógł mieć o to pretensje do Mac. Co najwyżej tylko do siebie. Wiedział, że gdyby teraz się taka sytuacja powtórzyła nie zawahałby się ani chwili i zrobiłby to samo. Co prawda do biura nie mógł już wrócić, ale nie był bezrobotny. Został zatrudniony w CIA. Wysiadł z samochodu. Spojrzał do góry na wysoki wieżowiec. Teraz tu będzie jego biuro. Wchodząc natknął się na Webba, który się gdzieś spieszył.
Już wróciłeś do pracy? – Harm zastąpił mu drogę nie dając mu przejścia.
Nie. Wpadłem tu tylko, na chwile. – wyminął go, ale zatrzymał się i odwrócił w jego kierunku – Harm cieszę się, że będziemy razem pracować. – Odwrócił się i zniknął za drzwiami
Teraz przyszło mu pracować z takimi typami jak Webb. Nie to, żeby go nie lubił. Zawsze byli przyjaciółmi, może nie zbyt bliskimi. Ale nie raz nawzajem sobie pomagali. Clay pomagał mu w zdobyciu informacji do których on nie miał dostępu. Lecz też bywało tak, że CIA wykorzystywało wojsko do swoich celów. Nie raz z Mac narażali swoje życie dla jakiejś misji. Przemknęło mu przez myśl, że być może teraz Mac będzie się do niego zwracała z prośbą o to by sprawdził dla niej jakieś informacje. Nie, to nie możliwe. Szybko odrzucił tę myśl. Znał Mac zbyt dobrze i wiedział, że po tym co powiedziała długo między nimi będzie przepaść. Oddalili się od siebie. Mac powiedziała to wyraźnie. Nie chce być z nim w żadnym związku.
Harm wszedł do biura dyrektora CIA
dzień dobry – powiedział Harm
Witam pana. Proszę usiąść. Więc jednak zdecydował się pan zrezygnować z armii i przejść do CIA – dyrektor rozparł się wygodnie w fotelu – Przyda się nam tu człowiek z pańskim doświadczeniem. Nie ukrywam, że brakuje nam tu ludzi. Zwłaszcza tak dobrych jak pan.
Miło mi to słyszeć – odparł Harm
Rzucimy pana od razu na głęboką wodę. Potrzebny jest nam pilot.
Pilot? – Harm spojrzał na niego ciekawie
Tak. Z tego co wyczytałem z pańskich akt jest pan pilotem. – dyrektor spojrzał na niego uważnie
Tak jestem. Wysyłacie mnie na jakaś akcje?
Tak. Ze szczegółami sprawy zapozna pana Alice Koffi. Moja asystentka powie panu gdzie ją pan znajdzie. – Dyrektor podniósł się z fotela. Harm poszedł za jego przykładem – Witam w CIA panie Rabb – dyrektor odprowadził go do drzwi. - A jak tam pańska partnerka w ślad za którą pojechał pan do Paragwaju?
W porządku – powiedział zdawkowo Harm – Do widzenia – Wyszedł szybko chcą uniknąć kolejnych pytań na ten temat.
Webb miał racje. Paryż na początku jesieni jest cudowny. Nie zdziwiła się gdy spotkała go na drugi dzień po tym jak tu dotarła. Stał w holu hotelu czekając na nią.
Kolejna misja? – zagadnęła go podchodząc do niego.
Właściwie to jestem tu na urlopie.
I tak przypadkiem się zdarzyło, że mieszkasz w tym samym hotelu co ja
Saro doprawdy zatrzymałaś się tutaj. Cóż za zbieg okoliczności. Wyobraź sobie, że ja też mam tu pokuj nr 45.
Obok mojego. Przypadek
A może przeznaczenie – Clay uśmiechnął się do niej
Nie wierze w przeznaczenie. – Odparła – Właśnie się wybierałam zwiedzić miasto.
Saro czy mogę być twoim przewodnikiem. Obiecuję ci, że pokaże ci Paryż jakiego jeszcze nie znałaś.
Clay, dlaczego to wszystko robisz? – Mac spojrzała przenikliwie na niego
Spłacam swój dług wobec ciebie.
Całkiem dobrze ci to idzie – wsiedli do taksówki.
Webb okazał się dobrym przewodnikiem i towarzyszem. W ciągu dwóch tygodni zwiedzili wspaniałe zabytki Paryża. Jego muzea, włącznie z Luwrem, gdzie zobaczyli słynne dzieło Leonarda Da Vinci Mona Lize.
Uśmiechasz się tak jak ona – powiedział Webb stojąc obok Mac która podziwiała Mona Lize. – O czym myślisz?
Chciałbyś poznać sekret tajemniczego uśmiechu? – spytała Sara
Od lat ludzie się nad nim zastanawiają. Chyba nie powiesz mi, że właśnie stojąc tu. Przed tym obrazem odkryłaś jego znaczenie?
Może – Spojrzała na niego
Powiesz mi
Nie. Sam musisz to odkryć – przeszła do kolejnej sali. Webb patrzył jeszcze przez chwile na obraz, po czym dogonił Sare.
Paryż był cudowny. Pozwolił jej zapomnieć o tym co było. Żyła chwilą, chodząc po sklepach, zwiedzając miasto i spędzając czas z Webbem. Z każdym dniem zaczynali się do siebie coraz bardziej zbliżać, aż w końcu było rzeczą naturalną to, że zaczęli ze sobą sypiać. Mac ujrzała Webba w całkiem innym świetle. Nie jako mężczyznę w garniturze pracującym w CIA i zwracającym się do niej gdy czegoś potrzebował, lub gdy ona była potrzebna do jakiejś akcji. Będąc z nim odkrywała jego prywatną stronę. Już wcześniej w Paragwaju otworzył się przed nią. A jej podobało się to. Pomógł jej zapomnieć. Nie myślała o tym co to będzie jak wróci do pracy. W cale nie myślała o tym czy ten romans, który zaczęła w Paryżu będzie trwał nadal jak wrócą do Waszyngtonu. To nie było ważne. Żyła chwilą. Tym co się teraz działo. Od tak bardzo dawno w końcu mogła poczuć się szczęśliwa.
Pod koniec ich pobytu w Paryżu zadzwonił admirał AJ.
Admirale. Coś się stało? – spytała zaniepokojona
Nie, nic takiego. Przepraszam, że przerywam pani pułkownik urlop, ale jest pewna sprawa. A skoro jest już pani na miejscu pomyślałem, że może się nią pani zając zamiast wysyłać kogoś innego i narażać biuro na dodatkowe koszty.
Co to za sprawa? – Mac spojrzała na Webba, który wstał z łóżka i udał się do łazienki
Na jednym z naszych statków który właśnie przybył do portu we Francji doszło do buntu załogi. Załoga zbuntowała się swojemu dowódcy. Tłumaczą się, że źle dowodzi i znęca się nad nimi.
Dobrze sir. Zajmę się tym.
Świetnie. Zgłosi się pani do ambasady amerykańskiej w Paryżu, będą tam na panią czekały już akta tej sprawy. Proszę się nią zająć jak najszybciej, i jeszcze raz przepraszam za przerwanie urlopu.
Nic nie szkodzi. Do widzenia sir.
Do widzenia
Kto to był? – usłyszała głos Claya dobiegający z łazienki
Admirał AJ. Chciał, żebym zajęła się pewną sprawą.
Przecież jesteś na urlopie. – stanął w drzwiach ubrany w szlafrok
Już nie. – Sara wstała niechętnie z łóżka – Mam się pojawić dziś w ambasadzie żeby odebrać akta i zapoznać się ze sprawą.
Nie mogli kogoś wysłać za ciebie z biura – Webb podszedł do niej i objął ją w pasie
Stwierdzili, że skoro ja już tu jestem to mam się zając to sprawą. Tańszy koszt.
Więc nici ze spaceru nad Sekwaną?
Niestety – pogładziła go po policzku – Ale liczę na romantyczną kolację wieczorem.
Mhm – Webb pocałował ją – Na którą masz się stawić w ambasadzie?
Jak najszybciej – odpowiedziała wymykając się z jego ramion
Szkoda – Webb popatrzał tęsknym wzrokiem za znikająca Sarą w łazience.
Okazało się, że to wcale nie jest taka banalna sprawa jaka z początku jej się wydawała. Zajęła jej sporo czasu. Ale z drugiej strony została dwa tygodnie dłużej niż zamierzała we Francji, tyle, że już sama, bo Webb musiał wrócić do pracy. Po uporaniu się z tą sprawą dostała przydział do placówki w Londynie. Miała tam być przez trzy miesiące. Clayowi udało się załatwić przeniesienie do Europy, tak że nadal się spotykali kontynuując swój romans.
Europa dała Sarze zapomnienie. Tu ludzie byli inni. Inna kultura, zwyczaje. Ludzie tak się nie spieszyli jak w Stanach. Tu był inny świat. Często chodziła na plaże patrzeć na zachody słońca i myśląc o tym, że gdy tu zapada zmrok, gdzieś tam za oceanem właśnie wstawał nowy dzień.
Harm szybko zaaklimatyzował się w nowej pracy. Robił w końcu to co lubił. Latał. I co chwila czuł, powiew niebezpieczeństwa. Lecz za tym, to już mniej przepadał. Pomimo, że w pracy wiodło mu się dobrze a za partnerkę miał ładną kobietę, to jednak mimo wszystko brakowało mu biura. Zapachu akt, sali sądowej. Siedzenia do późna w nocy nad sprawą i ludzi. Przede wszystkim ludzi z którymi przyjaźnił się tak długo. Brakowało mu Buda, Harriet, Sturgiesa, a nawet krzyków AJ. Co prawda widywali się od czasu do czasu, ale to już nie było to samo. Z AJ nie widział się odkąd opuścił biuro. Tak samo jak Sary. Nie, ją już wcześniej przestał widywać. Tęsknił za widokiem Sary idącej przez biuro, za ich sprzeczkami, za dźwiękiem jej głosu. Od Sturgiesa dowiedziała się, że Mac została przeniesiona do ich siedziby w Londynie. Więc taki miał być ich koniec? Żałował, że nawet nie spróbowali być ze sobą razem. A teraz było już za późno. Dzieliły ich tysiące kilometrów. Dzielił ich czas i przeszłość. Zrozumiał, że już nie ma na co liczyć. Sara odeszła w przeszłość, zostawiając go tutaj. Jemu nie pozostało nic innego jak dostosować się do tego. Podjęła decyzję. Zostając w Europie dała mu wyraźnie do zrozumienia, że nie ma na co liczyć. W takiej sytuacji jemu nie pozostało nic innego jak też zamknąć ten rozdział i iść dalej. I tak też zrobił.
Od czasu do czasu spotykał się również z Kate Gali. Wspólne lunche, kolacje. W końcu byli małżeństwem, chodź fikcyjnym.
Zastanawiałeś się nad tym czy by nie wrócić do biura? – spytała go Kate podczas jednej z kolacji
Musiałbym bym pociągnąć za parę sznurków. Porozmawiać z sekretarzem. – zaczął wymieniać
Więc czemu tego nie zrobisz? Chyba nie powiesz mi, że praca w CIA jest dla ciebie bardziej fascynująca niż w biurze. Wolisz narażać życie latając do stref gdzie trwają konflikty.
Jak pracowałem w JAG też mi się zdarzało narażać życie.
Ale tamto to było co innego.
Tak, to było co innego. – Harm dłubał widelcem w sałatce
Więc, co stoi na przeszkodzie żebyś tam wrócił? – spytała Kate
AJ nie przebaczył mi jeszcze tego co zrobiłem.
Rozmawiałeś z nim?
Nie. Ostatnio go widziałem jak odchodziłem z biura. – Harm odłożył widelec. Przestał już udawać, że je.
Więc zrób to. – Kate złapała go za rękę. Harm podniósł wzrok. Spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się.
Dosyć gadania o mnie. Porozmawiajmy o czymś innym. Byłaś kiedyś w Londynie?
Nie. – Kate popatrzyła na niego rozmarzonym wzrokiem – Chciałabym kiedyś zobaczyć to miasto. Przejść się jego uliczkami, wypić angielską herbatę. Webb jest teraz w Anglii. Słyszałeś?
Naprawdę? – spojrzał na nią zaskoczony – Myślałem, że dostał kolejną misję.
Bo też tak jest. Biuro go do czegoś przydzieliło. Szczegółów nie znam. Nie moja działka. Podobno Mac też jest w Anglii – Kate uważnie obserwowała Rabba, by zobaczyć jego reakcje na te nowinę.
Wiem – odpowiedział tylko zdawkowo. Kate zauważyła, że przy tym mocno ścisnął szczęki i ponownie zagłębił się w sałatce.
Rozmawiałeś z nią? – drążyła ten temat
Sturgies mi powiedział.
Aha – po minie jego zobaczyła, że więcej z niego nie wyciśnie
Może się przejdziemy? – zaproponował Harm po chwili milczenia
Harm pada deszcz. Wybacz, ale nie przepadam za spacerami w taką pogodę.
Mogę odwieść cię do domu?
Możesz – uśmiechnęła się do niego
Harm zaparkował samochód przed jej domem. Wyłączył silnik, od razu dał się słyszeć stukot kropel deszczu bijących o dach auta.
wejdziesz? – zaproponowała mu Kate
innym razem. Jutro muszę wcześnie wstać. – skłamał
Zatem do zobaczenia – pocałowała go w policzek
Zadzwonię jutro – powiedział za wysiadającą Kate. Siedział jeszcze chwile w samochodzie i patrzał jak ona znika w domu, po czym odpalił silnik i ruszył do domu.
Gdy wszedł do domu, zaparzył sobie kawę. Co prawdę nie musiał jutro wcześnie wstawać, ale musiał parę rzeczy przemyśleć. Musiał się zastanowić nad czekającą go rozmową z admirałem AJ. Jak go przekonać żeby mu pozwolił wrócić do biura. Jutro miał się spotkać z Budem i Stergisem. Chciał ich nakłonić by mu pomogli przygotować grunt dla niego przed rozmową z admirałem. Czekało go ciężkie zadanie. Musiał się do niego przygotować niczym jak do bardzo trudnej sprawy. Postanowił też, jak mu się tylko uda to spotka się z sekretarzem marynarki. Z każdym dniem zaczynał się przekonywać, że odejście z biura JAG było pomyłką. Teraz będzie musiał ten błąd naprawić. Do późna w nocy siedział i rozmyślał o tym co teraz powinien zrobić, a przede wszystkim co powiedzieć AJ jak dojdzie do rozmowy między nimi.
Bez trudu przyszło mu przekonanie Budda i Sturgiesa żeby wstawili się za nim u AJ. Po tygodniu, ubrany w biały mundur udał się do bura JAG. Był umówiony z AJ. Przechodząc przez biuro zobaczył Harriet uśmiechającą się do niego i Budda który na jego widok wyciągnął kciuki do góry.
Cześć Tuiner. Admirał u siebie? – spytał go Harm
Tak, ale kazał panu zaczekać – Harm cofnął rękę z klamki – ktoś jest u niego?
Nie, ale ma chyba pilny telefon
Chyba? – uniósł brwi w zdumieniu
Tak naprawdę – Tuiner zniżył głos do szeptu konspiracyjnego i nachylił się nad biurkiem w stronę Harma – Admirał kazał pana przetrzymać tutaj jak pan przyjdzie
Tiner! – za drzwi dało się słyszeć gniewny głos admirała. Tuner szybko wstał i wszedł do środka
Tak admirale? – stanął przed nim na baczność
Pan Rabb przeszedł już – AJ specjalnie podkreślił pan dając do zrozumienia, że Harm nie jest już w wojsku
Od jakiś 10 minut sir.
To dobrze. Wpuść go za jakieś pół godziny
Tak sir. – Tuner stał nadal przed biurkiem
Coś jeszcze Tuner? – admirał spojrzał na niego groźnie
Sir, może jednak wpuszczę komandora. On i tak...
Tiner co na tej tabliczce pisze? – AJ wskazał na tabliczkę z stojącą na biurku
Admirał AJ Chegwidden.
Dobrze, bo już przez chwilę miałem wątpliwości kto tu kim jest.
Przepraszam sir
Odmaszerować – AJ machnął ręką – Rabba wpuść za pół godziny. Zrozumiałeś?
Tak sir
Tuner wyszedł z biura. Oparła się o drzwi i odetchnął ciężko.
Admirał jest zdenerwowany? – spytał go Harm
Tuner pokiwał głową – przyjmie pana komandorze za pół godziny
Hmm... Tuner idę pomówić z Sturgisem. Jakby admirał zmienił zdanie i chciał mnie widzieć wcześniej daj mi znać
Tak sir.
Po jakiś 15 minutach z biura wyłonił się AJ.
gdzie Harm? – spytał Tunera
poszedł porozmawiać ze Sturgisem
Ach tak. – admirał podszedł do biurka – tuner wychodzę na lunch
Sir a Komandor Harm
Widzisz tu gdzieś pana Rabba? – AJ rozglądnął się dookoła – bo ja nie
Miałem go zawiadomić, jak będzie chciał go już pan przyjąć
Tuner o co ja cię spytałem? Czy widzisz tu gdzieś Rabba?
Nie sir?
Ja też nie. Więc, można uznać, że nie mam teraz z nikim żadnego spotkania i mogę wyjść na lunch. – Admirał nałożył czapkę i ruszył ku wyjściu. Tiner wstał szybko i poszedł na poszukiwania Harma. Znalazł go w kuchni gdzie rozmawiał z Sturgisem i Budem.
Komandorze – powiedział do Harma
Admirał mnie wyzywa? – Harm odłożył kubek z kawą
Niezupełnie. Admirał wyszedł na lunch
Masz kłopoty chłopie – powiedział Sturgis
Tiner wiesz gdzie on może być?
W restauracji Star.
Wiem gdzie to jest – Harm chwycił za czapkę
Wiesz co robisz? – spytał go Sturgis
Tak. Będzie musiał mnie wysłuchać. Czy tego chce czy nie chce – Harm szybko wyszedł
Jak myślisz Bud uda mu się?
Sądzę, że to będzie wyglądało jak powrót syna marnotrawnego. Admirał traktuje Harma jak syna. Sądzę, że mu wybaczy. – odparł Bud
Tylko, za jaką cenę.
Harm odnalazł AJ w restauracji. Siedział sam przy stoliku. Podszedł do niego. AJ nie zwrócił na Harma żadnej uwagi. Odkaszlnął próbując zwrócić na siebie uwagę, ale i to nie przyniosło pożądanego skutku.
Admirale – zaczął cicho Harm – byliśmy umówieni dzisiaj
Z tego co sobie przypominam to mieliśmy się spotkać w biurze – odezwał się w końcu AJ.
Czekałem, tyle, że pan wyszedł.
Miałem ochotę zjeść w spokoju lunch. Siadaj Harm, nie stercz tak nade mną. – Harm usiadł naprzeciwko niego – Mów.
Moje odejście z biura było pomyłką. – AJ coś mruknął niezrozumiale – Nie powinienem tego robić. Nie powinienem się sprzeciwić woli swego dowódcy.
AJ spojrzał na niego ciekawie. Skrzyżował ręce na piersi jak to miał w zwyczaju i czekał na dalsze słowa.
Nie potrzebnie narażałem siebie i jeszcze parę innych osób. Powinienem słuchać rozkazów...
Właśnie rozkazów. Rabb jaką mam gwarancję, że jeśli ci pozwolę wrócić do biura będziesz słuchał moich rozkazów. Nie sprzeciwisz mi się znowu?
Admirale dostałem nauczkę.
AJ mruknął – Wiesz, że w twojej sprawie dzwonił do mnie nawet sekretarz marynarki, abym znowu cię przyjął, nawet dyrektor CIA też próbował mnie do tego przekonać. Rabb postaw się na moim miejscu. Powiedz mi co powinienem zrobić.
przyjąć mnie z powrotem – Harm spojrzał na niego wzrokiem szczeniaka
AJ zabębnił palcami o stół.
Przepraszam Admirale za mój wybryk. Proszę dać mi jeszcze jedną szansę.
Wiesz Rabb. Gdyby nie to, że jestem łysy to przez te twoje wybryki już dawno bym osiwiał.
Czy to znaczy, że mogę wrócić?
Sam nie wierze w to co teraz powiem. Możesz, ale przez najbliższy czas schodź mi z oczu. I pamiętaj Rabb. Jedno małe przewinienie a żegnasz się z wojskiem na dobre, i w tedy to już nikt ci nie pomoże.
Dziękuje sir – Harm wstał i uścisnął mu dłoń
Ech za miękki się robię. Chyba pora, żeby już przejść na emeryturę – powiedział AJ bardziej do siebie niż do Harma
Admirale, jest pan za młody, żeby przechodzić na emeryturę.
Harm – powiedział groźnie admirał – pamiętaj! Będę miał cię na oku.
Tak sir.
Harm obawiał się tej rozmowy. Teraz, gdy było już po wszystkim odetchnął z ulgą. Mógł wrócić do biura, do tego co tak lubił.
Mac zadomowiła się w Londynie. Co prawda Anglia znacznie się różniła od Stanów. Inna kultura, zwyczaje, ale to jej nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Była zadowolona z tego. Miła odmiana po tym, co ostatnio przeżyła. Tak się jakoś też stało, że z trzech miesięcy jakie miała tu spędzić zrobiły się cztery. Przez ten czas ani razu nie była w Stanach i zaczynała już za nimi tęsknić. Brakowało jej przyjaciół, tym bardziej, że się zbliżały święta Bożego Narodzenia. Całe szczęście jej zasłanie tutaj dobiegało końca. Od nowego roku jej obowiązki miał przejąć ktoś inny. Tak, że mogła spokojnie już wracać do Stanów.
Siedząc w samolocie zastanawiała się nad ostatnim okresem. Cztery miesiące podczas których był obecny cały czas przy niej Webb. Cieszyła się, że Clay był tu razem z nią. Zdążyła go już trochę poznać przez ten czas jaki spędzili wspólnie. Poznała jego nawyki i parę wad. Nie podobało jej się w nim to, że czasami pił zbyt dużo. Lecz to zdarzało się jedynie w tedy gdy miał kłopoty w pracy. Ale mimo to nie podobało jej się to.
Wysiadła z samolotu. Owiał ją zimny wiatr. Padał śnieg. Waszyngtonie, było zimniej niż w Londynie. Mac, wracając do domu nikomu nie powiedziała, że przylatuje więc się nie spodziewała, że ktoś będzie na nią czekał na lotnisku. Clay miał wrócić z Londynu za parę dni. Wsiadła do taksówki i pojechała do domu. Długi lot ją zmęczył, więc szybko położyła się spać.
Następnego dnia z rana pojechała do biura zameldować się u dowódcy. Pierwszą osobą na jaką się natknęła, jeszcze przed wejściem do budynku była Jen.
pani pułkownik! – krzyknęła radośnie Jen – jak miło panią widzieć. Już myśleliśmy, że pani na stałe zostanie w Londynie.
Londyn ma swoje uroki, jednak moje miejsce jest tutaj. Admirał u siebie?
Tak. Będzie zaskoczony pani widokiem. Zresztą jak my wszyscy. – Mac weszła do budynku. Przechodząc przez główną sale spotkała Harriet i Buda. Harriet podeszła do niej i ją uściskała.
Pani pułkownik, co za niespodzianka.
Witaj Harriet. Jak tam dzieci?
Są cudowne. Może nie powinnam tak chwalić własnych dzieci, ale przekonasz się jak tylko do nas odwiedzisz.
Zapraszamy na wigilie do nas – powiedział Bud
Na pewno przyjdę. Teraz wybaczcie, muszę się spotkać z admirałem.
Mac weszła do biura AJ. Siedział on właśnie za biurkiem i rozmawiał przez telefon. Skinął ręką Mac by usiadła. Po chwili odłożył słuchawkę.
Witam pani pułkownik. Jak było w Londynie?
Nie tak dobrze jak tu – powiedziała z uśmiechem
Niestety, nie będzie pani dane odpocząć. Brakuje nam ludzi, więc od razu przydzielę pani do sprawy.
Nie mam nic przeciwko temu.
To dobrze. - Admirał podał jej kopertę. Mac zaciekawiona zajrzała do środka. Wyjęła zaproszenie na bal. Spojrzała zdumiona na AJ.
Bal organizowany przez rząd Stanów. Będzie na nim dużo osobistości. Ministrowie, ambasadorzy, zagraniczni goście.
A co ja mam tam robić? – spytała zaciekawiona Mac
Ładnie wyglądać. Jest to coroczny bal wydawany o tej porze roku.
Ktoś z biura jeszcze będzie?
Tak. Kilka osób.
Mac wahała się przez chwile nad kolejnym pytaniem.
Myślałam, że to będzie jakaś poważna sprawa
I tak jest. Na tym balu będzie szejk arabski. Podejrzewamy, że chce zrobić transakcje z pewną osobą. Kłopot w tym, że nie wiemy kto to jest. Jedynie co to, to, że jest amerykańskim wojskowym.
Co to za transakcja? – spytała Mac
Chodzi o sprzedaż broni. Tiner przekaże pani akta sprawy. – w tym momencie zadzwonił telefon
Admirał Chedwigen – AJ skinął Mac, że może odejść. Idąc do swojego biura, zauważyła, że gabinet Harma jest pusty. Pewnie ma rozprawę – przemknęło jej przez myśl. Wchodząc do biura obawiała się ich spotkania. Jak ono będzie wyglądać po tak długim czasie. Nie widzieli się w końcu cztery miesiące, podczas których do siebie nie dzwonili ani nie pisali. Usiadła za biurkiem, po chwili pojawił się Tiner z aktami.
Tiner, nie wiesz gdzie jest komandor Rabb? – spytała go Mac
Na lotniskowcu. Prowadzi sprawę. Ma wrócić za dwa dni ma'am.
Dziękuję – odetchnęła z ulgą. Miała dwa dni na to by przygotować się na spotkanie z nim. W tym momencie wyjęła zaproszenie z koperty i spojrzała na datę. Bal miał się odbyć jutro. Przynajmniej nie będzie na nim Harma.
Mimo woli przypomniało jej się przyjęcie w ambasadzie, w której zostali uwięzieni. Ze wspomnień wyrwało ją pukanie do drzwi. Otworzyła je.
Miałeś być dopiero za parę dni – zarzuciła Webbowi ręce na szyję.
Mam się wrócić? – dał jej szybkiego całusa
Zostań. Jak ci się udało wyrwać z stamtąd? – Mac wpuściła go do środka
To tajemnica.
Ostatnio dużo masz tych tajemnic.
Taka praca.
Mac odsunęła się od niego. Clay westchnął zrezygnowany.
- Saro przecież wiesz, że nie mogę ci mówić wszystkiego. Nie mogę cię narażać na niebezpieczeństwo.
Nawet nie mam prawa wiedzieć gdzie jesteś. Mam tylko siedzieć przy telefonie i czekać na to kiedy do mnie zadzwonisz?
Saro nie zaczynaj znowu. Proszę – Clay objął ją – Lepiej powiedz jak tam w biurze. – Webb obawiał się tego jak Sara zareaguje na powrót do biura. Jakie będzie jej pierwsze spotkanie z Harmem. Wiedział już od jakiegoś czasu, że Rabb nie pracuje już w CIA. Od początku jego pracy dla agencji domyślał się, że długo tam nie zagrzeje.
Admirał od razu przydzielił mnie do zadania. Jutro idziemy na przyjęcie.
My? – spytał Clay
Zaproszenie jest na dwie osoby. Chyba nie myślisz, że pokaże się tam sama.
Idź z Rabbem – Webb powiedział to by sprawdzić jak zareaguje. Mac popatrzyła mu uważnie w oczy. Po czym powoli powiedziała
Harm ma teraz sprawę na jakimś tam okręcie. Wróci za parę dni.
Więc się jeszcze z nim nie widziała – pomyślał.
Zatem pójdziemy tam.
Będzie tam zapewne kilku twoich znajomych – powiedziała Mac idąc do kuchni
Nie wątpię
Clay, nie masz nic przeciwko temu byśmy tam poszli.
Nie kochanie. Oczywiście, że nie.
Harm zdążył tego samego wieczora powrócić z lotniskowca. Jutro czekało go jakieś nudne przejęcie. Zaprosił na nie Kate Gali. Przynajmniej nie będzie sam się na nim nudził. Gdy weszli na sale, było tu już sporo gości. Rozpoznał w śród tego tłumu kilka znajomych twarzy. Było tu też kilka osób z biura JAG, w tym admirał AJ.
Sama śmietanka tutaj się zebrała – powiedziała Kate stojąca u jego boku ubrana w granatową długą suknie – ale nie tylko. Widzę też kilku agentów CIA.
Mówiłem ci, że to grubsza afera
Może zrobimy obchód dookoła sali, a potem zatańczymy – zaproponowała Kate.
Zgadzam się na obchód, a co do tańca, to wolałbym jednak nie. – Harm wziął pod rękę Kate i ruszyli przez sale
Harm, kobiecie się nie odmawia – spojrzała na niego spod przymrużonych powiek.
Komandor Rabb. – przybliżył się do nich sekretarz marynarki – więc jednak pan tu jest.
Pan sekretarz. Jakże bym mógł opuścić takie przyjęcie. Sporo znanych ludzi tu dziś jest.
Daj spokój Rabb. Połowa z nich przyszła tu w interesach, a druga połowa, by chełpić się swoim majątkiem, bądź stanowiskiem – sekretarz uważnie przyjrzał się Gali
Pozwoli pan, że mu przedstawię Kate Gali
Miło mi – sekretarz uścisnął jej rękę - pani wybaczy, ale muszę na chwilę porwać komandora.
W porządku. Harm będę przy barze – Kate oddaliła się w przeciwny koniec sali.
Harm pozwól ze mną. Tu jest zbyt dużo ludzi, a chciałby z tobą spokojnie porozmawiać. Przespacerujemy się Galerią. Będziesz mógł zobaczyć obrazy naszych stypendystów.
Szli długi korytarzem, gdzie na jednej ścianie znajdowały się obrazy, a naprzeciwko były okna zasłonięte długimi, białymi firanami. Było tu chłodniej, jako że parę okien było otwartych. Harm stracił zainteresowanie sztuką po kilku pierwszych obrazach przedstawiający kropki i kreski.
współczesna sztuka – mówił przy jego boku sekretarz – jakoś do mnie nie przemawia. Wole takie obrazy. Przynajmniej wie się gdzie jest góra a gdzie dół.
Harm spojrzał na obraz przed którym przystanęli. Płótno przedstawiało kobietę w białej sukni stojącą tyłem obok uschłego drzewa. Usłyszał, że ktoś idzie korytarzem. Odwrócił się w tym kierunku. W tym momencie wiatr powiał mocniej, zasłaniając mu widok. Po odgłosie obcasów domyślił się, że to kobieta idzie w ich kierunku. Pomyślał, że to może Kate znudziła się czekaniem i postanowiła do nich dołączyć. Firana powoli opadała, ukazując tego kto szedł. Harm oniemiał. W jego kierunku szła, a raczej płynęła w powietrzu pułkownik Sara Mackenzie. W białej długiej jedwabnej sukni wyglądała niczym anioł. Wrażenie to pogłębiał jeszcze szal który miała na sobie i lekko powiewał z tyłu gdy tak szła. Była zapatrzona w obrazy, które mijała, więc ich nie zauważyła.
Co pan o tym sądzi? Panie Rabb. Rabb! Czy pan mnie słucha? – sekretarz przyglądał mu się ciekawie, po czym spojrzał w kierunku, którym patrzył Harm. Sara usłyszała jak sekretarz wymawia nazwisko Rabb. Odwróciła wzrok od obrazów i spojrzała na Harma. Momentalnie zatrzymała się. Poczuła się jakby nogi wrosły jej w ziemie. Nie była w stanie zrobić, żadnego kroku.
Stali tak od siebie oddaleni zaledwie jakimiś trzema metrami. Żadne z nich nie było w stanie nic powiedzieć, ani wykonać żadnego gestu. Spoglądali sobie w oczy. Między nimi powstało napięcie. Każde z nich czekało, aż te drugie się odezwie, coś powie. Raptem obojgu wydało się, że jest tu duszno pomimo chłodu.
Sekretarz spoglądał na nich oboje.
państwo się znacie? – w końcu przerwał milczenie
Harm – powiedziała cicho, niemal szeptem. Nie zwróciła uwagi na to co powiedział mężczyzna u boku Raba.
Saro – po raz pierwszy usłyszała jak Harm wymawia jej imię w tak delikatny sposób. Lekko otworzyła usta, jakby miała coś za chwilę powiedzieć. Przez głowę Harma przelatywało teraz tysiące myśli z ogromną szybkością. Chciał ją zapytać co tutaj robi? Kiedy przyjechała? Dlaczego nie dawała żadnego znaku? Ale nie mógł. Głos mu uwiązł w gardle. Nie był w stanie nic powiedzieć.
Ja może państwu nie będę przeszkadzał. Komandorze porozmawiamy później.
Sara ocknęła się słysząc głos sekretarza.
Nie proszę zostać. To ja wam przeszkodziłam. – po czym odwróciła się i skierowała się do wyjścia. W tym momencie Harm miał ochotę udusić sekretarza. W myślach wyzywał go od najgorszych. Spoglądał tęsknym wzrokiem za nią. W połowie drogi Sara zatrzymała się i spojrzała na Harma przez ramię wzrokiem spod przymrużonych powiek. Harma przeszedł dreszcz. Posłała mu ironiczny uśmiech, po czym odwróciła się i poszła dalej. Chciał już za nią pobiec, ale sekretarz chwycił go za ramię i chcą nie chcą musiał iść z nim w przeciwnym kierunku.
Piękna – usłyszał jego głos. - Niczym posąg greckiej bogini.
Tak – powiedział w zamyśleniu
A wracając do sprawy. Podejrzewacie już kogoś... - Harm wiele go nie słuchał. Jego myśli błądziły gdzie indziej. Teraz zastanawiał się jak tu się pozbyć sekretarza i odszukać Sare. Porozmawiać z nią. Mechanicznie odpowiadał na pytania mu stawiane. Nie bardzo też pamiętał o czym mówili. Przed oczami cały czas miał widok Mac w białej jedwabnej sukni spoglądającej na niego. W końcu przeprosił sekretarza. Powiedział, że musi wrócić do Kate. Wrócił na sale i zaczął szukać Mac. Przechodząc obok baru zawołała go Kate.
Harm! Długo kazałeś na siebie czekać.
Wybacz Kate, ale nie mam teraz czasu. Muszę z kimś porozmawiać. – poszedł dalej szukając w tłumie znajomej twarzy, ale nie mógł jej nigdzie znaleźć. Zaczynał już wątpić w to czy w ogóle ją widział. Może tylko mi się zdawało. Zrezygnowany wyszedł na taras. I wtedy ujrzał ją po raz kolejny. Wyglądała się być jeszcze piękniejsza skąpana w blasku księżyca. Stała oparta o barierkę zapatrzona gdzieś w dal. Harm podszedł powoli do niej. Stanął obok, wydała mu się zamyślona.
Długo kazałeś na siebie czekać – powiedziała przerywając cisze
Witaj Mackenzie – Spojrzała na niego zdumiona.
To ty?
Spodziewałaś się kogoś innego?
Co chcesz Harm?
Chłodno mnie witasz po tak długiej nieobecności. Ile to już minęło? Cztery miesiące?
Cztery miesiące 3 dni i 15 godzin
Jak zawsze dokładna. Nic się nie zmieniłaś
Ty też. W biurze powiedzieli, że wrócisz za kilka dni. Nie spodziewałam się ciebie tutaj spotkać.
Ty też nic nie powiedziałaś o swoim powrocie – odparował – Znikasz na cztery miesiące. Nie mówisz gdzie jedziesz, w ogóle nic nie mówisz, a potem się zjawiasz jak gdyby nigdy nic. – Harm zacisnął ręce na zimnej barierce
Dostałam rozkazy. Byłam potrzebna w Londynie.
Tak. W końcu Londyn jest na końcu świata i nie mają tam czegoś takiego jak telefony.
Harm o co ci chodzi? – popatrzyła wściekle na niego
Kochanie przepraszam, że tak długo, ale po drodze zatrzymał mnie jeszcze szef – Clay podał Mac wodę – twoja woda
dzięki – Webb widząc Harma objął Mac w pasie dając mu do zrozumienia, że coś ich łączy.
cześć Harm. Dawno się nie widzieliśmy – powiedział do niego
Clay – odparł zdawkowo
Słyszałem, że odszedłeś CIA. Długo tam nie zabawiłeś – powiedział ironicznie – Nie każdy nadaje się do tej pracy.
Pracowałeś w CIA? Dlaczego? – spytała zdumiona Mac
Musiałem – odpowiedział krótko – masz rację Clay nie każdy nadaję się do tego by taplać się w błocie.
To Harm nic ci nie mówił – powiedział niewinnie Webb – a taki był dumny z siebie gdy tam przyszedł
Ty też mi nic nie powiedziałeś – spojrzała gniewnie na Claya
Myślałem, że wiesz – bronił się
Przepraszam was. Musze iść – Harm wyszedł. Nie mógł ścierpieć widoku Claya obejmującego Mac. Zaczął się zastanawiać, czy to co widział pomiędzy Mac i Webem to coś poważnego. Odnalazł Kate i resztę wieczoru spędził w jej towarzystwie.
Mac po chwili poszła w ślady Harma i weszła do środka zostawiając Weba na zewnątrz. Chciała porozmawiać kimś z biura. Po jakimś czasie odnalazła Sturgisa.
możemy pomówić? – podeszła do niego. Sturgis widząc po jej minie domyślił się, że to coś ważnego.
Coś się stało? – spytał jej
Dlaczego Harm pracował w CIA? – spytała po prostu
O niczym nie wiesz? – Mac zaprzeczyła ruchem głowy
Jadąc do Paragwaju sprzeciwił się admirałowi. AJ zabronił mu tam jechać. Powiedział, że jeśli tam pojedzie nie ma już po co wracać do biura. Jak wiesz Harm go nie posłuchał. Związku z tym po powrocie w biurze nie miał co szukać. Dostał propozycje pracy od CIA, i skorzystał z niej.
Myślałam, że przez cały ten czas pracował w biurze.
Admirał go przyjął z powrotem jakieś dwa tygodnie temu. – spojrzał na nią uważnie - Mac. Naprawdę o niczym nie wiedziałaś?
Nie miałam pojęcia – Sara spuściła głowę. Czuła się winna. – Przepraszam Sturgis. Muszę wyjść.
Odnalazła Webba i pod pretekstem, że źle się czuje, kazała mu odwieść się do domu. Nie odzywała się do niego przez całą drogę. Cały czas myślała o tym co usłyszała. Harm zaryzykował swoją karierę, by móc ją ratować. A ona co zrobiła? Wdała się w romans z jego kolegą. Sama sobie była winna, za obecną sytuację.
nie zaprosisz mnie do środka? – usłyszała głos Claya. Zobaczyła, że są już pod jej domem.
Nie dzisiaj. – powiedziała oschle
Saro – Webb złapał ją za rękę – musimy porozmawiać
Teraz?
Nie to może zaczekać, jeśli nie masz ochoty dzisiaj
Dzięki Clay – pocałowała go w policzek - Przyjdź jutro
Dobra. Dobranoc Saro
Dobranoc Clay
Sara weszła do mieszkania. Oparła się o drzwi. Zastanawiała się co teraz powinna zrobić. Jak zareagować na to co usłyszała? A jeśli Harm myślał, że ona wie o wszystkim. W takim przypadku dopiero jej zachowanie wydało mu się gruboskórne. Czuła się okropnie. Minęło już przecież tyle czasu.
co ja mam robić? – spytała sama siebie.
Po raz pierwszy zaczęła żałować, że wróciła do Stanów. W Anglii wydawało jej się wszystko prostsze, łatwiejsze. Zajmowała się tam banalnymi sprawami, u jej boku zawsze był Clay. Nie zastanawiała się nad tym co będzie jutro. A w przeszłość po prostu nie patrzyła. Pojechała tam w końcu po to by zapomnieć o niej. A teraz gdy tu wróciła, przeszłość dała znać o sobie. Okazało się, że jednak nie udało jej się od niej uciec. Lecz musi się z nią zmierzyć. Rozebrała się z sukni i poszła wziąć gorącą kąpiel. To ją trochę odprężyło. Ale jej myśli nadal krążyły wokół jednego tematu. Jeszcze do tego jej związek z Webbem. Przypomniały jej się ostatnie jego słowa gdy wysiadała z auta. Powiedział, że chce z nią jutro porozmawiać. Ciekawe, co może od niej chcieć. Może chodzi mu o te dzisiejsze spotkanie z Harmem. Pewnie pomyślał, że go specjalnie okłamałam mówiąc mu, że Raba nie będzie na przyjęciu. Przypomniało jej się jak go zobaczyła w holu. Był zaskoczony jej widokiem, tak samo jak ona jego. Nie! Znowu o nim myślę. Czy ja się od niego nigdy nie uwolnię? Przecież nic nas nie łączy. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Więc dlaczego o nim ciągle myślę? Przewróciła się na drugi bok. Próbowała zasnąć, ale przychodziło jej to z trudem. Jej myśli cały czas krążyły wokół jednego tematu i jednej osoby. Dopiero nad ranem udało jej się zasnąć.
