Moje pierwsze tłumaczenie, mam nadzieję, że nie zawiodłam waszych oczekiwań ^^

Autorką jest przecudowna NusiainForks, od której uzyskałam pozwolenie na tłumaczenie, a oryginał znajdziecie pod ID: 4876020
Jeszcze dziś na pojawi się także moje tłumaczenie, bo obiecałam to autorce.

Postacie są kanoniczne, Cullenowie są wampirami, rzecz dzieje się po tym, jak Edward rzuca Bellę.

Najpierw wstęp od autorki, potem zaserwuję wam prolog i pierwszy rozdział.


Edward opuszcza Bellę, ale ona się nie załamuje, zwłaszcza, gdy orientuje się, że Jasper powrócił do Forks. Ich rodząca się przyjaźń pomoże Belli odbudować poczucie własnej godności. Ale, gdy Alice czeka na Jaspera na Alasce, czy Bella odnajdzie nową miłość? Czy zostanie ponownie porzucona?
To moje pierwsze ff, które opisuje budujące się powoli uczucie z punktu widzenia Belli, tak jak w Zmierzchu. Jeśli Jasper i Bella mają być razem, doprowadzenie do tego będzie długim procesem. W tej historii ważna jest również Alice, więc, jak napisałam na początku, koniec wciąż nie jest pewny.
Dwa pierwsze rozdziały przedstawiają Bellę, Jasper pojawia się dopiero w trzecim.

Tyle opisu samej autorki, ja ze swojej strony życzę miłego czytania i czekam na opinie
Tekst na razie bez bety, bo trudno jakąś znaleźć o tej porze, a nie mam czasu, by czekać.
Jeśli znajdziecie jakieś błędy, wytykajcie je, proszę.
Enjoy!


Prolog

On umierał.
Dym drażnił moje oczy, a moje płuca były przepełnione ciężką wonią kadzidła, gdy wilki wrzucały ciała wampirów do ognia. Słyszałam wycie i warczenie watahy, kiedy ich wściekłość doprowadziła ich do szaleństwa.
Byłam pokryta krwią. Kapała na niego, gdy rozpaczliwie próbowałam utrzymać jego rozerwane i połamane ciało w całości, by w jakikolwiek sposób uchronić go przed pewną śmiercią. Utrata krwi była niczym, moje rany były powierzchowne. Umierał. Umierał, bo próbował mnie obronić. I nie mogłam zrobić nic, by temu zapobiec.
Krzyczałam z całych sił, mimo dławiącego dymu, aż hałas zamienił się w słowa:
- Jacob! – krzyknęłam. – Musisz go uratować. On nie może umrzeć z mojego powodu! Błagam cię, jesteś jedyną osobą, która może to zrobić. Jacob! Mój Boże, Jasper, nie! Musisz go uratować, on umiera!
Dym był tak gęsty, że z ledwością mogłam coś zobaczyć, ale mój marny wzrok zarejestrował jakiś ruch. Głos uwiązł mi w gardle, gdy rozpoznałam znajomą sylwetkę. Alice!

Rozdział I
Porzucona zabawka

Odszedł.
Jakaś część mnie chciała podążyć jego śladem, dogonić go i zmusić do zmiany zdania. Wiedziałam jednak, że to niemożliwe. Byłam beznadziejnym piechurem i nigdy nie osiągnęłabym jego prędkości, nie mówiąc już o potknięciach i zranieniach. Poza tym, jak mogłabym namówić go do powrotu? Jeśli mówił prawdę, jeśli mnie nie chciał, to żadna dyskusja nie odniosłaby pożądanego skutku.

Upadłam na ziemię. Nie wiedziałam, co mam zrobić, gdzie pójść, co o tym myśleć. Tyle razy powtarzał mi, że mnie kocha. Myślałam, że był ze mną szczery. Mimo tych zapewnień dziś był tak chłodny, jak gdyby stał się kimś innym. To nie był Edward, którego kochałam, lecz nieznajoma mi osoba.

Siedziałam nieruchomo przez dłuższą chwilę. Stałam się bezwartościowa i opuszczona, jak zabawka, która wyszła z mody, chociaż w zeszłym sezonie wiodła prym. Oczywiście, Edward bez problemu się z tego otrząśnie, ale co ze mną? Przez kilka ostatnich miesięcy Edward był moim całym światem, spędzaliśmy razem każdą chwilę. Nie miałam innych zainteresowań, niczego, co mogłoby mnie od niego odciągnąć. Jak mogłam ruszyć do przodu? Poczułam, jak odrętwienie ogarnia moje ciało, gdy pogrążałam się we własnej żałosności.

Kiedy w końcu zdecydowałam się poruszyć, poczułam, że zdrętwiałam, dosłownie. Straciłam czucie w nogach po tak długim siedzeniu w jednej pozycji. Kolejny dowód na to, że byłam tylko żałosnym, nic nie znaczącym śmiertelnikiem. Edward mógłby siedzieć w tej samej pozycji przez kilka dni bez najmniejszego śladu dyskomfortu.

Wyprostowałam nogi i skrzywiłam się z bólu, gdy krążenie powróciło. Tysiące szpilek i igieł wbijało się w moje łydki. Zupełnie jak te, które zostały wbite w moje serce. Odczuwałam dziwne zadowolenie z tego bólu – przynajmniej mogłam dowieść, że wciąż czuję.

Gdy ból w nogach nareszcie ustąpił, podniosłam się i ruszyłam w stronę domu. Charlie jeszcze nie wrócił, ale na kuchennym stole znalazłam krótką notatkę, napisaną moim chaotycznym pismem:

Jestem na spacerze z Edwardem. Będę niedługo, B.

Byłam zdezorientowana, przecież to nie ja to napisałam. Edward musiał to zrobić, ale dlaczego? Oczekiwał, że wciąż będę na zewnątrz, gdy Charlie wróci? Czy myślał, że wpadnę w coś w rodzaju katatonii* i Charlie będzie musiał mnie szukać? I, jeśli tego oczekiwał, czy naprawdę zostawiłby mnie samą po tym, jak zeszłej wiosny ostrzegał mnie przed zagrożeniami czyhającymi w lesie? Zaczęła mnie ogarniać wściekłość. Zgniotłam kartkę i wrzuciłam ją do kosza.

Nie, nie dam mu tej satysfakcji i nie zachowam się jak słabeusz, za którego mnie uważał. Owszem, zranił mnie, ale rany nie są śmiertelne. Będę potrzebowała czasu, by wyzdrowieć – przywykłam do tego. Życie niezdary takiej jak ja, polegało na leczeniu się z obrażeń i uleganiu kolejnym wypadkom. Jeśli cokolwiek miało być łatwiejsze od ran fizycznych, to właśnie ten emocjonalny cios. Nie potrzebowałam żadnych szwów, usztywnień lub gipsu. Potrzebowałam czasu.

Myśl o czasie sprawiła, że zerknęłam na zegar. Cholera, było już naprawdę późno. Charlie niedługo wróci do domu, a ja nie przygotowałam jeszcze obiadu. Nie miałam czasu, by zrobić coś, co w jakikolwiek sposób przypominałoby domowe jedzenie, więc chwyciłam spaghetti i słoik sosu. Wiedziałam, że w zamrażarce mam torbę mrożonych klopsów na okazje takie jak ta. Błyskawicznie zalałam makaron wodą, by go zagotować i wrzuciłam klopsy do garnka z sosem. To nie będzie moje największe kulinarne osiągnięcie, ale Charlie prawdopodobnie nawet tego nie zauważy. Nie był specjalnie wybredny.

Zadzwonił telefon. Nie miałam ochoty na rozmowy, ale musiałam odebrać, w razie gdyby dzwonił Charlie.

- Cześć, Bella. – Usłyszałam głos Jessiki Stanley.

Skuliłam się. Jessica mogła do mnie zadzwonić tylko z jednego powodu – jej mama dowiedziała się, że Cullenowie wyjechali z Forks. Złe wiadomości szybko się rozprzestrzeniają, pomyślałam. A potem zorientowałam się, że Edward nie podał mi nawet oficjalnego powodu, dla którego wyjechali. Co miałam powiedzieć Jessice, gdyby zapytała się, dlaczego się wyprowadzili? Och, wiesz, Jess, Edward uważał, że nie byłam dla niego wystarczająco dobra i nie mógł znieść myśli, że musi żyć w tym samym miasteczku, co ja. Dlatego cała jego rodzina wyprowadziła się, bo w innym przypadku ulegliby pierwotnemu instynktowi i zabiliby mnie dla mojej krwi. Tak, to brzmiało przekonująco.

Na szczęście nie musiałam być tak bardzo twórcza.

- Moja mama właśnie wróciła do domu i powiedziała mi, że doktor Cullen przyjął propozycję pracy w Los Angeles, więc jego rodzina musiała się natychmiast wyprowadzić. To okropne! Rozmawiałaś już z Edwardem?

Przeprowadzka do słonecznej Kalifornii, pomyślałam. Musiałam przyznać, że ta ironia była trochę zbyt wykwintna. Edward naprawdę działał na wielką skalę, upewniając się, że nie zostawił za sobą żadnych śladów. Wiedziałam, że jedynym miejscem, gdzie Cullenowie się nie przeniosą, będzie miasto, które zmusi ich do ciągłego przebywania wewnątrz budynków. Bał się, że spróbuję go śledzić, więc wymyślił bezsensowne kłamstwo, jako sygnał dla mnie? Zacisnęłam moją pięść w gniewie. Nie byłam agresywną osobą, ale w tej chwili nie miałabym nic przeciwko, gdybym mogła uderzyć w coś lub kogoś

- Bella? – głos Jessiki przerwał moje rozmyślania. Spanikowałam. O co mnie pytała? Ach, tak. Chciała wiedzieć, czy rozmawiałam z Edwardem.
- Tak, rozmawialiśmy. To prawda.
- Och – szepnęła i domyśliłam się, że nie dzwoniła tylko po to, by potwierdzić plotki. Chciała szczegółów. – Więc co zamierzasz zrobić? Będziecie odwiedzać się w weekendy?
- Um… - Mój mózg pracował na najwyższych obrotach. Edward odszedł i sprawił, że poczułam się upokorzona, ale nie było powodu, dla którego inni mieliby o tym wiedzieć. Co mogłam powiedzieć, by nie wyjść na porzuconą zabawkę? Po chwili wymyśliłam historię, która powinna zadziałać. Taką przynajmniej miałam nadzieję. – Latanie jest dosyć drogie, a ostatnia klasa oznacza więcej szkolnych obowiązków. Poza tym muszę pracować w weekendy. Zobaczymy, jak to wszystko się ułoży, ale na razie postanowiliśmy, że spotykanie się z innymi ludźmi będzie dobrym pomysłem.
- Rozumiem – powiedziała, niedowierzając. – I pogodziłaś się z tym? To znaczy, wiesz, co mówią o dziewczynach z Kalifornii. Jesteś pewna, że chcesz dać Edwardowi wolną rękę, by mógł… eksperymentować?
Mogłam wyczuć w jej głosie, że raczej mi nie uwierzyła. Sam fakt, że miała rację, sprawił, że zapragnęłam być bardziej przekonująca.
- To nieistotnie – odparłam znudzonym tonem. – Wiesz, nie popełniłam błędu. Kocham Edwarda, ale był bardziej użytecznym chłopakiem, gdy był tutaj, rozumiesz?
- Naprawdę? Myślałam, że szalejecie za sobą.
- Bo tak było, ale mam dopiero osiemnaście lat i nie mam zamiaru spędzić ostatniego roku liceum na wysyłaniu e-maili, telefonowaniu i okazjonalnych spotkaniach z chłopakiem-na-odległość. Jestem pewna, że Edward myśli tak samo. –Tak, wyraził się wystarczająco jasno. – Będziemy w kontakcie, ale otwarliśmy się też na inne możliwości.

Skrzyżowałam palce, gdy wypowiadałam ostatnie kłamstwo. Wiedziałam aż za dobrze, że nie będzie żadnego kontaktu między mną i Edwardem. Jak to ujął? Będzie tak, jakbym nigdy nie istniał. Równie dobrze mógł to zamienić na: [b]będzie tak, jakbyś nigdy nie istniała.[/i]

- Łał, Bello, przyjęłaś to bardzo dobrze – powiedziała Jess. Jej głos wciąż przepełniony był wątpliwościami, ale także rozczarowaniem. Prawdopodobnie miała nadzieję, że będę miała złamane serce. Pomyślałam o kartce wrzuconej do kosza. Witaj w klubie, Jess. Witaj w klubie.
- Tak myślisz? Po prostu staram się dostrzec jakąś jasną stronę tej sytuacji. Może randkowanie jest jak jazda konna – kiedy upadniesz, najlepsze, co możesz zrobić, to ponownie usiąść w siodle.
- Jasne – odparła niepewnie. Mogłam się założyć, że myślała teraz o wolnych chłopcach z naszego rocznika, włączając jej byłego, Mike'a Newtona. – Ale nie ma sensu się spieszyć.

Wiedziałam, że rozmowa nie potoczyła się w kierunku, który przewidywała Jess, gdy do mnie zadzwoniła. I byłam z tego zadowolona, chociaż wywlokłam za wierzch mój gniew na Edwarda i byłam wredna w stosunku do niej. Naprawdę nie chciałam z nikim chodzić, a zwłaszcza z Mike'm Newtonem, więc dlaczego miała być tak samo nieszczęśliwa jak ja?

- Nie będę się spieszyć – zapewniłam ją. – Myślę, że mała przerwa od związków dobrze mi zrobi. Wybacz, Jess, ale mój tata za chwile będzie w domu, a ja nie skończyłam jeszcze obiadu, więc… - Zawiesiłam głos.
- Oczywiście, nie będę cię zatrzymywać. – Na szczęście złapała aluzję. – Zobaczymy się jutro w szkole.

Odłożyłam słuchawkę i pomyślałam, że gdy tylko informacja dostanie się do domu Jessiki, prędzej czy później zostanie poruszona przez nią lub jej matkę. Jutro rano wszyscy w Forks będą wiedzieli o mnie i Edwardzie. Miałam tylko nadzieję, że moja wersja była wystarczająco przekonująca.

Skończyłam przygotowywać obiad, gdy Charlie wszedł do domu.

- Cześć, Bells – powiedział ostrożnie, jak tylko usiedliśmy przy stole. – Słyszałem, że Cullenowie wyprowadzili się do Kalifornii. Edward wyjechał z nimi?

Zaskoczona, podniosłam wzrok. Mimo, że skończyłam osiemnaście lat i wszyscy sądzili, że Edward jest w tym samym wieku, możliwość, że zostałby tutaj sam, opuszczając swoją rodzinę, nawet mnie nie przyszłaby do głowy. Miałam nadzieję, że Charlie był jedyną osobą, która popełniła ten mentalny błąd.

- Oczywiście, tato. Edward wciąż jest w liceum. –Nie pierwszy raz. Przez chwilę zastanawiałam się, dokąd Cullenowie naprawdę wyjechali i czy zaczną naukę w liceum od początku. Z jakiegoś powodu nieszczęście, które przyniesie ta zmiana - szczególnie dla Edwarda i Rosalie – ofiarowało mi maleńkie uczucie zadowolenia. Kto przypuszczałby, że jestem aż tak mściwa?

- Rozumiem. Będę musiał zamówić ofertę telefoniczną z tańszymi rozmowami zamiejscowymi?

Wiedziałam, że muszę okłamać również Charliego, ale nie spodziewałam się, że sprawi mi to taką trudność. Charlie będzie pierwszą osobą, która dowie się, że nie rozmowy na linii Forks - Los Angeles po prostu nigdy się nie odbędą, z drugiej strony miałam pewne problemy z powiedzeniem mu prawdy.

- Nie sądzę, tato. Związki na odległość raczej nie są dobrym pomysłem. Zdecydowaliśmy z Edwardem, że będziemy spotykać się z innymi ludźmi. My… my zerwaliśmy ze sobą.

Tym razem Charlie wyglądał na zaskoczonego.

- I pogodziłaś się z tym? – Był jednocześnie skoncentrowany, podejrzliwy, pełen nadziei i ulgi.
- Tak, chyba tak.
- No, no. – Najwyraźniej go nie przekonałam. – Mam cię zawieźć do Los Angeles, żebyś mogła przekonać go do powrotu do Forks?

Skrzywiłam się na wspomnienie historii, którą uraczyliśmy Charliego po wydarzeniach ostatniej wiosny. Ciężko było uwierzyć, że mogliśmy spędzić bez problemu tydzień z dala od siebie, nie mówiąc już o dłuższej rozłące. I nic w tym dziwnego, skoro byłoby to kompletnym kłamstwem. Przynajmniej z mojej strony. Ale musiałam odegrać swoją rolę w tym przedstawieniu i rozwodzenie się nad zaistniałą sytuacją nie było ani trochę pomocne. Spróbowałam się uśmiechnąć.

- Cóż, cała rodzina nie wróci tutaj dla mnie i Edwarda, więc nie sądzę, byśmy mieli jakikolwiek powód do odbycia tej podróży.

Charlie się zasępił.

- Masz zamiar zostać w Forks? – zapytał i wtedy wszystko nabrało dla mnie sensu. Bał się, że teraz, gdy nie ma już Edwarda, zdecyduję się wrócić do Renee i Phila. Zdziwiłam się, że nie przyszła mi do głowy taka myśl. Oczywiście, mogłam uniknąć wszystkich plotek, po prostu opuszczając miasto. Miałam się gdzie podziać. Ale widząc zawiedzioną minę Charliego zrozumiałam, że to nie jest żadne rozwiązanie. Charlie mnie potrzebował i nie mogłam pozwolić Edwardowi, by wygonił mnie z własnego domu. Nie chciałam zaczynać ostatniego roku w nowej szkole, być zmuszoną do poznawania nowych ludzi i znalezienia nowej pracy. Pozostanie w Forks będzie trudne, ale z pewnością łatwiejsze od przeprowadzki.

- Tak, tato. Zostaję w Forks. Chcę skończyć liceum z moimi przyjaciółmi.
Widziałam, że to kupił. Byłam całkiem dobra w przekręcaniu faktów – może powinnam rozważyć karierę w public relations?
- Cieszy mnie to, Bello. Uwielbiam mieć cię przy sobie.

Zakrztusiłam się. Takie wyznania nie padały często z jego ust. Zawstydzona, zawiesiłam głowę.

- Też cię kocham, tato – odpowiedziałam.

Skończyliśmy posiłek w ciszy. Po obiedzie pozmywałam naczynia, a Charlie zajął się wycieraniem i odkładaniem ich na miejsce. Nie potrzebowaliśmy słów.

Kiedy umyliśmy wszystkie naczynia, Charlie poszedł do salonu obejrzeć mecz baseballu. Powiedziałam mu, że muszę odrobić zadanie i weszłam na górę. Domyśliłam się, że Edward przygotował jeszcze kilka niespodzianek, więc otworzyłam ze strachem drzwi.

Był również tutaj. Wszystkie prezenty urodzinowe, które dostałam od jego rodziny, zniknęły. Usunął też swoje zdjęcia z mojego albumu i zabrał płytę z mojego odtwarzacza. To był ostateczny cios, ale poczułam też ulgę. Byłam przekonana, że prawdopodobnie sama pozbyłabym się w końcu tych rzeczy. Zaoszczędził mi kłopotu.

Wiedziałam, że nie będę w stanie się uczyć i nie miałam żadnych obowiązków, więc postanowiłam położyć się spać. Gdy leżałam w ciemnym pokoju, wydarzenia dzisiejszego dnia przewinęły się przez moją głowę niczym materiał o katastrofie, który pojawia się we wszystkich wiadomościach. W samotności wszystkie ślady mojej fałszywej dumy zniknęły i łzy zaczęły płynąć po moich policzkach, dopóki mój własny płacz nie utulił mnie do snu.


*.org/wiki/Katatonia_(zaburzenie_motoryki)


Od Autorki: Mam nadzieję, że polubiliście silniejszą Bellę. Uwielbiam wasze wparcie i liczę na opinie.

Ode mnie: A ja mam nadzieję, że historia spodobała wam się tak samo, jak mi. Wiem, że wielu z was nie przepada za sparowaniem Belli z Jasperem, ale autorka naprawdę wiedziała, co robi, kiedy zaczęła pisać to ff.
W każdym bądź razie opinie są mile widziane.

Ave wam, Mami B.

P.S. Drugi i trzeci rozdział są krótkie, więc zamieszczę je razem. We wtorek.