Moja historia o Naruto. Nie wiem jak często będą rozdziały, postaram się w miarę regularnie je dodawać. Proszę o konstruktywną krytykę. Nigdy nie będzie to slash.
Rozdział I
Itachi obserwował wioskę z góry Hokage. Była noc więc uliczki Konohy były prawie puste, nieliczne osoby zmierzały do domów. Geniusz Uchiha rozmyślał nad nadchodzącą misją, wiedział, że po niej nie będzie mógł wrócić do ukochanej wioski, lecz robił to dla jej dobra. Miał wszystko dokładnie zaplanowane, teraz musiał przygotować teren. Ruszył w stronę dzielnicy Uchiha. W połowie drogi dostrzegł kilkoro ludzi którzy kopali małego chłopca wyzywając go od demonów i potworów. Gdy był bliżej rozpoznał go, był to nosiciel Kyuub'iego. Itachi natychmiastowo pojawił się obok, tamci na jego widok od razu uciekli, wiedzieli, że ANBU może donieść o tym Hokage i wtedy mogą ich czekać straszliwe konsekwencje. Itachi rozumiał po części tych ludzi, ale nie mógł patrzeć na to jak znęcają się nad małych chłopcem, był on w wieku jego brata. Podniósł Naruto i zapytał:
– Gdzie mieszkasz, odprowadzę cię.
Chłopiec nadal przerażony zamiast odpowiedzieć po prostu uciekł. Itachi postanowił obserwować go aż tamten znajdzie się w domu, aby przypilnować czy znowu go nie zaczepią.
Pół godziny później Itachi w świątyni Nakano, w miejscu spotkań klanu ukrywał wybuchowe notki. Rozmieścił ich tyle aby wszyscy, którzy się tu znajdą zginą, odpalenie jednej notki, powoduje uruchomienie każdej kolejnej. Wiedział, że nie wszyscy przyjdą, lecz będzie to garstka z którą rozprawi się bez większego problemu. Po skończonej pracy wyślizgnął się ze świątyni i udał do domu. Tym razem wyjątkowo nie czekał na niego ojciec, aby dać mu kazanie. Szybko udał się do pokoju i położył się spać. Pewna myśl nie dawała mu spokoju, jak wymusić nietykalność Sasuke na Starszyźnie wioski. Wiedział, że Trzeci dotrzyma słowa, ale nie miał pewności co do Danzo. Kolejnym problemem było to, dokąd ma uciec. „Pięć wielkich wiosek odpada, Ame-gakure nie jest daleko i jest trochę odizolowane więc może być idealne." – rozmyślał itachi – „Może by wziąć małego ze sobą, za wioską tęsknić nie będzie, a Starszyzna nie będzie mogła go wykorzystać, do tego bezpieczeństwo Sasuke będzie zapewnione. Jeżeli ruszą Sasuke, oddam dzieciaka innej wiosce, albo przynajmniej niech się tego obawiają."
Najmłodszy kapitan ANBU obudził się dosyć wcześnie. Od rana czekało na niego parę spraw niecierpiących zwłoki. Szybko zrobił raną toaletę , ubrał się i zostawiając kartkę informującą, że wyruszył na misję i wróci za kilka dni, co było oczywistym kłamstwem, opuścił dom. Pierwszym punktem na liście do zrobienia, było odwiedzenie Naruto. Musiał przekonać go do opuszczenia wioski inaczej cały misterny plan by się w tym miejscu załamał. Wiedział, że jest jeszcze zbyt wczesna pora aby chłopak wstał, ale najpierw postanowił sprawdzić okolicę aby upewnić się, że nikt nie będzie miał o tym pojęcia. Zawsze było ryzyko, że Korzeń obserwuje sakryfikanta. Gdy był w pobliżu aktywował Sharingana i dokładnie przeszukał okolicę, na szczęście nie było nikogo podejrzanego. Zsię do mieszkania Uzumakiego. Chciał jak najszybciej mieć to z głowy więc obudził chłopca oblewając go wodą. Jinchūriki Kyuubiego zerwał się z łóżka i przestraszony wyjąkał w stronę Itachiego:
– K…Kim jest-teś? Czego chce-esz?
– Spokonie, nie mam zamiaru cię skrzywdzić – zaczął uspokajać blondyna Itachi – Mam dla ciebie propozycję, która może cię zainteresować.
Chłopiec już z mniejszym strachem i coraz bardziej rosnącym zaciekawieniem słuchał ANBU.
– Co byś powiedział na opuszczenie wioski – kontynuował czarnowłosy – Wieczorem opuszczam wioskę i w najbliższym czasie tu nie wrócę, istnieje duże prawdopodobieństwo, że nigdy. Wiem jak cię ludzie traktują i nie uważam, aby było to dobre, chodź ze mną, a nie będziesz musiał cierpieć z ich rąk. Zastanów się nad moją propozycją, ale nie waż się nikomu powiedzieć. Pojawie się tu wieczorem, jeżeli będziesz chciał ze mną wyruszyć, masz być już spakowany i gotowy do drogi. Dobrze to przemyśl chłopcze.
Po tych słowach zniknął, a Naruto powoli przyswajał to co usłyszał. Długo nie zastanawiał się nad decyzją i od razu zaczął się pakować, bo jak wróci z akademii może nie mieć czasu. Tego dnia nie mogło mu nic popsuć, w końcu uwolni się od tych wszystkich okropnych ludzi. Nienawidził większości ludzi w wiosce, ponieważ go dręczyli, wyzywali od demonów i tym podobne. Niewiele ludzi nie zwracała po prostu na niego uwagi i był im za to wdzięczny. Mili dla niego byli jedynie Trzeci Hokage oraz Teuchi, właściciel Ichiraku Ramen, to jedyna rzecz za jaką będzie tęsknić. Gdy spakował swój skromny dobytek, położył plecak przy drzwiach, po czym udał się na śniadanie do Ichiraku, a następnie do akademii.
Po opuszczeniu mieszkania Naruto, Itachi ruszył w stronę budynku Hokage na umówione spotkanie ze Starszyzną. Po kilku minutach był już przed gabinetem Trzeciego. Zapukał i gdy usłyszał pozwolenie wszedł, uklęknął przed Sarutobim i zdjął maskę.
– Wszystko przygotowane, zrobię to gdy wszyscy członkowie klanu będą w świątyni, dzięki temu nie będę musiał się martwić, czy ktoś nie wywoła alarmu. Mam nadzieję, że moja warunki są aktualne i Sasuke nie spadnie włos z głowy.
– Obiecuje ci bezpieczeństwo Sasuke, ale tobie nie mogę go zapewnić, wiesz dobrze, ze musisz opuścić wioskę. – zaczął mówić Hokage – słyszałem ze w Amegakure jest pewna organizacja zrzeszająca missing-ninów, myślę że w jej szeregach mógłbyś być w miarę bezpieczny.
–Dziękuje za tą radę. Jeżeli to wszystko to chciałbym przeczekać czas do misji w kwaterze ANBU.
–Nie chcesz, abym przydzielił ci kogoś do pomocy, Itachi? – zapytał Danzo
–Myślę że nie będę potrzebował, co najwyżej przydałby się ktoś kto zajął by się ludźmi którzy byliby zbyt blisko dzielnicy aby nikogo nie zawiadomili.
–Wyślę trójkę ludzi aby obserwowali okolicę, będziesz mógł działać w spokoju.
–Możesz odejść Itachi – powiedział Trzeci, po czym geniusz Uchiha opuścił gabinet.
Skierował swoje kroki do kryjówki ANBU. Tam przygotował sprzęt po czym udał się do pokoju obserwacyjnego. Zaczął analizować swój plan, nie było w nim błędów, na spotkaniu nie będzie tylko 2 osób, Sasuke, bo jest za młody, najpierw musi aktywować Sharingana, aby móc uczestniczyć w zebraniach. Do tego w tym czasie będzie jeszcze w akademii, oraz Itachiego, który rzekomo jest na misji. Nie będzie żadnej pomyłki.
Parę godzin później Itachi zaczął się przygotowywać do misji. Ubrał standardowy strój ANBU, założył maskę, po czym opuścił budynek i wyruszył w stronę dzielnicy Uchiha. Niepostrzeżenie wślizgnął się do siedziby klanu i ukrył w pobliżu świątyni tak aby mieć na nią dobry widok. Przybył zawczasu, aby upewnić się, że wszyscy przybędą. Pogoda z minuty na minutę się pogarszała, niebo zaczęło zasnuwać się ciemnymi chmurami, Itachi cieszył się z tego ponieważ jeżeli zacznie padać, deszcz po części zatrze jego ślady. Po niedługim czasie pojawił się Fugaku wraz z matką Itachiego. Co chwila przybywali kolejni członkowie klanu. Po pół godziny byli już wszyscy i rozpoczęło się zebranie. Gdy był pewien, że wszyscy zebrali się tam gdzie powinni odpalił pierwszą notkę która znajdowała się na dachu, ukryta pod iluzją by nikt jej nie zobaczył. Eksplozja pierwszej zainicjowała kolejne, po paru minutach były jedynie płonące gruzy, spod których widać było sylwetki ludzi. Najmłodszy ANBU przez chwile przypatrywał się zniszczonej świątyni, po czym udał się do gabinetu Trzeciego. Po drodze minął się z ludźmi Danzo, wypełnili swoje zadani świetnie, bo nikt nie wiedział jeszcze o wybuchu. Dosyć szybko znalazł się w budynku Hokage. Po chwili był już w gabinecie, znajdował się w nim jedynie Hiruzen Sarutobi.
– Zadanie wykonane wielmożny – powiedział Itachi – Opuszczam wioskę niezwłocznie, proszę tylko o opiekę nad bratem i nie wyjawianie mu czemu to się stało, ani wiosce, a to, że ja to zrobiłem nie powinno być tajemnicą.
– Zrobię tak jak sobie życzysz, nie wyśle za tobą ANBU, ponieważ na początku uznamy, że nie wiadmo kto jest winny, a po dokładnym przepbadaniu, z nie będzie twojego ciała uznamy, ze to twój czyn a wtedy będzie za późno na poszukiwania.
– Dziękuje wielmożny, jest jeszcze jedna sprawa – zaczął Uchiha – Zabiorę pewną osobę ze sobą, widzę w niej potencjał a tu nie będzie mógł się rozwinąć w pełni. Niedługo domyślisz się kogo zabieram, ale na razie niech pozostanie to tajemnicą. Proszę uznaj go za zaginionego, albo nawet martwego, to już twoja wola wielmożny. A teraz chciałbym wyruszyć jeżeli mogę. - Gdy Trzeci skinął głową, Itachi skłonił się po raz ostatni i zniknął w chmurze dymu.
Pojawił się na dachu budynku, który zamieszkiwał Uzumaki. Skierował się do mieszkania, a gdy znalazł się przed nim, zapukał do drzwi. Otworzył mu siedmioletni blondyn i gdy go zobaczył od razu się uśmiechnął, złapał plecak przygotowany już przy drzwiach i zameldował:
– Jestem gotowy do drogi.
– To się cieszę. Ruszamy natychmiast – powiedział po czym złapał małego pod pachę i zaczął szybko mknąć w stronę bram Konohy.
Naruto nie próbował się wyrywać, domyślił się, że tak będzie szybciej. Przemknęli obok strażników niezauważeni i opuścili rodzinną wioskę. Chwile po tym jak przekroczyli bramę lunął deszcz, na który tak liczył czarnowłosy. Wierzył, że Trzeci dotrzyma słowa, lecz nie miał pewności co do przywódcy Korzenia. Postanowił nie zatrzymywać się dopóki odległość od wioski nie będzie znacząca.
